KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 63 z 114Strony:  <=  <-  61  62  63  64  65  ->  => 
14-01-16 08:34  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:49)

 
14-01-16 16:54  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Oj, nieładnie, nieładnie.
"Krucafuks" to na Podhalu okrutny bluzg ! W porównaniu z nim wszystkie wyrazy na k..., ch..., p... to mały Pikuś !
Onegdaj bedąc w gościnie u gazdy na Stołowych w mojej obecności przeszło 80 letnia "gaździnka" za użycie "krucafuks" przez młodego ojca - górala, ( zapraszał ją na chrzciny i miał z nią tak tańcować "że krucafuks chałupa się zawali") tak go zbeształa i obrzuciła taką wiązanką, że ja obsłuchany z międzynarodowymi przekleństwami w rodzaju " jewla satana jamalauta perkele"- zdębiałem ! Był to piękny, wiązany - z czysto polskimi okresleniami potok słów.
Hej !

 
14-01-16 18:50  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:49)

 
14-01-16 19:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

;-))) !

 
14-01-16 22:08  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:49)

 
18-01-16 08:04  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 410

KTO WINIEN?

Protectus Alpha Navigation Co. była założoną w marcu 1981 roku firmą armatorską, mającą w swoim władaniu raptem jeden statek, o nazwie – jakżeby inaczej – „Protectus Alpha”. Był to zbudowany jedenaście lat wcześniej w Lubece masowiec mający 20.444 GRT i długość 196,32 metra. I firmę i statek zarejestrowano na Cyprze.

Krótko przed południem 13 grudnia 1982 jednostkę zacumowano w terminalu zbożowym Kalama na rzece Columbia, stan Waszyngton, gdzie miała załadować do pełna pszenicę, czekającą już w wielkich silosach. Właścicielem terminalu był North Pacific Grain Growers, Inc.

Terminal Kalama


Gdy w ładowni znajdowało się już sporo ziarna, następnego dnia o godzinie dziewiętnastej rozpoczęto pobieranie paliwa.

Przy burcie stanęła barka z olejem napędowym, po czym do zbiorników masowca popłynęły pierwsze tony. Po trzydziestu minutach kontrolujący operację ze strony statku Jose Travenia wszedł do maszynowni, gdzie z przerażeniem ujrzał w pomieszczeniu generatorów wysokie na trzy metry płomienie. Najprawdopodobniej olej z przelanego zbiornika wylał się na rozgrzany kolektor wydechowy generatora. Travenia spróbował stłumić ogień przy pomocy gaśnicy, ale już po chwili okrył go gęsty czarny dym. Dym zauważył personel lądowy, który z miejsca zadzwonił do straży pożarnej.

Jako pierwszy zjawił się Richard Merz, strażak-ochotnik z Kalama Fire Departament. Wraz z Arturo Mirallesem, marynarzem z masowca dobiegli na miejsce pożaru, znajdując tam mocno poparzonego Travenię. Pospiesznie odciągnęli go w bezpieczne miejsce.

Do walki z ogniem stanęła załoga, którą czekała fatalna niespodzianka: ogień spowodował prawie natychmiastowy zanik prądu, co z miejsca wyłączyło z akcji główne pompy przeciwpożarowe. A pompy awaryjne? Ponoć były niesprawne jeszcze przed wybuchem pożaru!

Nawet gdyby jednak pompy były sprawne, i tak niewiele by z nich przyszło. Ogólnie przyjęty plan walki z ogniem w pomieszczeniach bazował na co najmniej dwóch osobach obsługujących węże oraz kolejnych dwóch, będących ich bezpośrednim wsparciem. Cała czwórka powinna mieć na sobie aparaty tlenowe. Ale na „Protectus Alpha” było tylko dwa takie aparaty. W takim przypadku należało opuścić płonące pomieszczenie i aktywować stały system gaśniczy – tyle że mające tłoczyć wodę pompy nie działały...

Pod statek zaczęły podjeżdżać na syrenach wozy strażackie z Cowlitz County, Kalamy i Longview. Około dwudziestej trzydzieści strażacy uruchomili system gaszenia przy pomocy CO2, wpuszczając do maszynowni zawartość wszystkich 67 butli. Tyle że nikt nie pomyślał o tym, żeby wcześniej pozamykać wszystkie prowadzące do maszynowni otwory, przez które duże ilości dwutlenku węgla wydostawało się na zewnątrz! W śledztwie nie odrzucono zresztą takiej możliwości, że gaz nie został wpuszczony do maszynowni, ale do jakiegoś innego pomieszczenia. Przyczyną mógł być fakt, że wszelkie instrukcje oraz opis działania systemu gaszenia przy pomocy CO2 były po niemiecku, w języku nieznanym greckiej załodze! Było to wbrew wymaganiom konwencji SOLAS z 1974 roku (International Convention for the Safety of Life at Sea – międzynarodowa konwencja o bezpieczeństwie życia na morzu) wymagającej, żeby plany przeciwpożarowe opisane były w języku używanym na statku. Wprawdzie wymogi konwencji obowiązywały jedynie statki zbudowane po 1974 roku, ale zwykły zdrowy rozsądek wskazywał na potrzebę przetłumaczenia planów na język załogi także na statkach zbudowanych przed tą datą. Na „Protectus Alpha” tego nie zrobiono.

Fatalnie się także złożyło, że na samym początku na burcie nie było ani kapitana ani starszego oficera. Gdy wreszcie zjawili się na statku, butle z gazem były już puste, a pożar rozprzestrzeniał się.

Piętnaście po dziewiątej przyjechał kapitan Greiner z Coast Guard. Strażacy powiedzieli mu o zamiarze zaatakowania ognia przy użyciu specjalnej piany (AFFF – Aqueous Film Forming Foam). Na terminalu znajdowało się 0,3 metra sześciennego trzyprocentowego AFFF oraz 0,5 metra roztworu sześcioprocentowego. Wydaje się to mało, ale był to rodzaj koncentratu, dodawanego do wody. Kolejne 0,75 metra sześciennego znajdowało się w drodze z pobliskiego miasta. Wyposażenie zdolne mieszać ów koncentrat z wodą stało w gotowości na kei. Nie doszło do jego użycia, w każdym razie nie w tej chwili.

O dwudziestej pierwszej dwadzieścia w porcie zjawił się Harry „Swede” Anderson, występujący w roli przedstawiciela właścicieli terminalu. Po pięciu zaledwie minutach, bez żadnej konsultacji ze strażakami, Anderson wydał polecenie odcumowania i odciągnięcia statku od nabrzeża. Jak się później tłumaczył, chodziło o niedopuszczenie do przerzucenia się ognia na budynki terminalu, a zwłaszcza na silosy. Do uprzedniego skontaktowania się ze strażakami namawiał go będący akurat na służbie portowy bosman Curtis LaRoy, ale Anderson odsunął go zdecydowanym gestem.

Widząc co się święci, dwaj oficerowie (strażacy) z Longview Fire Departament – szef Baxter i jego asystent Robert Mesneak – zaczęli krzyczeć do Andersona, żeby nie odważył się ruszać statku z miejsca. Odpowiedzią Andersona były obelgi po adresem strażaków, po czym „Swede” zdjął cumy z pachołków.

Widząc napinające się węże idące z kei na statek, strażak Merz zarządził ich natychmiastowe rozłączenie. Na masowcu pozostało jego trzydziestu pięciu kolegów. Co gorsze, paliło się wtedy już także zboże w siódmej, ostatniej ładowni.

Pozbawiony maszyn statek nie miał możliwości manewrowania. Holownik próbował skierować go na środek kanału, ale był na to za słaby.



„Protectus Alpha” dryfował przez pół godziny, aż wreszcie utknął na mieliźnie wyspy – nomen omen – Ognistej (Fire Island). Podczas tego dryfu pożar w ładowni spowodował wyrwanie jej klap. W wyniku wybuchu rany odniosło dwóch ludzi z Coast Guard, trzech marynarzy i strażak.

Dopiero gdy statek stanął nieruchomo, można było pomyśleć o użyciu AFFF. Pojemniki z koncentratem podwieziono na wysokość statku, po czym przy użyciu małego stateczku dostarczono na płonącą jednostkę. Maszynownia była już tak rozgrzana, że nie można było do niej podejść z boku i dlatego zdecydowano wpompować roztwór piany przez otwory w górze pomieszczenia. Mijały godziny.

Kiedy rankiem 15 lutego o piątej dwanaście, ludzie z Coast Guard wycięli otwór w ścianie maszynowni (aby gasić przez nią pożar), eksplodowała skrzynia korbowa (crankcase). Wybuch zabił jednego z ludzi Coast Guard i ciężko ranił drugiego. Rozerwana stal dała dostęp tlenowi, przez co pożar gwałtownie rozszerzył się, obejmując również nadbudówkę. Kapitan statku odwołał akcję przeciwpożarową, rozkazując opuścić statek. Płonął na mieliźnie jeszcze przez trzy dni.

,

Po wygaśnięciu ognia statek zaholowano do Portland, gdzie uznano go za całkowicie stracony. W roku 1986 wrak sprzedano do tajwańskiej stoczni złomowej w Kaohsiung.

A po wszystkim zaczęła się prawnicza jazda bez trzymanki…

Protectus Alpha Navigation Co. stwierdziło, że winnym utraty statku był North Pacific Grain Growers, Inc., którego człowiek wydał rozkaz odejścia statku od kei, co uniemożliwiło strażakom gaszenie ognia. Prawnik terminalu głosił z kolei, że przyczyną pożaru było zaniedbanie załogi „Protectus Alpha”, a decyzja Andersona była jak najbardziej usprawiedliwiona. Ale sąd nie miał wątpliwości.

„Każda osoba, która przeszkadza w pracy strażakom gaszącym pożar, lub działającym w innym specjalnym przypadku lub nie wykonująca poleceń strażaka dowodzącego akcją albo też policjanta pomagającego strażakom, popełnia wykroczenie.

Gdy Anderson zjawił się na kei, widział umundurowanych strażaków, a także ich sprzęt prowadzący na statek. Po pięciu minutach, bez konsultacji ze strażakami, Anderson zwolnił cumy. Gdy to robił, na statku znajdowali się strażacy, wyposażeni jednie w lekki sprzęt. Działanie takie zagroziło ich życiu i utrudniło gaszenie pożaru. Było to naruszeniem Washington Revised Code (lokalnego prawa stanowego).

Anderson złamał także rozdział 13.102 Uniform Fire Code (przepisy przeciwpożarowe) lekceważąc prawnie wydane rozkazy dwóch dowódców straży pożarnej, Bastera i Mesneaka, którzy zabronili mu odcumowania statku”.

Anderson tłumaczył się, że nic takiego nie słyszał, ale uznano jego słowa za niewiarygodne, zważywszy na wykrzykiwane przez niego przekleństwa pod adresem obu strażaków. Głównym argumentem armatora był zatem fakt, że Anderson wiedząc że na statku trwa akcja strażaków, odcumował statek, pomimo protestów osób dowodzących akcją gaśniczą. Na to North Pacicic odpowiedział, że to z powodu niedbalstwa załogi masowca ogień wymknął się spod kontroli a jej członkowie natychmiast opuścili płonący statek, ponieważ [statkowy] system pożarniczy nie działał.

Tyle że sędziowie uznali, że po wykryciu pożaru załoga działała prawidłowo. Zawory zbiornika z paliwem zostały zamknięte w przeciągu kilku sekund, po czym ogłoszono alarm przeciwpożarowy i natychmiast powiadomiono straż pożarną. Uruchomiono system gaszenia dwutlenkiem węgla. Załoga w końcu opuściła statek, ale zrobiła to na wyraźny rozkaz Franka Merza z Kalama Fire Departament. Pomimo tego, część marynarzy natychmiast wróciła na statek, aby pomagać w gaszeniu pożaru. System CO2 działał właściwie i został właściwie użyty.

Po czym nastąpił akapit budzący …hmmm… pewne wątpliwości. „Awaryjne pompy nie zostały uruchomione, ponieważ obawiano się (!), że nich końcówki nie będą pasowały do sprzętu używanego przez straż pożarną oraz Coast Guard”.

I na końcu słowa sędziego: „Nie znaleźliśmy zaniedbań ze strony załogi”.

Podbudowane takim stanowiskiem Protectus Alpha Navigation Co. oświadczyło, że ugaszenie pożaru było już kwestią minut i że nie utracono by statku, gdyby pozostał on przy kei. Gdy został od niej odepchnięty, gaszenie zostało wstrzymane aż na kilka godzin, co przesądziło o losie statku. Terminal podtrzymał swoje stanowisko, że działania Andersona były uzasadnione obawą o przeniesienie się ognia na silosy ze zbożem, co mogłoby skończyć się wielką eksplozją i ogromnymi stratami.

I tak przerzucano się argumentami, kontrargumentami i wzajemnymi oskarżeniami, aż nadszedł dzień ogłoszenia wyroku. Był on korzystny dla armatora!

Zasądzono na rzecz Protectus Alpha Navigation Co. odszkodowanie w wysokości $ 7.045.000 plus odsetki $ 2.032.760, łącznie $ 9.077,760 jako rekompensata za utratę statku. Do tego sąd dopisał pół miliona dolarów jako odszkodowanie, mające pokryć rozmaite poniesione przez armatora koszty.

Post zmieniony (26-06-20 09:13)

 
18-01-16 10:38  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Dixie 



Na Forum:
Relacje z galerią - 1
 

A człowiek zginął. I kilku zdrowie postradało. IMHO in minus :(
No, ale kasa misiu, kasa :(( (to o Andersonie mowa)

--
...to ja idę sklejać pierogi :)

 
21-01-16 07:58  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 411
cz.1

EXPLICIT NOMEN

Zwodowany w roku 1916 krążownik liniowy „Glorious” nie odnotował specjalnych sukcesów w latach Wielkiej Wojny, podobnie zresztą jak bliźniaczy „Courageous”. I tak samo jak on, został po wojnie przebudowany na lotniskowiec.

„Glorious” jeszcze jako krążownik, i jego godło
,

Łacińskie motto brzmiało EXPLICIT NOMEN, czyli „Imię mówi wszystko” (glorious = wspaniały).

Już jako lotniskowiec
,

Pierwsze godne odnotowania zdarzenie w historii okrętu miało miejsce pierwszego kwietnia 1931 roku. Krótko po dziewiątej rano mający zaledwie rok lotniskowiec (przebudowę zakończono w marcu 1930) wypłynął z Gibraltaru z kilku towarzyszącymi jednostkami, aby przeprowadzic kolejne ćwiczenia grupy lotniczej okrętu. Dowódcą okrętu był czterdziestosiedmioletni komandor Charles Kennedy-Purvis.

Z zachodu zbliżała się „Florida”, francuski liniowiec Societe Generale de Transport Maritime a Vapeur, będący w drodze z Buenos Aires najpierw do Marsylii, a potem do Genui. Już z daleka pasażerowie przyglądali się z ciekawością manewrom brytyjskiej floty i wszystko było dobrze aż do chwili, gdy niektóre z okrętów zaczęły znikać na kilka-kilkanaście minut w wielkich płatach mgły.

„Florida”


Na „Floridzie” jednym z pasażerów był Victor Barros, urugwajski konsul w Maladze: „Obserwowałem manewry brytyjskiej floty, gdy płynęliśmy wzdłuż ściany dryfującej mgły. Niektóre okręty były całkiem dobrze widoczne, a Glorious najwyraźniej wzywał samoloty do powrotu [w powietrzu znajdowało się siedemnaście myśliwców typu Flying Flycatcher]. Cztery samoloty szykowały się do podejścia i Glorious oddalił się od [reszty] floty płynąc około trzydzieści mil na godzinę, żeby mogły wylądować”.

Żeby ułatwić lądowanie lotniskowiec zmienił nieco kurs, idąc teraz dokładnie pod wiatr. Chwilę później na ster poszła kolejna komenda, ponieważ szybko płynący okręt mógł teraz zagrozić krążownikom. „Glorious” gnał trzydziestoma węzłami wprost w ścianę mgły. Kennedy-Purvis miał pełne prawo wierzyć w umiejętności i inteligencję dowódców pozostałych okrętów, ale nie wziął pod uwagę znajdującego się w pobliżu cywila...

Mgła spowodowała, że samoloty krążyły nad przemieszczającym się lotniskowcem, czekając na jego ukazanie się w obszarze przejrzystego powietrza. Maszty wysokiego okrętu wystawały ponad mgłę, więc śledzenie jego ruchów nie było żadnym problemem.

I wtedy piloci z przerażeniem spostrzegli ponad mgłą czubki masztów innej jednostki, przesuwające się w gęstej jak mleko mgle z szybkością kilkunastu węzłów! Z każdą kolejną sekundą niebezpieczeństwo stawało się coraz większe. Wychyleni z kokpitów piloci patrzyli, jak maszty obu jednostek zbliżają się nieuchronnie ku sobie. Kolizja była nieuchronna. W samolotach gorączkowo uruchamiano radiostacje, ale było już za późno na wysłanie ostrzeżenia.

Victor Barros: „Po moim zerknięciu [na lotniskowiec] skryła go mgła aż do chwili, gdy nagle pojawił się nad nami [„nad nami”, bo chodziło o wysoką sylwetkę okrętu], uderzając blisko dziobu. Stałem w wychodzących na pokład drzwiach kabiny i wstrząs wyrzucił mnie głową naprzód do wody. Znajdowałem się oszołomiony w wodzie przez dwadzieścia minut zanim uratował mnie kuter z Gloriousa. Dopiero gdy znalazłem się na okręcie, uświadomiłem sobie rozmiary katastrofy”.

Płynący z szybkością trzydziestu węzłów okrętu wjechał głęboko w lewą burtę „Floridy”, tuż przed jej mostkiem, w jednej chwili redukując prędkość do zera. Zasztauowane na pokładzie skrzynie z bananami rozleciały się z wielką siłą, zabijając kilka osób. Ciała innych tak bardzo poszatkowały latające we wszystkie strony kawałki stali, że wiekszości nie można było potem zidentyfikować. Nie doliczono się ośmiu pasażerów, których do wody wyrzucił impet uderzenia – tak jak to się stało z Barrosem – albo też którzy sami do niej w panice wyskoczyli. Łącznie na „Floridzie” zginęło aż trzydziestu jeden pasażerów oraz radiooperator. Ironia losu sprawiła, że ów radiooperator – Francisco Montes – kupił w Bueons Aires wyłożoną cynkiem trumnę, którą z jakichś powodów chciał dowieźć do Marsylii, gdzie mieszkała jego rodzina. Na polecenie armatora, złożone w trumnie ciało nieszczęśnika wyładowano w tym właśnie porcie. Potężny wstrząs przyniósł ze sobą śmierć także na „Glorious”, jakkolwiek w tym przypadku zginął tylko jeden marynarz, Ernest John Bicker. Pochowano go w Gibraltarze trzeciego kwietnia z pełnymi honorami.



Okręty tak się mocno sczepiły, że na zdjęciu nie można rozpoznać, gdzie kończy się „Glorious” a gdzie zaczyna „Florida”


Trzeba przyznać, że zaraz po zderzeniu działania komandora Kennedy-Purvisa były przemyślane i prawidłowe pod każdym względem. Całkiem słusznie obawiając się że jeśli da teraz wstecz, woda wleje się do odsłoniętej a rozprutej burty liniowca, szybko go topiąc. Z tego to powodu utrzymywał swój okręt nadal wbity w kadłub „Floridy”, rozkazując sporządzenie pomostów, którymi ponad pięciuset pasażerów przeszło na lotniskowiec. W tym czasie załoga liniowca włączyła pompy usuwające stosunkowo powoli wdzierającą się wodę – „korek” jakim był rozbity dziób „Gloriousa” znakomicie spełniał swoje zadanie! – oraz gorączkowo starała się prowizorycznie załatać dziury prowadzące w głąb kadłuba. Dopiero gdy francuski kapitan uznał, że jego statkowi nie grozi zatonięcie, „Glorious” zaczął się pomalutku cofać przy okropnym zgrzycie dartych blach.

Krótko po rozłączeniu się jedmostek „Florida” stała jeszcze mniej więcej na równej stępce...


...ale potem przegłębiła się na dziób. Obok niej stoi „Glorious”, po prawej niszczyciel „Verity”



Nie było oczywiście szans na przyjęcie myśliwców, które otrzymały rozkaz wylądowania w Maladze. Czterem Flycatcher’om które nie tak dawno szykowały się do powrotu na lotniskowiec zabrakło by na taki lot paliwa, toteż wodowały w pobliżu niszczycieli, które gorączkowo opuszczały szalupy. Wszyscy piloci ocaleli.

Skala zniszczeń dziobu „Gloriousa” najlepiej świadczy o sile uderzenia
,

*

Po kilku godzinach na miejscu zderzenia zjawił się płynący z Oranu do Marsylii francuski liniowiec „Gouverneur-Général Laferrière” który przejął z lotniskowca pasażerów „Floridy”. Mający na burcie już teraz jedynie załogę uszkodzony statek pomalutku dopłynął do Marsylii o własnych siłach, gdzie postawiono go na doku.

„Gouverneur-Général Laferrière”


W latach drugiej wojny światowej „Florida” została zatopiona na płytkiej wodzie przez niemiecki samolot. W roku 1944 statek został podniesiony i wyremontowany. Cztery lata później pozbawiono go jednego komina, a w 1955 sprzedano włoskiemu armatorowi Siosa Lines, który eksploatował go przez kolejne trzynaście lat jako „Ascanię”. W 1968 roku pocięto go we Włoszech na złom.

„Ascania”


*

Płynący rufą naprzód „Glorious” dowlókł się szczęśliwie do Gibraltaru, gdzie prowizorycznie załatano mu rozpruty dziób, po czym popłynął do stoczni na Malcie. Remont ukończono dwudziestego pierwszego września.
*

Sprawą zderzenia zajęła się Admiralicja. Pracujący od dwunastego do osiemnastego lipca zespół pod kierownictwem sędziego Batemana wprawdzie obciążył winą obie strony, ale nie po równo. Winnym kolizji uznano w dwóch trzecich „Floridę”, a w jednej trzeciej „Gloriousa”. Zaskarżona przez Francuzów decyzja została podtrzymana w sądzie apelacyjnym w grudniu tego samego roku.

Zderzenie nie zahamowało kariery Charlesa Kennedy-Purvisa. We wrześniu 1933 roku został awansowany na kontradmirała, w czerwcu 1937 na wiceadmirała i w lutym 1942 na admirała. Po drodze otrzymał jeszcze tytuł szlachecki. W lutym 1942 roku został członkiem Rady Admiralicji (wiąże się z tym tytuł Lord Commissioner of the Admiralty) i zastępcą Pierwszego Lorda Admiralicji. Funkcję tę pełnił aż do dnia śmierci, czyli do dwudziestego szóstego maja 1946 roku.

Admirał Charles Kennedy-Purvis


Post zmieniony (26-06-20 09:05)

 
21-01-16 08:47  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (18-02-20 13:16)

 
21-01-16 11:20  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (18-02-20 13:16)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 63 z 114Strony:  <=  <-  61  62  63  64  65  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024