KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 53 z 114Strony:  <=  <-  51  52  53  54  55  ->  => 
08-12-15 17:02  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. Nie, wcale nie zapomniałem. Dla mnie nie ma wśród nich ,,takich sobie" :) Są tyko te dwa pierwsze rodzaje :)

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
09-12-15 07:49  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

Spiesze z gratulacjami. Piekny jubileusz! A kiedys chciales konczyc ten cykl? I po co bylo tak straszyc?! ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
09-12-15 20:28  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 399


SZCZĘŚLIWY LOS

Alarm szalupowy! ZNOWU??? Zaokrętowani na transportowcu „Ballarat” żołnierze australijskiego Victoria Scottish Regiment mieli już serdecznie dosyć rozlegających się dzień w dzień dzwonków alarmowych. Ile razy można wyskakiwać z koi i biec na wyznaczone miejsce na pokładzie łodziowym? Tak samo było trzy dni temu, przedwczoraj i wczoraj i z pewnością będzie też tak jutro i pojutrze. Dlaczego dowódca transportowca – komandor porucznik G. W. Cockman - nie da im spokoju choćby tylko przez jeden dzień? Fakt że na piersi nosi baretkę Distinguished Service Order (order nadawany oficerom sił zbrojnych za wybitną służbę podczas wojny), ale faktem jest też, że gość objął statek jako oficer rezerwy (Royal Navy Reserve). Może właśnie dlatego jest tak nadgorliwy?

Żołnierze Victorian Scottish Regiment


Nic z tego. Komandor był po prostu człowiekiem doskonale zdającym sobie sprawę z zakresu swej odpowiedzialności. Miał zresztą pełne poparcie i zrozumienie ze strony dowódcy żołnierzy, pułkownika R. McMea, który popierał Cockmana w częstym ogłaszaniu próbnych alarmów na każdą możliwą okoliczność. W końcu osiągnięto niewiarygodny wręcz ideał: od chwili ogłoszenia alarmu do zameldowania się na wyznaczonym miejscu ostatniego żołnierza, mijały najwyżej cztery minuty!

*

Zbudowany w roku 1911 dla P&O (Peninsular and Oriental Steam Navigation Company) „Ballarat” był pierwszym z pasażersko-towarowych statków serii „B”. Pozostałe statki nosiły nazwy „Beltana” (1911), „Benalla” (1912), „Berrima” (1913) i „Borda” (1914). Cała piątka trafiła w ręce zależnej od P&O kompanii Blue Anchor Line i miała kursować pomiędzy Wielką Brytanią a Australią, wożąc na Piąty Kontynent emigrantów. Trzecia klasa, zwana także kabinową, ze swymi 490 miejscami mogła być przystosowana do przyjęcia 700 pasażerów bezkabinowych, ale jakoś nigdy nie zaszła taka potrzeba. Kabinom tej klasy daleko było wprawdzie do kabin trzeciej klasy na dużo bardziej luksusowych liniowcach pocztowych, ale pomimo tego grubą przesadą byłoby narzekanie na oferowane przez nie warunki podróży. Oprócz tego statek miał 750 miejsc w „kwaterach tymczasowych”, pod którym to niedomówieniem kryły się pomieszczenia dla pasażerów bezkabinowych, ponoć lepiej wyposażone niż to było do tej pory przyjęte. Ze względu na australijskie przepisy, załoga składała się tylko z białych marynarzy.

Liczba miejsc pasażerskich tej czy tamtej klasy była różna dla prawie każdego statku z serii.

„Ballarat”


Statki miały nieco ponad 11.100 GRT oraz długość 158 metrów. Płynąc przez cały czas z maksymalną prędkością 14 węzłów – co oczywiście było w praktyce niemożliwe do osiągnięcia - potrzebowałyby 38 dni na pokonanie trasy Londyn – Melbourne, z dwudniowym postojem w Cape Town. Ciekawe, że dystans Londyn – Cape Town wynosi 6122 mil morskich, a Cape Town – Melbourne 6104. Oznacza to, że Cape Town leży dokładnie – prawie co do mili! - w połowie drogi.

Dziewicza podróż „Ballarata” z Londynu trwała rekordowe trzydzieści siedem i pół dnia, ale w tym rejsie statek zawinął do Adelajdy, leżącej o 338 mil morskich bliżej niż Melbourne.

W roku 1914 cała piątka została zarekwirowana na czas wojny i przystosowana do wożenia żołnierzy, co polegało głównie na zainstalowaniu koi od podłogi do sufitu gdzie tylko się dało. Dzięki temu można było na nich upchać prawie dwa tysiące żołnierzy.

Aż do kwietnia 1917 roku wszystko szło gładko, a statek odbył szczęśliwie dwanaście podróży, głównie pomiędzy Indiami a Wielką Brytanią. W końcu przyszedł czas na podróż trzynastą, tym razem z żołnierzami australijskimi. Statek zabrał we Freemantle 1602 żołnierzy z Victorian Scottish Regiment. Były to uzupełnienia dla wykrwawionych w bojach Drugiej i Czwartej Brygady Australijskiej. Ładunek stanowiła miedź oraz ...srebrny bilon. Portem przeznaczenia był Devonport, Anglia.

Ponieważ miała to być podróż numer TRZYNAŚCIE, dziewięciu palaczy uznało rejs do Europy za niepotrzebne drażnienie opatrzności i po prostu po cichutku zeszli ze statku. Oczywiście wśród żołnierzy znajdowało się także wielu przesądnych, ale dla nich dezercja skończyłaby się z pewnością bardzo źle i dlatego nikt nie odważył się pójść w ślady cywilnych palaczy. Razem z załogą, na burcie znajdowało się teraz dokładnie tysiąc siedmiuset pięćdziesięciu dwóch ludzi.

Po drodze do Anglii statek zawinął jeszcze do Cape Town, a następnie do Freetown. W obu tych portach uzupełniano zapasy węgla, żywności i wody. We Freetown „Ballarat” nie zdążył na konwój składający się z czterech transportowców i krążownika, wychodząc dzień później w eskorcie niszczyciela „Phoenix”.

Dwudziestego piątego kwietnia był świętem państwowym w Australii i Nowej Zelandii. Anzac Day upamiętniał poległych żołnierzy tych dwóch krajów. Początkowo w tym dniu czczono pamięć ofiar bitwy o Gallipoli, rozpoczętej 25 kwietnia 1915 roku, ale szybko definicję święta znacznie rozszerzono. A dlaczego akurat Anzac Day? ANZAC to skrót od Australian and New Zealand Army Corps. I wszystko jasne.

Tego właśnie dnia „Ballarat” wpłynął do Kanału Angielskiego. Australijscy oficerowie przygotowywali mszę dla uczczenia święta. Ku radości marnie żywionych żołnierzy, tym razem obiad miał być czymś wyjątkowym zarówno jeśli chodzi o wielkość porcji, jak i o ich jakość. Następny posiłek mieli zjeść już w porcie, gdzie statek miał zacumować o osiemnastej trzydzieści tego samego dnia. Do pełni szczęścia zabrakło niewielu godzin.

O czternastej pięć torpeda wyrwała dziurę w lewej burcie transportowca. Jak wspominał Australijczyk Hector Creswick, „statek zatrząsł się jak liść”. I dalej:

„Zgarnąłem swój pas i razem z kilkuset innymi wybiegłem na pokład, oczekując widoku statku rozerwanego na pół. Zobaczyłem, że został trafiony bliżej rufy, i przez pierwsze dwadzieścia minut zaczął bardzo szybko tonąć [w rzeczywistości nie było tak źle]. Wydano rozkaz opuszczenia szalup, ale nasze jednostka byłą przydzielona do tratew, a nie do łodzi, więc staliśmy przy tratwach patrząc na odpływające szalupy, z których wiele wypełnionych było w połowie.”

,

Eskortujący niszczyciel bezzwłocznie nadał SOS i prawie natychmiast otrzymał potwierdzenie odbioru: ląd był przecież tak blisko ... Na pomoc ruszył znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie niszczyciel „Phoenix”, a także rybackie trawlery. „Phoenix” dał całą naprzód, po czym zaczął krążyć w poszukiwaniu U-boota.

Tymczasem na śmiertelnie ugodzonym statku żołnierze z zimną krwią stosowali się do rozkazów oficerów statku. Być może dla uspokojenia nerwów Australijczycy zaczęli śpiewać i to tak głośno, że starszy oficer ze śmiechem poprosił o ściszenie głosów, ponieważ nie słychać było jego rozkazów. Ze skrzydła mostku otuchy żołnierzom dodawał komandor Cockman, krzycząc przez tubę „Wszystko w porządku, chłopcy!”. Część żołnierzy widząc że muszą jeszcze trochę poczekać na ewakuację usiadła na pokładzie po czym wyciągnęła karty, papierosy i fajki. Personel medyczny, w tym pielęgniarki, nie zajął się sobą aż do chwili, gdy ostatni pacjent ze statkowego szpitala nie znalazł się w szalupie. W szalupie znalazły się także wszystkie zwierzęta z „Ballarata”: wiewiórka, papuga oraz foksterier ze szczeniakami. Bezpiecznie dostarczono je na pokład „Phoenixa”.

,

„Phoenix” podchodzi do storpedowanego statku. Doskonale widoczne wychylone na zewnątrz żurawiki, pod większością których nie ma już szalup


Hector Creswick:
„ Pierwsze dziesięć minut byliśmy w szoku. Przygotowując się na najgorsze, żegnaliśmy się z kolegami uściskiem dłoni. Z tempa tonięcia statku wywnioskowaliśmy, że każdy będzie musiał szukać swego szczęścia w wodzie. Zdjąłem kurtkę i buty i obwiązałem się w pasie liną, co pozwoliłoby mi przywiązać się do tratwy albo czegokolwiek pływającego wiedząc, że nie dałbym rady długo trzymać się rękami, bo woda prawie zamarzała. Po wszystkim dowiedziałem się, że woda miała zaledwie dwa stopnie powyżej punktu zamarzania.

Nie było paniki i wszyscy mieliśmy podniesione głowy. Tylko jeden człowiek wyskoczył do wody przed wydaniem rozkazu. Na drugiej burcie wielu ludzi z piechoty wyskoczyło krótko po eksplozji. Niektórzy byli ranni, jeden lub dwóch miało złamane nogi, ale o ile wiem, wszystkich uratowano. Po dwudziestu minutach [tonięcie] zatrzymało się nieco.



Przez ten czas widzieliśmy czarny dym niszczyciela idącego nam na pomoc [był to „Lookout”] a zaraz po nim był następny. Mogę zapewnić, że była to wielka ulga ... Po 15 minutach niszczyciel podszedł do nas ... Tak jak wielu innych chwyciłem długą linę i ześlizgnąłem się na niszczyciel ... Mimo że niszczyciel był tam krótko, to kiedy odbił, było na nim ponad trzysta osób. Nie mógł być tam dłużej ze względu na obawę przed torpedami. Krążyliśmy wokół tonącego statku aż przyszedł inny niszczyciel, który zabrał [z niego] resztę ludzi.

Rozbitkowie schodzą na pokład „Lookouta”


„Phoenix” i „Lookout” przy „Ballaracie”




Na pomoc przybyły także patrolowiec i trawler ... Niszczyciel który nas podjął, „Lookout” ... wysadził nas w porcie Davenport tego samego wieczoru o 10:30”.

„Lookout” należał do niszczycieli typu Lafforey


Gdy na lądzie wszystkich – i żołnierzy i załogę - starannie policzono, trudno było uwierzyć w uzyskany wynik. Powtórzono liczenie i okazało się, że nie ma mowy o pomyłce: uratowano dokładnie tysiąc siedemset pięćdziesiąt dwie osoby. Nie zginął nikt!

*

Ponieważ transportowiec wciąż uparcie unosił się na wodzie, podano z niego hole na niszczyciel oraz uzbrojony trawler „Midge”. Niestety, następnego ranka statek „wziął i zatonął” około dziewięć mil na południe od przylądka Lizard. Najmniej z tego powodu bolał armator, który wynegocjował niewiarygodnie wysokie odszkodowanie ze Skarbu Państwa: za statek za który zapłacono 176.109 funtów, przy użyciu nieznanych niestety sztuczek prezes P&O „wycyganił” aż 420.000 funtów rekompensaty! Na podobnych warunkach, P&O pewnie byłoby gotowe poświęcić całą swoją flotę...

Za swoją znakomitą postawę komandor Cockman otrzymał gratulacje Admiralicji, a z kolei australijskim żołnierzom podobne wyrazy uznania złożył sam król Jerzy V.

*

„Ballarata” zatopił UB-32, dowodzony przez kapitana Maxa Viebega (kawaler orderu Pour le Mérite). Viebeg przeszedł później na UB-65, a następnie na UB-80. Po wojnie wyjechał ze zrujnowanej ojczyzny na Jawę, gdzie zarządzał plantacją herbaty (!).

Kapitan Max Viebeg


UB-32 zatonął z całą załogą 22 września 1917 roku, prawdopodobnie od bomb brytyjskiego samolotu.

***

Pozostałe statki z tej serii przeżyły wojnę.

„Beltana”



Po okresie wożenia żołnierzy, statkowi przydzielono dużo niebezpieczniejsze zadanie: od października 1917 roku woził przez Atlantyk amunicję oraz inne zaopatrzenie. Po wojnie „Beltana” wróciła na swój zwykły szlak i jedynie w roku 1927 miała dwa godne odnotowania incydenty. W czerwcu zderzyła się w Sydney z parowcem „Clyde”, a w sierpnia weszła na Tamizie na mieliznę, po kolizji z parowcem „Torrington”.

W roku 1930 statek sprzedano za 27.000 funtów Japończykom, którzy chcieli go zatrudnić w wielorybnictwie. Nigdy jednak do tego nie doszło i statek nie podniósł nawet japońskiej bandery. Trzy lata stał „na sznurku”, aż wreszcie sprzedano go na złom. Skończył żywot w stoczni złomowej w Kobe.

„Benalla”



W roku 1915, trzy dni po wyjściu z Cape Town do Sydney w ładowni numer 2 wybuchł pożar. Na statku znajdowało się 800 emigrantów. Przy asyście nowozelandzkiego „Otaki” statek dopłynął o własnych siłach do Durbanu, gdzie straż pożarna z trudem bo z trudem, ale w końcu ugasiła pożar.

W grudniu tego samego roku, gdy „Benalla” wiozła przez Morze Śródziemne 2500 żołnierzy, statek zjawił się na miejscu wymiany ognia pomiędzy niewielkim parowcem „Torilla”, a U-bootem. Przy użyciu działa 120 mm „Benalla” pomogła odgonić okręt który najwyraźniej nie miał już torped, po czym asystowała „Torilli” aż do momentu nadejścia jednostek Royal Navy.

W 1917 roku, podobnie jak „Beltana”, także i ten statek woził przez Atlantyku amunicję i zaopatrzenie.

Trzynastego maja 1921 roku, w gęstej mgle w pobliżu Eastbourne, w śródokręcie „Benalli” wjechał zbiornikowiec „Patella”. Ratując się przed zatonięciem, kapitan wyrzucił statek na mieliznę w zatoce Pevensey. Następnego dnia pasażerowie przesadzeni zostali na statek „Lady Brassey”, który zawiózł ich do Dover.

Załoga „Benalli” nie czekała na ratunek z założonymi rękami. Prowizorycznie załatano uszkodzoną burtę, po czym wypompowano z wnętrza wodę. Statek zszedł z mielizny przy pomocy holowników, po czym powlókł się do Londynu na remont.

W 1930 roku „Benallę” sprzedano na złom do Japonii. Podobnie jak w przypadku „Beltany” statek pocięto w Kobe.

„Berrima”



Osiemnastego lutego 1917 roku statek wpadł na minę o 50 mil na zachód od Portland Bill, Anglia, zabijając czterech ludzi. Szczęśliwie na burcie znajdowała się tylko załoga. Większość z niej ewakuowała się na szalupach, z których zostali podjęci przez niszczyciel „Forester”.

Na miejscu szybko znalazł się holownik „Pilot”, który następnego dnia zameldował się z „Berrimą” w Portland Harbour. Ponieważ w porcie nie było doku, remont musiano przeprowadzić na wodzie. Na lądzie skonstruowano w trzech częściach łatę, na którą zużyto aż czterdzieści dwie tony drewna. Dzięki tej prowizorycznej naprawie statek mógł bezpiecznie przejść do portu, gdzie czekał już na niego suchy dok. A potem przyszedł czas niebezpiecznej służby, takiej samej jak w przypadku „Beltany” i „Benalli”.

W latach powojennych pechowym był rok 1920. W lutym statek wszedł na mieliznę przy Margate, Anglia. Przyczyną była błąd pilota, zbyt późno skorygowany przez kapitana. Następnego dnia aż pięć holowników ściągało „Berrimę” na głęboką wodę. Szczęśliwie kadłub nie odniósł żadnych uszkodzeń.

W roku 1930 statek został sprzedany na złom. Oczywiście do Japonii, tyle że tym razem skończył swój żywot w Osace.

„Borda”



Statek bez historii. Transportowiec, powrót do służby cywilnej i złomowanie w roku 1930. Znowu w Kobe, Japonia.

--

Post zmieniony (03-05-20 10:37)

 
11-12-15 13:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:19)

 
11-12-15 18:53  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
GrzechuO   

Żeby nie było: czekamy, czekamy!

--
Pozdrówka

GrzechuO

 
13-12-15 19:33  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Żeby nie było - dziękuję za opis dziejów „Borda”. I nie ma w tym zbędnej złośliwości.

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
13-12-15 22:02  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:19)

 
14-12-15 08:11  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 400


FRANCUSKI KRĄŻOWNIK, JEGO POGROMCA I …RODZINNY ZESPÓŁ MUZYCZNY


W połowie sierpnia 1914 roku potężna anglo-francuska flota francuskiego admirała Augustin Boué de Lapeyrère - dowódcy francuskich sił morskich na Śródziemnym - a składająca się z piętnastu pancerników, sześciu wielkich krążowników oraz trzydziestu mniejszych jednostek popłynęła na północ, docierając w okolice Antivari (Bar), Czarnogóra.

Admirał Augustin Boué de Lapeyrère


Szesnastego sierpnia udało się tam zaskoczyć osłaniany przez niszczyciela „Ulan” lekki austriacki krążownik „Zenta”, pracowicie ustawiający pole minowe. Niszczycielowi udało się uciec, ale dosłownie rozstrzelany „Zenta” poszedł na dno wraz ze 179 marynarzami. Alianci nie podjęli żadnych prób ratowania rozbitków, których spora grupa, w tym dowódca krążownika Paul Pachner dopłynęła do brzegu, gdzie zostali internowani. Wolność odzyskali dopiero w roku następnym.

„Zenta”


Potem następowały kolejne wypady, których jedynym owocem było storpedowanie drednota „Jean Bart” przez U-12. Szczęśliwie dla Francuzów wodoszczelne przegrody nie puściły, i okręt dopłynął o własnych siłach do bezpiecznego kotwicowiska.

Przypadek „Jean Barta” uświadomił de Lapeyrère że nie warto kusić losu, i dlatego ciężkie okręty opuściły w końcu Adriatyk. Admirał zdecydował w zamian o ustawieniu blokady uniemożliwiającej austriackiej flocie przedostanie się z adriatyckich baz na Morze Śródziemne. Jedynymi okrętami które potrafiły się przez nią od czasu do czasu przedzierać, były niewielkie szybkie jednostki oraz okręty podwodne. Admirał marzył o tym, żeby główne siły wroga odważyły się wyjść w morze, bo oznaczało by to starcie wielkich okrętów – oczywiście zwycięskie dla Francuzów i Brytyjczyków! - ale Austriacy nie byli samobójcami i nie zamierzali dawać mu takiej satysfakcji.

Utrzymywanie blokady na linii Otranto (włoskie miasto) – Saseno (wysepka u albańskich wybrzeży) ułatwione było bliskością Malty, gdzie znajdowała się brytyjska baza i gdzie można było szybko uzupełnić zapasy oraz dokonać niezbędnych remontów. Zawinięcia na Maltę pozwalały także na udzielanie krótkich urlopów znużonym monotonną służbą załogom. Okręty pobierały węgiel na morzu i dzięki temu wszystkie jednostki – nawet niewielkie torpedowce i niszczyciele - wchodziły do La Valletta jedynie raz na miesiąc. Łatwo wyobrazić sobie miesięczny pobyt na wyjątkowo ciasnym torpedowcu, kiedy to nawet sztormowa pogoda nie oznaczała możliwości zawinięcia do portu: w takich przypadkach okręciki pozostawały na morzu, co najwyżej chroniąc się przed wiatrem i falą rzucając kotwicę lub też sztormując, przy mogących je częściowo osłonić wybrzeżach. Najczęściej uciekano pod osłonę wysokich brzegów wysp Paxo i Antipaxo, niedaleko Korfu.

Od czasu do czasu potężne zespoły zmuszone były wpływać na niebezpieczne wody Adriatyku, aby eskortować statki wiozące amunicję i zaopatrzenie dla Czarnogórców i Serbów. Pamiętając o losie „Jean Barta”, ciężkie okręty były pieczołowicie osłaniane przez niszczyciele. Gdy transportowce rozładowywały się przy kei, niszczyciele ruszały na północ, w nadziei na napotkanie Austriaków: potem tylko krótki meldunek radiowy i cała aliancka potęga ruszyłaby na zuchwałego i nieostrożnego przeciwnika. Jak już jednak wiemy, przeciwnik nie był ani zuchwały, ani nieostrożny.

Załogi okrętów dokonujących owe rekonesanse nie były zadowolone z przydzielonego zadania. Jak pisał jeden z oficerów „Co my robimy? Wypełniamy płuca świeżym słonym powietrzem, ale nigdy nie ujrzeliśmy ani śladu wroga i najprawdopodobniej nigdy nie wejdziemy do akcji aż do dnia, kiedy staniemy się celem dla jednego z ich okrętów podwodnych, przed którym nie mamy żadnej osłony, nawet własnego kotwicowiska.” No cóż, dopiero asdic stworzył z niszczyciela bezlitosnego zabójcę okrętu podwodnego.

Wracamy do blokady. Jednym z biorącym w niej udział okrętów był francuski krążownik „Léon Gambetta”. Zwodowana w 1901 roku jednostka miała wyporność 12400 ton, uzbrojona była w cztery działa 193 mm (dwie dwudziałowe wieże) oraz aż szesnaście dział 164 mm (cztery pojedyncze i sześć podwójnych), dwie znajdujące się poniżej linii wodnej wyrzutnie torped 460 kalibru mm i mogła rozwijać 22,5 węzła. Zazwyczaj krążownik zajmował pozycję w pobliżu Otranto, ale dwudziestego szóstego kwietnia 1915 roku linię blokady przesunięto na południe. Okręt był flagową jednostką kontradmirała Victora Baptistina Senesa, dowódcy 2. Lekkiego Dywizjonu (krążowników).

Wodowanie „Léona Gambetty” i krążownik w całej okazałości
, ,

*

U-5 wypłynął w kolejny patrol z czarnogórskiego Cattaro (Kotor). Zbudowany w roku 1910 okręcik typu Holland był ociężały i mało bezpieczny przede wszystkim dla swojej załogi. Podczas marszu na powierzchni, przedostające się do wnętrza spaliny powodowały kłopoty z oddychaniem. Peryskop nie miał funkcji „góra-dół” i dlatego trzeba było delikatnie operować balastami, aby można było go wystawić ponad powierzchnię wody. Dowódcą był kapitan (w austro-węgierskiej Marynarce Linienschiffsleutnant) Georg von Trapp, a szesnastoosobowa załoga składała się ze Słowaków, Polaków, Węgrów, Chorwatów, Czechów i Włochów. Do kompletu brakowało chyba jedynie Eskimosa.

U-5 w Cattaro


Von Trapp był entuzjastą okrętów podwodnych i szybko dał o sobie znać dowództwu opracowując nowy, dużo lepszy od dotychczasowego, model torpedy. Pierwszym okrętem, którym dowodził od lipca 1910 do czerwca 1913 roku, był U-6. Następne dowództwo objął już podczas wojny, dwudziestego drugiego kwietnia 1915 roku, na U-5. Patrol o którym mowa, był jego pierwszym bojowym patrolem. U-5 popłynął na południe, aby dojść do poziomej linii łączącej Santa Maria di Leuca (miasteczko na południowym brzegu włoskiego „obcasa”), a grecką wysepką Othoni. Tam von Trapp postanowił poczekać w nadziei na jakiś smakowity kąsek.

Georg von Trapp


Von Trapp na kiosku swego okrętu


*

W pobliżu pozycji U-boota, wejścia na Adriatyk strzegł krążownik „Léon Gambetta”. O północy z 26 na 27 kwietnia dostrzeżono zbliżający się żaglowiec. Statek kierował się na północ i dlatego na rozkaz kapitana André zwodowano szalupę z oficerem, mającym sprawdzić ładunek i dokumenty żaglowca. Przez lornetki uważnie obserwowano, jak oficer z dwójka uzbrojonych w karabiny marynarzy wchodzi na pokład zatrzymanego statku. I wtedy, dwadzieścia minut po północy, niespodziewany huk i wstrząs oznajmił cios torpedą. Pocisk trafił w lewą burtę niszcząc pomieszczenie agregatów i powodując natychmiastowe zgaśnięcie wszystkich świateł. Dzieło zniszczenia spotęgowała kolejna torpeda, która kilka sekund później eksplodowała w pomieszczeniu kotłowni. Pod pokładem zaczęły dziać się dantejskie sceny, ponieważ ogromna większość załogi spała w kojach i teraz w absolutnych ciemnościach rozpaczliwie próbowała w ścisku znaleźć drogę na pokład.



Brak prądu uniemożliwił wysłanie SOS. Bardzo szybko zdążono opuścić dwie szalupy, które jednak z miejsca wywróciły się do góry dnem, wyrzucając rozbitków do wody. Kapitan André rozkazał skierowanie krążownika w kierunku brzegu mając nadzieję na dopłynięcie do mielizny, ale maszyny stanęły już po kilku minutach. Kolejne łodzie poszły w dół. Kapitan patrzył na ratujących się marynarzy ze skrzydła mostku, nie próbując zadbać o siebie. Podobnie postąpił kontradmirał Senes. André krzyczał „Bądźcie gotowi, dzieci! Łodzie są dla was! My, oficerowie, zostajemy!”

Pocztówka z lat wojny




O ile pod pokładem wciąż trwała dzika walka o drogę na zewnątrz, o tyle znajdujący się już na nim marynarze zachowywali godną podziwu zimną krew, karnie wypełniając rozkazy oficerów. Uratowani mówili później, że odwaga i poświęcenie oficerów krążownika skupionych na tym, aby ratować nie siebie, ale zwykłych marynarzy, były wręcz niewiarygodne.

Okręt zaczął tonąć zaledwie po dziesięciu minutach od trafienia. Kontradmirał, kapitan i pozostali oficerowie nawet przez chwilę nie stracili zimnej krwi, stojąc nieruchomo przy relingach. Rozległ się ich zgodny okrzyk „"Nous autres, nous resterons!", co można przetłumaczyć na „My, my pozostajemy!” , po czym André krzyknął „Odwagi! Umieramy razem!”. Zaraz potem okręt przekręcił się wokół osi i zatonął, zabierając ze sobą kilkuset ludzi, w tym wszystkich oficerów. Ich ostatnim okrzykiem było „Vive la France!”



Jako pierwszy, huk i błysk na morzu zauważył dyżurny stacji semaforowej w Santa Maria di Leuca. Pospiesznie wyprawiono w morze okręty z Brindisi, Taranto, Otranto i Bari, ale jako pierwszy na ratunek wypłynął własną łódką dyżurny, skrzykując po drodze koło tylko się dało. Po drodze minęło go kilka niewielkich włoskich okrętów, akurat patrolujących pobliskie wody.

Gdy rozbitkowie trafili wreszcie na ląd, okazało się, że jest ich jedynie stu trzydziestu siedmiu. Sześciuset osiemdziesięciu czterech mężczyzn albo poszło z okrętem na dno, albo też ranni, nieprzytomni i wyziębieni do szpiku kości, nie doczekali ratunku.

*

Kapitan von Trapp wracał do bazy w glorii chwały: niecodziennie się topi krążownik! Kolejny sukcesy odnotował jednak dopiero 5 i 20 sierpnia 1915 topiąc niewielki włoski żaglowiec, oraz zdobywając grecki parowiec „Cefalonia”. W październiku przeszedł na U-14, na którym od 28 kwietnia do 23 października 1917 roku zatopił jedenaście statków o łącznym tonażu 47.653 GRT, w tym mający aż 11.477 GRT włoski masowiec „Milazzo”.

Po dziewiętnastu bojowych patrolach von Trapp zszedł na ląd, zostając dowódcą bazy U-bootów w Cattaro. Podczas wojny otrzymał trzy ordery, a w kwietniu roku 1924 udekorowano go Wojennym Orderem Marii Teresy (Military Order of Maria Teresa), najwyższym odznaczeniem, jakie mógł otrzymać austriacki oficer. Orderem takim mogło chlubić się jeszcze tylko sześciu oficerów Marynarki Wojennej, w tym dwóch dowódców okrętów podwodnych. Otrzymał także tytuł „Ritter”, co było odpowiednikiem brytyjskiego „Sir”.

Po wojnie von Trapp powrócił do cywilnego życia, żeniąc się powtórnie w roku 1927, po śmierci pierwszej żony, która zmarła pięć lat wcześniej. W dwóch małżeństwach doczekał się aż dziesięciorga dzieci! Mieszkał w Salzburgu, Austria.

Podczas kryzysu w roku 1932 von Trapp stracił cały majątek i kolejne lata były dla rodziny bardzo trudne. Wkrótce jednak jego największą zmorą i obawą nie stała się sytuacji finansowa, ale Hitler. Jak wspominało jedno z dzieci „Bardzo baliśmy się Hitlera i tego, co robi w Niemczech. A mój ojciec był przerażony. Hitler był pełen obietnic, ale w Niemczech zabijał już Żydów i chrześcijan i nikt nie mógł przeważyć jego słowa. Grał rolę Boga.”

Po dokonanym Anschlussie, von Trapp odmówił przejścia na służbę nazistów. Któregoś dnia, z powodu wizyty Hitlera w Salzburgu oficer Gestapo nakazał mu wywieszenie w oknie flagi ze swastyką. Von Trapp odpowiedział mu w niezwykle ryzykowny sposób „Będzie lepiej, jeśli wywieszę któryś z moich perskich dywanów.”

Hitlerowcy nie chcieli tak łatwo zrezygnować z usług doświadczonego oficera i w dodatku bohatera wojennego. Zaproponowali mu wstąpienie do NSDAP, objęcie dowództwa U-boota i równolegle zajęcie się utworzeniem bazy U-bootów na Adriatyku. Zdecydowana odmowa była bez wątpienia aktem niezwykłej odwagi. Z jednej strony od lat marzył o powrocie na okręty podwodne, ale nienawiść wobec Hitlera i jego polityki przeważyła.

Trzeba było opuścić Austrię, ale jak to zrobić bez pieniędzy? Von Trapp wpadł na doskonały pomysł, a to w związku z niezwykłą muzykalnością swoich dzieci. Stworzył zespół wokalny, po czym udało mu się załatwić występy w Wiedniu. Występy, które niespodziewanie przyniosły wykonawcom ogromną popularność! Posypały się zaproszenia z wielu europejskich krajów i był na to czas najwyższy, bo po odmówieniu propozycji zaśpiewania z okazji urodzin Hitlera (a był to pomysł samego Adolfa!), atmosfera wokół rodziny zaczęła się mocno zagęszczać.

Przyszły wreszcie koncerty w Wielkiej Brytanii, a potem w Stanach Zjednoczonych. Z Ameryki von Trappowie popłynęli na występy do Skandynawii, a stamtąd 27 września 1939 roku wyruszyli z Oslo ponownie do Ameryki na statku „Bergensfjord”.

Lista pasażerów „Bergensfjorda. Od piątej pozycji do szesnastej rodzina von Trappów. Georg jest na pozycji ósmej, jako zawód podał Navy Captain (kapitan marynarki wojennej)


Na początku 1940 roku rodzina zamieszkała w Stowe, Vermont, skąd zaczęła ruszać w trasy koncertowe.

Stany Zjednoczone, rok 1940. Trapp Family Singers wraz ze swym założycielem, Georgiem Ritter von Trapp


Dwaj synowie von Trampa, Rupert i Werner zgłosili się do US Army i jako naturalizowani Amerykanie walczyli na Pacyfiku. Także pozostała rodzina została obywatelami USA i tylko Georg von Trapp nigdy o to nie wystąpił. Zmarł w roku 1947. A rodzinny zespół? Istnieje już siedemdziesiąty piąty rok jako The von Trapps. Skład tworzą trzy prawnuczki Sofia, Melania, Amanda i prawnuk Georga Ritter von Trappa, August,



Ich piosenek można posłuchać na You Tube: wystarczy tylko wpisać „The von Trapps”.

I na koniec jedno zdanie o admirale Augustin Boué de Lapeyrère. Pół roku po zatonięciu „Léona Gambetty” złożył rezygnację ze stanowiska, nie wyjaśniając nikomu powodów swej decyzji.

--

Post zmieniony (03-05-20 10:37)

 
14-12-15 08:23  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:23)

 
14-12-15 11:21  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Dixie 



Na Forum:
Relacje z galerią - 1
 

Do odcinka 401:
"W lutym statek wszedł na mieliznę przy Margate, Anglia. Przyczyną była błąd pilota, zbyt późno skorygowany..."
Przyczyną BYŁ błąd pilota, ....

A poza tym, jakoś bez błędów.
To jest nieludzkie znęcanie się nad poszukiwaczami dziury w całym :D

--
...to ja idę sklejać pierogi :)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 53 z 114Strony:  <=  <-  51  52  53  54  55  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024