KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 50 z 114Strony:  <=  <-  48  49  50  51  52  ->  => 
21-11-15 15:55  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Jak widzisz, nie upieram się, że tak było. Ale twierdzenie, że to niemożliwe, bo chemicy jeszcze nie wyseparowali tlenu, to zwykły błąd logiczny.

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
21-11-15 22:12  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 20:05)

 
23-11-15 08:12  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 394


„HRABIOWSKI” OKRĘT

Trójmasztowa francuska korweta zwodowana została w Breście w roku 1834. Dla porządku: w historii żeglugi okręt występuje pod nazwami: „L’Alcemene”, „L’Alcmene” oraz „Alcmene”, ale we wszystkich trzech przypadkach mowa jest o tej samej jednostce.

Korwecie nie było dane służyć na europejskich wodach. Okręt wszedł w skład Francuskiej Floty Pacyfiku, stacjonującej w Papeete, Tahiti, a dowodził nim Jean-Marie Bruno hrabia d’Harcourt. Tytuł taki przysługiwał przodkom kapitana trojga imion już od dziesiątego wieku!



Ponieważ na wodach Pacyfiku akurat nie było żadnej okazji do toczenia morskich bitew, uzbrojony w trzydzieści sześć dział „L’Alcemene” używany był do przewozu zaopatrzenia do bazy. Kolejny taki rejs rozpoczął się w 22 maja 1851 roku, kiedy to okręt opuścił Hobart, Tasmania. Następnym portem miał być Whangaroa na wschodnim wybrzeżu Wysp Północnej Nowej Zelandii, gdzie przygotowywano już duży ładunek drewna z tylko tam rosnących drzew kauri. Drewno miało trafić na Tahiti.

Na wyjściu z Tasmanii na pokładzie znajdowało się dwustu trzech członków załogi oraz jedna pasażerka, znakomicie pasująca do błękitnej krwi kapitana: Mary Bell hrabina d’Ehrensvard. Prawdę mówiąc była to bardzo świeża hrabina, bo jeszcze na kilka godzin przed rzuceniem cum pasażerka nazywała się po prostu Mary Bell Scott i była wnuczką gubernatora Tasmanii. Tytułem obdarował ją dopiero co poślubiony mąż, drugi oficer, podporucznik Carl Augustin hrabia d’Ehrensvard. Hrabia był Szwedem, wypożyczonym Francuzom przez Królewską Marynarkę Szwecji. Stopień „uhrabienia” okrętu był doprawdy imponujący!

Od samego początku pogoda była zdecydowanie paskudna, a ciężkie chmury uniemożliwiały określenie dokładnej pozycji. Udało się to dopiero 2 czerwca i oczywiście potwierdziły się podejrzenia o bardzo poważnym zejściu z kursu. Pospiesznie wydano komendę na ster.

Pech nie opuszczał jednak „L’Alcemene”. Po kilku godzinach znajdujący się o 72 mile od zachodnich brzegów Wyspy Północnej okręt wpadł w objęcia huraganu, który szybko zaczął spychać go na wschód. Przebieg sztormowania opisany został w wydanej po szwedzku książce „Wrak francuskiej korwety L’Alcméne", a opartej na wspomnieniach okrętowego płatnika M. Bernarda i hrabiego d’Ehrensvard.

„Zdecydowany walczyć do końca, kapitan rozkazał podnieść trzy podwójnie refowane marsle, główny żagiel oraz najniższy żagiel na trzecim maszcie [po angielsku: set all three topsails double-reefed, the main sheet and the mizzen]. Ku naszemu zdumieniu takielunek trzymał, żadne drzewce nie pękło, żaden żagiel się nie podarł i żadna lina nie zerwała.

„L’Alcemene” walczy z huraganem


Nawet podczas swych najszczęśliwszych dni Alcméne nie wyglądał tak pięknie; w jednej chwili wznosił się na grzbiet wysokiej fali triumfując nad nieprzyjacielem i wyglądało to tak, jakby miało się udać przebicie przez [kolejną] falę, ale prawie natychmiast potem zostawał wgniatany w dół przez nową falę. Ustępował zmęczony swym wysiłkiem, bezsilnie ześlizgiwał się ze szczytu kolejnej atakującej fali na swym fatalnym kursie prowadzącym ku lądowi”...

...Kapitan, Jean-Marie-Bruno hrabia d’Harcourt ustawił dziób w kierunku lądu: Moeatu na Plaży Ripiro, obecnie znane jako Baylys...

...słuchając steru po raz ostatni, Alcméne ruszył ku brzegowi pchany połączoną siłą wiatru i fal. Ale koniec był blisko i nie minęło wiele czasu zanim uderzył [o ląd]. Najpierw cios [fal] w rufę, potem kolejne uderzenie i natychmiast potem trzecie wstrząsnęło pod naszymi stopami całym statkiem. W końcu padł [on] pod miażdżącą siłą fal - powracająca fala przewróciła okręt na burtę, równolegle do plaży...

URL=http://s1143.photobucket.com/user/akra2/media/Teksty%2020/3%20lalcemen_zpstx6sviit.jpg.html][/URL]

...Przy niskim stanie wody, przy wciąż szalejącym sztormie wszyscy opuścili okręt po głównym maszcie, leżącym teraz w horyzontalnej pozycji. Trzydziestu członków załogi [wcześniej] wyskoczyło do wody i dwunastu nie dotarło na ląd żywymi. Był 3 czerwca 1851. Sztorm szalał przez wiele dni...

...Używając szczątków okrętu, marynarze zaczęli budować szałasy. Zbierali mięczaki oraz rozpalili ogniska, używając niedopalonych w [jakimś] pożarze szczątków drewna znalezionych na plaży przez pierwszą zwiadowczą grupę. Dobrze zorganizowany magazyn rzeczy przyniesionych przez fale zapewnił obite pożywienie, pościel i przybory kuchenne”.

Autorzy piszą także , iż hrabina „przyjęła nieszczęście z całkowitym spokojem.”

Baylys Beach (pośrodku zachodniego wybrzeża) jest połączone drogą z Dargaville, gdzie w lokalnym muzeum znajdują się pamiątki po korwecie


I dalej:
„Pierwsza mała grupka marynarzy natychmiast wyruszyła po plaży na południe. Szli tego dnia dwie godziny, przechodząc przez linię pożaru. Po upieczeniu znalezionej na plaży kaczki, zostali na noc w wydrążonych w piasku dołach. Rano szli przez godzinę aż doszli do szerokiej doliny, dochodzącej do plaży. Poszli doliną i pokonali [później] jezioro. Tam spędzili kolejną noc, a 5 czerwca zobaczyli w oddali rzekę. Nie udała się próba przebicia przez busz i bagno więc mężczyźni zdecydowali wrócić na wybrzeże, niezadowoleni że nie znaleźli nikogo, kto by mógł im pomóc.”

W tym czasie druga grupa trzymając się brzegu dotarła do końca półwyspu (Pouto), nie widząc żadnego człowieka.”

Tyle relacji książkowej.

Po zawróceniu, druga grupa wznowiła marsz wzdłuż rzeki i była to dobra decyzja. W końcu natknięto się na wioskę Okaro, zamieszkałą przez około stu Maorysów z plemienia Ngatiapa. Na miejscu okazało się jednak że tubylcy nie mogą od razu pospieszyć z pomocą, a to z religijnego powodu. Rozbitkowie przybyli do wioski w sobotę, a następnego dnia było „Ra Tapu”, czyli „Dzień Święty”, co nie pozwalało Maorysom opuścić wioski już teraz. Wódz Matin i jego ludzie nie pozostali jednakże obojętni wobec nieszczęścia bliźnich. Przyprowadzili konia, na którym z dobrymi wieściami pojechał do pozostałych rozbitków jeden z marynarzy.

W poniedziałek rano z wioski wyruszyła liczna ekipa ratunkowa, która wróciła do wioski po trzech dobach, prowadząc ze sobą rozbitków. Osłabioną kobietę oraz dwóch rannych marynarzy przyniesiono na sporządzonych naprędce noszach.

Maorysi do końca opiekowali się załogą, przewożąc ich swymi łodziami do Auckland, gdzie trafili pod opiekę rządu. Oficjele pomogli hrabiemu d’Harcourt wyczarterować amerykański statek „Alexander”, który przewiózł stu dziewięćdziesięciu dwóch rozbitków na Tahiti, skąd francuski okręt zabrał ich do Francji.

Rząd francuski nie zapomniał o życzliwych mieszkańcach Okaro nie poprzestając na oficjalnych podziękowaniach, ale również wyrażając swą wdzięczność w bardziej satysfakcjonujący ich sposób...

Muzeum w Dargaville i znajdujące się w nim pochodzące z korwety eksponaty
, , ,

--

Post zmieniony (02-05-20 14:15)

 
23-11-15 21:30  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 20:07)

 
23-11-15 22:56  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

;-))) !

 
24-11-15 12:07  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Janisz 

W Rupieciarni:
Do poprawienia - 1
 

Akra -normalnie rozpalasz mą wyobraźnię.....

--
Janisz
---------------------
Verbum nobile debet esse stabile. (łac.)

Przysłowie staropolskie: Słowa honoru należy dotrzymywać.

 
24-11-15 12:26  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 20:07)

 
24-11-15 13:48  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Taki podstawówkowy dowcip mi się przypomniał:
Mówi Masochista do Sadysty:
- Męcz mnie, dręcz, bij, rań!!!!
A Sadysta na to:
- Nie!

 
26-11-15 08:07  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 395


NIEZWYKŁY ZBIEG OKOLICZNOŚCI

Siódmego maja 1915 roku, na wysokości Old Head of Kinsale (półwysep na południu Irlandii) U-20 wynurzył się z głębokości dwudziestu czterech metrów. Jego dowódca, trzydziestoletni kapitan Walther Schwieger opisał w dzienniku okrętowym to, co przed chwilą się wydarzyło:

„Znakomita widoczność, bardzo ładna pogoda ... Zobaczyłem dym na horyzoncie. Prosto przed dziobem widziałem 4 kominy i 2 maszty parowca idącego równoległym kursem do nas. Statek zidentyfikowany jako wielki pasażerski parowiec. Zanurzyłem się na głębokość peryskopową i popłynąłem pełną szybkością kursem na przechwycenie prosto w kierunku parowca w nadziei że zmieni on kurs na prawo, [idąc potem] wzdłuż wybrzeży Irlandii ... Czysty strzał z dziobu z 700 metrów. Torpeda trafiła w prawą burtę tuż za mostkiem, zaraz potem [nastąpiła] bardzo niezwykle silna eksplozja...”

Tak kapitan Schwieger opisał zatopienie „Lusitanii”, co szczegółowo przedstawiła Opowieść 138.

Jedną z 1198 ofiar ataku U-20 była 64-letnia Kanadyjka Frances Washington Stephens, wdowa po znanym kanadyjskim polityku, płynąca z grupą przyjaciół do Wielkiej Brytanii. Jej ciało zostało wyłowione z wody i zawiezione do Liverpoolu, gdzie zaczęto rozglądać się za statkiem, który przewiózłby je do Kanady, aby tam spoczęło przy zmarłym jedenaście lat wcześniej mężu. Znaleziono taki statek dopiero po czterech miesiącach.

Frances Washington Stephens


Był to „Hesperian”, dwuśrubowy statek pasażersko-towarowy, mający 210 miejsc w klasie pierwszej, 250 w drugiej i 1000 w klasie trzeciej. Zwodowany w Glasgow w roku 1907, miał długość 147,8 metra oraz 10.920 GRT. Armatorem była angielska firma Allan Line, która zatrudniła go na linii Glasgow - Quebec – Montreal, ale już w roku 1910 wyczarterowała dobrze nam znanej Canadian Pacific Line. Kanadyjczycy zamienili Glasgow na Liverpool, pozostawiając niezmienione porty po drugiej stronie Wielkiej Wody.

„Hesperian”
, ,

„Hesperian” rzucił cumy w Liverpoolu w piątek trzeciego września 1915 roku, dokładnie o godzinie dziewiętnastej. Statkiem dowodził kapitan William S. Main, wraz z którym załoga liczyła trzysta osób. Pasażerów nazbierało się całkiem sporo, w tym grupa wracających do kraju rannych kanadyjskich żołnierzy. Jak to zwykle po tylu latach bywa, prawdziwa ilość pasażerów jest obecnie niemożliwa do ustalenia. W rozmaitych źródłach można znaleźć bardzo nawet różniące się dane: 300, 350 czy 600, a nawet 800 i 814 osób! Wydaje się jednak, że tytuł w jednej gazet piszący o 350 pasażerach jest najbardziej zbliżony do prawdy. W dziobowej ładowni oprócz drobnicy znalazła się także trumna ze zwłokami pani Stephens.

Po zatopieniu „Lusitanii” Amerykanie nie byli gotowi ryzykować życie pływając brytyjskimi statkami, toteż zaledwie jeden z nich znajdował się na „Hesperianie”, a i to jako członek załogi, steward. Wszyscy pozostali byli Kanadyjczykami i Brytyjczykami.



Natychmiast po wyjściu na otwarte morze, idący całą naprzód czyli piętnastoma węzłami statek rozpoczął zygzakowanie.

Wieczorem czwartego września okręt znanego nam już kapitana Walthera Schwiegera znajdował się o 85 mil od Fastnet Rock, niewielkiej wysepki, będącej najbardziej wysuniętym na południe punktem Irlandii. W peryskopie pokazał się spory parowiec, idący zygzakami prosto na Niemców.

U-20 i jego dowódca z orderem Pour le Mérite
,

Schwieger nie mógł nie widzieć że jest to pasażerski statek, który płynąc na zachód z pewnością nie przewozi ani broni, ani amunicji. Mógł jednakże wziąć pod uwagę fakt, że w powrotnej drodze może on dostarczyć do Wielkiej Brytanii i broń i amunicję i – przede wszystkim – żołnierzy. Decyzja była jednoznaczna. Atakować!

Podobnie jak w przypadku „Lusitanii” U-20 wystrzelił tylko jedną torpedę, która trafiła w prawą burtę, eksplodując w przedniej maszynowni. Była dwudziesta trzydzieści.

Siła eksplozji wyrzuciła w powietrze ogromne ilości wody i szczątków, które wyleciały na kilkadziesiąt metrów w górę, po czym spadając na mostek i pokład łodziowy, spowodowały tam poważne szkody. Dał się odczuć silny wstrząs, po czym „Hesperian” zaczął się przechylać na prawą burtę.

Dziwne jest, że Schwieger od razu nie dobił statku. Być może wystrzelił właśnie swoją ostatnią torpedę, ale w takim razie dlaczego nie wynurzył się i nie otworzył ognia z działa 88 mm? Pierwszy statek z ratownikami pojawił się na miejscu dopiero po godzinie! Może jednak po prostu wystraszył się możliwych konsekwencji powtórnego zatopienia statku pasażerskiego bez ostrzeżenia?

Kapitan Main natychmiast zastopował maszyny i ogłosił alarm, z miejsca zarządzając opuszczenie szalup. Rozkazał także nadać SOS, ale szczątki po wybuchu zerwały antenę. Jeden z oficerów wspiął się natychmiast na maszt, usuwając usterkę. Radiostacja rozpoczęła nadawanie.

Pomimo ciemności i zrozumiałego szoku, na statku panowała zdumiewająca wręcz dyscyplina, co zaowocowało sprawnym wodowaniem łodzi, w których miejsca zajmowały najpierw kobiety i dzieci. Hasło „Women and children first” realizowano z żelazną konsekwencją.

Tragedia zdarzyła się jedynie przy obsadzonej przez dziewięciu pasażerów i dwudziestu dwóch członków załogi szalupy z lewej burty. Na skutek zablokowania się jednej z lin łódź szarpnęła się i zawisła rufą w dół, wysypując do wody znajdującej się w niej ludzi. Bardzo szybko nieszczęśnicy zginęli w ciemnościach z oczu współtowarzyszy. Śmierć poniosła także siedemdziesięcioletnia Ellen Carbery, ewakuowana w pierwszej zwodowanej szalupie. Zmarła z zimna i szoku. Ciało przewieziono później do Nowej Funlandii i pochowano w rodzinnym mieście Harbour Grace. Były to jedyne ofiary z „Hesperiana”.

Po godzinie od trafienia torpedy na statku pozostał jedynie kapitan wraz z trzema oficerami, trzema mechanikami, dwoma radiooperatorami z firmy Marconi („wypożyczanymi” armatorom wraz z radiostacją za stosowną sumę), bosmanem, cieślą i dwoma marynarzami. Ludźmi w szalupach zajmowały się już licznie i szybko przybyłe na miejsce statki.

Tymczasem do przechyłu na burtę doszło teraz także znaczne przegłębienie na dziób. W nadziei uratowania statku i doprowadzenia go do Queenstown, zaczęto przygotowywać się do przyjęcia o świcie holu.

Rankiem do trzynastki na „Hesperianie” dołączyło około dwudziestu marynarzy-ochotników, po czym rozpoczęto holowanie. Niestety już po południu z powodu pogarszającego się stanu morza statek stał się niesterowalny. Coraz większe fale powodowały stały wzrost przechyłu aż wreszcie stało się jasne, że „Hesperian” zatonie i to zdecydowanie prędzej niż później. Wieczorem piątego września kapitan nakazał opuszczenie statku. Dzielna załoga znalazła schronienie na pokładzie slupa Jego Królewskiej Mości „Veronica”.

HMS „Veronica”


Przez całą noc reflektory slupa omiatały „Hesperiana” co nie było chyba zbyt rozsądne ze względu na zagrożenie podwodnym atakiem. Wczesnym rankiem nieustępliwy Main z dziesiątką ochotników ponownie wrócił na pokład swego statku ale tylko po to, aby po kilkudziesięciu minutach znowu się ewakuować.

„Hesperian” poszedł na dno szóstego września o siódmej czterdzieści siedem. Wraz z nim na dno poszła trumna z ciałem Frances Washington Stephens. Kobieta zginęła na skutek storpedowania „Lusitanii” przez U-20 dowodzonego przez kapitana Walthera Schwiegera, a teraz ten sam okręt z tym samym dowódcą zatopił statek wiozący do Kanady jej trumnę. Cóż za niezwykły zbieg okoliczności!

Rozbitkowie zostali wysadzeni na ląd w Queenstown i wtedy to rozniosła się między nimi niewiarygodna wiadomość. Wśród rannych kanadyjskich żołnierzy znajdował się między innymi mężczyzna, który na skutek szoku po wybuchu armatniego pocisku stracił wzrok. Po zejściu na ląd zaczął opowiadać wszystkim wokół, że wstrząs przy wybuchu torpedy „coś mu tak przestawił w mózgu”, że odzyskał wzrok! Historia może być prawdziwa albo nie, ale brzmi wiarygodnie.

Mapka pokazuje miejsce zatopienia „Lusitanii”, oraz storpedowania i zatonięcia „Hesperiana”


*

Kapitan Walther Schweiger po powrocie do Wilhelmshaven złożył raport, który spowodował natychmiastowe wezwanie go do Berlina. Wrócił do bazy wściekły, jako że musiał się mocno tłumaczyć z zatopienia kolejnego statku pasażerskiego, i to wbrew mówiącego co innego rozkazowi wydanemu po posłaniu przez niego na dno „Lusitanii”. Postępek wybaczono mu dopiero w roku 1917, kiedy to otrzymał w Berlinie najwyższy bojowy order Pour le Mérite, za zatopienie lub zdobycie 49 alianckich statków.

Jego nazwisko pojawiło się na sporządzonej przez brytyjską Admiralicję liście zbrodniarzy wojennych, do których miano się dobrać po zakończeniu wojny. Schweiger wojny jednak nie przeżył. Piątego września 1917 roku, zaledwie trzydzieści siedem dni po dekoracji zginął na U-88 wraz z całą załogą u francuskich wybrzeży. Najprawdopodobniej przyczyną zatonięcia U-boota była mina.

*

Ponieważ liczba ofiar nie była wielka, a ponadto nie stracił życia nikt z państw neutralnych, prasa po obu stronach Atlantyku poinformowała wprawdzie z oburzeniem o kolejnym zatopionym statku pasażerskim, ale sprawa szybko została zapomniana.

Na drugim zdjęciu tekst w ramce nosi tytuł GERMANY CALM AT NEWS; HINT AT BRITISH MINE, czyli CISZA W NIEMIECKICH INFORMACJACH; WSKAZUJĄ NA BRYTYJSKĄ MINĘ
, ,

*

Nazwiska poległych członków załogi znajdują się na brązowych tablicach umieszczonych w londyńskim Tower Hill Memorial. Upamiętnionych jest tam w ten sposób dwanaście tysięcy ludzi z marynarki handlowej, którzy nie powrócili z morza.

Tower Hill Memorial. Czarne elementy wewnętrznych ścian to brązowe tablice z dwunastu tysiącami nazwisk
,

Napis nad wejściem głosi:
1914-1918
NA BOŻĄ CHWAŁĘ I CZEŚĆ DWUNASTU TYSIĄCOM Z FLOTY HANDLOWEJ I RYBACKIEJ KTÓRZY NIE MAJĄ GROBU POZA MORZEM



--

Post zmieniony (02-05-20 14:15)

 
30-11-15 08:11  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 396

SIŁA ŻYWIOŁU


Zwodowany w roku 1873 parowiec „Kenmure Castle” należał początkowo do portu londyńskiego (Port of London). Statek miał 1951 GRT, długość 87 metrów i dzięki maszynie mającej 180 KM mógł rozwijać dziesięć węzłów. Po ośmiu latach zarząd portu uznał wreszcie jednostkę za zbędną, po czym sprzedał niejakiemu Thomasowi Skinnerowi, który wraz ze wspólnikami zajął się eksploatacją statku. Dowódcą mianowano kapitana J. D. Barretta.

Statek wziął nazwę od szkockiego zamku Kenmure, który tak jeszcze wyglądał przed pierwszą wojną światową...


...a tak wygląda obecnie


Dwudziestego trzeciego stycznia 1883 roku „Kenmure Castle” wypłynął z pełnymi ładowniami z Londynu w swój trzeci długi rejs do Szanghaju. Zabrano ośmioro pasażerów: dwóch mężczyzn oraz trzy kobiety, a wśród nich pani Mann z trzema córkami. Załogę stanowiło czterdzieści osób, w tym zaledwie dziesięciu brytyjskich oficerów. Palacze i marynarze byli Chińczykami, bardzo surowymi jeśli chodzi o marynarskie umiejętności, nie mówiąc już o braku dyscypliny oraz zamiłowaniu do opium...

Od samego początku pogoda była zła – jak to zresztą zwykle bywa w styczniu na tych wodach – i jeszcze dodatkowo pogorszyła się po wpłynięciu statku na Zatokę Biskajską. Wiał bardzo silny wiatr z północnego zachodu.

W czwartek pierwszego lutego stało się. Fale zniszczyły ster i wdarły się do rufowej nadbudówki. Tak opisywała wydarzenia pani Mann, podróżująca z córkami do męża w Szanghaju:

W nocy pierwszego lutego panie chorowały w swych kabinach. Wdarła się do nich woda, usłyszałyśmy wielki hałas, który nas bardzo wystraszył. Przyszedł steward i upewnił nas, że nie ma niebezpieczeństwa. W tym czasie cieśla naprawiał wyłamane drzwi. [Ponieważ] sześć razy woda się gwałtownie [ponownie] wdzierała, opuściłyśmy łóżka i poszłyśmy do salonu, gdzie zastałyśmy pływające kanapy i kozetki. W tym czasie przyszedł jeden z pasażerów, pan Horrocks. Powiedziałam mu: Czy mógłby pan pójść do kapitana i powiedzieć jak to tutaj wygląda?

[Horrocks] poszedł, a my weszłyśmy na przymocowane [do podłogi] stoły. Wtedy wszedł drugi oficer James Holmes, a pani Horrocks zawołała „Ratujcie mnie, ratujcie mnie, dajcie mi wyjść!” [Holmes] wyprowadził ją. Ktoś wziął na ręce moją najmłodszą, sześcioletnią córkę Victorię. Wtedy do salonu wszedł cieśla i powiedział „Proszę ze mną, zaprowadzę was do bezpiecznego miejsca”.

Otworzyłyśmy drzwi, ale fala wepchnęła nas z powrotem. Cieśla powiedział, żebym uważała. Uczepiłyśmy się jakichś lin, podczas gdy fale [wciąż] nas zalewały. W końcu dotarłyśmy do maszynowni, gdzie była już pani Henry oraz pani Horrocks. Ponieważ byłyśmy w nocnych strojach, przyniesiono nam męskie rzeczy, które też ubrałyśmy. Przebywałyśmy w maszynowni do około godziny dziesiątej i wtedy pan Henry zszedł do nas i powiedział że nie ma czasu do stracenia i że musimy iść do szalupy.

W tym czasie fale rozbiły i zmyły z pokładu rufową nadbudówkę.

I dalej pani Mann:

Pan Henry wziął Victorię, a czwarty mechanik [moją] córkę Annie. Wspięłyśmy się po drabince i popatrzyłam na pokład gdzie były nasze kabiny, ale niczego tam nie było. Zobaczył mnie kapitan, ujął za ramię oraz jedną nogę i wrzucił mnie do łodzi tak delikatnie, jak tylko mógł. Nie było innego sposobu, aby do niej się dostać. Sądzę że pomyślał, iż może być dla mnie już zbyt późno. Szalupa była opuszczana, bo statek tonął. Następna rzecz jaką pamiętam, to rufa [tonącego] statku. Ukryłam [w rękach] twarz bo nie mogłam znieść tego widoku.

W szalupie schronienie znalazł dowodzący nią drugi oficer Holmes, trzeci oficer, siedmiu chińskich marynarzy oraz cała ósemka pasażerów. Gdy łódź zeszła na wodę, załoga zabrał się za kolejną, ale zabrakło już czasu na jej opuszczenie. Na oczach przerażonej siedemnastki statek przechylił się, a zaraz potem poszedł na dno. Do ostatniej chwili widziano kapitana który stał na mostku spokojnie paląc cygaro i w chwili gdy „Kenmure Castle” tonął zaczął machać ręką i wołać „Good bye, good bye!”.

Zdążono opuścić tylko jedną szalupę


Oto dalszy ciąg relacji z szalupy:

Ktoś powiedział że statek tonie, ktoś inny płakał. Zapamiętałam, że słońce ładnie świeciło. To wszystko działo się około jedenastej. Szalupą sterowano zgodnie z rozkazami drugiego oficera. Nie było żywności ani wody [w owych czasach z reguły wkładano je do szalup dopiero w ostatniej chwili]. Pan Holmes próbował skłonić nas do śpiewania piosenek „Pull for the shore, boys” oraz „A life on the ocean wave” ... Pamiętam że około szesnastej odkryłam, iż ssanie kawałka flaneli było dobrym sposobem na pragnienie, nasze cierpienie [z powodu braku wody] stawało się coraz większe. Pan Horrocks znalazł kawałek [flaneli] która podzieliliśmy na kwadraciki około półtora cala kwadratowego. Nasze języki były bardzo spuchnięte i bardziej cierpieliśmy z pragnienia niż z głodu.

Powinnam wspomnieć, że po krótkim czasie pan Holmes został zmyty do morza, co bardzo przeraziło panie, ale pan Henry rzucił mu wiosło i drugi oficer dopłynął do łodzi. Następnego ranka od zmysłów odszedł trzeci oficer (pan Higgins). Położono go na dnie szalupy, gdzie przytrzymywany był przez jedną z pań ale wystarczyła chwila nieuwagi, a oficer wyskoczył do wody i zaczął krzyczeć, żeby wyrzucić do wody wszystkie wiosła. Wyłowiono Higginsa, ale po chwili ponownie wyskoczył z szalupy i utonął. [Jeszcze przedtem] krzyczał że zgubił 60 funtów i musi ich poszukać, że płynie łódką i że chce zatrzymać się na rogu żeby dostać jakiegoś drinka ...

... Moja dziewczynka Victoria zaczęła się bardzo źle czuć, więc pan Holmes co chwilę prosił siedmiu Chińczyków żeby dali nam trochę swojej odzieży, ale oni odmawiali mówiąc „Nie, ja się przeziębić” i w końcu bliscy byli buntu.

Pani Mann nie powiedziała tego, ale w rzeczywistości chińscy marynarze wciąż jeszcze byli pod działaniem opium!

Drugi oficer musiał grozić Chińczykom młotkiem ... Moja dziewczynka zaczęła śpiewać [religijny hymn] „Eternal Father, strong to save” i krzyczeć „Jestem pewna, że ocalejemy, mamo” i „Jestem pewna że wkrótce pojawi się statek”. Naprawdę widzieliśmy dwa czy trzy statki i jeden parowiec i widzieliśmy ludzi na jego pokładzie, ale oni nas nie zauważyli. W końcu spostrzegliśmy francuski parowiec „Montataire” z La Rochelle, po trzech dniach i dwóch nocach w łodzi. Kiedy podpłynęliśmy, francuscy marynarze krzyczeli „Zamknijcie oczy – nie patrzcie!” co znaczyło iż patrzymy tak upiornie, że nie mogli znieść [naszych] spojrzeń.

Rozbitkowie z „Kenmure Castle” dostrzegają „Montataire”


Dowodzony przez kapitana Ordronneau „Montataire” zjawił się praktycznie w ostatniej chwili. Czas był najwyższy bo rozbitkowie byli już tak wyziębieni, że z pewnością nie przeżyliby kolejnej nocy. Po kilku godzinach schodzili na ląd w Boulogne, wciąż nie wierząc swemu szczęściu,

Przeżyła jednak nie tylko szesnastka z szalupy! Oto raport kapitana Millmana z brytyjskiego parowca „Rangitikei”:

„Luty, 3. O godzinie piętnastej płynęliśmy przez wielki obszar pokryty szczątkami składającymi się z rozbitych skrzyń, desek, kawałków wyposażenia salonu, obitych blachą skrzynek (później dowiedzieliśmy się, że były to skrzynie z zapałkami), a także – jak okiem sięgnąć - mnóstwa kawałków drewna. Na polu szczątków widać było wyposażenie salonu i statkowego magazynu. Wystawiliśmy dodatkowych obserwatorów i o wpół do czwartej zobaczyliśmy na południowym wschodzie tratwę z dwoma rozbitkami. Jeden z nich machał przywiązaną do wiosła kurtką. Podpłynęliśmy i uratowaliśmy ich. Byli to Chińczycy którzy powiedzieli, że są ze statku Kenmure Castle z Londynu, który drugiego lutego zatonął w sztormie na Zatoce Biskajskiej. Parowiec był w drodze do Indii i Chin.

Chińczycy powiedzieli, że na kilka minut przed zatonięciem opuszczono tylko jedną szalupę, pod dowództwem drugiego oficera. Obaj byli bardzo wyczerpani z zimna. Ich trzech kolegów umarło jeden po drugim. Było zimno, a morze silnie wzburzone. Podczas spędzonej na tratwie nocy siła sztormu była straszna”.

*

Śledztwo prowadziła bardzo drobiazgowo Izba Handlowa w Portsmouth. Ekspertom zadano aż dwadzieścia jeden szczegółowych pytań, dotyczących między innymi zmytej za burtę nadbudówki z kabinami i salonem, a uszkodzonej w złej pogodzie podczas poprzedniego rejsu.
Ostatecznie zawyrokowano iż:
- statek był w dobrym stanie i zdolny do żeglugi jeśli chodzi o kadłub
- na wyjście z Londynu nie był przeładowany
- prawdopodobną przyczyną zatonięcia były drzwi w tyłu nadbudówki salonu, niewystarczająco mocne aby oprzeć się sile fal i dlatego zostały wgniecione do środka
- woda wdarła się na pokład, po czym wlała się przez te drzwi, niewłaściwie zakryte i zabezpieczone zalewając najpierw magazyn statkowy, a potem rufową ładownię

Winnymi tragedii uznano armatora oraz jego superintendenta, odpowiedzialnego za stan techniczny statku. Po tylu latach nie wiadomo już, czy i jak dotkliwą karę ponieśli.

--

Post zmieniony (02-05-20 14:15)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 50 z 114Strony:  <=  <-  48  49  50  51  52  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024