KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 45 z 114Strony:  <=  <-  43  44  45  46  47  ->  => 
09-11-15 15:52  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Smakowite kąski wszak szybko znikają z talerza !
Lecz na Boga nie męcz się tak bo żal we mnie jakowyś wzbiera słowem nieopisany i oskomę postradam ! ;-)))

 
09-11-15 16:12  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 19:53)

 
09-11-15 16:20  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Jako takiej owej oskomy nigdzie nie dostanę bo dostać jej czy też kupić nie sposób - ją się ma lub nie, ot co ! Ja mam !

 
10-11-15 08:06  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

Ale popatrz na ten czas z innej perspektywy. Gdyby zsumowac czas poswiecony przez kazdego z nas, czytelnikow, na przeczytanie Twojej Opowiesci, to pewnie wyjdzie duzo wiecej, niz to co Ty poswieciles na przygotowanie nam tych lakomych kaskow.

Przyczepie sie tylko do zdania: "Utrata „Mendi”, ofiary śmiertelne i materialne straty spowodowane zostały spowodowane zaniedbaniem i niewłaściwym postępowaniem kapitana „Darro”." Cos ostatnio masz sklonnosci do dubli ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
10-11-15 09:15  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 19:53)

 
10-11-15 16:20  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

Andrzeju, chodzi mi o slowo "spowodowane" powtarzajace sie dwukrotnie w "spowodowane zostały spowodowane". Wszystko inne jest w jaknajlepszym porzadku.

--
pozdrawiam Kuba

 
10-11-15 17:26  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 19:54)

 
11-11-15 08:02  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

Posypuje glowe popiolem i postaram sie poprawic... ale niczego nie obiecuje ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
12-11-15 08:08  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 391

KONIEC ERY PANCERNIKÓW

Powszechnie przyjmuje się, że siódmego grudnia 1941 roku zaczął się koniec ery pancerników i ich bezsprzecznego do tej pory panowania na morzu. Potężne okręty miały wprawdzie – zwłaszcza w wojnie na Pacyfiku – jeszcze wiele okazji dla pokazania swej przydatności, ale pomimo tego wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nowym królem oceanów został Jego Bojowa Mość Lotniskowiec.

Pancerniki nie tak łatwo jednak dawały się przenieść do lamusa historii. Po zakończeniu wojny, zaskakująco wiele tych okrętów nadal pozostawało w służbie. Duże znaczenie miały wielkie kadłuby, oferujące mnóstwo miejsca nie tylko dla marynarzy, ale i dla kadetów szkół morskich – na czymś trzeba w końcu było ich, u licha, szkolić! Bogate wyposażenie łącznościowe oraz mnóstwo miejsca na montowanie urządzeń najnowszej generacji czyniło z pancerników idealne okręty flagowe.

W chwili kapitulacji Japonii, kręgosłupem amerykańskiej floty pancerników były cztery okręty klasy „Iowa” („Iowa”, „New Jersey”, „Missouri” i „Wisconsin”).



Jedenastego sierpnia 1945 roku zdecydowano o przerwaniu zaawansowanej w 22 procentach budowie kolejnej jednostki, o planowanej nazwie „Illinois”. Od tej chwili stał on martwo na wyłączonym z obsługi innych jednostek doku. Ostatni, szósty okręt z tej serii, „Kentucky”, był już o kilka etapów bliżej ukończenia i dlatego zapadła decyzja o kontynuowaniu przy nim pracy. Wprawdzie jego wejście do służby zaplanowano na rok 1947, ale wkrótce uznano ten termin za nierealistyczny tym bardziej, że po kilku miesiącach kontynuowanie budowy zostało zawieszone. Główną przyczyną tego był fakt, że cztery znajdujące się w służbie „Iowy” potrzebowały regularnych dostaw części zamiennych, które najłatwiej było …albo wyjąć z kadłuba „Kentucky”, albo też z magazynów, w których składowano planowane do zabudowy na nim części.

Poza wymienioną, a pozostawioną w czynnej służbie czwórką, US Navy miała jeszcze sześć nowoczesnych pancerników: dwa typu North Carolina („North Carolina” i „Washington”) i cztery typu South Dakota („South Dakota”, „Alabama”, „Indiana” i Massachusetts”). Ponieważ szkoda byłoby się pozbywać okrętów znajdujących się w doskonałym stanie, na początku roku 1947 włączono je w skład „mothball fleet”, czyli „floty kulek na mole”, nazwanej tak od charakterystycznych białych kopuł okrywających co delikatniejsze wyposażenie pokładowe. Tak zabezpieczone okręty mogły być w każdej chwili bardzo szybko przywrócone do służby. Do tej grupy dołączono także „wielkie krążowniki” czyli „Alaskę” i „Guam”, mające wyporność 27.500 ton i uzbrojenie 9 x 305 mm. „Wielkie krążowniki” (large cruisers) były czymś pośrednim pomiędzy ciężkimi krążownikami a pancernikami. Ich zadaniem było zwalczanie japońskich ciężkich krążowników. Pomimo że okręty te były udaną kombinacją szybkości, odporności i siły ognia, to per saldo nie były warte ani czasu zużytego na ich budowę, ani też wydanych z tego powodu sporych pieniędzy. Minusem były także bardzo wysokie koszty ich utrzymania.

To zdjęcie doskonale pokazuje, jak wyglądała „mothball fleet”;


Jednym z ważniejszych pytań roku 1946 było, jaki wpływ na okręty może mieć bomba atomowa? W tym celu do udziału w serii eksplozji na atolu Bikini wyznaczono szereg starszych lub też zdobycznych okrętów, jak np. „Prinz Eugen” czy „Nagato”.

Ze względu na wiek i stan techniczny, do testów wyznaczono „Arkansas”, „New York”, „Nevadę” i „Pennsylvanię”. Wzięły one udział w próbie przeprowadzonej pierwszego lipca 1946 roku na atolu Bikini, z bombą identyczną ze zrzuconą na Nagasaki. Idealnie w punkcie zero miała znajdować się „Nevada”, ale ostatecznie bomba eksplodowała o jakieś 300 metrów dalej. W promieniu pół mili od epicentrum stały na kotwicach także trzy pozostałe pancerniki.

Atol Bikini. „Pennsylvania” czeka na kotwicy na wybuch bomby atomowej


Wybuch wprawdzie mocno pokiereszował nadbudówki „Nevady”, ale wieże artylerii głównej oraz kadłub pozostały praktycznie nietknięte. Oczywiście cały pancernik był po tym wszystkim niemiłosiernie radioaktywny, ale tylko z zewnątrz. Gruba stal skutecznie zapobiegła przedostaniu się radioaktywności do jego wnętrza. Nadbudówki bardziej oddalonych od epicentrum pozostałych pancerników, wyglądały nieco lepiej.

Drugi test przeprowadzono dwadzieścia cztery dni później, i tym razem była to eksplozja podwodna. Bombę umieszczono pod okrętem desantowym. Wybuch spowodował powstanie kolumny wody wysokiej na prawie pięć kilometrów. Obserwatorzy odnieśli wrażenie, że „Arkansas” – ustawiony najbliżej, bo o 225 metrów od epicentrum - został podniesiony o kilka metrów do góry. Po chwili pancernik opadł, wgnieciony gigantyczną masą wody w dno laguny, na którą opadł dnem do góry. Ogromne ilości wody spadły na wszystkie osiemdziesiąt cztery okręty, biorące udział w eksperymencie. Wszystkie z nich zostały silnie skażone.

Po prawej stronie białej „nogi” grzyba ciemną pionową, grubą krechą zaznaczono miejsce zakotwiczenia „Arkansas”;


Wrak „Arkansas”;


Po wybuchu. Spłukiwanie z „New Yorku” pyłu radioaktywnego, aby na pokład mogli wejść naukowcy


Po prawie ośmiu godzinach zatonął lotniskowiec „Saratoga”, a prowizorycznie jedynie naprawiony po ciosach amerykańskich bomb japoński pancernik „Nagato” poszedł w jego ślady dopiero po dwóch dniach. „Nevada”, „Pennsylvania” i „New York” znowu przetrwały. Pierwszy z nich został po miesiącu okrętem-celem. Okręt miał tak mocną konstrukcję, że mimo wielokrotnego ostrzeliwania – między innymi przez „Iowę” - zatonął dopiero 31 lipca 1948 roku i to od torped.

„Pennsylvanię” zaholowano do laguny Kwajalein, gdzie poddawana była badaniom radiologicznym. Ponieważ nie można było ryzykować życiem stoczniowców, którzy mogliby choćby tylko prowizorycznie naprawić kadłub, okręt stopniowo pogrążał się w wodzie, aż zatonął 10 lutego 1948 roku.

„Pennsylvania” tonie
,

„New York” został zabrany z Bikini do Pearl Harbor, gdzie także badano stopień napromieniowania. Po dwóch latach odholowano wreszcie niebezpieczny obiekt na ocean, gdzie zatopiono go w charakterze okrętu-celu. I tak US Navy pozbyła się czterech najstarszych pancerników. Nadal w służbie pozostawały będące niewiele bardziej przydatne „Tennessee”, „California”, „Colorado”, „Maryland” i „West Wirginia”.

Teraz właściwie wypadałoby zacząć budowę nowych ciężkich okrętów, których konstrukcja uwzględniałaby wyniki atomowych testów. Na początek jednakże rozważono jedynie pomysł ukończenia „Kentucky” i uzbrojenia go w rakiety, ale przewidywany koszt okazał się bardzo wysoki. Po drugie – i najważniejsze – wybór rakiet nadających się wówczas do zainstalowania na okrętach był bardzo mizerny, a ich dostosowanie do wymogów US Navy trwałoby długo i kosztowało ogromne pieniądze.

Koszt przezbrojenia w rakiety już istniejących okrętów typu Iowa byłby jeszcze dużo wyższy niż w przypadku „Kentucky”, ponieważ niezbędne byłoby wcześniejsze zdjęcie potężnych wież dział 406 mm, a także usunięcie części nadbudówek. W czerwcu 1959 roku obliczono, ile kosztowałoby przezbrojenie takiego okrętu w podwójną wyrzutnię rakiet przeciwlotniczych Talos, dwie wyrzutnie rakiet Tartar – również przeciwlotniczych, wyrzutnię rakiet przeciwko okrętom podwodnym Asroc, oraz cztery rakiety woda-woda typu Regulus II. Wyszło aż 183 miliony dolarów na okręt!

Ponieważ na widok takiej kwoty admirałom o mało oczy nie wyszły z orbit, opracowano plan B czyli pozostawienie przednich wież i dodanie do nich jednego Tartara, jednego Talosa, system Asroc oraz sześć Regulusów II. Wyszło 84 miliony dolarów nas okręt, co także okazało się nie do przełknięcia.

Prawdę mówiąc, dużo bardziej nierealistyczny był wcześniejszy o pięć lat pomysł, dotyczący przebudowy pancerników typu North Carolina i South Dakota. Zakładał on zdjęcie rufowych wież artylerii głównej, co pozwoliłoby na powiększenie maszynowni i zmodernizowanie silników, aby można było podnieść maksymalną prędkość z 26 do 31 węzłów. W praktyce oznaczałoby to konieczność zwiększenia mocy maszyn ze 130.000 to 256.000 KM, oraz przebudowę części kadłuba. Koszt przebudowy każdego okrętu przewidywano na 40 milionów dolarów. Tyle pieniędzy za dodatkowe pięć węzłów i zmniejszenie siły artylerii głównej o jedną trzecią ??? Nic dziwnego, że pomysł upadł natychmiast po jego opublikowaniu.

W roku 1958 – dopiero! - pocięto na kawałki znajdujący się w doku fragment kadłuba „Illinois”. Podobny los spotkał w końcu także kadłub „Kentucky”, który po raz ostatni zszedł z doku w roku 1950 i przy kei czekał na swój los. Decyzja zapadła dopiero osiem lat później, kiedy to sprzedano kadłub do stoczni złomowej. Wcześniej wymontowano z niego kotły i turbiny, które następnie zainstalowano na właśnie budowanych okrętach transportowych „Sacramento” i „Camden”.

20 stycznia 1950. Kadłub „Kentucky” wyciągnięty z doku, aby zrobić w nim miejsce dla „Missouri”, po wejściu tego okrętu na mieliznę (o czym dalej). Po zakończeniu remontu „Missouri”, „Kentucky” wrócił na swoje miejsce aż do chwili, gdy znowu trzeba było zrobić miejsce dla kolejnego, wymagającego napraw okrętu. Zabawa „wyprowadzić – wprowadzić – wyprowadzić - wprowadzić” trwała przez kilka lat


Kadłub „Kentucky” w drodze do stoczni złomowej, końcówka roku 1958. Brakujący fragment dziobu został odcięty dwa lata wcześniej, żeby zastąpić nim dziób pancernika „Wisconsin”, utracony w wyniku kolizji z niszczycielem „Eaton”. Był to klasyczny przypadek kanibalizmu, któremu przez lata podlegał „Kentucky”;


Dziób „Wisconsin” po kolizji


*

W 1944 roku, po drugiej stronie Atlantyku, Brytyjczycy zwodowali swój ostatni pancernik, „Vanguard”. Według pierwotnego zamysłu miał to być szybki okręt przeznaczony na wody Dalekiego Wschodu, gdzie miał wzmocnić siły oparte na „Rodneyu” i „Nelsonie”, oraz trzech zmodernizowanych pancernikach typu Queen Elizabeth. Z braku gotowych do użycia nowoczesnych ciężkich dział, na okręcie zamontowano 380-milimetrowe działa pozostałe jeszcze z lat Wielkiej Wojny, po przebudowie pancerników „Glorious” i „Courageous” na lotniskowce. Na Wschodzie okręt miał zapewniać przeciwlotniczą osłonę brytyjskim lotniskowcom i dlatego w ostatniej chwili zaplanowano zainstalować na nim najnowszy system kierowania ogniem przeciwlotniczym. Nie zdążono jednak sprawdzić go w boju, wprowadzając okręt od służby dopiero w sierpniu 1946 roku.

Jako najnowszy pancernik Royal Navy, „Vanguard” powinien być podziwianym powszechnie cudem, ale na tego rodzaju opinię nie pozwalały przestarzałe działa głównej artylerii. Poza nimi – choć przecież takie działa są najważniejszą rzeczą w pancerniku – wszystko było udane. Podniesiony dziób pokazywał swoją przydatność na dużej fali, a ogromna liczba luf artylerii przeciwlotniczej kierowanej przez dziewięć niezależnych central artyleryjskich dawała znakomitą osłonę przed samolotami.

„Vanguard”;


W 1946 wróciła idea zbudowania pancerników typu Lion, według projektu zarzuconego w latach 1942-1943, kiedy to dwa nieukończone kadłuby zostały pocięte na złom. Projekt ten został obecnie całkowicie zmodyfikowany, podstawą czego było znaczne zwiększenie wyporności i długości. Głównym uzbrojeniem miały być zaprojektowane od nowa działa kalibru 406 mm. Prace przy rozwijaniu projektu trwały przez kilka lat do chwili gdy stwierdzono, że nawet gruby na 12 cali (30,5 cm) pancerny pokład będzie niewystarczający wobec mocy współczesnych bomb lotniczych.

W 1948 roku sprzedano na złom pierwsze okręty typu „Queen Elizabeth” i „Royal Sovereign”, zastanawiając się przy okazji na temat dalszych losów „Nelsona” i „Rodneya”. W tym czasie przyszła ze Stanów oferta przezbrojenia pancerników typu King George V oraz „Vanguarda” w pociski kierowane, ale jeden rzut oka na cenę wystarczył, aby Brytyjczycy powiedzieli „No, thank you.”

Okręty typu King George V służyły jako jednostki szkolne do roku 1951, kiedy to odstawiono je do rezerwy. Samotny „Vanguard”, okręt flagowy Home Fleet, skierowany został do zadań szkoleniowych. Wycofano go ze służby w 1959 roku.

Rok 1960. „Vanguard” zaczyna swój ostatni rejs. Do stoczni złomowej


*

Francuzi stracili pancerniki „Dunkerque” i „Strasbourg” w Tulonie w roku 1942, kiedy to sami je zatopili, aby nie wpadły w niemieckie ręce.

Złomowanie „Strasbourga” rozpoczęło się już podczas wojny. Zdjęcie z roku 1944 pokazuje wrak po zbombardowaniu go przez amerykańskie samoloty


W tym samym roku uszkodzeniu uległy „Richelieu” (Brytyjczycy, ostrzeliwanie portu w Dakarze) i „Jean Bart” (amerykański pancernik „Massachusetts”, ostrzeliwanie portu w Casablance podczas lądowania w Maroku). Po przejściu obu okrętów pod komendę Wolnych Francuzów, „Richelieu” popłynął do Stanów na remont, a następnie w latach 1944-1945 służył na wodach Indii Wschodnich.

W kolejnych latach okręt wziął jeszcze udział w wojnie wietnamskiej, a w 1956 wszedł w skład zespołu biorącego udział w Operacji Muszkieter (nieudany atak na Egipt po znacjonalizowaniu Kanału Sueskiego). Po powrocie z tej niechlubnej wojny pancernik postawiono w Breście, gdzie przez dziewięć lat pełnił mało zaszczytną funkcją hulku mieszkalnego. Okręt skreślono z listy floty w 1967, a rok później sprzedano na złom. Piękny okręt pocięty został w La Spezia.

Wojenne uszkodzenia „Jean Barta” okazały się na tyle poważne, że okręt wrócił do służby dopiero w roku 1949. Dopiero sześć lat później pancernik otrzymał pełny zestaw artylerii średniej, po czym rok później także wziął udział w Operacji Muszkieter. W 1969 roku sprzedano go japońskiej stoczni złomowej.

Skala uszkodzeń „Jean Barta” nie pozwoliła na szybki powrót do służby


*

Włosi wybrali dobry moment na wyjście z wojny, ale nie pomogło to ich pięknym pancernikom typu „Littorio”. Niemieckie samoloty uszkodziły „Italię” (do 1943 roku „Littorio”), oraz zatopili płynącą na Maltę „Romę”. W drugim przypadku użyte zostały kierowane, szybujące bomby Fritz X.

Ostatnie chwile ”Romy”;


Gdy po wojnie dzielono włoską flotę miedzy zwycięzców, roszczenia do „Italii” i „Vittorio Veneto” natychmiast zgłosili Brytyjczycy i Amerykanie. Okręty wprawdzie nie były im do niczego potrzebne, ale chodziło to, aby nie wpadły w ręce Stalina. Było to zresztą o tyle łatwe, że od 1943, kiedy to pancerniki zjawiły się na Malcie, znajdowały się pod brytyjską kontrolą.

„Italia” z włoskim krążownikiem w pobliżu Malty. Zdjęcie wykonano z „Warspite’a”;


Ponieważ w La Valletta nie było zbędnego miejsca, wkrótce oba okręty zostały wysłane do Egiptu, gdzie zakotwiczono je na Wielkim Jeziorze Gorzkim, znajdującym się na trasie Kanału Sueskiego.

W 1947 „Italię” oficjalnie przyznano Amerykanom, ale ci przekazali mocno zapuszczony okręt Włochom pod warunkiem, że ci go zezłomują, co też stało się już w następnym roku.

Na tym samym jeziorze co „Littorio” zakotwiczył także „Vittorio Veneto”, który podobnie jak bliźniak, nigdy nie wszedł ponownie do służby i również został w tym samym roku pocięty w La Spezia na złom.

Ponieważ pozostałymi dwoma stareńkimi pancernikami – „Caio Duilio” (1915) i „Andrea Doria” (1916) nie zainteresowali się nawet Sowieci, pozostawiono je we Włoszech. „Caio Duilio” służył do celów szkoleniowych do 1956, po czym trafił pod palniki stoczni złomowej. „Andrea Doria” miał ciut ciekawszy żywot, będąc nawet przez krótki czas okrętem flagowym Marina Militare, ale potem wiódł nudny żywot okrętu szkoleniowego. Podobnie jak „Caio Diulio”, sprzedany został na złom w 1956 roku.

W latach 1951-1953 „Andrea Doria” był flagowym okrętem włoskiej Marynarki


*

Pancerniki Związku Radzieckiego nie miały w trakcie wojny okazji do efektownych starć z równie potężnymi przeciwnikami, pełniąc rolę pływających baterii nabrzeżnych. „Marat” i „Oktiabrskaja Rewolucija” stały w Kronsztadzie, a siostrzana „Pariżskaja Kommuna” w Sewastopolu”. Szybko z tej stawki odpadł „Marat” uszkodzony we wczesnej fazie oblężenia Leningradu tak poważnie, że nawet nie można było myśleć o jego wyremontowaniu. Dwa pozostałe kronsztadzkie pancerniki (w 1943 pierwszemu z nich przywrócono poprzednią nazwę „Pietropawłowsk”) przetrzymały ogromną liczbę ataków powietrznych. Po zakończeniu wojny mocno przestarzałe już okręty podremontowano jak najmniejszym kosztem i po kilku latach służby na pół gwizdka skierowano do zadań szkoleniowych. Przy tej okazji zmieniono nazwę „Pietropawłowsk” na „Wołchow” (rosyjska rzeka). Okręt skreślono z listy floty w 1953 roku, a jego współtowarzysza ciężkich walk spotkało to trzy lata później.

Bardzo podobnie przebiegała powojenna kariera „Pariżskiej Kommuny”, którą w 1943 przemianowano na „Siewastopol”. Okręt skreślono z listy floty w roku 1956.

Kwiecień 1943. „Pariżskaja Kommuna” w Poti na Morzu Czarnym


Nowoczesne pancerniki nie były pisane Związkowi Radzieckiemu, jako że przejęty po wojnie włoski „Giulio Cesare” nie był ani młodszy ani lepszy od wymienionej wcześniej trójki. Jako „Noworossijsk” został solidnie wyremontowany i całkiem przyzwoicie wyposażony na przykład w nowoczesny sprzęt kierowania ogniem, po czym został okrętem flagowym Floty Czarnomorskiej. Okręt skończył marnie w 1955 roku, kiedy to pod jego kadłubem wybuchła leżąca na dnie od czasów wojny niemiecka mina.

Tak naprawdę Zachód nie zajmował się zbytnio przestarzałymi pancernikami spod znaku sierpa i młota, skupiając uwagę na okrętach, o rozpoczętej budowie których wiedziano już od pewnego czasu. Były to stojące w dokach ogromne kadłuby „Sowietskowo Sojuza” i „Sowietskoj Biełarusii”: gotowe okręty miały mieć wyporność po 60.000 ton! Tak naprawdę to kadłuby zostały zezłomowane już w roku 1948, ale zachodnie wywiady wciąż węszyły jakiś podstęp. Wywiadowcza mania doprowadziła nawet do tego, że pojawiły się pogłoski o budowaniu przez Sowietów gigantycznego pancernika z działami kalibru 432 mm, oraz jego zmodyfikowaną wersję z ...rakietami V-2. W zachodniej prasie pokazały się nawet rysunki owych okrętów!

Sporo wskazuje na to, że owe sensacje były rezultatem akcji Niemca z Berlina Wschodniego, który sprzedał „tajne specyfikacje” Brytyjskiemu Wywiadowi Marynarki Wojennej. Kto stał za owym Niemcem, można się łatwo domyślić.

Tak miał wyglądać „Sowietskij Sojuz”. Problemem nie do przejścia okazał się brak doświadczenia w projektowaniu i budowie barbet i wież dział najcięższego kalibru


*

Gdyby nie wojna koreańska, pancerniki pewnie szybko podzieliłyby los dinozaurów. Gdy na półwyspie wybuchła wojna, w czynnej służbie znajdował się tylko „Missouri”, który też natychmiast został tam wysłany. Pomimo długotrwałych kłopotów spowodowanych wejściem na mieliznę w zatoce Chesapeake w styczniu 1950 roku, przez następne trzy lata okręt odbył trzy bojowe tury na wodach otaczających Półwysep Koreański.

Holowniki ściągają „Missouri” z mielizny


Pospiesznie przeproszono się z trzema pozostałymi okrętami tego samego typu, także wysyłając je do boju. Po raz któryś okazało się, że ogromne działa stanowią nieocenione wsparcie wojsk lądowych. W odróżnieniu od samolotów pancerniki mogły przez długi czas znajdować się na pozycjach bojowych, co było trudne do przecenienia.

Przy okazji przypomniano sobie także o piątce odstawionych do rezerwy starszych pancerników, czyli „Tennessee”, „California”, „Colorado”, „Maryland” i „West Virginia”. Przez lata liczni kongresmeni narzekali na kosztowne utrzymywanie przestarzałych okrętów, ale teraz nadarzyła się okazja udowodnić, jak dalekowzrocznie myślała amerykańska Admiralicja!

Cała piątka dołączyła do swych nowszych i potężniejszych braci, biorąc udział w ostrzeliwaniu pozycji wroga aż do końca wojny, czyli do roku 1953. Wróciły do kraju w glorii chwały i swej przydatności: któż odważyłby się teraz powiedzieć o nich: „Niepotrzebne!” ?. Do takiego wniosku doszła jednak w końcu sama US Navy, pozbywając się całej piątki w roku 1959.

Styczeń 1953. „New Jersey” ostrzeliwuje pozycje wroga w pobliżu Kaesong, Korea. Wysoko uniesione lufy oznaczają strzelanie na ponad 30 kilometrów


W roku 1953 „Iowa” i „Wisconsin” dołączyły do „Vanguarda” w wielkich ćwiczeniach NATO na Atlantyku, pokazując swą wielostronną przydatność choćby przez zaopatrzenie w paliwo wszystkich towarzyszących im niszczycieli.

Do roku 1956 trwała kariera również mocno już przechodzonego pancernika „Mississippi”. Po wojnie zmieniono jego charakter na okręt testowy, eksperymentując na nim do woli. Przykładowo zdemontowano trzy z czterech wież głównej artylerii (pozostawiono tylko drugą od rufy wieżę „C”), montując na ich miejscu działa kalibru 127 mm oraz radar najnowszej generacji. W roku 1952 na stoczni w Norfolk zainstalowano na okręcie podwójne wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych typu „Terrier”. Był to pierwszy w historii okręt uzbrojony w pełni operacyjne rakiety woda-powietrze.

„Terrier” odpalony z „Mississippi”;


Pod koniec roku 1956 „Mississippi” został skreślony z listy floty, po prawie nieprzerwanej trzydziestodziewięcioletniej służbie.

Cztery „Iowy” pozostały aktywne do 1957-1958 roku, po czym włączono je do „mothball fleet”. Ostatnim okrętem przeniesionym do rezerwy (ósmego marca 1958 roku) był „Wisconsin”. Po raz pierwszy od 1895 roku US Navy nie miała w aktywnej służbie ani jednego pancernika!

„Missouri” w „mothball fleet”;


Przyszła wreszcie wojna wietnamska i Korpus Marines zaczął się domagać wsparcia artyleryjskiego silniejszego, niż to mogły zapewnić krążowniki ze swymi działami 203 mm. W 1967 roku US Navy dostała zielone światło na ponowne wprowadzenie pancerników do linii. Tylko że...

Po wejściu na mieliznę siedem lat wcześniej, „Missouri” wciąż nie mógł rozwijać pełnej szybkości (pomimo upływu siedmiu lat!). Pod uwagę nie był brany także „Wisconsin”, a to z powodu skutków poważnego pożaru podczas remontu, kiedy to ogień zniszczył system elektryczny obu dziobowych wież artylerii głównej. „Iowa” z kolei miała wprawdzie najnowsze urządzenia elektroniczne, ale jej stan ogólny nie mógł się równać do ostatniego okrętu z serii, czyli „New Jersey”. Podjęto decyzję o przeniesieniu wielu urządzeń „Iowy” i „Wisconsin” na „New Jersey”, co było klasycznym kanibalizmem. Prace na „New Jersey” rozpoczęto w stoczni US Navy w Filadelfii w sierpniu 1967 roku, kończąc je po ośmiu miesiącach. W tym czasie zdjęto z okrętu podwójne działa przeciwlotnicze kalibru 76 mm i przebudowano mostek, żeby pomieścić najnowsze wyposażenie łącznościowe i elektroniczne. Przy okazji polepszono także warunki bytowe załogi.

Największym problemem był brak …odpowiednio wykwalifikowanej załogi. Konkretnie chodziło o problemy ze znalezieniem ludzi obeznanych z obsługą najcięższych dział. Kandydatów z odpowiednim doświadczeniem szukano nawet wśród rezerwistów Royal Navy!

Po dziesięciu latach „stania na sznurku”, na wiosnę 1968 roku „New Jersey” ponownie wszedł do służby i popłynął na wietnamskie wody, gdzie spędził 120 „bojowych” dni. Najdłuższy, nieprzerwany tego rodzaju rejs trwał 47 dni. Były to dni pracowite i bardzo głośne: o ile w latach Drugiej Wojny pancernik wystrzelił łącznie 771 pocisków kalibru 406 mm, to podczas tej wojny lufy opuściło aż 5688 sztuk, a do tego doszło 15000 pocisków 127 mm.

„New Jersey” w wojnie wietnamskiej


Okręt ponownie wycofano ze służby w roku 1969, po stwierdzeniu, że skończyły się zapasy pocisków 406 mm… Wprawdzie po jakimś czasie znaleziono zapomniany gdzieś tam magazyn wypełniony taką amunicją, ale było za późno na zmianę decyzji, jako że załoga „New Jersey” została już rozdysponowana pomiędzy innymi jednostkami US Navy. Uznano, że w nowoczesnej Marynarce szkoda trzymać razem na jednym okręcie 70 oficerów i 1550 dobrze wyszkolonych marynarzy tylko po to, aby mogli zajmować się głównie odpalaniem raptem dziewięciu dział, choćby i kalibru 406 mm.

Nie był to jednak koniec kariery tego pięknego okrętu. Wobec trudnej sytuacji na Bliskim Wschodzie, w styczniu 1981 roku, na wniosek US Navy rząd poprosił Kongres o przyznanie funduszy na kolejną reaktywację pancernika. W rezultacie okręt nie tylko odbył służbę u wybrzeży libańskich – gdzie jego ciężkie działa oddały tam swoje ostatnie salwy – ale utrzymał się w linii aż do 8 lutego 1991 roku, kiedy to skreślono go już ostatecznie z listy floty.

Także „Missouri” i „Wisconsin” wycofano w końcu z „mothball fleet”. Oba okręty wzięły udział w pierwszej wojnie przeciwko Irakowi. Więcej pecha miała „Iowa”, która służyła na wodach europejskich. Dziewiętnastego kwietnia 1989 roku eksplozja ładunku prochowego wieży „B” zabiła aż 47 marynarzy.

Szczęśliwie cała ta piękna i majestatyczna czwórka została zachowana w charakterze okrętów-muzeum: „New Jersey” stoi w Camden, „Missouri” w Pearl Harbor, „Wisconsin” w Norfolk i wreszcie „Iowa” w San Pedro.

Nie są to pierwsze amerykańskie muzealne pancerniki: początek dał „Texas”, który w 1948 roku zacumowany został w tym charakterze w San Jacinto. Teksas, oczywiście. Trzy inne stany także zafundowały sobie po „swoim” pancerniku. „North Carolina” stoi w na rzece w pobliżu Wilmington, „Alabama” w pobliżu Mobile, a „Massachusetts” w Fall River.

Okręt-muzeum „Texas”;


Najstarszym zachowanym „prawdziwym” pancernikiem jest brytyjski „Warrior”. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności okręt zachował się do roku 1927 jako treningowy hulk, po czym przeholowany został do południowej Walii, gdzie postawiono go jako pływające nabrzeże terminalu naftowego. Przez lata cumowały przy nim zbiornikowce Royal Navy, wyładowując poprzez jego pokład paliwo do lądowych zbiorników. W końcu znajdujący się w niezłym staniem okręt został przejęty przez Britain’s Maitime Trust, organizacji mającej na celu zachowanie jednostek pływających o historycznym znaczeniu. Okręt-muzeum „Warrior” stoi obecnie w Portsmouth.

Najstarszy zachowany pancernik, HMS „Warrior”;


W Wielkiej Brytanii podejmowano jeszcze dwukrotnie próby zachowania pancerników: w 1946 roku starano się o taki los dla „Warspite’a”, a czternaście lat później podniosły się głosy o zachowanie „Vanguard”. Jak wiemy, nic z tego nie wyszło.

Drugi pod względem wieku po „Warriorze” jest jedyny zachowany do naszych czasów przeddrednot „Mikasa”, flagowy okręt admirała Togo pod Cuszimą. Po pierwszej wojnie światowej okręt umieszczono w porcie Yokosuka, gdzie o mało co nie został zniszczony przez amerykańskie samoloty podczas kolejnej wojny.

Po wojnie w pierwszym odruchu niechęci do wszystkiego, co przypominało japoński militaryzm, Amerykanie chcieli pociąć okręt na złom, ale sprzeciwił się temu sam generał MacArthur. Co więcej, dał on zgodę na ogólnokrajową zbiórkę pieniędzy na solidne wyremontowanie „Mikasy”. Przedsięwzięciu bardzo pomogło przypłynięcie do japońskiej stoczni złomowej chilijskiego pancernika „Almirante Latorre”. Z wybudowanego w Wielkiej Brytanii okrętu zdjęto przed jego zezłomowaniem sporo elementów wyposażenia, które przeniesiono na zbudowaną w tym samym kraju „Mikasę”.

„Mikasa” jest zatopiony do linii wodnej w betonie


--

Post zmieniony (02-05-20 14:14)

 
12-11-15 09:20  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

A jaki to jest okręt na zdjęciu nad zdjęciem kadłuba "Kentucky" ?
Może dopiszesz też kilka zdań o pancerniku "Archangielsk" - byłby komplet o tej klasie okrętów w ZSRR.
I takie tam drobne rzeczy:
"...ale jeden [rzut ?] oka na cenę wystarczył"
"Pomimo długotrwałych kłopotów spowodowanych wejściem na mieliznę w zatoce Chesapeake w styczniu 1950 roku, przez następne trzy lata okręt [odbył, spędził ?] trzy bojowe tury na wodach otaczających Półwysep Koreański."
Pozdrawiam,
Ryszard

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 45 z 114Strony:  <=  <-  43  44  45  46  47  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024