Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 387
KONWÓJ
W roku 1917 niszczyciel typu „M”, HMS „Partridge”, wchodził w skład zespołu bazującego w Lerwick, na Wyspach Szetlandzkich. Zadaniem stacjonujących tam okrętów było eskortowanie konwojów do i ze Skandynawii.
„Partridge” i jego marynarze
,
Jedenastego grudnia niszczyciel opuścił port w towarzystwie bliźniaczego „Pellew” oraz uzbrojonych trawlerów „Livingstone”, „Commander Fullerton”, „Lord Alverstone” i ...”Tokio” (!), będące teraz formalnie trałowcami. Uzbrojonych raczej symbolicznie, ponieważ każdy z tych okręcików miał zaledwie po jednym dziale dwu- albo trzyfuntowym.
Uzbrojone trawlery nie przedstawiały żadnej siły bojowej w spotkaniu z niemieckimi okrętami nawodnymi
Zespół miał za zadanie osłaniać płynący do Bergen konwój, składający się z sześciu niewielkich statków. „Cordova” była statkiem brytyjskim, podczas gdy pozostała piątka należała do krajów neutralnych: po dwie jednostki należały do Norwegii i Szwecji, a ostatnia z nich nosiła banderę duńską. Skandynawskie załogi nie czuły się jednak bezpiecznie, jako że Niemcy ogłosili, że każdy statek płynący pod brytyjską eskorta będzie traktowany jako nieprzyjacielski.
Pomimo tego ostrzeżenia, Brytyjczycy nie zrezygnowali z osłaniania Skandynawów, a to głównie z powodu realnego zagrożenia U-bootami. Wiadomo było że dowódcy okrętów podwodnych na ogół najpierw odpalali torpedy, a dopiero potem pytali o narodowość. W każdym razie tak bywało na Morzu Północnym i dlatego też eskorta nastawiona była tam głównie na zwalczanie podwodnego wroga. Krążowniki nigdy nie płynęły w bezpośrednim sąsiedztwie konwojów stanowiąc osłonę „drugiego rzutu”, gotową przybyć z pomocą na każde radiowe wezwanie.
Skandynawskie konwoje zdarzały się praktycznie codziennie, czego świadectwem był fakt, że do połowy października 1917 roku Morze Północne przemierzyło – bez żadnych strat! – około sześć tysięcy frachtowców.
Niemcy już na początku roku 1917 zorientowali się w słabości eskorty, nastawionej na walkę jedynie z U-bootami. Jasne było że kilka cięższych okrętów mogłoby rozbić każdy taki konwój w pył, ale na przeszkodzie w ich regularnym użyciu kilkakrotnie stawały marynarskie bunty. Przełomem stały się dopiero wydarzenia z siedemnastego października, kiedy to lekkie krążowniki „Brummer” i „Bremse” zaatakowały o 65 mil od Lerwick idący na zachód konwój. Niszczyciele eskorty „Mary Rose” i „Strongbow” poszły na dno, wraz z dziewięcioma spośród dwunastu statków konwoju. Zanim Brytyjczycy opracowali nowe zasady osłony konwojów, Niemcy uderzyli znowu.
Dwunastego grudnia o 11:45 konwój z „Partridge” i „Pellew” znajdował się na południowy-zachód od fiordu Björne (okolice Bergen), kiedy to dostrzeżono na północy nieprzyjacielskie okręty. Dowodzący konwojem z pokładu „Pellew” komandor podporucznik J.R.C. Cavendish ogłosił alarm bojowy, po czym rozkazał frachtowcom rozproszyć się, ruszając wraz z „Partridge” ku Niemcom. Próbowano wysłać do bazy sygnał proszący o pomoc znajdujących się gdzieś tam krążowników, ale słaba radiostacja została natychmiast skutecznie zagłuszona przez Niemców.
Niemcy również zauważyli przeciwnika. Dowodzony przez komandora podporucznika Heinricha Kolbe zespół składał się z wielkich torpedowców (w ówczesnej nomenklaturze Grosse Torpedoboote co de facto odpowiadało brytyjskiemu niszczycielowi – destroyer) V-100, G-101, G-103 i G-104.
Ciekawostką jest, że trzy ostatnie okręty budowane były w kilońskiej stoczni Germananiawerft na eksport do Argentyny i dopiero w chwili wybuchu wojny przejęła je Kaiserliche Marine. I tak „Santiago” stał się G-101, „Santa Fé” zmienił nazwę na G-103, a „Tucuman” na G-104.
V-100
Torpedowiec typu G-101
,
Czwórka okrętów była częścią większych sił komodora Heinricha który zdecydował podzielić swój zespół na dwie grupy, aby tym samym zwiększyć szanse na dopadnięcie jakiegoś konwoju. Szczęście dopisało zespołowi Kolbego.
Początkowo na brytyjską eskortę miały ruszyć wszystkie jego okręty, ale prawie natychmiast G-104 zameldował o kłopotach z maszyną, co zredukowało jego prędkość z 32 do 25 węzłów. Ponieważ okręt i tak zaczął odstawać od pozostałej trójki, Kolbe wydał mu rozkaz zaatakowania frachtowców, na które 25 węzłów wystarczyło aż z nawiązką.
Obie strony otworzyły ogień dokładnie w samo południe i już po kwadransie „Partridge” odniósł ciężkie uszkodzenia. Wprawdzie jedna z jego torped trafiła V-100 – co doskonale słyszeli i potwierdzili później jego marynarze – ale pomimo tego nie wybuchła! Po kilkunastu minutach niemiecki pocisk rozbił główne przewody parowe, a kolejny trafił w lewoburtową turbinę, unieruchamiając definitywnie okręt. Zniszczone zostało także rufowe działo.
Załoga maszynowni otrzymała rozkaz ewakuacji. W chwili gdy wychodził z niej ostatni człowiek, kolejny pocisk trafił w prądnicę, a krótko potem odpalone w kierunku nieruchomego celu dwie torpedy przesądziły los niszczyciela. Jego dowódca, komandor podporucznik Reginald Hugh Ransome wydał rozkaz opuszczenia okrętu, który wnet poszedł na dno, zabierając ze sobą pięciu oficerów i dziewięćdziesięciu dwóch marynarzy. Trójka oficerów oraz dwudziestu jeden marynarzy trafiło w charakterze jeńców wojennych na jeden z niemieckich torpedowców, gdzie pozwolono im wysuszyć w maszynowni ubranie, częstując jednocześnie razowcem z bekonem.
Ostatnie chwile „Partridge’a”. W górnym lewym rogu zdjęcie Aubreya Greya, o którym jeszcze będzie mowa
Jak szybko to wszystko się działo mówi najlepiej notes Johna Bradleya, mechanika z „Partridge”:
11:50 Rozległ się alarm bojowy
12:00 Otwarcie ognia
12:15 Rozbita rura pary wysokiego ciśnienia, turbiny zatrzymały się, lewoburtowa turbina zmieciona
12:20 Wyrzuciliśmy do wody tratwę ze śródokręcia i wpełzliśmy się do niej
Bradley wspomniał także o marynarzu, który na widok zbliżającego się wrogiego okrętu powiedział „Nie dostaną mnie”, po czym ześlizgnął się z tratwy i odpłynął na pewną śmierć.
„Pellew” miał więcej szczęścia. Po niewielu minutach walki niszczyciel miał poważnie uszkodzoną maszynownię – płynął na jednym tylko silniku - oraz rozbite trzy z czterech rur wyrzutni torpedowych. Dalsza otwarta walka byłaby szaleństwem, toteż Cavendish skorzystał z okazji i schronił się za zasłoną szkwału. Dopiero następnego dnia „Pellew” napotkał na swej drodze norweski frachtowiec, który zaholował go do fiordu Selbjörn. Okręt stracił trzech zabitych, a kilkunastu innych ludzi odniosło rany.
Wobec tak błyskawicznego wyeliminowania z walki obu brytyjskich niszczycieli, zatopienie wszystkich sześciu statków oraz pięciu trawlerów było kwestią niewielu minut. Zaledwie o 12:45 było już po wszystkim.
Skandynawscy marynarze prosili Niemców o zezwolenie na przejście na pokłady torpedowców zanim ich statki zostaną zatopione, ale prośby nie zostały wysłuchane, co było powodem śmierci kilkunastu cywilów. Dwudziestu trzech Skandynawów zostało wziętych do niewoli, podobnie jak oficer i dwudziestu jeden marynarzy z trawlerów. Według źródeł brytyjskich do niewoli trafiło zatem łącznie sześćdziesięciu dziewięciu ludzi, ale Niemcy przyznali się później jedynie do pięćdziesięciu.
Nie wszyscy marynarze ponieśli śmierć albo trafili do jenieckiego obozu. Szkwał pomógł ukryć się także kilkunastu tratwom, z których następnego dnia rozbitków podjęły brytyjskie niszczyciele. Szczęśliwcami było dziesięciu Brytyjczyków i osiemdziesięciu ośmiu Skandynawów.
Pisząc o rozbitkach nie można nie wspomnieć o kapitanie Aubreyu Grey z „Partridge”. Kiedy niszczyciel poszedł na dno, znalazł się on w lodowatej wodzie wraz z kapitanem Lancelotem Waltersem, aż o ćwierć mili od najbliższej tratwy. Ponieważ Walters był skrajnie wyczerpany i blisko utonięcia, Grey, znakomity pływak, pomimo ran doholował kolegę szczęśliwie do tratwy, gdzie okazało się że jest na niej miejsce tylko dla jednej osoby. Na prośbę Greya miejsce to zajął Walters. Grey pożegnał się i odpłynął, wciąż krwawiąc, w kierunku niemieckiego torpedowca. Przy tej temperaturze wody nie miał prawa przeżyć dłużej niż kilkanaście minut, ale dzielny oficer wytrzymał aż pół godziny, kiedy to wreszcie dostrzeżono go z pokładu V-100. Wciągnięty na okręt, będąc na krawędzi śmierci z powodu hipotermii doszedł w końcu do siebie pod troskliwą opieką niemieckich marynarzy, a zwłaszcza jednego z nich, który odstąpił mu własną koję. Resztę wojny Aubrey Grey spędził w obozie jenieckim w Kilonii. A Walter? Umarł na tratwie wśród bezradnych kolegów.
Za swój czyn Grey otrzymał po wojnie medal za ratowanie życia - Stanhope Gold Medal - przyznawany przez charytatywną organizację Royal Humane Society.
Stanhope Gold Medal
Po wojnie Aubrey Grey odnalazł niemieckiego marynarza, który pielęgnował go z ogromną troską. Był to Friedrich Oskar Ruge, oficer z V-100. W 1930 roku utrzymujący ze sobą od lat bardzo przyjacielskie stosunki obaj panowie wzięli razem udział w regatach na Kanale Angielskim. Korespondowali ze sobą aż do wybuchu Drugiej Wojny, kiedy to przestali wymieniać listy, aby nie zostać podejrzanym o konszachty z wrogiem. Po wojnie którą obaj szczęśliwie przeżyli, przyjaciele znowu zaczęli się regularnie spotykać. Friedrich Ruge był już wówczas w stopniu wiceadmirała, służąc podczas wojny między innymi jako morski doradca Erwina Rommla. W latach powojennych służył w Bundesmarine, będąc wysokim oficerem NATO. W filmie „Najdłuższy dzień” zagrał samego siebie! Zmarł w roku 1985, w wieku lat dziewięćdziesięciu jeden.
Wiceadmirał Friedrich Oskar Ruge
Kariera wojenna Greya także nie wiązała się z bezpośrednią walką: jako fachowiec wysokiej klasy, brał udział w opracowywaniu coraz to bardziej śmiercionośnych torped.
*
Rozbicie całego konwoju nie przeszło bez echa. Admirał Beatty, który zastąpił admirała Jellicoe na stanowisku dowódcy Grand Fleet, zarządził dochodzenie. Raport stwierdzał, że „Pellew” i „Partridge” walczyły tak, jak tego od nich oczekiwano, ale zostały pokonane przez przeważające siły. Stwierdzono także, że radiostacje okrętów były niewystarczające do kontaktowania się z bazą, co nie pozwoliło na przyjście ciężkich okrętów z pomocą.
Aby zapobiec takim masakrom jak ta z dwunastego grudnia, zdecydowano o ograniczeniu liczby konwojów, zwiększając za to ich rozmiary. Co ważniejsze, od tej pory każdy konwój miał bezpośrednią osłonę ciężkich okrętów. Te dwie proste decyzje spowodowały całkowite ustanie ataków na skandynawskie konwoje.
*
I na koniec parę słów o okrętach, które przeżyły bitwę.
- „Pellew” wylizał się z ran i dotrwał końca wojny. Został sprzedany na złom 9 maja 1921 roku.
Z kolei cała niemiecka czwórka została internowana w listopadzie 1918 roku i wraz z wielu innymi niemieckimi okrętami zakotwiczona w Scapa Flow. Dwudziestego pierwszego czerwca 1919 wszystkie znajdujące sie tam jednostki zostały zatopione przez własne załogi:
- V-100, załoga próbowała go zatopić, ale okręt osiadł na płyciźnie. Przekazany w następnym roku Francji, został zezłomowany w 1921 roku. Znajdujące się w dobrym stanie kotły V-100 zainstalowano na francuskim niszczycielu „Aventurier”.
- G-101, zatonął, wydobyty w kwietniu 1926 roku, złomowany.
- G-103, zatonął, wydobyty we wrześniu 1925 roku, złomowany.
- G-104, zatonął, wydobyty w kwietniu 1926 roku, złomowany.
Niemieckie torpedowce zatopione przez własne załogi w Scapa Flow
,
--
Post zmieniony (02-05-20 14:12)
|