KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 39 z 114Strony:  <=  <-  37  38  39  40  41  ->  => 
01-10-15 11:06  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 16:49)

 
01-10-15 12:53  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

W służbie administracyjnej na okrętach wojennych były dwa stanowiska oficerskie: intendent i płatnik. Płatnik podlegał intendentowi. Generalnie to każdy z nich miał swoje biuro i pomocników (w zależności od wielkości jednostki). Jak jest obecnie nie wiem, zapewne taki podział jest utrzymany.
Na statkach pasażerskich/promach jest intendent, płatnik i dodatkowo ochmistrzowie (purser) różnych specjalności (prowiantowy, kabinowy, restauracyjny itd.).
Na platformach całością gospodarki żywieniowej zajmuje się tzw. Camp Boss a na statkach handlowych (jeśli taka funkcja jest przewidziana) - Ch.Steward.

 
05-10-15 08:03  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 380

KOLEJNY NIEZATAPIALNY STATEK


Wiele statków głoszono niezatapialnymi, a najsłynniejszym z nich był oczywiście „Titanic”. Niedawno opublikowana Opowieść 362 mówiła o innej takie jednostce („Príncipe de Asturias”), która pomimo swej „niezatapialności” także poszła na dno. Po wielokrotnych tego typu zdarzeniach należało zatem bardzo uważać z nadawaniem takiego określenia, ale jak wiadomo, nie każdy potrafi wyciągać prawidłowych wniosków z dawanych przez życie lekcji.

Siedemnastego grudnia 1958 roku wszedł do eksploatacji zbudowany we Frederikshavn duński statek pasażersko-towarowy „Hans Hedtoft”, nazwany tak od premiera Danii w latach 1947-1950 i 1953-1955.

Premier Danii Hans Hedtoft


Nie była to jednostka duża – raptem 2875 GRT – ale będąc przeznaczona do pływania przez cały rok po wodach Północnego Atlantyku miała specjalnie zaprojektowane dla tego akwenu wzmocnienia kadłuba, podwójne stalowe dno, wręcz pancerny dziób (kształtem przystosowany do rozbijania grubej kry), a do tego siedem przedziałów wodoszczelnych. Sami Duńczycy określali go mianem „najbezpieczniejszego statku, praktycznie niezatapialnego”. Dowódca nowiutkiej jednostki, 58-letni marynarz z ponad dwudziestoletnim kapitańskim doświadczeniem Poul Ludvik Rasmussen powiedział, iż „ten statek oznacza rewolucję w żegludze arktycznej”. Rasumssen nieprzypadkowo mówił o żegludze arktycznej, jako że „Hans Hedtoft” miał kursować pomiędzy Danią a Grenlandią, i to niezależnie od pory roku.

Dziób o charakterystycznym kształcie miał ułatwić kruszenie lodu


Wodowanie


Nie żałowano pieniędzy na sprzęt niezbędny do nawigacji i łączności: tak wybitna jednostka musiała otrzymać – i otrzymała! – wszystko co najnowsze, w tym także oczywiście i radar. Szalupy i nawet tratwy wyposażono w radiostacje. Należącego do Rządu statku nie ubezpieczono bo po pierwsze pozwalały na to przepisy, a po drugie, po co wydawać pieniądze na ubezpieczenie niezatapialnego statku? Też prawda.

Na załadunek czekają w Kopenhadze beczki oraz ich elementy (klepki i obręcze). Bez stałych dostaw takiego ładunku, grenlandczycy nie mieliby w czym wywozić swoich ryb


W dziewiczą podróż „Hans Hedtoft” wypłynął z Kopenhagi siódmego stycznia 1959 roku, kierując się do położonego na południowym krańcu Grenlandii portu Julianehaab.

Wyjście z Kopenhagi w dziewiczą podróż


Po rozładunku i wysadzeniu pasażerów statek zawinął jeszcze do stolicy wyspy Godthaab (po grenlandzku Nuuk) oraz mniejszych portów w Sisimiut i Maniitsoq, po czym powrócił do Julianehaab.



Wypłynął stamtąd w rejs powrotny 29 stycznia, mając na burcie 40 członków załogi i 55 pasażerów, wśród których specjalną atencją kapitana cieszył się członek duńskiego parlamentu, Augo Lynge. W przeszłości poseł kilkakrotnie występował na mównicy, przynaglając Ministra do Spraw Grenlandii do wprowadzenia zakazu zimowych podróży pasażerów pomiędzy Danią a Grenlandią, a to ze względu na znane zagrożenia. Ku rozczarowaniu pana Lynge, jego wezwania spotykały się jednak za każdym razem z brakiem jakiejkolwiek reakcji. Teraz była okazja, aby podróż super statkiem pod dowództwem prawdziwego wilka morskiego skłoniła go do zmiany zdania.

Ładownie wypełniono po brzegi mrożoną rybą.

,

Podczas okrążania przylądka Farvel, najbardziej wysuniętego na południe skrawka Grenlandii, statek musiał się natknąć na raportowane przez inny jednostki fale sześciometrowej wysokości. Rankiem 30 stycznia pogoda w tamtym rejonie zaczęła się pogarszać, z wiejącym coraz silniej północno-wschodnim wiatrem. Radiooficer „Hansa Hedtofta” skontaktował się z innym duńskim statkiem mówiąc, iż w związku z widocznością nie przekraczającą jednej mili, płyną teraz zaledwie dziesięcioma węzłami. O godzinie jedenastej wysłał kolejną wiadomość mówiącą o wyjściu spoza osłony lądu i o napotkaniu niewielkich gór lodowych, ledwo co wystających ponad powierzchnię oceanu. Anglicy mają dla takich gór osobną nazwę „growler”. Zaczął padać gęsty śnieg, pogarszając i tak już fatalną widoczność.

Zaledwie po trzech godzinach, o czternastej, stacja w zatoce Prins Christian odebrała nadany przez „Hansa Hedtofta” sygnał SOS. Komunikat mówił o uderzeniu w górę lodową około 20 mil na południe od przylądka Farvel. Po kolejnych trzech kwadransach Rasmussen zameldował, że woda wlewa się do maszynowni.

Wezwanie o pomoc odebrały między innymi także niemieckie trawlery „Johannes Krüss” i „Justus Haslinger”, oraz okręt amerykańskiej Straży Wybrzeża (Coast Guard) „Campbell”.

Rybacy z „Johannesa Krüssa” dali niezwykły pokaz bohaterstwa i poświęcenia


Pierwszy z trawlerów znajdował się zaledwie o 25 mil od podanej pozycji. Niemcy potwierdzili Duńczykom odbiór wezwania i natychmiast zmienili kurs. Na pomoc płynął także ile sił w maszynach znacznie bardziej niestety oddalony „Campbell”. Na okręcie rozdano nadprogramowej liczbie obserwatorów wszystkie lornetki. Rozwijane podczas fatalnej pogody siedemnaście węzłów poważnie narażało jednostkę na wpadnięcie na górę lodową, ale Amerykanie podjęli ryzyko.

USCG „Campbell”


Kwadrans po piętnastej Rasmussen nadał kolejną wiadomość: „Wokół nas mnóstwo lodu. Bardzo dużo wody w maszynowni”.

Wielkie fale i śnieżny szkwał tak bardzo spowalniały „Johannesa Krüssa”, że trawler zjawił się w pobliżu raportowanej pozycji dopiero o siedemnastej czternaście. Niemcy kilkakrotnie poprosili Duńczyków o wystrzelenie rakiet. Rybacy z napięciem omiatali wzrokiem horyzont. Nic. Skierowane w górę reflektory trawlera utworzyły słup silnego światła, ale i na to nikt nie odpowiadał. W końcu „Johannes Krüss” znalazł się dokładnie na podanej przez Rasmussena pozycji, ale wokół była tylko pustka.

O siedemnastej czterdzieści jeden odebrano krótką wiadomość: „Powoli toniemy. Potrzebujemy natychmiastowej pomocy”. Dwadzieścia sześć minut później trawler odebrał trzy ostatnie słowa nadane z duńskiego statku: „we now fall” (właśnie toniemy). Koniec.

Następnego ranka przy wciąż fatalnej pogodzie rozpoczęto szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą. Nad oceanem latały amerykańskie i kanadyjskie samoloty wojskowe, a do niemieckiego trawlera dołączył „Campbell”. Obie załogi przytłoczone były widokiem gigantycznego pola lodowego, długiego na czterdzieści i szerokiego na pół mili. Wszędzie wokół znajdowały się ogromne góry lodowe, „growlery”, pak lodowy i najwyraźniej pochodzące z lodowców bryły różnej wielkości.

Pomimo wielkich fal grożących ich własnej jednostce, załoga „Johannesa Krüssa” kontynuowała poszukiwania, prowadzone bez przerwy od poprzedniego popołudnia. W pewniej chwili wyjątkowo duża fala weszła na pokład trawlera, zmywając za burtę dwóch rybaków, którzy tylko dzięki wyjątkowej sprawności, szybkości i poświęceniu swych kolegów błyskawicznie znaleźli się z powrotem na pokładzie. Wbiegli natychmiast do nadbudówki aby zrzucić mokre ubrania i napić się czegoś gorącego: gdyby przebywali w wodzie o tak niskiej temperaturze dłużej niż sześćdziesiąt sekund, zamarzliby w niej na śmierć.

Po południu tego samego dnia odwołano akcję poszukiwawczą z morza. Przez kilka następnych dni śladów po duńskim statku poszukiwały jedynie liczne samoloty. Dostrzeżone z ich pokładów szczątki unoszące się na wodzie były zbyt małe, aby warto było wysyłać po nie statki. Nie zauważono żadnej szalupy ani tratwy. Dopiero po dziewięciu miesiącach znaleziono – na plaży Islandii! – koło ratunkowe z „Hansa Hedtofta”.

Koło ratunkowe ze statku: na islandzkiej plaży i w duńskim muzeum
,

Skala tragedii zaszokowała Duńczyków. Nigdy w latach pokoju na ich statku nie zginęło jednocześnie aż tylu ludzi! Pierwsze pytanie było: co się stało z szalupami i tratwami? Statek miał trzy metalowe szalupy, każda dla 35 ludzi, do tego dwie 20-osobowe „zwykłe” szalupy i cztery samonapełniające się gazem tratwy, wyposażone dodatkowo w automatycznie uruchamiające się nadajniki. Od pierwszej do ostatniej wysłanej wiadomości minęło około czterech godzin – czas wystarczający do przeprowadzenia uporządkowanej ewakuacji. Czyżby kapitan podjął fatalną w skutkach decyzję, aby z powodu wielkich fal pozostawać na statku jak tylko się długo da – aż w końcu zabrakło czasu?

Długi okres tonięcia mógł oznaczać, że wodoszczelne drzwi wprawdzie przez jakiś spełniały swoje zadania, ale popękane grodzie zaczęły przepuszczać coraz więcej wody. Ale dlaczego grodzie popękały także poza strefą dziobu (pamiętajmy o zalewająca maszynownię wodzie)? Czyżby obie burty zostały zgniecione pomiędzy dwoma górami? Mogłoby to tłumaczyć niezwodowane szalupy i tratwy. No cóż, tylko odnalezienie wraku pozwoliłby być może na ustalenie przebiegu wydarzeń.

Tablica na Grenlandii


Tablica w Kopenhadze z listą ofiar tragedii


Trzeciego lutego Kai Lindberg, Minister do Spraw Grenlandii, zapowiedział powołanie specjalnej komisji mającej dokładnie przeanalizować warunki żeglugowe pomiędzy Danią w Grenlandią, o co bezskutecznie dopominała się jedna z ofiar tragedii, poseł Augo Lynge. Po kilku miesiącach komisja doszła do konkluzji stanowiącej że wprawdzie pasażerowie nadal mogą pływać na tej trasie przez okrągły rok, ale podczas zimy robią to na własne ryzyko... Sprawa odfajkowana, można teraz podyskutować o czymś innym.

***

Ciekawostką jest, że statek mógł w każdej chwili zostać zmieniony w pomocniczą jednostkę duńskiej Marynarki. Pokład został w trzech miejscach wzmocniony, aby można było na nim postawić trzy 40-milimetrowe działka przeciwlotnicze! W części dziobowej wydzielono przedział amunicyjny, mogący pomieścić 280 skrzynek z amunicją.

Początkowo działka znajdowały się na swoich pozycjach, ale w końcu zdjęto je przed wyjściem w dziewiczą podróż i umieszczono pod pokładem. Po powrocie do Kopenhagi cała ta artyleria miała być ze statku zdjęta, a pomysł na pół-wojskową jednostkę porzucony.

--

Post zmieniony (02-05-20 14:09)

 
05-10-15 18:50  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Tylko koło ratunkowe... Z "El Faro" też tylko koło.

 
05-10-15 20:20  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 16:50)

 
06-10-15 09:05  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

Tablica na Grenlandii do zludzenia przypomina kolo w dunskim muzeum...

--
pozdrawiam Kuba

 
06-10-15 09:42  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 16:51)

 
08-10-15 08:03  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 381

PODWÓJNY PECH WHITE STAR LINE


Pierwszy ze statków White Star Line o którym będzie dziś mowa to „Britannic” – ten zwodowany w roku 1874. Podanie daty jest konieczne żeby wiedzieć o którym statku mowa, jako że w historii White Star Line aż cztery liniowce nosiły tę nazwę. Oczywiście najbardziej znanym był bliźniak „Titanica”. Opis losów tego właśnie „Britannica” można znaleźć w Opowieści 143 pt. „Jeden z wielkiej trójki”. Wracamy jednakże do wieku dziewiętnastego.

Trzeba przyznać, że umiano wtedy budować statki bardzo szybko. „Britannica” (5004 GRT, długość 142,6 m) zwodowano trzeciego lutego, ukończono szóstego czerwca, a wysłano w dziewiczą podróż raptem dziewiętnaście dni później! W listopadzie 1876 roku statek zdobył Błękitną Wstęgę Atlantyku za najszybsze przejście na zachód (15,43 węzła), a po kilku tygodniach dołożył do tego „Wschodnią Wstęgę”, dzięki średniej 15,94 węzła. Wprawdzie pierwszy rekord utrzymał się tylko przez dwa i pół roku a drugi raptem pięć miesięcy, ale powód do chwały pozostał choćby dlatego, że „Britannic” został jedynym statkiem White Star Line, posiadającym jednocześnie obie Wstęgi.

„Britannic”
,

Nieco mniejszy „Celtic” (3867 GRT, 133,3m) rozpoczął służbę w barwach White Star Line wcześniej, bo 24 października 1872 roku. Ze swoimi czternastoma węzłami statek był ciut za wolny, aby zdobyć Wstęgę, ale i tak należał do najszybszych na Atlantyku. Jego pierwsze zawinięcie do Nowego Jorku spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem licznie zaproszonych w celach reklamowych gości. Dziennikarz „New York Timesa” tak rozpoczął swoja relację: „Wspaniale dekorowany salon ma piękne obicia. Kabiny są przestronne, wyposażone we wszystkie znane urządzenia (w tym elektryczne dzwonki [dla wezwania stewarda] oraz gorąca i zimna woda) tak, aby zapewnić komfort pasażerom”. Oczywiście takie rozpasane jak na owe czasy luksusy dotyczyły jedynie 166 pasażerów pierwszej klasy. Drugiej klasy na statku nie było, za to aż 1000 pasażerów podróżowało jako „steerage”.

„Celtic”. Przynajmniej w jednym przypadku ożaglowanie okazało się statkowi bardzo przydatne


W styczniu 1874 roku „Celtic” wyróżniony został wyborem dyrektora White Star Line, Josepha Bruce Ismaya, który zażyczył sobie na nim kabiny do Nowego Jorku. Rejs rozpoczął się bardzo pechowo, bo już pierwszej nocy po wyjściu z Queenstown, statek na skutek uderzenia o jakiś ledwo wystający nad wodę wrak stracił dwa płaty śruby. Jedynej śruby. Wzięty na hol przez „Gaelic”, inny statek White Star Line, wrócił do portu. Ładunek „Celtica” przerzucono na „Gaelica”, a pasażerowie w hotelach czekali przez osiem dni, aby wreszcie popłynąć do Nowego Jorku liniowcem „Baltic”. Ismay w końcu i tak znalazł się na „Celticu”, gdy w sierpniu wracał na nim do Anglii. Po raz drugi i ostatni Ismay pojawił się w Nowym Jorku dopiero w roku 1912, gdy wysadziła go tam na ląd – wraz z innymi rozbitkami z „Titanica” – „Carpathia”.

Ponownie „Celtic” wpadł w kłopoty w pod koniec 1883 roku. Trzydziestego grudnia do Plymouth zawinął parowiec „Gellert”, statek Hamburg-American Line i poinformował o spotkaniu dwudziestego drugiego grudnia ma środkowym Atlantyku idącego pod żaglami „Celtica”. Na pokład „Gellerta” przypłynęli szalupą oficerowie z liniowca informując, że dzień wcześniej pękł wał śrubowy i z tego powodu statek płynie do Liverpoolu jedynie pod żaglami. Oficerowie poprosili o holowanie „Celtica”, ale ze względu na złą pogodę spotkali się z odmową. Kapitan „Gellerta” zaproponował w zamian przejęcie poczty oraz pasażerów, ale ponieważ żadnemu z nich nie uśmiechał się najkrótszy nawet pobyt w rzucanej falami szalupie, niemiecki statek ruszył w kierunku Liverpoolu. Po kilkunastu dniach leniwego wleczenia się przez ocean część pasażerów zaczęła szczerze żałować swojej decyzji. Piątego stycznia napotkano parowiec „Argossy”, który zadeklarował możliwość przejęcia pasażerów, ale ze względu na brak wolnych kabin, zaledwie czterech. Na liniowcu zarządzono losowanie. Pierwsza dwójka zwycięzców podeszła do szalupy, ale pozostałych dwóch dżentelmenów ogłosiło chęć ...oddania na licytację swoich miejsc na „Argossy”! Licytacja poszła żwawo ku niekłamanej radości obu panów, oraz doskonale bawiącej się przy tym załogi „Celtica”.

Dopiero dwunastego stycznia przy liniowcu pojawił się „Britannic”. Pierwsze co zrobiono, to przewieziono na „Celtica” spore ilości whisky i brandy, co wzbudziło szczery i niekłamany entuzjazm pasażerów, skazanych już od wielu dni na abstynencję. Dopiero potem zabrano się za dużo mniej ważne zadanie, czyli podanie holu. Ostatecznie „Celtic” dotarł do Liverpoolu – wciąż na holu - aż z dwudziestodwudniowym opóźnieniem.

Warto także poznać niezwykłą historię, opisaną w styczniu 1880 roku przez „New York Times”. Gdy „Celtic” znajdował się o 800 (osiemset!) mil od Nowej Funlandii, na statku wylądowała ogromna biała sowa, o rozpiętości skrzydeł aż półtora metra. Słowo „wylądować” może nie jest tu najszczęśliwsze, bo ptak był tak wyczerpany z głodu i zimna, że po prostu zwalił się na pokład. Troskliwa opieka załogi pozwoliła stopniowo przywrócić mu siły. Na wszelki wypadek sowę wypuszczono na wolność dopiero po zacumowaniu w Nowym Jorku.

Od marca 1880 roku stanowisko czwartego oficera na „Celticu” zajmował Edward Smith, późniejszy kapitan „Titanica”.

Powróćmy do „Britannica”. Zabierał on aż 220 pasażerów pierwszej klasy (zwanej wtedy Klasą Salonową) i aż 1500 „steerage”. Także i na tym statku najbogatsi nie mogli narzekać na brak luksusu oraz na wystrój kabin, jadalni, palarni i salonów. Z ich punktu widzenia dużym plusem było także to, że nie mieli bezpośredniego kontaktu z plebsem z trzeciej klasy.

Podobnie jak w przypadku „Celtica”, także losy tego statku nie zawsze układały się różowo. „Britannic” rzucił cumy w Liverpoolu po południu trzydziestego pierwszego marca 1881 roku. Około dwudziestej pierwszej statek wciąż znajdował się na rzece Mersey. W kompletnych ciemnościach jaskrawo świeciły się jego światła pozycyjne. Droga przed dziobem była wolna, jedynie niedaleko prawej burty widać było światła małego przybrzeżnego szkunera. Jego załoga najwyraźniej nie doceniła siły rzecznego prądu, który niespodziewanie zepchnął żaglowiec z kursu. „Julia” – bo taka była nazwa szkunera – z impetem uderzyła o burtę liniowca. Siła zderzenia była tak wielka, że żaglowiec znikł z powierzchni wody, zanim jeszcze rufa „Britannica” minęła miejsce, w którym doszło do kolizji!

Na liniowcu natychmiast przestawiono telegraf maszynowy na całą wstecz i jednocześnie rzucono się do opuszczenia dwóch szalup. Po około pół godzinie jedna z łodzi wróciła z niczym, natomiast z drugiej zameldowano o spotkaniu brygu, którego załoga podjęła z wody trójkę rozbitków, stanowiącą całą załogę „Julii”. Ponieważ na burcie „Britannica” nie było widać żadnych uszkodzeń, zaledwie po godzinie od chwili zderzenia statek wznowił podróż.

Nadszedł maj 1887 roku. „Celtic” był w drodze z Liverpoolu do Nowego Jorku, mając na pokładzie 869 pasażerów. W przeciwną stronę płynął „Britannic” z 450 pasażerami. Statek dopiero przed dwoma dniami wyszedł z Nowego Jorku. Dziewiętnastego maja oba statki weszły w obszar gęstej mgły.

Kapitan „Britannica”, Hamilton Perry, nie zamierzał tracić czasu, jako że armator nie patrzył łaskawym okiem na kapitanów nie trzymających się ściśle terminów. W regularnych odstępach czasu rozlegał się dzwon mgłowy liniowca. Marynarze zeznali później, że słyszeli dźwięk dzwonu jakiegoś innego statku ale nie było go widać aż do chwili, gdy był bliski uderzenia pod kątem w lewą burtę.

W to miejsce właśnie trafił dziób „Celtica”, dowodzonego przez kapitana Petera Irvinga.

,

Po kilku sekundach dziób zaczął się przesuwać wzdłuż burty wdzierając się na około trzy metry w głąb pomieszczeń zajmowanych przez pasażerów bezkabinowych, oraz przecinając poszycie ładowni poniżej linii wodnej. Na chwilę „Britannic” oderwał się od „Celtica”, ale prawie natychmiast ten uderzył ponownie, tym razem wyrywając w burcie sześciometrową dziurę. Kiedy oba statki zatrzymały się wreszcie, dzieliło je czterysta metrów.



Kapitan Perry obawiając się że jego statek może zatonąć, ogłosił alarm szalupowy. Ku łodziom ruszył spanikowany tłum, składający się z pasażerów i niestety także części marynarzy. Wśród histerycznych krzyków zaczęła się tak zażarta walka o miejsca w szalupach, że Perry musiał kilkakrotnie wystrzelić w powietrze z rewolweru, aby w końcu dano pierwszeństwo kobietom i dzieciom. Pierwsze łodzie popłynęły ku „Celticowi”, któremu zatonięcie z pewnością nie groziło. W tym czasie sytuacja na „Britannicu” została już opanowana, a rozmiar uszkodzeń dokładnie zbadany. Także i ten liniowiec daleki był od pójścia na dno. Pompy skutecznie usuwały wodę, a dziury w burtach załatano materacami i brezentem. Nie opróżnione jeszcze przez „Celtic” szalupy zostały wezwane do powrotu.

Przez kolejnych pięć godzin oba statki stały w miejscu, czekając na ustąpienie mgły. Gdy to nastąpiło, para liniowców White Star Line ruszyła pomalutku w kierunku Nowego Jorku. Następnego dnia tuż przed wschodem słońca, na „Britannicu” urządzono morski pogrzeb sześciu zabitym pasażerom bezkabinowych. Niestety nie doliczono się kolejnej szóstki, która pewnie wpadła do wody i utonęła w chwili paniki po ogłoszeniu alarmu szalupowego. Kilkanaście osób odniosło rany. Na „Celticu” nie odniósł obrażeń nikt.

Po południu w pobliżu zjawiły się liniowce „Marengo” z Wilson Line i „British Queen” z Inman Line. Oba statki towarzyszyły na wszelki wypadek uszkodzonym jednostkom do samego Nowego Jorku. „Konwój” widać na trzecim i piątym rysunku dwóch poprzednich ilustracji. W Nowym Jorku „Britannic” poszedł na miesięczną stocznię. Dziób „Celtica” naprawiono znacznie szybciej.



Jedną z pasażerek „Britannica” w tym rejsie była mająca dwa i pół roku Eleonore Roosevelt, późniejsza żona swego dalekiego kuzyna, Franklina Delano Roosevelta. Pani Roosevelt tak bardzo przeżyła pobyt na szalupie, że do końca życia bała się wody oraz odmawiała wejścia na statki.

W czerwcu 1887 roku sprawę kolizji rozpatrywał nowojorski Sąd Morski, korzystający jednorazowo z siedziby brytyjskiego konsulatu. Obaj kapitanowi zostali ostro zganieni: Hamilton Perry za szybkość i niedawanie właściwych sygnałów dźwiękowych (widocznie częstotliwość używania dzwonu nie spotkała się z aprobatą sędziów), a podobną ocenę wystawiono Peterowi Irvingowi, tym razem jedynie za nadmierną szybkość we mgle. Jednocześnie sąd uznał, że powinno ustalić się nowe, skuteczniejsze zasady sygnalizacji w przypadku złej widoczności.

***

Swoją ostatnią okrężną podróż w barwach White Star Line „Celtic” zakończył w Liverpoolu pod koniec lipca 1891 roku, po czym wystawiono go na sprzedaż. Dopiero dwa lata później kupił go duński armator Thingvalla Line. Pod zmienioną na „Amerika” nazwą statek odbył raptem osiem podróży pomiędzy Kopenhagą a Nowym Jorkiem, co jest chyba dobrym dowodem na słuszność decyzji White Star Line, aby się go pozbyć. Statek zezłomowano w Breście w roku 1898.

„Britannic” miał nieco dłuższy i ciekawszy żywot. Najpierw podwyższono mu oba kominy, a po wybuchu w Afryce Południowej Wojny Burskiej, w sierpniu 1899 roku statek został wyczarterowany przez Rząd, otrzymując kod „Nr 62” i – przed nazwą – litery HMT (Hired Military Transport - Wynajęty Transportowiec Wojskowy). Aż do zakończenia wojny w październiku 1902, statek w trakcie dziesięciu podróży – w tym osiem na Wyspy Brytyjskie i dwie do Australii – przewiózł aż 37.000 żołnierzy.

„Britannic” jako „Nr 62” z tłumem żołnierzy na pokładzie
,

Po oddaniu statku z powrotem do armatora, eksperci White Star Line odbyli na nim drobiazgową inspekcję i …załamali się. Trzy lata prawie bez remontów oraz tysiące dewastujących piękne wnętrza żołnierzy zrobiło swoje. Uznano, że nie ma sensu przywracać go za ogromne pieniądze do stanu świetności. Za 11.500 funtów sprzedano „Britannic” hamburskiej stoczni złomowej. Prace rozbiórkowe zakończono w roku 1903.

--

Post zmieniony (02-05-20 14:09)

 
08-10-15 22:50  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Dixie 



Na Forum:
Relacje z galerią - 1
 

"W czerwcu 1887 roku sprawę kolizji rozpatrywał nowojorski Sąd Morski, korzystający jednorazowo siedziby brytyjskiego konsulatu."

Brakuje literki "z" między "jednorazowo" a "siedziby".
Tak przynajmniej mi się wydaje :)

--
...to ja idę sklejać pierogi :)

 
08-10-15 23:16  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (12-04-20 16:52)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 39 z 114Strony:  <=  <-  37  38  39  40  41  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024