Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 354
FUMIGACJA
Świeżo zbudowany w Greenock żaglowo-parowy statek pasażerski „Austria”, został pod koniec roku 1857 wyczarterowany przez brytyjski rząd od znanego armatora, Hamburg-Amerika Line. Czarter związany był z wybuchem 10 maja w Indiach buntu tubylczych żołnierzy, służących w armii Kompanii Wschodnioindyjskiej. Bunt rozszerzał się szybko i Korona uznała za wskazane wysłać tam dodatkowe oddziały, mające zaprowadzić w Indiach porządek. Jednym ze statków mających zawieźć żołnierzy na wschód, była właśnie „Austria”.
„Austria”
Piątego października obładowany wojskiem i zapasami statek wypłynął z Cork, ale napotkany na Biskaju silny sztorm spowodował awarię maszyny parowej, zmuszając do zawrócenia i zawinięcia do Plymouth. Kiedy za drugim podejściem maszyna ponownie nawaliła, Brytyjczycy zerwali umowę czarterową słusznie uznając, że potrzebują dużo sprawniejszej jednostki.
Na początku 1858 roku statek wszedł zatem na przeznaczony mu już od samego początku szlak wiodący z Hamburga do Nowego Jorku. Oczywiście poza frachtem za ładunki, istotnym źródłem dochodu mieli być bezkabinowi emigranci.
W kolejnym swym rejsie przez Atlantyk, „Austria” opuściła drugiego września Hamburg, zawijając jeszcze po drodze do Southampton. Po wyjściu z Anglii na pokładzie znajdowało się 538 pasażerów i członków załogi. Wśród emigrantów przeważali oczywiście Niemcy, jakkolwiek doliczono się także kilkudziesięciu Węgrów.
Trzynastego września statkowy lekarz uzyskał zgodę kapitana Heydtmanna na fumigację emigranckich pomieszczeń. W owych czasach wyglądało to tak, że do pomieszczenia wstawiano wiadro ze smołą, po czym wytypowany do tej pracy nieszczęśnik zanurzał w czarnej mazi kilka ogniw rozgrzanego do czerwoności łańcucha. Wytwarzający się przy tym w wielkich ilościach paskudnie śmierdzący dym nawet dość skutecznie zabijał robactwo i szczury. Operacja zaczęła się o godzinie czternastej. Bosman podszedł z łańcuchem do wiadra.
Temperatura ogniw okazała się za wysoka. Smoła zapaliła się, a wystraszony bosman nie tylko rzucił rozpalony łańcuch na podłogę, ale jeszcze na dodatek w panice kopnął wiadro, które się przewróciło! Płonąca smoła rozlała się, bardzo szybko zapalając stosy materaców, z których z kolei ogień przeniósł się na drewnianą konstrukcję prycz. Obserwujący z zaciekawieniem operację pasażerowie wpadli w panikę, w wielu przypadkach zmieniającą się w histerię.
Płomienie, nie wspominając już o dymie, wyszły nad poziom pokładu, na którym wciąż nie było widać żadnego oficera: być może chcieli przeczekać związany z fumigacją smród w zamkniętych szczelnie kabinach. Jeden z przytomniejszych pasażerów doskoczył do sternika i rozkazał mu tak zmienić kurs, aby wiatr wywiewał płomienie za burtę. Zszokowany widokiem ognia marynarz najpierw odmówił, ale w końcu przekręcił koło, po czym rozejrzał się. Nadal na pokładzie nie było żadnego oficera! Ogarnięty nagłym atakiem paniki sternik uciekł ze swego stanowiska, a statek samoczynnie wrócił na poprzedni, mocno niekorzystny kurs. Ogień obejmował kolejne partie pokładu. Dopiero wtedy pasażerowie zobaczyli pierwszych oficerów.
Statek płynął pół naprzód ale nie można było go zatrzymać, bo dym wypełnił maszynownię, zabijając całą jej obsadę. Setki spanikowanych ludzi ruszyło do szalup. Kiedy spora ich liczba skupiła się na pokładzie rufówki, eksplodował znajdujący się pod nią magazyn, w którym prawdopodobnie przewożono jako ładunek substancje wybuchowe. Liczne kawałki ciał wyleciały w powietrze, spadając po kilku sekundach do wody.
Nadzorujący opuszczanie szalup kapitan Heydtmann potknął się w pewnej chwili tak nieszczęśliwie, że wpadł do wody i utonął, zanim ktokolwiek mógł pospieszyć mu z pomocą. Opuszczanie łodzi szło tak niezdarnie, że wielu pasażerów – niekiedy objętych płomieniami - skakało do wody woląc utonąć niż spłonąć żywcem.
Wysoki słup czarnego dym zwrócił uwagę znajdującego się o kilkanaście mil francuskiego barku „Maurice”. Kapitan Ernest Renaud rozkazał zmienić kurs i wkrótce rozbitkowie zarówno w szalupach jak i znajdujący się wciąż na pokładzie, z niewymowną radością obserwowali zbliżający się coraz bardziej żaglowiec.
„Maurice” podszedł tak blisko do płonącego statku, jak tylko się dało. Na pokładzie „Austrii” widać było około trzydziestu-czterdziestu osób, dla których zabrakło miejsca w szalupach. Nieszczęśnicy zgromadzili się w jedynych nielicznych jeszcze wolnych od ognia miejscach, głównie na bukszprycie i pod nim, ale nawet tam żar im dokuczał. Francuzi sprawnie zwodowali swoje szalupy słusznie uznając że najpierw trzeba zająć się tą gromadą, a dopiero potem rozbitkami siedzącymi bezpiecznie w łodziach.
„Maurice” podchodzi do dziobu „Austrii”
Skaczący do wody ludzie byli sprawnie z niej wyciągani przez marynarzy z „Maurice”. Do pomocy przyszła im metalowa łódź z „Austrii”, wypełniona dwudziestu trzema poparzonymi i rannymi ludźmi. Udało im się uratować czterech trzymających się kawałków drewna mężczyzn.
,
Pod wieczór na francuskim statku znajdowało się sześćdziesięciu dziewięciu rozbitków, wielu w ciężkim stanie. Wśród nich znajdowali się między innymi:
- L.F. Hahn – pierwszy oficer
- B. H. Heitmann – drugi oficer
- T. C. Burnett – trzeci oficer
Czy było to rezultatem ich szybkiej ucieczki ze statku, czy też może opuścili go jak dowódcy częściowo tylko wypełnionych szalup? Nigdy się tego nie dowiemy.
Następnego dnia przy dogasającym statku pojawiła się norweska „Catarina”, z której – o dziwo! – zauważono na „Austrii” ostatnich już, cudem ocalałych rozbitków, czyli piętnastu pasażerów i siedmiu członków załogi. Dlaczego nie ratowali się skokiem do wody poprzedniego dnia, gdy w pobliżu unosiły się łodzie z „Maurice”?
W wyniku źle przygotowanej fumigacji śmierć poniosło aż czterysta czterdzieści siedem osób, życie uratowało tylko dziewięćdziesiąt jeden.
Artykuł o zatonięciu statku w niemieckiej gazecie, 30 października 1858 roku. Na rysunku kapitan Heydtmann
--
Post zmieniony (02-05-20 13:59)
|