KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 19 z 114Strony:  <=  <-  17  18  19  20  21  ->  => 
03-07-15 18:55  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Za mojej bytności na "Stodole" nie i o ile wiem nie było takich przypadków. Takimi powiedzmy "ochroniarzami" i ludźmi do specjalnych ewentualnych interwencji etc. jeśli tak to można określić byli strażacy - mieli oko na wszystko dokonując rutynowych całodobowych kontroli p.poż. (system zegarowej kontroli).
O ile mnie pamięć nie myli to pod koniec lat 70-tych w celi tej trzymano jakieś klamoty.
Jeśli chodzi o "dziwne" stanowiska to był np. sekretarz OOP PZPR (Okrętowa Organizacja Partyjna), który figurował na liście załogi jako np. II mech.
Kantynowy - wyłącznie sprzedaż i obsługa baru tylko dla załogi
Ministrant - wyznaczony steward do przygotowania sali kinowej w niedziele do mszy.
Psiarczyk - steward zajmujący się pieskami pasażerów (nie podróżowały one razem z właścicielami)
Stewardesa muzyczna i wielu ochmistrzów:
- restauracyjny, kabinowy, prowiantowy, inwentarzowy, bagażowy, nocny, załogowy i ci pracujący w Biurze St.Ochmistrza i w Biurze Intendenta.
Ludzie co tam się działo, czego zwykły pasażer nie widział...

Post zmieniony (03-07-15 19:05)

 
06-07-15 08:04  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 352

NOC, MGŁA I SKAŁY

Zacznijmy opis pasażerskiego stateczku w sposób nietypowy, bo od wyliczenia znajdujących się na nim środków ratunkowych:
- dwie szalupy dla 34 osób
- jedna mała łódź (jolka) dla 10 osób
- trzy składane łódki dla 21 osób
- sześć kół ratunkowych
- 300 kamizelek ratunkowych
Jak na statek mający 385 GRT i długość 54 metrów było tego sporo. Dla ilu osób miało to wystarczyć? Dojdziemy i do tego.

„Channel Queen” zwodowano w Middlesborough w lipcu 1895 roku, a już we wrześniu stocznia przekazała go armatorowi o długiej nazwie Plymouth, Channel Islands & Brittany Steamship Co. of Guernsey. Dziewiczy rejs rozpoczął się 17 września, pod dowództwem kapitana Edwarda Jamesa Collingsa. „Channel Queen” miała pływać z nienajgorszą szybkością 12 węzłów po trójkącie Plymouth – Guernsey – Jersey. Załoga liczyła 18 osób w tym kapitan, dwóch oficerów i piętnastu marynarzy.

„Channel Queen” na Jersey


Trzydziestego pierwszego stycznia 1898 roku o godzinie 22:00 statek wypłynął z Plymouth na swą zwykłą trasę, wzbogaconą jednakże o francuskie St. Brieux. Wracali tam po sprzedaniu w Anglii całego towaru francuscy handlarze cebulą, zwani na pokładzie „Johnnies”. Na czterdziestu ośmiu pasażerów, było ich aż czterdziestu czterech. Praca Johnnies była bardzo ciężka: z worami cebuli jeździli rowerami od domu do domu, oferując swój towar.

O 1:30 w nocy wokół statku pojawiło się trochę mgły, ale i tak z odległości 12 mil zdołano ujrzeć światło latarni morskiej na przylądku Start Point, w Devon. Kapitan polecił drugiemu oficerowi J. Gunneyowi trzymać dotychczasowy kurs oraz poinformować zmieniającego go czifa, żeby ten obudził go o piątej albo wcześniej w przypadku gdyby widoczność pogorszyła się, po czym poszedł się przespać.

O 2:30 służbę przejął starszy oficer P.W. Keagan. Pogoda była niezła, podobnie jak widoczność, pozwalająca na dostrzeganie kutrów rybackich. Po pół godzinie na mostek powrócił kapitan Collings, zadał kilka pytań oficerowi, po czym powrócił do kabiny.

O 4:45, gdy mgła przed dziobem zgęstniała, Keagan zdecydował się obudzić dowódcę meldując, że przestał widzieć jakiekolwiek światła. Na rozkaz kapitana oficer poszedł sprawdzić wskazania logu, po czym zameldował, że od ostatniego pomiaru statek pokonał 76 mil. Po kwadransie zredukowano szybkość, oraz skręcono nieco w lewo. Na koniec Collings jakby coś przeczuwając zwolnił, a następnie zastopował lewą maszynę, wychylając jednocześnie ster w lewo. I wtedy przed dziobem pokazały się rozbijające się o skały fale! Collings zaczął szybko kręcić kołem w lewo, ale nie było już czasu na powrót na głęboką wodę. Kadłub statku wbił się pomiędzy dwie skały Roque Noire, przechylając się na lewo, aby po kilku minutach położyć się jeszcze bardziej.

Kurs, który doprowadził do wejścia na skały
,

Na rozkaz kapitana do pasażerów zbiegł pod pokład steward, rozdając im pasy ratunkowe. Na mostku otwarto skrzynię z rakietami: były w niej 12 niebieskich sygnalizacyjnych oraz 12 czerwonych, do wzywania pomocy. Pięć prób i żadna z pięciu czerwonych rakiet nie chciała odpalić! Szkoda było czasu na kolejne bezowocne próby. Wyjęto rakiety niebieskie i... wszystkie były zamoczone... Otworzono zawór, wpuszczający parę do syreny. Wyła aż do wyczerpania się pary.

Zabrano się do opuszczania lewoburtowej szalupy, ale wchodząca na pokład fala rzuciła ją na wentylator, czyniąc niezdatną do użytku. Druga łódź zeszła na wodę, ale przeciążona nad miarę wywróciła się, wysypując ludzi do wody. Spróbowano szczęścia z jolką, do której jednakże weszli jedynie starszy marynarz i jeden z Francuzów: reszta bała się losu nieszczęśników z drugiej szalupy. Po dotknięciu wody jolka została sprawnie odhaczona, po czym dzielna dwójka zabrała się za ratowanie z trudem utrzymujących się na wodzie rozbitków z drugiej łodzi. Gdy część z nich została uratowana, dzielna obsada łódki podjęła próbę zbliżenia się do statku, ale zalana wodą której nie nadążano usuwać, musiała odejść w kierunku otwartego morza. Na szczęście nadszedł wtedy przypływ, popychający jolkę w kierunku brzegu. Naciśnięto mocniej na wiosła, starając się ominąć liczne skały, aż wreszcie łódź wpłynęła na spokojne wody małej, okolonej piaszczystą plażą zatoki. Rozbitkowie wylądowali szczęśliwie tuż przy obserwującej ich usiłowania sporej grupce lokalnych rybaków.

Ponieważ było już jasno, Francuzi przystąpili do akcji ratowniczej. Obsadzona przez Adolphusa Gaudion i George’e Beney rybacka łódź „Try” popłynęła w kierunku coraz bardziej rozbijanego falami statku, ale stan morza uniemożliwiał podejście tuż pod burtę „Channel Queen”. Udało się za to rzucić na statek linę, którą marynarze natychmiast solidnie przywiązali do relingu. Tą drogą jeden po drugim rozbitek przedostawał się do łodzi.

Większość rozbitków zawdzięcza życie Adolphusowi Gaudion i George’owi Beney


Jako ostatni, o 10:35 statek opuścił kapitan Collings. Życia nie udało się ocalić pięciu członkom załogi i piętnastu pasażerom, w tym czternastu Johnnies. Ten smutny rekord wśród francuskich handlarzy cebulą został pobity dopiero w 1905 roku, kiedy to także w wyniku wejścia na skały, na statku „Hilda” zginęło ich aż siedemdziesięciu czterech (vide Opowieść 259). Najmłodszą z ofiar na „Channel Queen” była dwuletnia Dolly Ayres, która utonęła w kabinie wraz z matką.

Na kapitanie Collingsie tragedia pozostawiła psychiczne ślady do końca jego życia. Pomimo poczucia obowiązku, nie był także w stanie uczestniczyć w pogrzebach ofiar z „Channel Queen”, będąc tam reprezentowany przez syna, również marynarza.

Oczywiście sprawą zajął się sąd, który ustalił, że:

1. „Channel Queen” wyposażona była w środki ratunkowe zgodnie z przepisami, za to miała niesprawne rakiety. Izba Handlu (Board of Trade) wprowadziła nowe przepisy, które od tej pory wymagały od każdego statku częstszego sprawdzania ich stanu.
2. Oba kompasy były sprawne, a ostatnia regulacja wykonana była 13 kwietnia 1897 roku, w Plymouth.
3. Kapitan „Channel Queen” zeznał, że od czasu do czasu brał namiary z lądu. Sąd uznał, że wprowadzał właściwe korekty kursu.
4. Do 4:30 1 lutego kurs był właściwy i uwzględniał działanie przypływu.
5. Po 4:30 wobec gęstniejącej mgły, szybkość została zredukowana.
6 i 7. O 4:45, gdy kapitan wszedł na mostek, odczytano z logu 76 mil. Padł rozkaz przygotowania ołowianki (do mierzenia głębokości wody – A.K.). Biorąc pod uwagę informację kapitana że od jego wejścia na mostek do uderzenia o skały minęło 15-20 minut, ołowianka powinna być użyta wcześniej.
8. Utrzymywano prawidłową obserwację.
9. „Channel Queen” wpadła na Roque Noire na północ od Guernsey w wyniku zbyt długiego utrzymywania w mglistym otoczeniu tego samego kursu. Powodem strat w ludziach było przechodzenie nad statkiem fal, zmywających szalupy z załogą i pasażerami.
10. Statek nawigował prawidłowo do 4:30 pierwszego lutego, ale później już nie.
11. Kapitan i starszy oficer popełnili błędy: kapitan nie zatrzymał natychmiast statku i nie rozpoczął sondowania po dowiedzeniu się, że log wykazał przebytych 76 mil (od poprzedniego namiaru – A.K.); starszy oficer za nie wezwanie kapitana na mostek wcześniej, pomimo mglistej pogody.

Wyrokiem sądu zawieszono Collingsowi patent kapitański na trzy miesiące, udzielono nagany starszemu oficerowi Keaganowi i uwolniono od winy drugiego oficera Gunneya.

Adolphus Gaudion i George Beney odznaczeni zostali przez Brytyjczyków „Board of Trade Sea Gallantry Medal” (Medal Izby Handlu za Dzielność na Morzu). Na poniższym zdjęciu mają jednakże odznaczenia i wstążeczki innego kształtu, niż okrągły Sea Gallantry Medal. Być może są to medale francuskie. Obaj rybacy stoją na łodzi „Try”, którą wypłynęli na pomoc


Board of Trade Sea Gallantry Medal


Dzwon wydobyty z wraku „Channel Queen”


--

Post zmieniony (02-05-20 13:59)

 
06-07-15 09:29  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Bohaterscy wąsacze !

 
06-07-15 11:45  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Jakoś tak kojarzą mi się z zawodowymi cyklistami z przełomu wieków :-)

 
06-07-15 14:50  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Nieee, czapki "bretonki" (u nas "kaszubki" lub "hamburki") a i nie mają pasiastych podkoszulek. ;-)

 
06-07-15 14:52  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

No tak, wąsy mnie zmyliły...

 
09-07-15 08:26  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 353

PECHOWA INTERWENCJA

Połowa XIX wieku, niepodległe Haiti. W 1858 armia z generałem Fabre-Nicolas Geffardem na czele obaliła cesarza Faustyna I. Już na samym początku generał wykonał kilka zgrabnych ruchów pozwalając na przykład na sprzedaż chłopom państwowej ziemi, a także kończąc rozłam z kościołem katolickim, co miało pozytywny wpływ na rozwój edukacji wśród dzieci.

W kolejnych latach kilku innym haitańczykom zamarzyło się stanowisko prezydenckie, ale Geffard bezlitośnie i krwawo tłumił wszelkie takie próby. Nadszedł rok 1865.

W maju major Sylvain Salnave przejął władzę w północnej i północno-wschodniej części wyspy, w tym w nadmorskim mieście Cap-Haïtien. Geffard potrzebował trochę czasu na uporządkowanie swoich sił, ale w sierpniu opuścił w końcu stołeczne Port-au-Prince, po czym rozstawił wojska w odległości czterech mil od Cap-Haïtien.

Usytuowanie Cap-Haïtien (Cap Haitien) - po prawej stronie mapy


Brytyjczycy uważnie obserwowali rozwój sytuacji, uznając w końcu, że utrzymanie władzy prezydenta leży w ich interesie. Dwudziestego drugiego października wczesnym rankiem do portu l’Acul, gdzie Geffard założył główną kwaterę, zawinął wyczarterowany przez haitański rząd brytyjski parowiec „Jamaica Packet”, przywożąc broń, amunicję i sporo żywności. Gdy statek znajdował się już blisko portu, próbował go jeszcze powstrzymać parowiec buntowników „Voldrogue” (według niektórych źródeł mający już wtedy nową nazwę „Providence”), który otworzył do niego ogień. Wtedy to do akcji wkroczył HMS „Bulldog” który ostrzegł napastnika że jeśli ten nie zaprzestanie ostrzału, zostanie natychmiast zatopiony. „Voldrogue” wycofał się. Wydarzenia te pilnie śledziła dowodzona przez komandora Walkera załoga stojącego na kotwicy amerykańskiego okrętu „De Soto”. Na razie jednakże Amerykanie zachowywali neutralność.

W ten to oto sposób ukazał się nam główny bohater niniejszej Opowieści.

Zwodowany w Chatham w październiku 1854 roku „Bulldog” był drewnianym slupem pierwszej klasy, z parową maszyną o mocy 500 KM napędzającą boczne koła łopatkowe. Okręt uzbrojono w sześć dział:
- jedną 110-funtówkę (czyli wystrzeliwującą pociski o tym ciężarze)
- cztery 33-funtówki
- jedno o kalibrze 254 mm
Załoga mającego 1124 tony okrętu liczyła 175 oficerów i marynarzy.

„Bulldog”


Po raz pierwszy załoga powąchała prochu na Bałtyku, 15 sierpnia 1854, podczas tak zwanej Wojny Krymskiej. Przypomnieć należy, iż była to wojna pomiędzy Rosją a Imperium Osmańskim i jego sprzymierzeńcami, czyli Wielką Brytanią, Francją i Sardynią. Jednym z wydarzeń tej wojny był atak sił francuskich i brytyjskich na twierdzę Bomarsund, znajdującą się na wyspach alandzkich.

Usytuowanie twierdzy Bomarsund


Do 1809 roku wyspy należały do Szwecji, po czym zostały zdobyte przez Rosjan. Na największej z nich (Fasta Åland) rozpoczęli oni w roku 1832 budowę fortecy nazwanej Bomarsund. Miała ona mieć aż dwanaście solidnie chronionych wielkich wież, ale do chwili opisywanych tu wydarzeń, zbudowano jedynie dwie. Ta właśnie twierdza stała się celem ataku aż dwudziestu pięciu brytyjskich okrętów, w tym „Bulldoga”. Na pokłady tych jednostek zaokrętowali francuscy żołnierze, wysadzeni wkrótce ze swymi działami na Fasta Åland.

Dowodzeni przez generała Bodisco Rosjanie z góry stali na straconej pozycji, szybko będąc zmuszeni do opuszczenia wieży zwanej Brännklint. Aby francuscy żołnierze nie mogli jej wykorzystać, Rosjanie otworzyli w jej kierunku ogień, doprowadzając w końcu do eksplozji znajdującego się tam prochu. Teraz w walce pozostała tylko druga wieża, Notvik.

Bombardowanie twierdzy


W samym środku, szósty z prawej, „Bulldog. Na obrazie widoczne trzy chronione murami stanowiska ogniowe (jedno wylatuje właśnie w powietrze), podczas gdy w rzeczywistości były tylko dwa


Intensywnie ostrzeliwani z lądu i wody, na trzeci dzień, w południe 16 sierpnia - wywiesili białą flagę. Kapitulację przyjął na lądzie dowódca „Bulldoga”, komandor William King Hall, w towarzystwie trójki francuskich oficerów. Wzięto 2255 jeńców. Resztki fortecy wysadzono w powietrze, stanowiąc Wyspy Alandzkie w traktacie pokojowym z 1856 roku strefą zdemilitaryzowaną. Ten pokojowy status obowiązuje tam zresztą do dnia dzisiejszego.

Rozbita wieża Notvik


Wracamy na wody Haiti roku 1865. W odpowiedzi na akcję „Bulldoga”, Sylvain Salnave rozkazał swym żołnierzom wkroczyć do budynku brytyjskiego konsulatu w Cap-Haïtien i aresztować wszystkich tam obecnych. O tym oburzającym kroku dowiedział się następnego dnia dowódca brytyjskiego okrętu, komandor Charles Wake, domagając się natychmiastowego zwolnienia więźniów. Trzeba tu odnotować, że wicekonsulowi i jednemu z brytyjskich cywilów udało się uniknąć aresztowania. Klucząc między budynkami dotarli na plażę, skąd szczęśliwie dopłynęli do „Bulldoga”.

Wobec zdecydowanej odmowy zwolnienia uwięzionych, Wake najpierw rozkazał otworzyć ogień na baterie rebeliantów, a następnie skierował się w stronę „Voldrogue”, chcąc go zatopić przez taranowanie. Niedokładne mapy zaprowadziły jednakże brytyjski okręt wprost na rafę! „Bulldog” znieruchomiał, ale już po chwili zaczął ostrzeliwać wrogi parowiec. Zatopił go pierwszym pociskiem ze studziesięciofuntówki! Była 9:45.

„Bulldog” topi „Voldrogue”


Teraz obrócono działa na trzy należące do sił Salnave szkunery, zatapiając największy z nich. Pozostałe dwa pospiesznie podniosły kotwice i podeszły w najbliższe sąsiedztwo amerykańskiego „De Soto” słusznie zakładając, że Brytyjczycy nie zaryzykują jego uszkodzenia przez jakiś niecelny pocisk.

Tonie „Voldrogue”. Po prawej widoczne czubki masztów zatopionego szkunera


Wake polecił zatem skierować armaty ponownie na ląd kontynuując ostrzał aż do chwili, gdy w magazynach amunicyjnych zaczęło prześwitywać dno, a na okręcie pojawiły się wzniecone pociskami wroga pożary. Działa okrętu wysadziły w powietrze jeden z magazynów prochu rebeliantów, rozbiły im dwie armaty, zabiły kilkudziesięciu żołnierzy oraz spowodowały szereg pożarów w mieście.

„Bulldog” ostrzeliwuje Fort Peckelet w Cap-Haïtien


Poproszono Amerykanów z „De Soto” o pomoc w zejściu z mielizny. Podano hol, ale próba szybko skończyła się fiaskiem, ponieważ „Bulldog” zbyt mocno siedział na rafie. Nie było na co czekać. Opuszczono szalupy ze 173 ludźmi (w tym dwójką uciekinierów z konsulatu), wśród których było dziesięciu rannych – jeden z nich wkrótce umarł z odniesionych ran. Na okręcie zostały cztery martwe ciała. Rozbitkowie zostali podjęci przez „De Soto” oraz kilka znajdujących się w pobliżu niewielkich żaglowców.

USS „De Soto”


W kraju komandor Charles Wake wraz z oficerem nawigacyjnym zostali postawieni przed sądem wojennym, który uznał ich winnymi wejścia na rafę, co wiązało się z degradacją. Podana w gazetach decyzja sądu spotkała się jednakże z tak negatywną i silną reakcją opinii publicznej, że ostatecznie obu oficerów uniewinniono. Wake został przywrócony do służby, kończąc swą karierę w 1881 roku jako wiceadmirał. W 1886, na cztery lata przed śmiercią, uhonorowano go przyznaniem mu stopnia admirała.

Zachował się galion „Bulldoga”. Na obroży jest napis CAVE CANEM (STRZEŻ SIĘ PSA)


Na koniec poznajmy jeszcze pokrótce dalsze losy obu haitańskich antagonistów:

- Fabre-Nicolas Geffardowi udało się powrócić do pełnej władzy ale tylko do 13 marca 1867 roku, kiedy to wobec kompletnej ruiny finansowej kraju podał się do dymisji. Słusznie obawiając się zapłacenia życiem za okres swej prezydentury uciekł z rodziną na Jamajkę, gdzie też zmarł w roku 1878.


- Sylvain Salnave doczekał się pełni władzy, obejmując urząd prezydenta po ucieczce Geffarda. Cieszył się tym stanowiskiem zaledwie do 27 grudnia 1869 roku, zmuszony do ucieczki na Dominikanę przez kolejnych chętnych do rządzenia. W odróżnieniu od Jamajki, Dominikana nie chciał trzymać u siebie człowieka, mającego na rękach krew swych obywateli. Wydano go nowemu haitańskiemu rządowi, po czym sąd wojenny skazał go na karę śmierci przez rozstrzelanie. Wyrok wykonano 15 stycznia 1870 roku.


--

Post zmieniony (02-05-20 13:59)

 
09-07-15 09:48  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

"Załoga mającego 1124 tony ["Bulldoga"/okrętu] liczyła 175 oficerów i marynarzy."
"(...) ale do chwili opisywanych tu wydarzeń, zbudowano jedynie dwa." [dwie]

 
09-07-15 11:10  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Ech, moja autokorekta ma za dużo dziur... Ale sama historia ciekawa, no i mało komu znana.

 
09-07-15 11:33  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

To się rozumie... takie właśnie historyje b.lubię !

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 19 z 114Strony:  <=  <-  17  18  19  20  21  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024