Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 346
TRÓJKA „ABORYGENÓW”
Zwodowana 5 grudnia 1911 roku w szkockiej stoczni W. Beardmore & Co. Ltd pasażerska „Warilda” miała jeszcze dwie siostry o nazwach „Wandilla” i „Willochra”, obie zwodowane w 1912. Zamówione przez australijskiego armatora Adelaide Steamship Company, miały nazwy wzięte z języka Aborygenów:
- Warilda – barć dzikich pszczół
- Willochra – rozlany potok wśród zielonego buszu (poetyka jakby rodem z Japonii)
- Wandilla – prowincja w Australii
Statki miały trochę ponad 7700 GRT i 125 metrów długości (pomiędzy poszczególnym jednostkami były niewielkie różnice). Największa osiągnięta na próbach szybkość wynosiła 16 węzłów, ale eksploatowano je z ekonomiczną prędkością 14,5 węzła.
„Warilda” przypłynęła z Europy do Freemantle w Australii w 1912 roku, rozpoczynając kabotażowe rejsy pomiędzy zachodnią i wschodnią częścią kraju. Kabiny pierwszej klasy mieściły 250 pasażerów, drugiej 120 i trzeciej 60.
,
I tak spokojnie mijał rejs po rejsie, aż tu nagle rozpoczęła się Wielka Wojna, a w jej konsekwencji Wielka Brytania zaczęła się rozglądać po wszystkich państwach Commonwealthu, w poszukiwaniu statków nadających się do wykorzystania w militarnych celach. Oczywiście w polu widzenia londyńskich sztabowców w końcu pokazała się także nowoczesna i szybka australijska trójka.
,
W sierpniu 1915 roku „Wardilda” została zarekwirowana - oficjalnie przez rząd australijski – i przez następny okres przystosowywana do wożenia żołnierzy. Od tej chwili przed jej nazwą dodawano litery HMAT (His Majesty’s Australian Transport). Nie było już oczywiście mowy o eleganckich kabinach dla kilkuset pasażerów, a jedynie o dużych pomieszczeniach mających za zadanie zmieścić jak najwięcej wojska.
Australijscy żołnierze czekający na zaokrętowanie na „Warildę”
Pierwsza podróż prowadziła z Brisbane i Sydney do Suezu, druga z Liverpoolu (ale tego będącego częścią Sydney) i Freemantle także do Suezu, a trzecia z Melbourne i Freemantle do Plymouth, gdzie statek przybył 18 lipca 1916 roku. Zamiast trzy razy po 430 pasażerów, statek przewiózł w tych rejsach aż siedem tysięcy żołnierzy, co dawało średnią na podróż 2333 osoby! Bez wątpienia wszystkim musiało być tam bardzo, ale to bardzo ciasno. Jedynie najwyżsi rangą oficerowie podróżowali wygodnie w nielicznych zachowanych kabinach.
W lipcu 1916 roku „Warilda” ponownie zmieniła swoje przeznaczenie, zamieniając się w statek szpitalny. Przez pierwsze miesiące jednostka pływała po Morzu Śródziemnym, ale w końcu roku przerzucono ją do Anglii. Teraz statek chodził na „linii” w poprzek Kanału, wożąc z Francji do kraju rannych i chorych żołnierzy. Między końcem roku 1916 a sierpniem 1918 „Warilda” odbyła ponad 180 rejsów na trasie Le Havre – Southampton, przewożąc około 80.000 pacjentów. W zasadzie nie był to statek szpitalny, ale szpitalny transportowiec (hospital carrier), mający za cel jak najszybsze dostarczenie pacjentów do angielskich szpitali. Zgodnie z konwencją haską tylko prawdziwe statki szpitalne miały prawo do charakterystycznego malowania.
Początkowo „Warilda” miała takie właśnie malowanie, ale gdy Niemcy ogłosili, że ich U-booty będą atakować w Kanale La Manche KAŻDĄ wrogą jednostkę, w roku 1917 kadłub, nadbudówkę i komin statku pokryto plamami kamuflażu – tym bardziej że statek w drodze do Francji woził wojskowe zaopatrzenie.
„Warilda” w kamuflażu
,
Dopiero po pewnym czasie przywrócono statkowi nie bardzo mu przysługujący biały kolor i krzyże.
W lutym 1918 szczęście wojenne uśmiechnęło się do „Warildy”. Statek został trafiony torpedą, która jednakże nie eksplodowała po uderzeniu w kadłub! W następnym miesiącu było już dużo groźniej. Kapitan statku, który zszedł na miesięczny urlop zastąpiony został przez nie znającego statek dowódcę, który niezgrabnie manewrując doprowadził w pobliżu wyspy Wight do kolizji z frachtowcem „Petit Gaudet”. Poważnie uszkodzony „Petit” musiał ratować się wejściem na mieliznę w zatoce Świętej Heleny. Zbudowany w roku 1897 frachtowiec został jednak szybko naprawiony i wrócił do służby.
Trzeciego sierpnia 1918 roku szczęście opuściło australijski statek. Noc była tak ciemna, że widoczność sięgała zaledwie pół mili. O 1:35, gdy statek znajdował się prawie dokładnie w połowie drogi z Le Havre do Portsmouth, torpeda z UC 49 trafiła w prawoburtową śrubę, wyrywając także wielki płat poszycia dna. Zalane w znacznej części pomieszczenie maszynowni nie pozwalało na zatrzymanie silników. Przy zablokowanym w wychyleniu sterze, statek zaczął zataczać wielkie kręgi, cały czas płynąc piętnastoma węzłami. Co najgorsze, duża szybkość uniemożliwiała wodowanie szalup! Wbrew rozkazom spróbowano wprawdzie opuścić jedną z nich, ale oczywiście wywróciła się ona z chwilą dotknięcia wody, a cała jej 19-osoba obsada utonęła. Jak wspominał jeden ze stojących wtedy na pokładzie obserwatorów: „Byliśmy zszokowani widząc opuszczoną na wodę łódź, która obróciła się wokół osi, wyrzucając do wody wszystkich ludzi.”
UC 49 należał do typu UCII
O 4:10 statek poszedł rufą na dno, leżące w tym miejscu na mniej więcej pięćdziesięciu metrach. Ponieważ „Warilda” szła w eskorcie dwóch niszczycieli (kolejne złamanie zasad konwencji haskiej o statkach szpitalnych!), pomoc nadeszła bardzo szybko.
W owym fatalnym rejsie na „Warildzie” znajdowało się 801 ludzi, z których aż 123 poniosło śmierć, w tym 115 pacjentów (znaczna ich część zginęła w zalanym natychmiast po wybuchu torpedy rufowym pomieszczeniu, gdzie spali mogący chodzić pacjenci) i jedna pielęgniarka. W zalanej maszynowni zginęła jej siedmioosobowa obsada.
Sprawcą nieszczęścia był UC 49 pod dowództwem Hansa Kükenthala, znajdujący się na swoim jedenastym już patrolu. Po zatopieniu „Warildy” na koncie U-boota znajdowało się 25 statków – w tym 13 posłanych na dno przez Kükenthala - mających łącznie 58.907 ton.
Ów jedenasty patrol okrętu okazał się być ostatnim. Wprawdzie jeszcze piątego sierpnia U-boot uszkodził frachtowiec „Tuscan Prince”, a w trzy dni później zrobił to samo z „Portwoodem”, ale w końcu przyszła kryska na Matyska. Kilka godzin po uszkodzeniu „Portwooda”, UC 49 został zatopiony u wybrzeży Kornwalii przez niszczyciel „Opossum”. Nie uratował się nikt z 31-osobowej załogi.
„Opossum” i wrak UC 49
,
Wrak „Warildy” jest chętnie odwiedzany przez ryby
A jakie były losy pozostałej australijskiej dwójki?
„WANDILLA”
Przed wybuchem wojny „Wandilla” także pływała na linii Freemantle – Sydney, i także w 1915 roku została zmobilizowana w charakterze transportowca, aczkolwiek tylko na pół roku. Trzydziestego pierwszego stycznia 1916 statek wyszedł po raz ostatni z Brisbane z żołnierzami na pokładzie, dowożąc ich szczęśliwie do Southampton, gdzie następnie przebudowano go na kolejny szpitalny transportowiec, także malując go tak, jak klasyczne statki szpitalne.
„Wandilla” w cywilu...
,
...jako transportowiec wojsk...
... i jako transportowiec szpitalny
W odróżnieniu od swej siostry, „Wandilla” szczęśliwie przetrwała wojnę. Służbę jak HMAT zakończyła w maju 1919 roku, przywożąc do Australii kilkuset wojskowych rannych i inwalidów. Nie mogę się przy tym oprzeć pokusie, aby nie dodać, że 200 z nich wyokrętowano na wodach zatoki o dźwięcznej nazwie Woolloomooloo (czytaj: Łulumulu) tuż przy Sydney.
W 1921 roku statek sprzedano angielskiemu armatorowi Furness Line, który przemianował go na „Fort St. George”, upamiętniając tą nazwą pierwszy angielski fort w Indiach, założony w okolicach Madras w roku 1644. Statek chodził na linii Bermudy – Nowy Jork.
„Fort St. George”
W roku 1935 zmienił banderę na włoską i nazwę na „Cesarea”, wożąc włoskich żołnierzy do Tobruku. Trzy lata później nowa nazwa brzmiała „Arno”, a miejsce żołnierzy zajęli zwyczajni pasażerowie. Na krótko. Wybuchła wojna, a statek „Arno” został przejęty przez wojsko i przebudowany – nie zgadlibyście - na transportowiec szpitalny!
„Arno” przewoził także niemieckich żołnierzy
Podczas wojny Włosi wykorzystywali jednostkę zarówno do jej oficjalnych celów, jak i do przewożenia wojsk oraz zaopatrzenia w poprzek Morza Śródziemnego. Podobnie robiła „Warilda” a pewnie także i „Wandilla”. Na nieszczęście dla Włochów Brytyjczycy przechwycili 31 sierpnia 1942 roku niemiecką radiową wiadomość, iż statek jest wykorzystywany do przewożenia do Benghazi zaopatrzenia wojennego. Takie w każdym razie było oficjalne stanowisko Londynu po tym, co się wkrótce stało.
Dziesiątego września „Arno” został zatopiony na podejściu do Tobruku przez brytyjskie samoloty torpedowe. Na statku znajdowało się 160 pacjentów, których jednakże wszystkich udało się uratować. Śmierć poniosło czterech marynarzy i aż dwadzieścia trzy pielęgniarki, których kwatera znajdował się w pobliżu miejsca trafienia jednej z torped.
W latach drugiej wojny Włosi mieli dwanaście statków szpitalnych i każdy z nich był co najmniej jeden raz atakowany!
- „Principessa Giovanna”, „Virgilio” i „Toscana” zostały uszkodzone podczas dziennych ataków przy wybrzeżach Tunezji w kwietniu i maju 1943. Doskonała pogoda panująca podczas nalotów wykluczała pomyłkę lotników.
- „Po” i „Californię” zatopiły lotnicze torpedy podczas postoju w nocy w porcie. Oba statki miały wygaszone światła stąd trudno mieć pretensję do brytyjskich lotników.
- „Citta di Trapani” uszkodzony został wybuchem miny.
- „Sicilia” została zbombardowana w Neapolu przez atakujące z wysokiego pułapu amerykańskie samoloty.
„WILLOCHRA”
Jedyny z trójki, na którym nikt nie zginął.
Gdy „Willochra” po wyjściu ze szkockiej stoczni dotarła wreszcie 4 kwietnia 1913 roku do Sydney, załoga dowiedziała sie ku swemu wielkiemu zdziwieniu, że nowiutki statek nie ma żadnego zatrudnienia! Na trasie pomiędzy zachodnią a wschodnią Australią – obsługiwanej już między innymi przez „Warildę” i „Wandillę” – była nadpodaż tonażu (inni armatorzy też chcieli tam zarabiać) i dlatego włączenie do tego serwisu „Willochry” byłoby finansowym samobójstwem. Pachnący nowością statek został wystawiony na sprzedaż albo do wyczarterowania.
,
Szybko znalazł sie chętny w postaci Union Steamship Company of New Zealand, który wyczarterował statek na bazie „bareboat charter” czyli bez załogi. Podpisano czarter na dwa lata, z opcją zakupu po upłynięciu tego terminu (co nastąpiło). Udziałowcy Adelaide Steamship Company odetchnęli z ulgą.
Statek przeszedł do Port Chalmers, Nowa Zelandia, gdzie przeprowadzono na nim sporo prac tak, aby spełniał wszystkie wymogi czarterującego. Na początku „Willochra” pływała pomiędzy portami Australii, Tasmanii i Nowej Zelandii, ale w tym czasie szykowano się do wejścia w lipcu na linię do San Francisco. Na przeszkodzie tym planom stanęła epidemia ospy w Australii, skąd miała pochodzić większość chętnych na rejs do Ameryki. Nowa Zelandia zażądała, aby każdy pasażer – także z Nowej Zelandii gdzie również odnotowano przypadki zachorowań – miał ważne świadectwo szczepienia.
Jak każda jednak epidemia także i ospa przeszła w końcu do historii i „Willochra” wyszła 6 września z Sydney, zastępując na linii do San Francisco inni nowozelandzki liniowiec „Aorangi”, dobrze nam znany z Opowieści 266.
Końcówka tego roku nie była najszczęśliwsza, a to z powodu dwumiesięcznych strajków w Nowej Zelandii, obejmujących także port w Wellington. Dopiero 20 grudnia centrala związkowa doszła do wniosku, że jedynym wynikiem protestów jest utrata dwumiesięcznych zarobków jej członków i w związku z tym ogłosiła powrót do pracy. „Willochra” wróciła na pacyficzne szlaki.
Czwartego listopada 1914 roku statek został zmobilizowany przez nowozelandzki rząd w charakterze transportowca wojsk. Przed jego nazwą pojawił się skrót HMNZT (His Majesty New Zealand’s Transport). Przez trzy lata statek ośmiokrotnie wiózł na wojnę żołnierzy z Australii i Nowej Zelandii: cztery razy do Egiptu i cztery do Anglii.
Zdarzały się i takie rejsy. „Willorcha” przypływa 15 lipca 1915 do Wellington z rannymi i chorymi żołnierzami spod Dardanelli...
...zabierając następnie do Europy nowe oddziały
, , ,
Przez pewien czas statek nosił efektowny kamuflaż
Siedemnastego kwietnia 1918 roku statek został oficjalnie przejęty przez brytyjski rząd i wykorzystywany następnie do przewożenia do Europy wojsk amerykańskich i kanadyjskich. Po zakończeniu działań wojennych nadal robił to samo, tyle że teraz żołnierze płynęli na zachód. Wreszcie sfatygowany wojenną służbą wrócił do Nowej Zelandii, gdzie czekało go bardzo nietypowe zadanie. W maju 1919 roku na statek siłą zaokrętowano ponad 400 internowanych po wybuchu wojny obywateli, głównie niemieckiej narodowości. Oficjalnie byli oni jedynie repatriowani do swych prawdziwych ojczyzn, ale ponieważ wcale tego nie chcieli, trudno doprawdy używać takiego określenia. Razem z nimi na statku znalazła się niewielka gromada żon i dzieci. Dlaczego tylko niewielka?
Znakomita większość żon urodzonych w Nowej Zelandii lub w jakimkolwiek innym kraju Commonwealthu wolała rozwieść się z mężami którzy musieli stąd się wynieść, i pozostać w kraju. Przyczyna tej dramatycznej decyzji była prosta: nie chciały przenosić się do kraju, który do niedawna był ich śmiertelnym wrogiem i gdzie z tego powodu mogłyby być dyskryminowane. W grę pewnie wchodziły także i czynniki ekonomiczne: stosunkowo dostatnie życie w Nowej Zelandii kontra bieda w zniszczonych wojną i reparacjami Niemczech.
Rząd zgodził się na takie rozwiązanie. Mało tego, zmienił prawo dotyczące rozwodów tak, aby w przypadku gdyby wyrzucony z Nowej Zelandii mężczyzna w jakiś sposób do niej powrócił, nie miałby prawa zmuszać byłej żony do powtórnego ślubu.
Oprócz Niemców, na statku znajdowali się także internowani z innych krajów centralnych: Austrowęgrzy, Bułgarzy i Turcy. Po drodze do Europy mężczyźni ci zeszli ze statku w Sydney, aby ich miejsce mogli zająć wyrzucani z Australii Niemcy. Nie oznaczało to jednak, że mogą w Australii pozostać. Zamknięto ich w obozie (Holdsworthy Internment Camp, Sydney), a po czterech miesiącach wsadzono na inny statek i wyprawiono do Europy.
Pod koniec 1919 roku statek sprzedano australijskiemu armatorowi Furness Withy, który przywrócił mu pasażerski charakter, nazywając „Fort Victoria”, po czym oddając do eksploatacji podległej mu kanadyjskiej firmie z Montrealu Quebec Steamship Co. W 1921 za zarządzanie statkiem zabrał się kolejny zależny od Australijczyków armator, Bermuda & West Indies Steamship Co., Hamilton, Bermudy.
„Fort Victoria”
, ,
Osiemnastego grudnia 1929 roku „Fort Victoria” wypłynęła z Nowego Jorku do Hamilton z dwustu pasażerami na burcie. Wobec bardzo gęstej mgły statek stanął na kotwicy, czekając na polepszenie widoczności. I wtedy w lewą burtę „Fortu” wbił się głęboko angielski liniowiec „Algonquin”, idący z Galveston do Nowego Jorku. Oba statki zaczęły nadawać SOS, odebrane przez amerykański Coast Guard. Ponieważ nie było ani wiatru ani wysokiej fali, ewakuacja z „Fort Victoria” przebiegała systematycznie i bardzo spokojnie. Uratowano wszystkich, a statek poszedł na dno dopiero następnego dnia. Uszkodzenie „Algonquin” były na tyle niegroźne, że mógł samodzielnie kontynuować rejs.
„Algonquin”
Kilka tygodni później leżący na dnie wrak „Fort Victorii” porozrywano dynamitem na kawałki, żeby oczyścić kanał żeglugowy.
--
Post zmieniony (02-05-20 13:57)
|