KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 11 z 114Strony:  <=  <-  9  10  11  12  13  ->  => 
29-05-15 08:43  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Masz rację, Misiu :-)

 
29-05-15 09:08  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Miałem okazję uczestniczyć w transporcie słonia drogą morską z Indii do Hamburga . Cała historia miała miejsce bodajże w 1978 r, na m/s "Emilia Plater". "Jasiek" (tak go nazwaliśmy), był "młodzieńcem" - kilkunastolatkiem i miał zbudowaną, zadaszoną płótnem zagrodę na pokładzie. Opiekował się nim płynący z nami tubylec. Niestety nie mam zdjęć ale pamiętam, bluzgi "starego" - na przelocie robota stanęła, wszyscy non-stop siedzieli przy Jaśku. W HBG-u była TV, słoń został wymalowany i przystrojony. Nie kojarzę już czy trafił do cyrku czy do ZOO.
PS - kosztował chyba ok. 8 tyś $ - kwota niewyobrażalna dla przeciętnego Hindusa

Post zmieniony (29-05-15 09:10)

 
29-05-15 09:09  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

Calkowicie sie z Wami zgadzam...
A filmik niesamowity!

--
pozdrawiam Kuba

 
29-05-15 12:24  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Edekyogi 

 

Prosty eksperyment:
Zamknijcie w bagażniku teściową i swojego psa. Po godzinie wypuście. Zobaczcie - kto się będzie cieszył i radośnie witał...

 
01-06-15 08:10  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Miała to być Opowieść o japońskim „Hitachi Maru”, ale ostatecznie statek ten stał się tylko jednym z jej bohaterów – i to wcale nie tym najważniejszym.

Opowieść 341

PIĘTNASTOMIESIĘCZNY RAJD

Niemiecki frachtowiec „Wachtfels” nie wyróżniał się spośród tysięcy mu podobnych, przemierzających morza i oceany tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny. Od samego początku, czyli roku 1913 statek był własnością bremeńskiego armatora Deutsche Dampfschiffahrts-Gesellschaft Hansa, znanym powszechnie jako DDG Hansa.

Przez pierwsze lata wojny statkowi udawało się unikać brytyjskich okrętów czyhających na niemieckie frachtowce, aż wreszcie w roku 1916 wpadł on w oko Kaiserliche Marine. Zdjęto cywilną załogę, po czym wstawiono statek na stocznię, gdzie solidnie go uzbrojono. Zainstalowano aż siedem dział kalibru 150 mm i trzy 52mm, oraz cztery wyrzutnie torpedowe. Do tego dorzucono aż 465 min, oraz dwumiejscowy zwiadowczy wodnosamolot typu Friedrichshafen FF.33. Ponieważ sam okręt otrzymał nazwę „Wolf”, samolot nazwano pieszczotliwie „Wölfchen”, czyli Wilczek. Wiele się po nim spodziewano tym bardziej, że „Wolf” mógł rozwijać zaledwie 11 węzłów.

„Wolf”. Przed rufowym masztem widać „Wilczka”


Działa 150 mm na „Wolfie”
,

Za działem widoczna wyłożona na burtę wyrzutnia torpedowa


„Wölfchen”


Dowódcą okrętu został komandor porucznik Karl August Nerger, mający pod komendą aż 330-osobową załogę.

„Wolf” miał aż 135 metrów długości i 17,1 m szerokości, toteż z trudem bo z trudem, ale jakoś upchano na nim tylu marynarzy. Dla ich celów przerobiono między innymi międzypokłady dwóch dziobowych ładowni, zamieniając je w pomieszczenia mieszkalne. Z kolei międzypokłady rufowych ładowni 3 i 4 miały służyć do umieszczania tam wziętych do niewoli marynarzy zatopionych statków, a że takowe będą, Nerger nie wątpił ani chwili.



Dla zmiany wyglądu na burcie znajdował się złożony fałszywy komin oraz dodatkowe maszty, które można było szybko postawić. Działa z kolei zostały zasłonięte fałszywymi falszburtami, które można było w mgnieniu oka opuścić, odsłaniając pole ostrzału. Identyczną metodę stosowały zresztą znane nam dobrze z Opowieści 315 statki-pułapki. Przy szybkości 8 węzłów zapas 8000 ton węgla powinien wystarczyć na pokonanie 32.000 mil morskich, zakładano jednak, iż można będzie uzupełniać jego zapasy z zasobni zdobytych statków.

Mostek „Wolfa”


Okręt wyszedł z Kilonii 30 listopada 1916 roku. W eskorcie U-66 ominął od północy Szkocję i następnie popłynął na południu, ku Przylądkowi Dobrej Nadziei. Tam właśnie zaczął stawiać pierwsze miny, które wnet zaczęły zbierać krwawe żniwo. Pierwszą ich ofiarą był brytyjski „Matheran”, który zatonął 26 stycznia 1917 roku na podejściu do Kapsztadu. Po jedenastu dniach na pobliskim akwenie wyleciał na minie kolejny brytyjski parowiec, „Tyndareus”, a zaledwie dzień później na dno poszła również brytyjska „Cicilia”. W tym czasie jednak „Wolf” znajdował się już w drodze na wody okalające Indie i Cejlon, także i tam stawiając gęsto miny. „Worcestershire” zatonął 17 lutego w pobliżu Colombo, a po czterech dniach prawie w tym samym miejscu Brytyjczycy utracili „Perseusa”. Początek rajdu był świetny.

Na stawianiu min oczywiście nie poprzestano. Wilczek regularnie patrolował wody wokół swego „taty”, w poszukiwaniu łatwych celów. Pierwszym z nich był zbiornikowiec „Turitella”. Co ciekawe, statek przed wojną nazywał się „Gutenfels” i nosił niemiecką banderę! Po wybuchu wojny stojący akurat w Alexandrii statek przejęli Brytyjczycy, przemianowując na „Turitella”.

„Wolf” podchodzi do „Turitelli”


Po zdjęciu załogi Nerger nie zatopił go, przeładowując za to z „Wolfa” kilkadziesiąt min i obsadzając niemiecką załogą. Po przemianowaniu na „Iltis” zbiornikowiec wyruszył w stronę Adenu, mając stawiać tam pola minowe. Tym razem jednak Niemcy mieli pecha. Już piątego marca „Iltis” dostrzeżony został przez brytyjski krążownik „Odin”, i aby nie oddać zbiornikowca – niemieckiego w końcu! – w ręce wroga, załoga otworzyła zawory denne, po czym zeszła do szalup.

A „Wolfowi” szczęście nadal dopisywało. Ze swoim potężnym uzbrojeniem mógłby zresztą stawać do walki choćby i z krążownikiem, nie będąc wcale na straconej pozycji, pomimo nędznych 11 węzłów.

„Wolf”. Odpalenie torpedy


Kolejne dni przynosiły kolejne straty wrogom kajzera. Tym razem na liście ofiar zjawiły się statki, które topiono poprzez otwarcie zaworów dennych. Na dno poszły brytyjskie parowce „Jumna” i „Wordsworth”, oraz bark z Mauritiusa, „Dee”. Oczywiście każdorazowo przed zatopieniem, przeładowywano na rajdera węgiel, wodę i żywność, co pozwalało Niemcom na niewchodzenie do portów. Pomieszczenia dla jeńców wypełniały się.

Pierwszego czerwca „Wolf” znajdował się już na południu. Jako pierwsi o tym przekonali się pierwszego czerwca marynarze nowozelandzkiego parowca „Wairuna”, płynącego z Perth z drobnicą do San Francisco.

Znajdująca się w pobliżu Wyspy Niedzielnej (Sunday Island – wyspa u północnych wybrzeży Australii) „Wairuna” została dostrzeżona najpierw przez „Wilczka” który najpierw zrzucił przed dziobem statku kilka niewielkich bomb, po czym na pokład trafił pakiet, zawierający polecenie natychmiastowego zatrzymania się pod groźbą otwarcia ognia. Na poparcie tej groźby zbliżający się „Wolf” opuścił fałszywe burty, odsłaniając działa i wyrzutnie torpedowe. Kolejne załogi trafiły do niewoli. Marynarze mieli coraz mniej miejsca dla siebie, otoczeni przez wielkie ilości wciąż znajdujących się na okręcie min. Podawane im jedzenie składało się właściwie tylko z czarnej kawy (bez mleka i cukru, jak to wspominał ze zgrozą jeden z jeńców) i tak paskudnego czarnego chleba, że mało kto go chciał na początku jeść. Dopiero głód dodał chlebowi smaku.

„Wolf” zaczął przeładowywać z „Wairuny” żywość oraz 1200 ton węgla, tak potrzebnego dla kontynuowania rajdu. Drugiego dnia podczas spaceru po pokładzie, do wody wskoczyło dwóch marynarzy, podekscytowanych widokiem odległej zaledwie o milę wyspy. Nowozelandzki oficer i drugi oficer, Irlandczyk, silnymi wyrzutami rąk ruszyło ku wolności, a Niemcy? Niemcy ich nie ścigali, pokazując sobie za to liczne płetwy obecnych na tych wodach rekinów. Nie zauważono ani ataku rekinów, ani mężczyzn wychodzących na plażę, ale faktem jest, że nigdy już o nich nie usłyszano. Za tę ucieczkę pozostali jeńcy zostali ukarani trzytygodniowym zakazem wychodzenia z ładowni na pokład, co w tropiku było czystym okrucieństwem.

„Wairunę” plądrowano przez całe czternaście dni. „Wolf” w końcu podniósł kotwice tylko po to, żeby zobaczyć w sąsiedztwie niewielki (567 ton) amerykański szkuner „Winslow”, wiozący na „Samoa” nie tylko węgiel, ale także benzynę – tak bardzo przecież potrzebną dla „Wilczka”. Jak widać, pobyt na australijskich wodach okazał się bardzo owocny. Po opróżnieniu ładowni szkuner zatopiono w taki sam sposób jak dzień później „Wairunę”, czyli przez otwarcie zaworów dennych.

„Wolf” ruszył w dalszą drogę, pozostawiając za rufą liczne miny, zwłaszcza na gęsto uczęszczanej trasie żeglugowej Sydney - Londyn. W ciągu kilku następnych tygodni zatonęły na nich trzy statki. Pod koniec lipca mina postawiona dawno temu w okolicach Bombaju posłała na dno kolejny parowiec.

Kolejnymi ofiarami stały się kolejne dwa małe amerykańskie żaglowce „Beluga” i „Encore”, a kilka zaledwie dni później na „Wolfie” przechwycono niezakodowaną radiową wiadomość o statku „Mantuga”, który wyszedł z Sydney z prowiantem dla garnizonu w Rabaulu. Z prowiantem!

„Mantuga”


Komandor Nerger ustawił się na przypuszczalnej trasie statku i czekał. Czekał całe dziesięć dni, ale w końcu mu się to opłaciło. Z przechwyconą „Mantugą” popłynął w okolice niewielkiej wysepki na północ od Nowej Gwinei, gdzie przez kolejnych 14 dni przeładowywał z niej bogate łupy. Tym razem nie poprzestano na węglu, wodzie i żywności, ale zdemontowano także miedziane rury i wszelkie mosiężne elementy. Pusty statek zatopiono następnego dnia na głębokiej wodzie.

Rajder ruszył na północ. Po drodze zauważony idący przeciwnym kursem brytyjski krążownik. Ogłoszono alarm i obsadzono działa i wyrzutnie torpedowe, ale ostatecznie ku wielkiej uldze Niemców, krążownik minął ich bez słowa.

„Wolf” powrócił na Ocean Indyjski. Dwudziestego szóstego września 1917 roku, na południe od Malediwów spotkał na swej drodze japoński „Hitachi Maru”, płynący z cennym ładunkiem do Londynu. W kabinach znajdowało się także 30-40 pasażerów.

„Hitachi Maru”


Japoński kapitan Tominaga mając na pokładzie jedno działo postanowił walczyć, jednocześnie nadając SOS. Niemcy szybko pokazali mu jednak, jak nierówne są siły nie tylko ostrzeliwując statek, ale także bombardując z „Wilczka”. Po śmierci czternastu marynarzy i ranieniu sześciu dalszych, Japończycy podali się.

„Wolf” ostrzeliwuje „Hitachi Maru”. W górze „Wölfchen”
,

Przez ponad miesiąc (!) oba statki stały burta w burtę przy Malediwach, przeładowując na „Wolfa” żywność, węgiel a także najcenniejszą część ładunku: miedź, cynę, gumę, skóry i temu podobne.

Ładunek z ”Hitachi Maru” trafia na pokład „Wolfa”


Pasażerowie i marynarze trafili do pomieszczeń jenieckich. Kapitan Tominaga tak bardzo przeżył wzięcie do niewoli i utratę statku, że kilka tygodni później wyskoczył za burtę i utonął. Siódmego listopada Niemcy zatopili niepotrzebną już zdobycz.

„Hitachi Maru” tonie
,

Na poszukiwanie zaginionego „Hitachi Maru” wyszedł w morze krążownik „Tsushima”, ale nawet wyjątkowo długi i intensywny patrol nie doprowadził do rozwiązania tajemnicy zniknięcia statku. Do poszukiwań włączono także francuski krążownik „D’Estree”, ale i to nie pomogło. Dopiero wiele miesięcy później Japończycy dowiedzieli się, co stało się z ich jednostką.

Po drodze do wód okalających Cejlon, Niemcy natknęli się na hiszpański parowiec „Igotz Mendi”, wiozący węgiel do Colombo. Tym razem „Wolf” pobrał tylko część tego ładunku. Parowiec został obsadzony niemieckimi marynarzami, a dodatkowo przeniesiono na niego także część jeńców: kobiety, dzieci, chorych oraz marynarzy najbardziej zaawansowanych wiekiem. Pozostawiono także hiszpańską załogę, tyle że teraz rozkazy wydawał im niemiecki oficer.

Obie jednostki płynęły od tej chwili razem w kierunku Europy. Po drodze „Wolf” odniósł swoje ostatnie zwycięstwa w postaci trzech barków: amerykańskiego „John H. Kirby”, francuskiego „Maréchal Davout” i norweskiego „Storebor”. Ten ostatni ograbiony został i zatopiony już w roku 1918, 4 stycznia.

W lutym szczęście opuściło zdobycz „Wolfa”, czyli zdobyty hiszpański statek. Wszedł on w lutym na mieliznę na Skagen i nie mogąc się uwolnić, wpadł ostatecznie w ręce Brytyjczyków. Niemieccy marynarze zostali internowani, a niespodziewanie uwolnionych jeńców zabrano pełnych szczęścia do Anglii.

Sam „Wolf” wrócił do Vaterlandu 24 lutego 1918 roku z 467 jeńcami oraz – co najważniejsze – z mnóstwem cennego, często strategicznego ładunku. Aż do 23 grudnia jeńców przetrzymywano w obozach, gdzie z początku cierpieli wielką biedę. Dopiero gdy przewieziono ich do Schweidnitz (Świdnica), warunki życia uległy niezwykłej poprawie a to dzięki bezpośredniemu finansowemu wsparciu rządu brytyjskiego. Londyn był tak bardzo zorientowany w tym co się w obozie dzieje, że dowiedział się nawet, iż Niemcy planują rozstrzelanie dowódcy statku „Caledonia”, kapitana Blaikie za to, że starał się staranować atakującego go U-boota. Do dowódcy obozu przyszła pilna wiadomość od samego premiera Lloyd George’a, że w takim przypadku, Brytyjczycy rozstrzelają znajdującego się w ich rękach kapitana Muellera z Kaiserliche Marine. Na takie dictum Blaikie’go uwolniono od zarzutów i tym samym darowano życie. Ostatni jeńcy z „Wolfa” dotarli via Dania do Anglii 5 stycznia 1919 roku.

Załoga „Wolfa” witana była w Kilonii z niezwykłymi honorami. Okręt wchodził powoli do portu pomiędzy dwoma rzędami pancerników, krążowników i mnóstwa pomniejszych jednostek, których załogi wiwatowały na cześć swych dzielnych kolegów.

Załoga maszerowała triumfalnie także przez Berlin. Z przodu po lewej komandor porucznik Nerger. Po obu stronach eskorta honorowa


Przetrzymanie piętnastu miesięcy w morzu bez dnia w jakimkolwiek porcie świadczyło o niezwykle wysokim morale marynarzy, a lista ich sukcesów była znacząca. „Wolf” zatopił czternaście statków, a na położonych przez niego minach poszło na dno kolejnych trzynaście jednostek. Najtragiczniejszą ofiarą był hiszpański parowiec pocztowy „Carlos de Einzaguirre”, który wpadł na minę 25 maja 1917 roku w okolicach Kapsztadu. Statek zatonął w zaledwie cztery minuty wraz ze 134 ludźmi, w tym 12 kobietami i piątką dzieci. Przeżyło tylko 24 rozbitków.



Następnego dnia po zacumowaniu na „Wolfie” zjawił się książę Henryk Pruski, z gratulacjami dla dowódcy i jego załogi – po czym spora liczba chorych marynarzy została odwieziona do szpitali... Załoga pomniejszona była o ludzi przeniesionych na „Odin” oraz na pechowy hiszpański pryz, a także o 25 marynarzy, którzy zginęli w wyniku rozerwania się jednego z dział 150 mm.

Komandor porucznik Karl August Nerger został odznaczony najwyższym wojskowym orderem Pour le Merite, ale i pozostałym członkom załogi również nie szczędzono honorów.

Karl August Nerger pełen chwały i orderów


Jego oficerów także nie ominęły odznaczenia


„Wolf” do końca wojny pływał po Bałtyku, a następnie jako „Antinous” przejęty został przez Francuzów. W 1931 roku słynny statek sprzedano do włoskiej stoczni złomowej.

Post zmieniony (02-05-20 13:55)

 
01-06-15 08:11  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

W czwartek - święto nie święto - opublikuję kolejną Opowieść!

 
01-06-15 11:56  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. Ciekawa historia. Niejeden okręt nie mógł poszczycić takimi sukcesami jak ten powolniak.

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
01-06-15 12:18  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Przepraszam, czy ks. Henryk Pruski to jakiś krewny dziedzica Pruskiego, polskiego dziedzica?

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
01-06-15 12:23  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Oczywiście! To krewny dziedzica Pruskiego z "Misia" :-)

 
01-06-15 20:20  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Co by nie mówić to rzeczywiście należy podziwiać tych kajzerowskich matrosów. Miałem okazję powłóczyć się po tych wodach (PNG, NZ, Borneo) i wiem jaki jest tam klimat i wilgotność. Bez klimatyzacji temp. w kabinie nocą (!) wynosi prawie + 30 stopni C ! Po tygodniu człek dostaje amoku. Jak dodamy do tego prawie półtora roku poza domem, wojskową dyscyplinę i zagrożenie życia to mamy pełny obraz czego doświadczyli.
PS - jest kilka literówek (Turitela - raz z dwoma "L", brak "m" w "(...) prawie w tym samym...", "(...)wyruszył w drogę [do] Adenu..." i unikałbym powtarzania po sobie tych samych słów np. najpierw, kolejne, groźba, pierwszego itd.

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 11 z 114Strony:  <=  <-  9  10  11  12  13  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024