KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 5 z 27Strony:  <=  <-  3  4  5  6  7  ->  => 
15-09-14 13:28  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Opowieści Dziadka

- Hurra ! Jadę do dziadków, jadę do dziadków!- wykrzykuję podskakując z radości .
Rodzice jak co roku wyjeżdżają na dwutygodniowe wczasy. Mama odwiezie mnie do Warszawy.
Sapie parowóz, bucha para, słychać przeciągły gwizd i ruszamy. Taktak , taktak, miarowo stukają koła a ja z nosem przyklejonym do szyby patrzę na migające jak w kalejdoskopie obrazy - pola, lasy i domy.
Z Dziadkiem pójdę do Muzeum Wojska, do Łazienek , będziemy chodzili po Starówce a w domu rozgrywali bitwy.
Dziadek stoi na peronie. Na głowie ma płową furażerkę (Babcia nazywa ją „pierożkiem”), jest w marynarce (zawsze ją nosi, żeby nie wiem jak było gorąco) w niej miniaturki odznaczeń i okulary w grubej rogowej oprawie . W ręku laska z wygiętą rączką- łapą z pazurami dzikiego zwierza. Pełną, mięsistą twarz okrasza szeroki uśmiech :
- Jesteście moi kochani ! Uściski, pocałunki a potem idziemy do domu.
Dziadkowie mieszkają na Woli, a właściwie to już Śródmieście - na Chmielnej. Trzypiętrowa, przedwojenna kamienica jest przy rogu ulicy, dochodzi do niej Żelazna. Do klatki schodowej prowadzi brama z pięknymi półkolami żelaznych „dziadów” – odbojnic, przykrytych z góry niczym czepcami, rzeźbionymi liśćmi.
Skrzypią schody, w otwartych na oścież drzwiach (w nich śmieszny dzwonek-terkotka) czeka już Babcia. Jest niska, o wiecznie zaróżowionej twarzy. Dziadek mówi, że ma nie policzki a „malinki”.
Na przyjazd upiekła szarlotkę, Mama też ją robi w domu ale Babci bardziej mi smakuje.
Pokój jest olbrzymi, wysoki, z dużymi przeszklonymi drzwiami wychodzącymi na balkon. Na ścianie wiszą rogi bawoła afrykańskiego. Rozłożyste, szare przy nasadzie o ostrych czarnych szpicach. Obok obrazy – Starówka zimą, Plac Zamkowy i piękne, pełne ciepłych barw akwarele wnętrz Pałacu Wilanowskiego.
Jedna klepka z dębowego parkietu jest obłupana a pod obrazem dziura w ścianie. To po odłamku od bomby.
W rogu – serwantka. Na białych koronkowych serwetkach, czarki, kryształowe kielichy, patery, talerzyki , spodeczki i całe mnóstwo porcelanowych, zdobionych filiżanek lśniących złotymi brzegami.
W kuchni, której okna wychodzą na wewnętrzną studnię z podwórkiem (w rogu, ledwie widoczna zza kwiatów figura Matki Boskiej w pobielonej kapliczce) są drzwi do spiżarni, a w niej… w równych szeregach niczym jak na defiladzie stoją słoiki z konfiturami, grzybkami, inne przykryte gazą z gęstym syropem malinowym, wiśniowym, z tyłu bieli się żur w butelce, woreczki z kaszą i mąką, w białych płóciennych zaś suszone grzyby, dalej blaszane pudełka, skrzyneczki. Wiszą kiełbasy, boczek , pęki suszonych ziół i ten zapach, zapach suszonych grzybów, wędzonek…
W drugim pokoju stoi łóżko. Przód i tył zamykają czarne pręty zwieńczone błyszczącymi, mosiężnymi gałkami. Największa jest w środku, po bokach dwie mniejsze. Nad nim „święty” obrazek Anioła Stróża z dziećmi a pod nim ryngraf - Matka Boska Ostrobramska. Dziadek sypia w długiej koszuli nocnej, a rano jak sporządzi już swoje cygaretki to śpiewa. Drzwi balkonowe uchylone są przez całą noc, jest ciepło. Firanka lekko faluje, Dziadek jedną rękę oparł o stół, prawą wzniósł do góry i słychać:
„ Śmiej się pajacu gdy twą miłością wzgardzono, śmiej się i płacz… „
Ma piękny głos a arię z „Pajaców” Leoncavalla śpiewa najczęściej.
- Przestań już, przestań, śpiewakiem powinien zostać – mówi do mnie śmiejąc się Babcia.
Pod wieczór siedzimy przy ogromnym dębowym stole, radio gra mrugając magicznym, seledynowym okiem, zza balkonowych drzwi słychać uliczny szum i wycinamy z tektury żołnierzy, których barwię kredkami.
Dziadek cicho podśpiewuje (tak by Babcia nie słyszała):
„ Kilku panów, kupa chamów, jedenasty pułk ułanów,
Cnoty panna nie zachowa od ułanów z Ciechanowa,
Lampas z gaci, pas z gałganów, jedenasty pułk ułanów.
Szable do boju, lance w dłoń, bolszewika goń, goń, goń
Bolszewika goń !”
- A hełmy ? Nie mają hełmów - pytam.
- W kawalerii nie mieliśmy hełmów, słyszę w odpowiedzi.
Gdy cała „armia” jest już gotowa toczymy bitwy.
- Po lewej czy prawej stronie byli nasi ułani ? A gdzie ustawić armaty ?
Z tamtych czasów Dziadek ma tylko dwa zdjęcia – resztę Mama spaliła.
Na pierwszym - siedzi wyprostowany na koniu, w prawej ręce krótki karabin, z boku, pod siodłem szabla. Ma brodę, podkręcone do góry wąsy i wcale jest niepodobny do Dziadka. Na odwrocie wykaligrafowano kopiowym ołówkiem napis:
„11 P.U. w roku 22. Ciechanów”.
- Dziadku, jak było na patrolu, i … i jak walczyłeś z Kozakami i szablą rąbałeś, opowiedz proszę. Opowieści Dziadka, znam wszystkie prawie na pamięć, ale jak jestem, to za każdym razem proszę by opowiadał na nowo.

Na koniec czerwca roku 1921 przypadł okres największego rozmachu ofensywy bolszewickiej na Froncie Południowo-Wschodnim. Konna Armia Budionnego zajęła Zwiahel. Szepietówkę i Korne. W sile czterech dywizji kawalerii wraz z dwiema brygadami artylerii konnej i zapleczem przydzielonej dywizji strzelców liczyła prawie 20000 szabel. Ruchliwa, mogła z łatwością przedostawać się na tyły wojsk przeciwnika, a widok szarży tysięcy Kozaków, błysk szabel i jeden przeciągły ich gwizd i wycie mogły wzbudzić słuszny lęk w sercach nawet zahartowanych w bojach żołnierzy. O konarmii i Kozakach, bitnych ,okrutnych, mówiono z szacunkiem ale i ze strachem.
Szwadrony kozackie unikały walk z silniejszym przeciwnikiem, wycinały w pień mniejsze oddziały i umykały. W celu przeciwdziałania owym zagonom utworzono na Podolu grupę operacyjną pod dowództwem gen. Jana Sawickiego w sile około 8000 szabel. W jej składzie znalazła się 1 Dywizja Jazdy na czele z płk. Julianem Rómmelem a w niej mi.in. 11 Pułk Ułanów.
Jednym z ułanów, który służył w tym pułku był młody, były legionista, dwudziestotrzyletni ppor. Przemysław Chwalibóg-Piecek .

 
15-09-14 13:58  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
pieczarek   

Kolejna swietna opowiesc. Oby wiecej takich.

--
pozdrawiam Kuba

 
15-09-14 14:24  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

CDN a w nim: jak Dziadek na patrolu szablą zarąbał Kozaka, i inne przygody frontowe, jak maszerował za trumną Marszałka, jak "walczył" w Powstaniu Warszawskim i jak wędrowałem z nim i z Babcią po Warszawie lat 60-tych.

Kilka fotek (2013 r.)

Lata międzywojenne - kamienica "Bagieńskiego" i stan obecny



Brama z "Dziadami"



Podwórko - studnia z kapliczką



Bohater opowieści - 1919 r.



Post zmieniony (15-09-14 14:56)

 
15-09-14 17:11  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Mariaszek 



Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 12
Galerie - 4
 

Piękne opowieści Ryszardzie. Nie wiem czemu, ale jak je czytam, to przypominają mi się moje dziecięce lata, choć historie różne.
Może tylko wafle przekładane masą kakaową pozostają te same:).
Czekam na więcej - opowieści.

Pozdrawiam

 
15-09-14 18:53  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Wafle z masą kakaową !
Na kolanach rozłożona lniana serwetka i w makutrze drewnianym tłuczkiem a la berło rozcierana była masa. Potem, na każdy wafel wyrobioną masę nakładało się na środek i rozcierało dużym nożem. I tak warstwa po warstwie. Brzegi były równo odcinane i po dniu (dzień trzeba było czekać, to okrutne !) można było już kroić w trójkąty lub paski.
Zrobiłem sobie kiedyś takie andruty, ale te dawne babcine... żadne ich nie zastąpią !

 
15-09-14 20:06  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Mariaszek 



Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 12
Galerie - 4
 

Podobne właśnie pamiętam. Andruty wielkie jak talerz. Tyle, że zupełnie o nich zapomniałem. Przypomniałem sobie po jednej z poprzednich opowieści. Nawet teraz widzę, jak ta masa była rozsmarowywana:) Ja takie też jadłem u babci. I tylko tam.

 
15-09-14 22:34  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Jak to w życiu...
PS - zdjęcia spalone, skąd ja to znam. I nie tylko zdjęcia ale też oryginalna "maciejówka" i opaska z powstania. Za mały wtedy byłem by cokolwiek zdziałać. Ech, szkoda gadać...

Post zmieniony (15-09-14 23:13)

 
30-09-14 22:55  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Opowieści Dziadka

Zwiad

Noc minęła, świta już. Z komina leniwie snuje się smużka siwego dymu. Nad ziemią wisi mgła a w oddali, za polem, przysłonięta jej woalem majaczy ciemna ściana lasu. Porucznik wraz z trzema ułanami to oddział rozpoznawczy szwadronu kawalerii 11 Pułku. Od wczoraj kwaterują w chałupie na skraju wsi. Pieje kogut, słychać rżenie i parskanie wyprowadzanych koni. W oddalonym o dwa kilometry miejscu postoju sztabu pułku otrzymał rozkaz – „Dokonać rozpoznania zbliżających się czołowych oddziałów bolszewickich, określić ich lokalizację, zwrócić szczególną uwagę czy nie towarzyszy im artyleria”. Spogląda na mapę, mówi coś do siebie, konie już osiodłane. Gładzi i całuje Bartka w chrapy. Bartek, to piękny bułanek, jego wierny towarzysz frontowych szlaków. Nie wie jeszcze, że pocałunek ten i błysk końskiego oka jaki widzi, będzie ostatnim.

W pułku koń był najważniejszy, ważniejszy od żołnierza. Pierwszy był czyszczony, karmiony oporządzany a dopiero potem jadł ułan. Trenowany do służby w szeregu, w polu, w marszach, na ćwiczeniach pułkowych, wierzchowiec stawał się starym żołnierzem. Bezbłędnie reagował na komendy. Między jeźdźcem a koniem istniała szczególna więź - ułan i koń stawali się jednością . Był przyjacielem, towarzyszem w doli i niedoli. Najsmutniejszą chwilą był czas, gdy ułan musiał rozstać się ze swoim druhem, wtedy oczy wilgotniały najbardziej nawet zahartowanym w bojach wiarusom.

Nikt z nich nie wie też, że z zadaniem rozpoznania polskich pozycji , wyruszył konny patrol jednej z licznych sotni „Konarmii”
Ruszają stępa, by po chwili zanurzyć się w las. Jest cicho, spokojnie i nic nie wskazuje na to, że już za dzień, dwa, toczyć będą się tu zaciekłe boje. Towarzyszą im rozłożyste, wiekowe dęby - niemy świadek jakże wielu zmagań jakie miały miejsce na tych terenach w przeszłości. Według raportu wywiadu i rozpoznania lotniczego, pozycje wroga znajdują się w odległości około 10 km. Kierują się na południe a plan jest następujący – podjadą jak najbliżej, ostatnie kilkaset metrów po ukryciu koni, przejdą pieszo prawie do samej niewielkiej rzeczki , gdzie na drugim brzegu mają znajdować się wrogie wojska.
Przy samym skraju lasu pozostawiają konie. Las się kończy, pochyleni, z trudem przedzierają się przez moczary i trzęsawiska z rzadka porośnięte krzakami. Ostatni odcinek – łąkę, pokonują czołgając się i zalegają ukryci w zaroślach nad samą rzeką. Rozstawieni kilkadziesiąt metrów od siebie, obserwują przeciwległy brzeg. W szkłach lornetki wyraźnie rysują się zabudowania osady, pomiędzy nimi widoczne dwa samochody ciężarowe, wozy konne i szare postacie. Z lewej strony konie, bardzo dużo koni, część z nich pławiona a obok, za ostatnią chałupą, majaczą trzy działa. Bateria 76 mm polówek. Porucznik ruchem ręki przywołuje ułanów. Meldunki składają szeptem, choć z tej odległości nikt ich przecież nie usłyszy, a on zaznacza pozycje na mapie. „Zadanie wykonane , wracamy” – pada komenda. Na ich widok wierzchowce radośnie potrząsają łbami. Już są na środku małej polany, gdy wtem… naprzeciw, z pomiędzy drzew, wyłaniają się jeźdźcy. To Kozacy! Zaskoczenie jest obopólne! Ciszę pięknego letniego dnia brutalnie gwałcą trzy szybko po sobie następujące strzały. Jadący obok porucznika ułan trafiony w pierś wyrzuca do góry ręce, koń staje dęba a on bezwładnie wali się w dół. Gna wlokąc martwe ciało z uwięzioną w strzemieniu nogą. Porucznik wyszarpuje rewolwer. Po serii strzałów pada jeden z wrogów. Magazynek pusty, dobywa więc szabli i z rozmachem tnie najbliższego Kozaka. Słychać kolejne strzały, to ułan prowadzi ogień do ostatniego z nich pędzącego w las. Cała potyczka trwała zaledwie minutę, może dwie. Koń porucznika wolno podnosi głowę do góry, chwieje się na boki, by po chwili runąć wraz z jeźdźcem. Prócz zabitego, jeden ze zwiadu otrzymał postrzał w ramię. Na polanie leżą dwa martwe ciała bolszewików . Bartek trafiony wrażą kulą porusza nogą jakby chciał zebrać ostatnie siły i wstać. Porucznik przykłada lufę rewolweru do jego ucha, odwraca głowę i pociąga za spust.

Mimo upływu tylu lat, za każdym razem jak Dziadek wspominał Bartka, głos mu się załamywał, pochylał głowę i stukał nerwowo palcami w stół.

Wraz z Dziadkiem w 11 Pułku Ułanów Legionowych służył także jego starszy brat – Eugeniusz. Odznaczony Virtuti Militari został oficerem zawodowym. W stopniu pułkownika w składzie 1 Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego brał udział w kampanii 1939 r. Aresztowany przez Gestapo, po uwięzieniu na Pawiaku, rozstrzelany został w Palmirach we wrześniu 1940 r.



Płk. Eugeniusz Chwalibóg-Piecek

 
02-10-14 18:30  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Spotkanie

Tak, to już naprawdę koniec lata. Jeszcze jest w miarę ciepło i słonecznie lecz drzewa straciły już tą soczystą zieleń. Szedłem brzegiem morza a chłodne porywy wiatru marszczyły toń wody. Pusta plaża, meduzy obsychające na piasku, kłębiące się wrzaskliwe mewy i w oddali majaczące postacie bawiących się z psem. Było cicho, spokojnie a ja nie mogłem pogodzić się z myślą, że znów nastaną te puste, szare i krótkie dni.
Na głównej ulicy, naprzeciw knajpy zwanej „Pod Kielichem” zobaczyłem go jak siedział sam na ławce. Sylwetka była mi skądś znajoma. Jacunia ? To on ?
Podszedłem bliżej. Tak, to był on. Stara „kargerówa” na grzbiecie, chudy jak zawsze, tylko czupryna mocno przerzedzona.
- Jacunia cześć chłopie!
Spojrzał na mnie a na jego twarzy pojawił się grymas uśmiechu.
- Cześć Rychu, przywitał mnie prawie szeptem. Usiadłem. Milczeliśmy.
- No jak Jacunia, ciężko, coś nie tak ?
Nie odpowiedział spytał tylko:
- Masz zapalić ?
Paliłem fajkę, więc w pobliskim kiosku kupiłem paczkę mentolowych Salemów. Wiedziałem, zawsze je palił.
- Masz, pal.
Ile to lat go nie widziałem ? Pięć, może z sześć. Ech… w Dżakarcie na Tandjung Prioku różne rzeczy wyprawialiśmy. Kiedy to było…
- Jacunia, jadłeś coś ?
- Nie było okazji, odpowiedział.
- Idziemy na schaboszczaka, zapraszam.
Zamówiłem po pięćdziesiątce. Wypił i gdy zaczął – „Wiesz po tym rejsie to ona…’’ przerwałem mu - „Dobra Jacunia, jest jak jest, cieszę się, że cię spotkałem”
Gdy wypiliśmy drugą wstał i powiedział:
- Rychu, muszę już iść.
O nic nie pytałem, wszystko było jasne.
- Trzymaj się, czołem !
Wstał, wyszedł i nawet nie uścisnęliśmy sobie rąk.
A mnie żal tych słonecznych dni. Znów przyjdzie czekać …

Post zmieniony (02-10-14 18:31)

 
06-10-14 10:22  Odp: KARTONOWE DINOZAURY III
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

STUDNIA

To co w nią wpadło, czy przypadkiem, czy celowo, tam już zostawało. My, chłopaki spod piętnastki znaliśmy jak własną kieszeń kamienicę, wszystkie piętra, rozległy strych, piwnice, przybudówki, podwórka i zakamarki, a ona mimo że w środku, widoczna z okien, była tajemnicza i niedostępna.
TRUPIA STUDNIA.Tak ją nazywaliśmy. Pamiętam jak raz wpadł tam gołąb. Rozpaczliwie trzepotał uderzając skrzydłami o ściany niczym ćma o lampę, aż wreszcie zastygł nieruchomo. Pożarły go szczury. STUDNIA była ich królestwem. Dno zaścielały czerepy stłuczonych doniczek, zerwanych dachówek, szkło, resztki pordzewiałych blach i prętów, przegniłe deski, spuchnięte wilgocią płaty tektury i papierzysk. Ściany sinozielone od mchu na dole, pokryte były wrzodami łat odpadającego tynku, a ciemne, wręcz czarne liszaje zacieków z dziurawych rynien malowały je u góry. Omijano ją z daleka, nikt tam nie zaglądał, nawet słońce i nie otwierano okien by zapach zgnilizny nie przedostał się do mieszkań. Gdy padał deszcz, z zapchanych rur przez kratę ściekową, w samym środku, wypływała czarna ohydna maź i wręcz pełzła aż pod same ściany. Całe lata nie było do niej dostępu. Z korytarza piwnicznego prowadziły do niej jedne tylko drzwi. Otwierały się na zewnątrz. Z biegiem lat na posadce, tuż za progiem, utworzył się wał ziemi i nie można było ich otworzyć. W drzwiach, u góry przez małe okienko gdy spojrzało się w górę, widoczny był kwadrat nieba obramowany schodzącymi się ścianami.
W jednym z rogów STUDNI była rdzawa stalowa klapa z olbrzymią kłódką. Wyobraźnia podsuwała nam, że jest to wejście do podziemnego korytarza, może schronu a tam… pod ścianami w strzępach mundurów bielejące kości. Nikt z dorosłych mieszkańców kamienicy nie wiedział co pod nią się znajduje.
Na STUDNIĘ wychodziły okna kuchenne i służbówek. Z nosem przyklejonym do szyby, czekałem czy na pierwszym piętrze nie zamajaczy twarz Gizeli. Machaliśmy wtedy do siebie zza firanek.
- Co ty tak ślepisz i ślepisz przez te okno ! A lekcje już odrobione ? – Tymi słowami Mama wyganiała mnie z kuchni.
Przed świętami, zimą, u Piaseckich z drugiego piętra zawsze wisiały za oknem dwa zające.
- Kapitaliści z tych Piaseckich, tak komentowała Mama ten widok.
Ziółkowska zaś, ta z parteru, w zamontowanej na parapecie skrzyni trzymała duże słoje. Latem co niektórzy wystawiali pelargonie a ich czerwone płatki spadały jak łzy.
Któregoś dnia wiosną, przez nasze okno spuścili się na dół dwaj robotnicy. Usunęli ziemię, otworzyli drzwi i zaczęli usuwać wszystkie nagromadzone tam przez lata graty i śmieci. Klapę zerwali i przykryli nową, drewnianą krytą papą. Wreszcie można było tam wejść. STUDNIA odarta z tajemnic stała się zwykłym ślepym podwórkiem. Tylko co było pod tą klapą…

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 5 z 27Strony:  <=  <-  3  4  5  6  7  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024