Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 262
NORWESKIE BLIŹNIAKI
W chwili wybuchu II wojny, najsilniejszymi norweskimi okrętami były stareńkie bliźniaki „Eidsvold” (norweskie miasto) i „Norge” (wiadomo). Niewielkie, bo mierzące raptem 94,60 metra jednostki uzbrojono w dwa działa 210 mm, 6 x 150 mm, 6 x 76 mm oraz wyrzutnie torpedowe. Nie potrafiąc przypasować bliźniaków do żadnej z istniejących klas, określono je „okrętami obrony wybrzeża”.
Oba okręty powstały w znanej stoczni Armstrong Whitworth w Newcastle on Tyne. Pierwszy na wodę zszedł w roku 1900 „Eidsvold”, a w osiem miesięcy później zwodowano także „Norge”. Do służby weszły w roku 1901.
„Eidsvold”
„Norge”
,
Tu „Norge” – zdjęcie z 1910 roku - ma opuszczone do połowy bandery, ponieważ wiezie właśnie z Francji trumnę ze zwłokami zmarłego tam jednego z najwybitniejszych norweskich pisarzy, Bjørnstjerne Bjørnsona
Lata mijały, aż w roku 1912 Norwedzy uznali, że warto byłoby wzmocnić flotę kolejnymi dwoma jednostkami, będącymi nowszą wersją „Eidsvolda”. W roku 1912 zamówili je u Brytyjczyków, z góry nadając im imiona „Bjørgvin” i „Nidaros”. Były to znowu nazwy norweskich miast, tyle że Nidaros obecnie nazywa się Trondheim.
Po wybuchu wojny Royal Navy przejęła prawie gotowe okręty i przemianowała je na monitory, noszące od tej chwili nazwy „Glatton” i „Gorgon”.
Niedoszłe okręty Królewskie Marynarki Norwegii: „Gorgon”…
… i „Glatton”
Na otarcie łez Londyn zapłacił Norwegom rekompensatę w wysokości 370.000 funtów. Ponieważ jednak Skandynawom udało się podczas Wielkiej Wojny zachować neutralność, utracenie szansy na podwojenie liczby głównych okrętów zostało przyjęta w kraju bez specjalnych emocji.
Wojna jednak w końcu zapukała do drzwi Norwegów i wtedy skonstatowali oni, że okręty z których kiedyś byli tak dumni są obecnie prawie czterdziestolatkami, mogącymi rozwijać „olśniewające” 15 węzłów: w latach swej młodości pływały o ponad dwa węzły szybciej.
Dziewiątego kwietnia 1940 roku niemiecki zespół komandora Friedricha Bontego, składający się z niszczycieli „Wilhelm Heidkamp”, Bernd von Arnim” i „Georg Thiele” wszedł do fiordu Ofot, mając za zadanie dojście do Narviku. Na drodze około pół kilometra przed portem miał im stanąć najpierw „Eidsvold”, a potem znajdujący się w Narviku „Norge”. Z powodu zaskoczenia szybkim rozwojem sytuacji na żadnej z norweskich jednostek nie było pełnego składu załogi, liczącej 270 oficerów i marynarzy. Na pierwszym z okrętów zespołu znajdowało się 193 ludzi, a na drugim 199. Owym małym zespołem dowodził z pokładu „Norge”– według polskiej nomenklatury - komandor podporucznik Per Askim.
Rozkazał on „Eidsvoldowi” wyjść z portu i przechwycić napastników. Była dopiero 3:20 w nocy, a widoczność bardzo ograniczona przez gęstą mgłę. Pomimo tego dowodzący okrętem komandor podporucznik Odd Isaachsen Willoch dowiedział się od załogi norweskiego frachtowca, że nieprzyjaciel jest tuż tuż. Działa załadowano ostrą amunicją, a załoga obsadziła stanowiska bojowe. O 4:14 z pokładu niszczyciela „Wilhelm Heidkamp” spostrzeżono norweski okręt, zagradzający im drogę do portu. Na świetlne sygnały Willocha nie było żadnej odpowiedzi, toteż wydał on rozkaz oddania ostrzegawczego strzału przed dziób nieprzyjaciela, oraz podniesienie sygnału nakazującego natychmiastowe zatrzymanie się.
Niszczyciel zastopował, po czym odbiła od niego motorówka z komandorem podporucznikiem Heinrichem Gerlachem i sygnalistą. Gerlach na pokładzie „Eidsvolda” zażądał poddania się. W trakcie rozmowy z Niemcem działa norweskiego okrętu skierowane były na „Heidkampa”. Z takiej odległości nie mogło być mowy o pudle w razie otwarcia ognia.
Na mostku „Eidsvolda” Niemiec starał się przekonać Willocha o bezsensie stawiania oporu. Norweg wykorzystał jednak czas, aby powiadomić dowódcę „Norge” o agresywnych zamiarach Niemców. W tym czasie do „Wilhelma Heidkampa” dołączył drugi niszczyciel, ustawiając się burtą w odległości 700 metrów, najwyraźniej gotowy do ataku torpedowego.
Otrzymawszy odmowną odpowiedź Gerlach wrócił na łódź i skierował się ku swemu okrętowi. Jeszcze zanim jednak do niego dopłynął, sygnalista wystrzelił czerwoną rakietę, która oznaczała odrzucenie niemieckiej propozycji. Willoch natychmiast zrozumiał co się za chwilę stanie, krzykiem ponaglając artylerzystów do natychmiastowego przystąpienia do walki. Stary okręt zaczął się obracać ku bliższemu niszczycielowi, ale właśnie w tej chwili trafiły go dwie torpedy: Norwedzy nie zdążyli oddać ani jednego strzału! Torpedy „Wilhelma Heidkampa” okazały się zabójczo niszczące, powodując eksplozję w rufowej komorze amunicyjnej. Ze 193-osobowej załogi, zagładę okrętu przeżyło zaledwie ośmiu marynarzy.
Na „Norge” usłyszano oczywiście głośny wybuch i po radiowej ciszy natychmiast zorientowano się, iż siostrzany okręt uległ zagładzie. O 4:30 podniesiono kotwicę, aby zająć lepszą pozycję dla ostrzeliwania wejścia do portu. W kwadrans później zauważono zbliżające się dwa niemieckie niszczyciele. Bezzwłocznie otworzono ogień z dział 210 i 150 mm w kierunku niszczyciela, którym okazał się być „Bernd von Arnim”. Pomimo odległości zaledwie 800 metrów, żaden pocisk nie trafił! No cóż: noc, mgła i nerwy robiły swoje…
Niemcy odpowiedzieli równie niecelnym ogniem, po czym wystrzelili ku „Norge” sześć torped. Trafiły dwie, obie w śródokręcie. W ciągu kilku minut okręt poszedł na dno, pociągając za sobą 100 ludzi. Uratowało się 89, w tym komandor Askim.
I to już był – przynajmniej na razie – koniec norweskiej marynarki wojennej.
To te niszczyciele zatopiły teoretycznie silniejsze od siebie norweskie okręty. „Wilhelm Heidkamp”
…„Georg Thiele”…
…i „Bernd von Arnim”
Zaledwie po paru dniach okręty norweskie zostały pomszczone na tych samych wodach przez Brytyjczyków. „Wilhelm Heidkamp”…
…”Georg Thiele” (zdjęcie współczesne)
… i „Berndt von Arnim”
Kotwica z „Norge” stoi przed Muzeum Wojny w Narviku
--
Post zmieniony (02-05-20 13:10)
|