Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 242
BEZMYŚLNOŚĆ I BOHATERSTWO
Końcówka XIX wieku przyniosła w Anglii coś w rodzaju wojny pomiędzy rywalizującymi ze sobą kompaniami London & South Western Railway i Great Western Railway. Pomimo słowa „railway” w obu nazwach tym razem nie chodziło o kolej, ale o statki, eksploatowane przez te firmy. Stawką były lukratywne rejsy łączące Anglię z wyspami na Kanale Angielskim, czyli Jersey i Guersney. Pierwsza z wymienionych firm operowała z Southampton, a druga z Weymouth.
W marcu 1899 roku obaj armatorzy oferowali specjalne wielkanocne wycieczki do St. Peter Port na Guernsey. Reklamowano je jako ostatnia wielkanocna wycieczka XIX wieku co akurat nie było prawdą, jako że Wielkanoc roku 1900 także była jeszcze dziewiętnastowieczna. Oba statki miały w planie przyjść do portu o 17:30 i biada byłaby temu kapitanowi, który dałby się wyprzedzić konkurencji!
„Stella” była ładnym parowcem, zwodowanym w roku 1890. Miała 1059 GRT, długość 77,11 metra i mogła rozwijać szybkość aż 19,5 węzła! Załogę stanowiło 43 ludzi, a maksymalna liczba pasażerów którą mógł statek pomieścić wynosiła 712 osób. Rzecz jasna, eksploatowany na krótkiej trasie statek nie miał dla nich wszystkich indywidualnych kabin.
„Stella”
,
Ponieważ do katastrofy ”Titanica” było jeszcze daleko, nikogo nie dziwiło, że w łodziach i tratwach mogłoby w razie potrzeby zmieścić się zaledwie 148 osób… Takie czasy.
30 marca „Stella” o 11:25 wyszła z Southampton, rozpoczynając swój wielkanocny rejs. Tym razem daleko było do pełnego wykorzystania miejsc pasażerskich: bilety wykupiło zaledwie 147 osób, czyli że wliczając załogę, na pokładzie znalazło się 190 ludzi. Maszyny od razu ruszyły pełna parą, nadając statkowi prędkość 18 węzłów. Około 14 jednakże nad morzem pojawiła się mgła na tyle gęsta, że przestawiono telegraf maszynowy na wolno naprzód. Na krótko, bo gdy tylko mgła się nieco rozrzedziła, znowu dano cała naprzód. Minęło pół godziny i znowu na krótko zwolniono, żeby jednak wkrótce znowu rozpędzić się do 18 węzłów: należało przecież terminowo przyjść do St. Peter Port…
Krótko przed godziną 16 usłyszano dźwiękowe sygnały z latarni morskiej, stojącej na skałach Casquets, znajdujących się nieco na zachód od wyspy Alderney. Praktycznie zaraz po usłyszeniu sygnału, ujrzano przed dziobem fale przyboju! Kapitan Reeks dał całą wstecz, wykładając jednocześnie ster maksymalnie w prawo, ale było już za późno. Kadłub „Stelli” przeszorował po dwóch rafach, które rozpruły go na znacznej długości.
Skały Casquets i tamtejsza latarnia morska
Usytuowanie skał
Statek poszedł na dno w ciągu zaledwie ośmiu minut! Pomimo popełnienia straszliwego błędu nawigacyjnego, Reeks nie stracił głowy. Stojąc na prawym skrzydle mostku krzyczał co sił: „Zanim wszystkie kobiety i dzieci nie znajdą się w łodziach, żaden mężczyzna nie ma nawet prawa się ruszyć, chyba że na mój rozkaz!”
„Women and children first!”
Niewiarygodne, ale pomimo że statek tonął tak szybko, nie było ani jednego przypadku paniki. Pod czujnym okiem, kapitana załoga ofiarnie zajmowała się pasażerami. Przy szalupach pastor Clutterbuck na klęczkach wzywał rozbitków do modlitwy – tak jakby mogła ona w tej chwili zastąpić środki ratunkowe… Kobiety i dzieci zajmowały swoje miejsca, czemu przyglądali się z zimną krwią liczni mężczyźni. Żaden z nich nie próbował dostać się do szalupy na siłę, tak jakby wyłączono im instynkt samozachowawczy.
Udało się opuścić cztery wypełnione po brzegi szalupy. Piątą – również pełną – fale wywróciły zaraz po zwodowaniu. Tylko dwunastu ludzi z tej łodzi udało się uchwycić jej dna. W ciągu nocy czwórka z nich – zaledwie czwórka ! – zmarła z wyziębienia, ale pozostała ósemkę wyratował następnego ranka francuski holownik „Marsouin”.
Właśnie przewróciła się piąta łódź. Na skrzydle mostku stoi kapitan z podniesionymi rękami
Wśród załogi wyróżniała się niezwykłym spokojem i opanowaniem 45-letnia stewardessa, Mary Ann Rogers. Troskliwie acz zdecydowanie pomagała pasażerkom, przejście do szalup i zajmowanie w nich miejsc. Jednej z nich oddała nawet swój pas ratunkowy! Marynarze z jednej z przeładowanych do granic możliwości szalup krzyczeli do niej, aby skoczyła do wody a oni ją wyłowią, ale Mary Ann Rogers doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet jedna osoba więcej może oznaczać pójście przeciążonej szalupy na dno. Krzyknęła: „Nie nie, nie ma dla mnie miejsca!”. Pomachała przyjaźnie rozbitkom i… zginęła razem ze statkiem.
Mary Ann Rogers. W chwili śmierci byłą wdową. Jej mąż, Richard, utonął 21 października 1880 roku wraz ze statkiem “Honfleur”
Podobny los spotkał kapitana Reeksa.
Cztery pełne szalupy czekały na ratunek wiele godzin – prądy nosiły je to ku Alderney, to z powrotem do Casquets. 31 marca o 7 rano dwie z szalup dostrzeżono z parowca „Vera” który podjął rozbitków i zawiózł do St. Helier na Jersey. Ocalałych na dwóch pozostałych łodziach uratował parowiec „Lynx”.
Razem w owym wielkanocnym rejsie życie straciło aż 77 pasażerów i członków załogi.
Mary Ann Rogers uhonorowana została w Southampton takim oto pomnikiem
Napisano na nim:
DLA UPAMIĘTENIENIA HEROICZNEJ ŚMIERCI MARY ANN ROGERS STEWARDESSY ZE „STELLI”
KTÓRA W NOCY 30 MARCA 1899 ROKU WŚRÓD PRZERAŻENIA NA ROZBITYM STATKU POMAGAŁA WSZYSTKIM KOBIETOM KTÓRE MIAŁA POD OPIEKĄ ABY BEZPIECZNIE OPUŚCIŁY STATEK. ODDAJĄC WŁASNY PAS OSOBIE NIE MAJACEJ GO, PONAGLANA PRZEZ MARYNARZY DO EWAKUACJI ODMÓWIŁA, NIE CHCĄC NARAŻAĆ GŁĘBOKO ZANURZONEJ ŁODZI. POZDROWIŁA ODPŁYWAJACYCH LUDZI PRZYJACIELSKIM „GOOD-BYE, GOOD-BYE” .
WIDZIANO JA KILKA CHWIL PÓŹNIEJ, GDY „STELLA” SZŁA NA DNO. PODNIOSŁA RAMIONA KU GÓRZE I POWIEDZIAŁA „PANIE, BIERZ MNIE” PO CZYM UTONĘŁA WRAZ ZE STATKIEM.
POSTAWY TAKIE JAK TE POKAZUJĄCE CIĄGŁĄ GOTOWOŚĆ DO WYPEŁNIANIA OBOWIĄZKÓW NAWET W OBLICZU ŚMIERCI, GOTOWOŚĆ DO SAMOPOŚWIĘCENIA DLA DOBRA INNYCH, POLEGANIE NA BOGU, SĄ CHWALEBNYM DZIEDZICTWEM ANGLIKÓW. ZASŁUGUJĄ NA WIECZNE UPAMIĘTNIENIE, PONIEWAŻ WŚRÓD TRYWIALNYCH PRZYJEMNOŚCI I NIECZYSTEJ WALKI NA ŚWIECIE PRZYPOMINAJĄ NAM NA ZAWSZE O SZLACHETNEJ MIŁOŚCI DO KTÓREJ LUDZKOŚĆ JEST ZDOLNA.
--
Post zmieniony (02-05-20 13:03)
|