KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 71 z 121Strony:  <=  <-  69  70  71  72  73  ->  => 
30-09-14 07:06  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Kawe wypilem, wiec chcialbym sie przyczepic do opowiesci 234: "pasa żerów" (4 akapit) pisze sie chyba razem ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
30-09-14 07:57  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:30)

 
30-09-14 08:02  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 235

POJEDYNEK

Lekki krążownik „Emden” wszedł w skład niemieckiej floty w roku 1909. Zbudowany w Gdańsku okręt był jedną z sześciu jednostek klasy „Königsberg”. Dziesięć dział kalibru 105 mm oraz dwie wyrzutnie torpedowe poparte 24-węzłową szybkością stanowiły główne atuty krążownika.

„Emden”


Latem 1914 roku „Emden” dołączył do Zespołu Dalekowschodniego, którego główną siłę stanowiły pancerne krążowniki „Scharnhost” i „Gneisenau”. Jednakże już w lipcu „Emden” został jedynym krążownikiem zespołu - pozostałe okręty albo krążyły po południowym Pacyfiku, albo szły dopiero do bazy dokonać podmiany.

Po otrzymaniu 31 lipca wiadomości o wybuchu wojny dowódca „Emdena”, komandor Müller, zdecydował o wyjściu w morze, celem atakowania brytyjskich jednostek na wodach Dalekiego Wschodu. Okręt opuścił bazę już tego samego wieczora. Drugiego sierpnia Müller odebrał wiadomość o wojnie z Rosją, a następnego dnia także o konflikcie z Francją. Przy takiej mnogości wrogów łupów nie mogło zabraknąć. I rzeczywiście.

Już wkrótce w Cieśninie Koreańskiej Niemcy opanowali nowiutki rosyjski parowiec „Riazań”. Odprowadzony do chińskiego Tsingtao statek szybko rozpoczął służbę jako niemiecki krążownik pomocniczy „Kormoran”. Piątego sierpnia „Emden” otrzymał rozkaz dołączenia do eskadry w porcie Pagan. Dowódca całości, admirał von Spee planował zaatakować alianckie statki na Oceanie Indyjskim bądź też via Horn przedrzeć się do Vaterlandu. W związku jednak z bardzo niepewną postawą Japonii, na dopracowanie żadnego z tych planów nie starczyło czasu.

Trzynastego sierpnia okręty opuściły Pagan, kierując się ku południowemu Pacyfikowi. Następnego dnia „Emden” na rozkaz von Spee odłączył od eskadry, idąc w stronę Oceanu Indyjskiego. Cel wyprawy samotnego okrętu był oczywisty.

Już dziewiątego września krążownik napotkał swą kolejną ofiarę, grecki węglowiec „Pontoporros”. Uzupełniono zdobycznym węglem własne ładownie, a oprócz tego zyskano sojusznika: grecki kapitan za pieniądze zgodził się służyć Niemcom jako ruchomy magazyn węgla. W następnych dniach ofiarą korsarza padło aż pięć brytyjskich frachtowców. Systematycznie uzupełniając zapasy węgla z przepastnych ładowni „Pontoporrosa” Müller kontynuował rajd.

Znaczona kolejnymi ofiarami droga „Emdena” prowadziła przez Zatokę Bengalską, Archipelag Garda i okolice Cejlonu, aż wreszcie okręt zbliżył się do Półwyspu Malajskiego, Niemieckie sukcesy zaalarmowały wreszcie aliantów. Sieć wokół nie spodziewającego się niczego „Emdena” zaciskała się powoli, ale nieuchronnie.

Inicjatywa należała jednak wciąż do Niemców. Dwudziestego ósmego października okręt zbliżył się do malajskiego portu Pinang, w którym stał rosyjski krążownik „Żemczug". Rosjanie byli święcie przekonani że naciągający – a nie niosący żadnej bandery! – okręt jest brytyjski, w związku z czym wachta nie podniosła alarmu. Kiedy „Brytyjczycy” znajdowali się zaledwie o milę w górę poszła niemiecka flaga, a już po dalszych kilkunastu dalszych sekundach ku zaskoczonym Rosjanom pomknęła torpeda.

Z takiej odległości nie mogło być mowy o pudle. Torpeda trafiła w rufową część „Żemczuga”, zalewając jego maszynownię. „Emden” zbliżył się na 300 metrów otwierając ogień, po czym wszedł do portu, ustawił się burtą do płonącego okrętu i wystrzelił do niezdolnego już do walki wroga kolejną torpedę. To wystarczyło, aby „Żemczug” poszedł na dno. Z 340-osobowej załogi zginęło wraz z krążownikiem 91 ludzi, a 106 odniosło rany.

Niemcy zaczęli opuszczać szalupy aby siłą przejąć teraz znajdujący się w porcie brytyjski frachtowiec „Glenturret”. Przeszkodziło im w tym pojawienie się francuskiego niszczyciela „Mousquet”, który odważnie zaatakował dużo silniejszego przeciwnika. Nastąpiła krótka, ale za to bardzo intensywna wymiana ognia, po czym dzielny okręcik podzielił los „Żemczuga”.

Ofiary Niemców: „Żemczug”...


... i „Mousquet”


Ostatecznie Müller zrezygnował ze zdobycia „Glenturret”. Podjął z wody wszystkich rozbitków, po czym pospiesznie poszedł na północ. Dalsza droga prowadziła wzdłuż południowych wybrzeży Sumatry, po czym na wysokości Cieśniny Sunda okręt skręcił na południowy zachód, idąc ku Wyspom Kokosowym. Müller nie zdawał sobie jednak sprawy z faktu, iż aliantom udało się przewidzieć jego ruchy! Ku Wyspom Kokosowym podążały krążowniki, które desperacko opuściły eskortowany przez siebie konwój.

Dziewiątego listopada o 6 rano „Emden” rzucił kotwicę w pobliżu Port Refuge na wyspie Direction. Zamiarem Müllera było zniszczenie brytyjskiego kabla telekomunikacyjnego oraz lokalnej radiostacji. Na ląd zeszła 46-osobowa grupa dywersyjna, dowodzona przez pierwszego oficera Mücke. Przed zniszczeniem radiostacji Brytyjczycy zdążyli jednakże wysłać wiadomość: „Niezidentyfikowany okręt u wejścia.”

Odebrał ją znajdujący się zaledwie o 53 mile australijski krążownik „Sydney". Uzbrojony w osiem dział 152 mm oraz dwie wyrzutnie torpedowe okręt miał miażdżącą przewagę nad „Emdenem". Czy ją wykorzysta?

„Sydney”


O 9:30 na pokładzie niemieckiego okrętu zidentyfikowano zbliżającą się jednostkę jako idący z dużą szybkością okręt. Nie było czasu, aby poczekać na powrót grupy Mückego. Tym samym krążownik szykował się do bitwy pozbawiony części załogi.

Pospiesznie podniesiono kotwicę, ruszając całą naprzód na północny-zachód. Na co liczył Müller w starciu z wyraźnie silniejszym przeciwnikiem? W swym późniejszym raporcie kapitan pisał: „Chciałem spowodować ogniem artyleryjskim takie uszkodzenia u przeciwnika, aby zredukować jego szybkość. To dałoby mi dobrą okazję do wystrzelenia torped".

Tymczasem nadciągający od północy „Sydney” szedł ostro na zbliżenie. Po dojściu na 8700 metrów australijski krążownik ustawił się burtą do swego przeciwnika. W tym momencie Niemcy otworzyli ogień, nakrywając cel już w trzeciej salwie, Na razie wszystko przebiegało zgodnie z planami Müllera.

Australijscy artylerzyści byli jednak równie dobrze wyszkoleni, a przy tym mieli działa znacznie większego kalibru. Salwa po salwie trafiała niemiecki okręt, niosąc śmierć i zniszczenia. Jedyną szansą „Emdena” było teraz podejście jak najbliżej przeciwnika, aby pociski kalibru 105 mm miały większą siłę rażenia. Krótszy dystans dawał także możliwość ataku torpedowego.

Artyleria „Sydneya” czyniła jednak coraz poważniejsze spustoszenia. Wkrótce rozbity ster spowodował konieczność kierowania „Emdenem” obrotami śrub. Padało coraz więcej niemieckich marynarzy. Ogień „Emdena” słabł coraz bardziej. Po raz drugi Müller podjął próbę zbliżenia się celem wystrzelenia torped, ale większa szybkość „Sydneya” nie pozwoliła na taki manewr. Rozbijany systematycznie „Emden” nie miał już szans na kontynuowanie walki. W tej sytuacji Niemcom pozostało tylko wyprowadzić okręt na mieliznę wyspy Północny Keeling.

Około południa „Sydney” zasygnalizował: „Czy się poddajecie?”. Odpowiedzi nie było. Dowodzący australijskim krążownikiem kapitan Glossop nie mógł wiedzieć, że niemiecka książka sygnałowa została zniszczona w boju. Kolejne pociski poszybowały ku kompletnie rozbitemu Niemcowi i dopiero podniesienie białej flagi wstrzymało ogień.

„Emden” w boju...


...i wrak okrętu
, ,


Łącznie na „Emdenie” straciło życie 134 ludzi, a 65 odniosło rany. Straty na lekko tylko uszkodzonym „Sydneyu” były bez porównania mniejsze: odpowiednio 3 i 13. Różnica kalibru dział oraz grubości opancerzenia okazała się nie do pokonania. Glossop skierował okręt ku wyspie Direction, ale ku swemu zaskoczeniu nie zastał tam żadnego Niemca. W tym stanie rzeczy powrócił 10 listopada pod wrak „Emdena”, skąd zdjął wszystkich rozbitków, przewożąc ich do Colombo.

A co stało się z grupą Mückego? Obserwował on walkę i szybko zdał sobie sprawę z jej finału. Niemieccy marynarze opanowali 97-metrowy szkuner „Ayesha”, wywożąc przy okazji także całą swoją broń.

Niemcy szykują się do opanowania „Ayeshy” – w głębi widoczny szkuner
,

Pomimo kiepskiego stanu żaglowca marynarzom udało się dopłynąć do Padangu. Stamtąd popłynęli do okupowanej przez Turków Hodeidy w Jemenie, aż wreszcie w czerwcu 1915 roku dotarli do Konstantynopola. Byli na ziemi sojuszników.

Niemiecka okolicznościowa pocztówka, pokazująca wpłynięcie „Ayeshy” do Hodeiny


--

Post zmieniony (02-05-20 13:00)

 
01-10-14 08:04  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 236

ZŁOTO I SREBRO NA DNIE MORZA

Statek należał do znanego armatora Peninsular & Oriental Steam Navigation Co., a mówiąc po ludzku, do P & O. Żeby dać trochę wyobrażenia o jego rozmiarach dodajmy, że miał 7941 GRT i prawie 152 metry długości. Per saldo całkiem spora jednostka.

, ,

Zwodowany w roku 1897 statek chodził na linii z Wielkiej Brytanii do Indii z kilkuletnią przerwą podczas I wojny światowej, kiedy to służył chwalebnie jako statek szpitalny.

„Egypt” jako statek szpitalny


Dowodzony przez kapitana Andrew Collyer’a statek opuścili Tilbury 19 maja 1922, mając w rozkładzie rejsu zawinięcia do Marsylii i w końcu do Bombaju. Na burcie znajdowało się 272 członków załogi – w tym 208 Azjatów, głównie laskarów czyli rodowitych mieszkańców Indii - oraz zaledwie 44 pasażerów. Zwyczajowo przewożoną na tej trasie drobnicę uzupełniał ładunek bardzo, ale to bardzo cenny. W ładowni znajdowało się około 10 ton srebra, pięć ton złotych sztabek i mnóstwo złotych gwinei! Wartość całości obliczano na 1 milion 54 tysiące funtów. Na dzisiejsze pieniądze byłoby to mniej więcej ponad 36 milionów funtów.

Następnego wieczora po wyjściu statek znajdował się na trawersie przylądka Ushant, oddzielającego jednoznacznie Kanał La Manche od Zatoki Biskajskiej. Mgła była tak obrzydliwie gęsta, że w końcu Collyer ograniczył szybkość do minimum wymaganego dla utrzymania sterowności. W regularnych odstępach czasu syrena oznajmiała wszem i wobec o obecności liniowca

Około 19:00 dał się słyszeć głos syreny jakiegoś statku, jakkolwiek natężenie mgły uniemożliwiało namierzenie kierunku, z którego dobiegał jej głos. Nagle ujrzano po lewej burcie cień szybko zbliżającego się statku, który zdążał prosto ku unieruchomionemu „Egyptowi”! Nie było szans na żadną, najsłabszą choćby reakcję. Zaledwie po 15 sekundach od ujrzenia po raz pierwszy cienia zbliżającego się statku, ten wjechał dziobem w burtę „Egypta” dokładnie pomiędzy jego kominami. Stalowym dziobem specjalnie wzmocnionym do żeglowania po zamarzniętych wodach!

Jak zeznał później le Barzic, kapitan „Seine”, niewielkiego frachtowca (niecałe 1400 ton) który staranował „Egypt”: „O siódmej usłyszałem całkiem blisko róg mgłowy i po chwili pojawił się przed nami wielki kadłub. Dałem rozkaz „Cała wstecz”, ale było już za późno na uniknięcie straszliwego zderzenia. Mój statek uderzył w ten drugi. Zobaczyłem wielki liniowiec, mocno przechylony na lewą burtę. O siódmej czterdzieści statek, później zidentyfikowany jako „Egypt”, zatonął na rufę.”

„Seine”


Na „Egypcie” natychmiast nadano SOS, odebrane przez statki brytyjskie statki „Andes” i „Cahiracon”, ale – jak za chwilę się dowiemy – nie miały one szans na przyjście na czas z pomocą: zjawiły się na miejscu dopiero 20 minut po tym, jak „Egypt” poszedł na dno.

Śmiertelnie raniony statek nie miał prawa utrzymać się przez jakiś sensowny czas na powierzchni morza. Reakcja załogi brytyjskiego statku była zrozumiała, jeśli weźmiemy pod uwagę jej skład: jako pierwsi spanikowali laskarowie, a zaraz po nich inni, nieprzywykli do dyscypliny Azjaci. Marynarze z miejsca ruszyli do szalup! Porwani ich przykładem, po chwili ich śladem poszła także część brytyjskiej załogi. Poważny przechył na prawą burtę utrudniał uspokojenie i przywrócenie do porządku załogi, utrudniał także opuszczanie kolejnych łodzi.

Spośród załogi, zimnej krwi nie stracili jedynie oficerowie. Zdając sobie sprawę że statek wkrótce zatonie ruszyli gromadnie wzdłuż pokładu, tnąc i zwalniając wszystkie liny mocujące środki ratunkowe. Dzięki temu gdy zaledwie w czterdzieści minut po kolizji „Egypt” poszedł na dno – około 20 mil od latarni morskiej Armen - statek zostawił po sobie na powierzchni morza samoczynnie „zwodowane” szalupy i tratwy, nie licząc mnóstwa drewnianych szczątków. Uratowały one życie ogromnej większości rozbitków.

Oprócz bezprzykładnych aktów tchórzostwa świadkowie odnotowali także takie czyny, jak jednego z oficerów. Wskoczył on w ostatnie chwili do opanowanej przez grupkę laskarów szalupy, zmuszając ich następnie swoim autorytetem do nie natychmiastowego odpłynięcia na bezpieczną odległość, ale do ścieśnienia się i wyławiania z wody rozbitków. Aż 70 ludzi zawdzięcza życie temu dzielnemu człowiekowi.

Niewielki sprawca nieszczęścia – bo wypierający niecałe 1400 ton – nie oddalił się z miejsca kolizji wyławiając z wody 230 osób oraz cztery martwe ciała i kończąc akcję ratunkową o 23:50, po czym zawinął do Brestu.

W rezultacie zderzenia śmierć poniosło 15 pasażerów oraz 71 marynarzy – jeden z nich zmarł wkrótce we francuskim szpitalu. Kapitan Collyer pozostawał na swym statku do końca i został wyratowany jako jeden z ostatnich.

Sprawa trafiła oczywiście do Royal Courts of Justice, czyli do sądu. Najpierw ustalono tam, co i tak już było wiadome: że „Egypt” zatonął na skutek uderzenia dziobem „Seine” na wysokości ładowni 3, a zaraz potem zalaniu uległa przednia kotłownia. Spowodowało to silny przechył na lewą burtę i w końcu zatonięcie statku. Dalej, według sądu, utrata życia tak wielu ludzi spowodowana była przez nieprawidłowe postępowanie kapitana i starszego oficera „Egyptu”. Obciążono ich wina za nie przeprowadzanie regularnych ćwiczeń załogi na przypadek konieczności ewakuacji statku, co skutkowało taka, a nie inną postawą załogi po kolizji. Na równi z dowództwem statku obwiniony został armator, nie egzekwujący zasad dotyczących dyscypliny na statku. Wyrokiem sądu kapitański patent Collyer’a został zawieszony na sześć miesięcy, a starszy oficer, Charles Walter Cartwright otrzymał ostrą naganę.

Sąd wydał wyrok, zmarłych – tych, których ciała znaleziono – pochowano, ale co ze skarbem?

Wrak statku został zlokalizowany dopiero w sierpniu roku 1930. „Egypt” leżał na głębokości 170 metrów, co w tych czasach oznaczało konieczność użycia najbardziej zaawansowanych technologii. Do akcji przystąpił Giovanni Quaglia z włoskiej specjalistycznej firmy "Società Ricuperi Marittimi". Po dokładnym zbadaniu sytuacji zadecydował on o konieczności użycia specjalnych kombinezonów dla nurków, które na pierwszy rzut oka nie nadawały się do żadnego innego celu, poza biernym przyglądaniem się podwodnemu życiu. Ale uwięziony w koszmarnie wyglądającym kombinezonie, nurek mógł operować specjalnych uchwytami tak, jakby to były jego ręce…

„Ubranko” nurka


Statek Włochów, „Artiglio”


Nurek opisuje, co widział pod wodą


Prace przy wydobywaniu skarbu zakończono dopiero w roku 1935, po wydobyciu około 98% skarbu. Dla przykładu z 1089 sztab złota, wydobyto aż 1033!

Giovanni Quaglia prezentuje pierwsze sztaby złota z „Egyptu”


Sztabek było jednak dużo więcej... po prawej stoi Quaglia


Wydobyto także kapitański sejf


--

Post zmieniony (02-05-20 13:00)

 
01-10-14 09:14  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Co by opinii o mnie nie narazac na szwank, pomarudze troche ;)
"...po chwili wielki pojawił się przed nami wielki kadłub." - to z opisu kolizji.

Udanego wyjazdu. Szwecja piekny kraj!

--
pozdrawiam Kuba

 
01-10-14 10:02  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:31)

 
01-10-14 11:38  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
ssebittro 



Na Forum:
Relacje w toku - 3
Relacje z galerią - 1
Galerie - 1


 - 1

Małe moje uzupełnienie opowieści o Emdenie.
W większości przypadków udawało mu się zaskakiwac przeciwnika bo dostawiał sobie atrapę czwartego komina udając brytyjski krążownik.

Bardzo ciekawy cykl opowieści, można czytac bez końca!

--

Teoretyk ostatnio...

 
01-10-14 12:31  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:31)

 
01-10-14 13:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

No co Ty, jak to nie można? Dla chcącego... A kto się chwalił, że syn też ma lekkie pióro, co?

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
03-10-14 10:10  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 237

BRATOBÓJCZE STARCIE

Chilijski ironclad – czyli drewniany parowiec opancerzony arkuszami stali – „Blanco Encalada” był jednym z najbardziej znanych okrętów swej epoki. Zwodowano go w roku 1874 w angielskiej stoczni Earle’s Shipbuilding Co. a kiedy przybył wreszcie na ojczyste wody, wzbudził powszechne, a ogromne zainteresowanie. Okręt miał solidne uzbrojenie składające się z 6 dział 229 mm, jedną 20-funtówkę (działo strzelające pociskami o takiej właśnie wadze), jedna 10-funtówkę oraz jedną 7-funtówkę. Niektóre źródła wspominają także o trzech wyrzutniach torpedowych. Blachy grube na 22,8 mm okrywały kadłub z drewna tekowego, mające grubość 203 mm. W sumie dawało to bardzo dobrą ochronę przed ówczesnymi pociskami, choćby i wielkiego kalibru.

„Blanco Encalada”
,

Podczas wojny chilijsko-peruwiańskiej, 8 października 1879 roku „Blanco Enclanada” wraz z bliźniaczym „Almirante Cochrane” wciągnęły do bitwy pod Augamos peruwiański ironclad „Huascar”. Po zaciętej walce, peruwiański okręt został tak mocno postrzelany, że jego dowódca poddał go, aby ocalić pozostała przy życiu załogę.

Bitwa z „Huascarem”
,

Następna okazja do prawdziwej bitwy przyszła w roku 1891, w roku wojny domowej w Chile. Powodem był rozbuchane ambicje prezydenta Don Jose Balmacedy, chcącego poprzez kontrolę wyborów nie dopuścić do władzy ewentualnego następcy. Zdecydowane veto postawił mu Kongres, mający za sobą między innymi znaczna część floty, między innymi „Blanco Enlanada” i jego bliźniaka.

Balmaceda miał do dyspozycji dwie mniejsze jednostki, niedawno przybyłe z angielskich stoczni. Były to 750-tonowe torpedowce „Almirante Condell” i „Almirante Lynch”. Okręty te mogły rozwinąć szybkość 20,3 węzła i uzbrojone były w trzy 14-funtówki oraz pięć wyrzutni torpedowych. Okręty będące prekursorami współczesnych niszczycieli zbudowano w słynnej stoczni Laird w Birkenhead.

16 kwietnia oddziały wierne Kongresowi zdobyły miasto Caldera poza niewielkim jego fragmentem, będącym wciąż we władaniu ludzi prezydenta. Do portu wszedł krążownik „Esmeralda”, który zbombardował ich pozycje. Wkrótce dołączyły do niego „Blanco Encalada” – przede wszystkim szukająca tam węgla do prawie pustych zasobni – oraz trochę mniejsza „Aconcagua”.

Ludzie Kongresu rozkazali świeżo przybyłym okrętom ostrzelać pozycje w miasteczku Pointa, na południe od Caldery. Rankiem 23 kwietnia oficer wachtowy na „Blanco Encalada” ujrzał, około 3:30 światła dwóch okrętów, a w pół godziny później zidentyfikował jednostki jako torpedowce. Były to właśnie „Almirante Condell” i „Almirante Lynch”, idące pełną szybkością w kierunku dwóch, zajętych ostrzałem lądu okrętów.

„Almirante Lynch”


Zanim na „Blanco Encalada” i „Aconcagua” zdążono zdać sobie sprawę z nagłej zmiany sytuacji, pierwszy z okrętów został celnie trafiony torpeda wystrzeloną z „Almirante Lynch”. „Blanco” miał wprawdzie rozciągniętą wzdłuż kadłuba sieć przeciwtorpedową ale albo była ona lichej jakości albo też źle założona, bo torpeda przeszła przez nią bez żadnego problemu. Torpeda wyrwała wielką dziurę na lewej burcie, tuż za przednim masztem. Nie pomogły pancerne blachy, bo też i były one rozmieszczone tak, aby chronić przed pociskami artyleryjskimi, a nie przed czymś, co wybuchało pod linią wodną!

Tak celnie trafiony okręt zaczął natychmiast tonąć i rzeczywiście, zaledwie po dwóch minutach poszedł na dno. Ratująca się załoga ostrzeliwana była w bezwzględny sposób przez karabiny maszynowe torpedowca. W tym czasie „Acongaua” szczęśliwie dla siebie uciekła w morze.

Ostatnie chwile „Blanco Encalada”


Z liczącej 288 osób załogi okrętu zginęły aż 182 osoby. Okręt przeszedł w bardzo smutny sposób do historii jako pierwszy ironclad, zatopiony przez samobieżną torpedę.

Nie było to ostatnie przelewanie bratniej krwi. Trzeba było wielu kolejnych walk, aby wreszcie w 1891 roku prezydent Balmaceda zdał władzę i ukrył się w ambasadzie Argentyny, mając na nadzieję na udzielenie mu politycznego azylu w tym kraju. Tam też w końcu popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Po swych niesławnych rządach zostawił śmierć i zniszczenia.

--

Post zmieniony (02-05-20 13:01)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 71 z 121Strony:  <=  <-  69  70  71  72  73  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024