KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 64 z 121Strony:  <=  <-  62  63  64  65  66  ->  => 
10-09-14 10:37  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Szkolenie to temat rzeka.
System szkolenia od kadeta - całe szczęście, że powrócono do takiego sprawdzonego systemu (angielskiego). Jak już jest tym marynarzem (O/S lub A/B) i ma średnie wykształcenie a chce zostać oficerem to przez uczelnie morskie i inne, które organizuja kursy może zdobywać odpowiednie kwalifikacje (plus oczywiście wymagany staż na statkach). Jeśli się przepisy nie zmieniły to może finalnie zostać I Of (Ch.Off.) a kapitan musi mieć wyższe wykształcenie (niekoniecznie kierunkowe).
W/w dotyczy także "maszyniastych".

 
11-09-14 02:21  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Janisz 

W Rupieciarni:
Do poprawienia - 1
 

Temat rzeka .....
Ryszard nieco sie myslisz odnosnie finalnych mozliwosci po kursach.
Kapitanem mozna byc i bez wyzszego wyksztalcenia.
Taki przepis jest chyba tylko wymogiem wewnetrznym armatora - np. SMT a byc moze i u naszych PLO i PZM tez tak bylo.
Pytanie tylko czy to ma sens ???
Wg. mojej opinii zagraniczni pracodawcy z reguly preferuja praktyke nad papierkiem - no moze po za Norwegami ...... ale to tez zalezy od miejsca pracy itp.

--

Post zmieniony (11-09-14 05:23)

 
11-09-14 07:53  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 217

DAWID KONTRA GOLIAT

A raczej Dawid kontra „Goliath”. Nazwa znana nam z poprzedniej Opowieści, ale losy okrętów były skrajnie różne. Dzisiejszy bohater był brytyjskim pancernikiem pierwszej klasy (1st class battleship), zwodowanym w roku 1900. Wyporność 12.950 ton, długość 120 metrów (niektóre źródła podają 127.40), 18.4 węzła, 4 działa 305 mm plus 12 x 150 mm oraz garść luf mniejszego kalibru.

Na początku I wojny światowej okręt dowodzony przez komandora T.L. Shelforda zaangażowany był u wybrzeży Afryki Wschodniej w polowanie na kajzerowski krążownik „Königsberg”, a gdy przeciwnik został zablokowany na afrykańskiej rzece, okręt dostał rozkaz przejścia na Dardanelle gdzie też zjawił się w połowie kwietnia 1915 roku, wzmacniając Pierwszą Eskadrę Floty Śródziemnomorskiej.

„Goliath”
,

Po wylądowaniu 25 kwietnia 1915 alianckich oddziałów na półwyspie Gallipoli, najważniejszym teraz zadaniem stało się wspieranie ich poprzez ostrzał z morza. Francuski generał Kereves Dere poprosił o artyleryjskie wsparcie podczas godzin nocnych, kiedy to spodziewał się tureckiego kontrataku, mającego odbić miasteczko Kerevizdere. Do tego celu wyznaczono pancerniki „Goliath” i „Cornwallis”, które wieczorem 12 maja zajęły pozycje dające im najlepsze pole ostrzału, rzucając kotwice w zatoce Morto. Noc była niezwykle ciemna, z przemieszczającą się od strony lądu mgłą. Warunki idealne dla ataku torpedowego, toteż obie załogi znajdowały się w stanie ciągłej gotowości. Osłonę pancernikom miało zapewnić pięć niszczycieli.

Nie można było przepuścić tak znakomitej okazji! Niemiecki komandor porucznik Rudolph Firle wraz z dwoma, także niemieckimi oficerami którzy wcześniej dokonywali rekonesansu w zatoce Morto a następnie zaokrętowali na turecki niszczyciel aby obsługiwać na nim wyrzutnie torpedowe, poprosili o zgodę na przeprowadzenie ataku. Turcy zgodzili się bez wahania, wyznaczając do akcji niszczyciel „Muavenet-i Milliye” (w obiegu krąży także nazwa „Muâvenet-i Millîye”). Okręt był na owe czasy znakomity, mając 2 działa 75 mm i trzy pojedyncze wyrzutnie torped 457 mm. Do tego szybkość dochodząca nawet do 36 węzłów!

„Muavenet-i Milliye”


Okryty ciemnością i aby nie robić hałasu wlokąc się powolutku, „Muavenet-i Milliye” szedł wzdłuż europejskiego brzegu cieśniny, omijając dwa patrolujące tam niszczyciele, aż wreszcie w nocnych lornetkach ukazały się brytyjskie pancerniki. O 1:15 po północy z pokładu „Goliatha” ujrzano wreszcie niską sylwetkę niszczyciela i wysłano wezwanie do identyfikacji jednostki - mógł to być przecież okręt brytyjski. Kiedy na pancerniku czekano na odpowiedź, w drodze znajdowały się już trzy wystrzelone w szybkiej sekwencji torpedy. Pierwsza z nich trafiła na wysokości pierwszej wieży działowej, druga przy pierwszym kominie i wreszcie trzecia przy wieży rufowej. Fenomenalna, fantastycznie rozłożona w wachlarz salwa! Nie było oczywiście mowy o uratowaniu okrętu, który zatonął tak szybko, że znaczna część marynarzy nie zdążyła nawet wydostać się na pokład, idąc na dno wraz z okrętem. Pancernik błyskawicznie obrócił się do góry dnem, po czym zatonął na dziób. Z 750-osobowej załogi „Goliatha” zginęło aż 570 marynarzy, w tym komandor Shelford.

Atak
,

„Muavenet-i Milliye” nie czekał na reakcję drugiego pancernika ani też niszczycieli. Zawrócił pod osłoną ciemności, maszyny zawyły na najwyższych obrotach i wreszcie okręt dotarł nietknięty do bazy. Przez Turcję przeszła fala euforii. Dowodzący niszczycielem Ahment Saffet Bey otrzymał awans na komandora porucznika oraz Złoty Medal. Taki sam medal otrzymał z rąk sułtana ottomańskiego Rudolph Firle, później odznaczony został także w swej ojczyźnie Krzyżem Żelaznym I Klasy.

Załoga niszczyciela pławiła się w niespodziewanej sławie


W Wielkiej Brytanii orderów nie rozdawano. Dwa dni po utracie „Goliatha” do dymisji podał się Pierwszy Lord Admirał Fisher, co pociągnęło za sobą w dwa dni później rezygnację Pierwszego Lorda Admiralicji, Winstona Churchilla. W swym dzienniku generał Hamilton zanotował: „Turcy zasłużyli na medal”.

--

Post zmieniony (11-04-20 12:09)

 
11-09-14 08:10  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Napisałem "jeśli się przepisy nie zmieniły". Za "moich" czasów tak było.

 
11-09-14 10:30  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Obecny! :)
Chcialbym poruszyc kilka kwestii.
Po pierwsze: korekta (tak, wiem, nudny jestem).
Jest: "okręt dostał rozkaz przejścia na Dardanelle gdzie też zjawił się w połowie kwietnia 1914 roku", a powinno byc chyba "1915 roku".
Po drugie: ZbiG, nie sposob sie z Toba nie zgodzic. Ostatnimi czasy przegladalem oferte roznych wydawnictw w poszukiwaniu sposobu pozbycia sie gotowki i nie tylko niszczyciele, ale krazowniki i pancerniki z czasow Wielkiej Wojny rowniez mialy na pokladzie niewiele "domkow" porownawszy nawet do tych z kolejnej Rzezi Swiatowej. Madrzy ludzie stwierdzili, ze pancerniki sa przezytkiem, bo sa za duze itd... wiec zaczeli budowac wieksze krazowniki. Przeciez dzisiejszy np. Piotr Wielki ma dlugosc 252m i wypornosc 26000 ton, czyli dlugoscia przewyzsza nawet Bismarck'a majac mniejsza od niego o polowe wypornosc. A ile wypornosci zaoszczedzili dzieki nowszym technologiom? Na pewno nie calosc roznicy, ale pewnie polowe... Niemniej powierzchnia do bombardowania jest pewnie o 25% mniejsza, a moze i tyle nie.
Po trzecie: Przy okazji tego wlasnie przegladania ofert znalazlem idealny model statku dla ZbiGa. Jesli mnie pamiec nie myli byl on (statek, nie model) bohaterem jednej z Opowiesci. Great Eastern. Skala 1:200. Wydawnistwo niemnieckie Schreiber-Bogen. Kominy, zagle, kola lopatkowe. I nie ma dzial!

--
pozdrawiam Kuba

 
11-09-14 11:00  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:17)

 
11-09-14 11:13  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Dziekuje za nominacje, postaram sie nie sprawic Ci zawodu :)

Czyli jeszcze nie jest tak zle z moja pamiecia ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
12-09-14 08:09  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:17)

 
12-09-14 09:42  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 218

SZKOLNY ŻAGLOWIEC

Pod koniec XIX wieku jeden z duńskich armatorów, Frededrik Stage, wraz z żoną Theą zlecił zbudowanie w Kopenhadze szkolnego żaglowca, mającego pływać pod pieczą założonej przez małżeństwo fundacji Stiftelsen Georg Stages Minde, co można przełożyć na „Fundacja Pamięci Georga Stage”. Zwodowany w 1882 roku statek konsekwentnie nazwano „Georg Stage”, ku czci zmarłego w 1880 roku na gruźlicę w wieku zaledwie 22 lat syna założycieli fundacji.

Statek miał długość 36 metrów, a rozpinane na trzech masztach żagle wspomagane były przez niewielką maszynę parową o mocy zaledwie 49 koni mechanicznych. „Georg Stage” miał służyć szkoleniu kadetów dla duńskiej marynarki handlowej. Obsadę stanowiło 10 oficerów i marynarzy. Zawodową załogę uzupełniało 80 młodych ludzi, marzących o morskiej karierze. Przez lata statek znakomicie wypełniał swoja rolę, ku wielkiej osobistej satysfakcji Frederika i Thei Stage.

„Georg Stage” (oba zdjęcia z 1932 roku)
,

Nadeszła wreszcie noc 25 czerwca 1905 roku. Statkiem dowodził kapitan M.E. Malthe-Brunn, pływający zresztą razem z żoną. „Georg Stage” podchodził do portu w Kopenhadze w znakomitej pogodzie. Wszystkie przepisowe światła zostały starannie zapalone – Malthe-Brunn nie zamierzał dawać przyszłym wilkom morskim złych przykładów. Sam zresztą osobiście znajdował się na pokładzie.

Historia nie wspomina niestety, jakim cudem poprawnie oświetlony statek nie został dostrzeżony przez brytyjski parowiec „Ancona”, ani też dlaczego na żaglowcu nie zauważono zbliżającego się niebezpieczeństwa! Wiemy tylko to, że około 23:30 frachtowiec wjechał w prawą burtę „Georga Stage”, wywalając w niej potężną dziurę. Jeden rzut oka na zakres uszkodzenia wystarczył kapitanowi żaglowca na podjęcie jedynej słusznej decyzji: kazał natychmiast wywołać wszystkich na pokład. Rozkaz wykonano z godną podziwu dyscypliną i spokojem.

Kapitan Mitchell z „Ancony” miał już w tym momencie zastopowaną maszynę, dzięki czemu oba statki pozostały na jakiś czas sczepione ze sobą. Pozwoliło to nas przejście na parowiec 18 osobom, w tym żonie kapitana. Oni już byli bezpieczni.

Po paru minutach „Georg Stage” zaczął coraz szybciej osiadać w stosunkowo płytkiej na szczęście w tym miejscu wodzie. Statek przechylał się na prawą burtę, aż wreszcie dwa przednie maszty złamały się i wpadły do wody, zabierając ze sobą trzymających się ich kadetów. Chłopcy gorączkowo chwytali się pływających drewnianych szczątków, a niektórym udało się znaleźć schronienie na wystającym z wody czubku jednego z masztów.

Ponieważ rejon zderzenia był miejscem ruchliwym, szybko na miejscu zjawił się szwedzki parowiec „Irene”, pod dowództwem kapitana Svenssona. Szwedzi włączyli wszystkie swoje reflektory, oświetlając wrak żaglowca oraz pełne ludzi i szczątków statku morze. W dół poszły szalupy zarówno z „Irene” jak i z „Ancony”, której stalowy dziób niewiele ucierpiał w zderzeniu. Łodzie wyratowały wszystkich widocznych rozbitków, w tym kapitana Malthe-Brunn. Nie doliczono się 22 osób, w większości kadetów. Cała Dania była w szoku.

W śledztwie okazało się, że „Ancona” szła z szybkością 8,5 węzła oraz że czerwone – czyli lewoburtowe - światło „Georga Stage” najpierw było widoczne, a potem znikło z pola widzenia. Gdy z kolei dostrzeżono zielone światło prawej burty, było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Poszła natychmiastowa komenda „Maszyna stop!”, co znacznie złagodziło skutki kolizji.
Ponieważ wrak stał na płytkiej wodzie podniesiono go, wstawiono na suchy dok i solidnie wyremontowano. Żaglowiec wrócił
do swej poprzedniej roli statku szkolnego, tym razem bez żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. W 1934 roku wysłużona jednostkę postawiono „na sznurku”. Statek nie został jednak szczęśliwie rozebrany. Kupił go i wyremontował australijski żeglarz i pisarz Alan Villiers, przemianowując go następnie na ”Joseph Conrad”. Zamiarem nowego właściciela było wykonanie wspaniałego długiego rejsu, z załogą złożoną w znacznej części z nastolatków – było to zatem jakby kontynuacja idei państwa Stage.

Rozbity statek na doku
,

22 października 1934 roku statek rozpoczął w Ipswich dwuletnią podróż odwiedzając Nowy Jork, Rio de Janeiro, Cape Town, a następnie przez Ocean Indyjski do Indii Zachodnich. Po postojach w Sydney, na Nowej Zelandii i na Tahiti, „Joseph Conrad” okrążył „na deser” Horn i 16 października 1936 roku wrócił do Nowego Jorku. Trasa podróży wynosiła aż 92.000 kilometrów!

„Joseph Conrad”


Wprawdzie Villiers napisał i wydał trzy książki o niezwykłym rejsie, ale ostatecznie utrzymanie statku przerosło jego możliwości. Teraz już jako bankrut sprzedał statek amerykańskiemu milionerowi Georgowi Huntington Hartfordowi. Biznesmen zainstalował na żaglowcu porządny silnik, używając następnie statku w charakterze prywatnego jachtu. W 1939 roku najwyraźniej już znudzony już swoją piękną zabawką milioner zdobył się na szczodry gest i sprzedał statek United States Maritime Commission, instytucją zajmująca się między innymi także szkoleniem morskich kadr. „Sprzedał” i jednocześnie „szczodry gest”? No cóż, cena nie była specjalnie wygórowana: ekscentryczny milioner zażądał za żaglowiec dolarów 1 i do tego jeszcze 1 centa (USD 1,01).

Komisja zapłaciła bez targowania się!

Pomimo, a może zwłaszcza z powodu wojennych lat, „Joseph Conrad” znowu służył jako szkolny żaglowiec. Pływał z młodymi ludźmi aż do roku 1945, kiedy to ostatecznie wycofano go ze służby. Postawiono go przy zacisznej kei, gdzie spędził kolejne dwa lata, aż w końcu ktoś rozsądny wpadł na pomysł przekazania statku do morskiego muzeum w Mystic, gdzie wciąż służy nie tylko jako obiekt muzealny, ale także jako „stacjonarny statek szkolny”. Można go tam nadal podziwiać.

„Joseph Conrad” w muzeum w Mystic
,

--

Post zmieniony (11-04-20 12:12)

 
12-09-14 11:00  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Malutka korekta:
Napisałeś przy wypadku "na wystającym z wody czubkiem", a przecież powinno być "czubku".
A historia przepiękna, dowodząca, że obiekty muzealne mogą dalej służyć komuś, a nie tylko jako dojarka pieniędzy.
Podejrzewam, że cema 1,01$ wynikała z przepisów podatkowych (opodatkowanie darowizny lub sprzedarzy za cenę symbolicznego 1$).

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 64 z 121Strony:  <=  <-  62  63  64  65  66  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024