KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 49 z 121Strony:  <=  <-  47  48  49  50  51  ->  => 
09-08-14 23:42  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
GrzechuO   

Racja! Coś "rzuciło mi się na oczy" :-/ Po przeczytaniu i przed postowaniem przejrzałem tekścik trzy razy i nie dostrzegłem...
Ale "uzupełniałem" w dobrej wierze :-)

--
Pozdrówka

GrzechuO

 
10-08-14 22:28  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 12:54)

 
10-08-14 22:48  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 190

HISTORIA NIEWIARYGODNA

Rankiem 8 września 1923 roku czternaście amerykańskich niszczycieli 11 Eskadry wyszło z San Francisco w dwudniowy przelot do San Diego. Aby nie tracić nieefektywnie czasu, po drodze okręty odbywały ćwiczenia taktyczne oraz strzeleckie. Próbowano także marszu ze stałą prędkością przy ustawieniu bok do boku. Ponieważ jednak pod wieczór pogoda pogorszyła się, okręty zmieniły szyk idąc teraz jeden za drugim. Na czele kolumny znajdował się „Delphy” i to na nim wyznaczano kurs.

Około 20:00 flagowy okręt nadał na inne niszczyciele błędną informację, bazującą na niewłaściwie zinterpretowanych danych radiokompasu. Według tych wskazań, eskadra znajdowała się około dziewięciu mil od przylądka Point Arguello. Na „Delphy” wykreślono nowy kurs i nadano sygnał nakazujący dokonanie zwrotu na wschód, w kierunku – jak sądzono – kanału Santa Barbara. Wszystko dookoła zakrywała gęsta mgła.

Sześć dni wcześniej w Japonii nastąpiło bardzo silne trzęsienie ziemi, które w znacznym stopniu zniszczyło Tokio i Jokohamę. Skutki tego trzęsienia nadal wywierały wpływ na wody zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, poprzez nienormalnie silne prądy. Nie wiedział o tym dowodzący eskadrą komandor Edward H. Watson. Po dodaniu do tego nieznanego czynnika mylną interpretację wskazań radiokompasu, nie trzeba było długo czekać na nieszczęście. Wykreślony kurs w rzeczywistości nie prowadził do wejścia kanału Santa Barbara, ale wprost na skały przylądka Honda, a dokładniej jego części, zwanej przylądkiem Pedernales.

Krótko po dokonaniu wyliczonego zwrotu, dokładnie o 21:05 „Delphy” z prędkością 20 węzłów wszedł na skały. Od silnego uderzenia od niszczyciela odłamała się rufa. Na idącym za nim „S.P.Lee” ujrzano okręt flagowy wpadający na skałę i aby nie wpaść na swego lidera, w błyskawicznym manewrze okręt skręcił ostro w lewo przy maszynach nastawionych w trybie awaryjnym na całą wstecz. Ta niesamowicie szybko przeprowadzona akcja pozwoliła uniknąć wpadnięcia z dużą szybkością na unieruchomionego „Delphy”. „S.P. Lee” znieruchomiał spory kawałek w lewo od „Delphy” z prawą burtą opierającą się na skale. Po chwili drugiej stronie flagowego okrętu z dużą szybkością wpadł na skały „Young” , przewracając się natychmiast na prawą burtę. W środku pozostała uwięziona obsada kotłowni i maszynowni.

Po chwili z hukiem i zgrzytem dartych blach na skały weszły „Woodbury” i „Nicholas”, stając w bocznym przechyle. Kolejnym pechowym niszczycielem był „Fuller” zderzający się ze skalistym dnem zaraz na prawo od „Woodbury”. „Fuller” nie zawisł twardo na skale. Wdzierająca się do środka woda spowodowała zatrzymanie pracy maszyny. Bezwładny okręt zaczął dryfować, aż wreszcie osiadł dalej od głównego miejsca katastrofy na skałach nazwanych później Woodbury Rock (powinno być chyba Fuller Rock…).

„Chauncey” był kolejnym okrętem trzymającym 20 węzłów do prawie ostatniej chwili. Przemknął pomiędzy „Delphy” a „Youngiem”, zatrzymując się ostatecznie w mniej więcej normalnej pozycji. Jako że od kilku już minut mgłę przeszywały syreny poszkodowanych okrętów, pozostałe okręty pospiesznie przełożyły telegrafy maszynowe na „cała wstecz.” W konsekwencji „Farragut” i „Sommers” odniosły jedynie niewielkie uszkodzenia części podwodnej.

Pozostała piątka „Percival”, „Kennedy”, „Paul Hamilton”, „Stoddert” i „Thompson” zdążyły w porę zatrzymać się w bezpiecznej odległości.

Po minięciu pierwszego szoku, rozpoczęto akcję ratowniczą. Na burcie leżącego na boku „Younga” przez dwie godziny kurczowo trzymali się kadłuba ocalali marynarze. Tuż obok stał „Chauncey”, który chcąc przyjść na ratunek ludziom z „Younga” sam wszedł na skały. Ostatecznie jego poświecenie wydało owoce. Marynarzowi z „Younga” udało się dopłynąć do rufy „Chaunceya”. Pozwoliło to w końcu przerzucić między obu okrętami linę, po której rozbitkowie z „Younga” przedostali się na bezpieczny pokład.

W katastrofie zginęło 20 marynarzy z „Younga” i 3 z „Delphy”. Wszystkie siedem osadzonych na skałach okrętów uznano za całkowicie stracone.

Wojenny sąd morski za przyczynę multiwypadku uznał błąd dowódcy zespołu, oraz nawigatorów z „Delphy”. Obwiniono także dowódców pozostałych zniszczonych lub uszkodzonych okrętów twierdząc, że nawet marsz w formacji nie zdejmuje z nich odpowiedzialności za swój okręt. Przedstawiono konkretne zarzuty jedenastu oficerom, co jest niepobitym dotąd rekordem US Navy.

Komandor Watson pozostał przy swoim stopniu, ale utracił tzw. starszeństwo co oznaczało, że obecnie każdy inny komandor miał pierwszeństwo przed nim przy dowodzeniu jakimkolwiek zespołem lub jednostką. Pozostali oficerowie dostali nagany.

Zdjęcia z miejsca katastrofy. Widok ogólny i mapka z pozycjami wraków
,,

Na pierwszym planie „Delphy” z odłamaną rufą, po lewej na skałach widać rufową część „Chauncey” a po środku leżącego na burcie „Younga”. To właśnie na rufę „Chaunceya” przedostali się dzięki przerzuconej linie marynarze, którzy znaleźli ratunek na burcie swego przewróconego okrętu. W tle z numerem 309 „Woodbury”, a za nim „Fuller”, zniesiony później prądami w inne miejsce.


Z przodu wrak „Delphy”, za nim z numerem 311 „Nicholas”


Po lewej „Nicholas”, po prawej tuż przy skałach „S.P. Lee”. Z „Nicholasa” wystrzelono linę na „S.P.Lee”, co pozwoliło przedostać się załodze pierwszego okrętu na bezpieczny ląd


„Chauncey” (numer 296) na pierwszym planie, za nim „Woodbury” i „Fuller”


--

Post zmieniony (11-04-20 11:38)

 
11-08-14 16:08  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. Takiego pogromu nie było w wielu bitwach.

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
12-08-14 08:13  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 191

DRAMAT NA EGEJSKIM

"Heraklion", wypierający 9000 ton grecki prom chodził regularnie od 1964 roku pomiędzy kreteńską Chanią a Pireusem. Liczący sobie 17 lat statek znajdował się 7 grudnia 1966 roku na swym zwykłym szlaku. Na pokładzie znajdowało się 194 pasażerów, w tym 100 młodych rezerwistów właśnie powracających do swych rodzinnych miejscowości po odbyciu służby w Marynarce Wojennej. Załogę stanowiło 70 ludzi, a ładunkiem były typowe dla tej linii ciężarówki oraz żywe bydło.

Nawet na południe od Grecji grudzień potrafi być paskudny i tak właśnie było tym razem, W miarę możliwa początkowo pogoda gwałtownie załamała się, a wymęczeni głębokimi przechyłami statku ludzie daremnie starali się zasnąć. Ósmego października około 2 w nocy stało się najgorsze. Według słów jednego z zaledwie czterdziestu siedmiu uratowanych, niejakiego Emmanuela Vomvolakisa, nieszczęście spowodował zerwany z mocowań 16.tonowy samochód-chłodnia. Zbiegiem okoliczności dowodzący promem kapitan Emmanuel Vernikos opóźnił o dwie godziny wyjście z Chanii czekając właśnie na tę ciężarówkę! Opóźnione wyjście było przyczyną wyjątkowo pośpiesznego, a w rezultacie niezbyt dokładnego zamocowania pojazdu.

Potężna masa uderzyła z impetem o dziobową furtę, dokumentnie ją rozwalając. Przez powstały otwór runęły do środka masy wody. Zaalarmowani pogłębiającym się z sekundy na sekundę przechyłem pasażerowie i marynarze rozpaczliwie starali się wydostać z pułapki ciasnych, krętych korytarzy.

Woda wlewała się do wnętrza statku jednakże tak gwałtownie, że „Heraklion" położył się na burcie i zatonął zaledwie po kilkunastu minutach! Z niezrozumiałym opóźnieniem nadano dwukrotnie SOS. Nie odebrał go niestety odległy zaledwie o 15 mil inny grecki prom, „Minos”.

Oczywiste było, iż w tak krótkim czasie niewielu osobom udało się wydostać na pokład. Spośród tych, którzy skoczyli do zimnej wody a nie zdołali się natychmiast wdrapać na kilka unoszących się w pobliżu tratew, nie przeżył nikt. Przybyłe po trzech godzinach pierwsze jednostki – w tym grecki okręt Ochrony Wybrzeża - zastały jedynie nielicznych rozbitków na tratwach, oraz kołyszące się w rytm fal kilka ciężarówek, których szczelne skrzynie ładunkowe zapewniały im pływalność. Surrealistyczność tego obrazu podkreślały masy unoszących się wokół jaskrawych pomarańczy i mandarynek. Na dno wraz ze statkiem poszedł jego kapitan.

"Heraklion" zatonął na głębokości 800 metrów, co wykluczało oczywiście podniesienie, a w praktyce nawet zbadanie wraku. Sama akcja ratownicza zakończyła się niezwykłym, wręcz niewiarygodnym akcentem. Po wyciągnięciu z wody 47 żywych rozbitków oraz wyłowieniu kilkudziesięciu martwych ciał zauważono kolejny pływający samochód. Z pokładu jednego ze statków ratowniczych Vomvolakis rozpoznał go bez wahania. Była to ta sama chłodnia, która rozwalając burtę statku spowodowała jego zatonięcie! Wobec poprawy pogody samochód... wzięto na hol, po czym zaciągnięto ku pobliskiemu lądowi. Znajdujący się wewnątrz szczelnej chłodni ładunek był praktycznie nietknięty.

Sąd nie zostawił suchej nitki na winnych tragedii. Uznano armatora Typaldos Line winnym zaniedbań w ćwiczeniu swych oficerów w sytuacji opuszczania statków a także o brak planów alarmowych na tę okoliczność. Z opóźnieniem wysłano SOS. Dyrektor firmy, Haralamos Typaldos oraz główny menedżer, Panssyotis Kokkinos skazani zostali w 1968 roku na kilka lat więzienia. Statki Typaldos Line zostały przejęte przez państwo i sprzedane na poczet odszkodowań.

„Heraklion”
,

--

Post zmieniony (11-04-20 11:38)

 
12-08-14 08:13  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 192

NA REDZIE HOUSTON

Liberyjski masowiec "Mimosa" stał zakotwiczony o cztery mile od zatoki Galveston, czekając na zezwolenie wejścia do teksańskiego portu Houston. Do tego samego portu podążał również liberyjski zbiornikowiec "Burmah Agate”, wiozący ładunek 60.000 ton nigeryjskiej ropy. Powoli mijały godziny dopiero co rozpoczętego 1 listopada 1979 roku. Zbiornikowiec szedł całą naprzód, a zalegające ciemności mostek rozjaśniały nieco jedynie świecące bladozielonym światłem ekrany obu pracowicie obracających się radarów. Odczytanie ich wskazań nie należało do najłatwiejszych zadań. Przed wyraźną linią brzegu echo dawały liczne zakotwiczone na redzie statki, oraz sporo będących w ruchu - pomimo nocy - "drobnoustrojów".

Tym razem interpretacja radarowego obrazu okazała się, delikatnie mówiąc, niewłaściwa, na co nałożyła się dodatkowo niestaranna obserwacja wizualna akwenu przed dziobem statku. Kiedy marynarze na mostku "Burmah Agate” zorientowali się, że idą wprost na jakiś zakotwiczony statek, było już za późno na jakikolwiek ratujący sytuację manewr. Dziób zbiornikowca wbił się w burtę "Mimosy”. Snopy iskier sypiące się z rozdzieranych blach i... oba statki stanęły w płomieniach eksplodującej ropy z części zbiorników "Burmah Agate".

Pożar błyskawicznie osiągnął takie rozmiary, że niepotrzebne było nawet wzywanie pomocy: dosłownie każdy ze stojących na redzie statków podnosił alarm w eterze. Po niewielu minutach w pobliżu tragedii unosiły się już helikoptery Coast Guard, chcących przejąć na swe pokłady ocalałych marynarzy. W przypadku "Burmah Agate” Amerykanie nie napracowali się niestety: spośród 35-osobowej załogi aż trzydzieści dwie poniosły śmierć w ciągu pierwszej minuty po zderzeniu! Z kolei los obszedł się niezwykle łaskawie z załogą "Mimosy", z której szczęśliwie ewakuowano wszystkich 26 przebywających na niej ludzi.

Eksplozja rozerwała "Burmah Agate" na dwie części. W ciągu dnia stawały w płomieniach kolejne, dotąd ocalałe przed ogniem zbiorniki. Wkrótce prąd zniósł szczątki statku na mieliznę, gdzie tysiące ton ropy płonęły jeszcze przez długi czas. Ostatecznie wrak wypalił się dopiero po 10 (!) tygodniach i wtedy dopiero odholowano to, co z niego zostało, do stoczni złomowej.

Los "Mimosy” nie był lepszy. Bezpośrednio po zderzeniu płonący od dziobu do rufy statek zataczał wielkie koła z wciąż pracującym silnikiem i zablokowanym sterem, poważnie zagrażając tym jednej z pobliskich morskich wież wiertniczych. Dopiero brawurowa akcja holowników zapobiegła kolejnemu nieszczęściu. Po ugaszeniu na "Mimosie" pożarów, nie dopatrzono się szans na remont. W rezultacie także i drugi uczestnik nocnej kolizji na redzie Houston zakończył swoją karierę w stoczni złomowej.

„Burmah Agate”
,

--

Post zmieniony (11-04-20 11:39)

 
13-08-14 10:07  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 193

ZABRAKŁO KILKU METRÓW

Jakkolwiek Great Eastern Railway – jak sama nazwa wskazuje - była (brytyjską) firmą kolejową, poniższa historia nie mówi jednak o pociągach.

Pod koniec XIX wieku Holendrzy połączyli linią kolejową swój port Hoek van Holland (znany także pod angielską nazwą jako Hook of Holland) z Rotterdamem, a tym samym z całą Europą. Niewiele tygodni później właściciele Great Eastern Railway wpadli na pomysł dowożenia statkami do Hoek van Holland chętnych na podróżowanie koleją po całym kontynencie. Licząc na ogromne zapotrzebowanie, zlecono budowę trzech parowców. Siostrzane statki nazwano „Amsterdam”, „Berlin” i „Vienna” (Wiedeń) aby dać jasno do zrozumienia Brytyjczykom, dokąd to mogą zajechać pociągiem z Hoek van Holland, jeśli skorzystają z usług tych trzech statków. Miały one po 92 metry długości, wypierały 1745 GRT i płynąc z szybkością 15 węzłów mogły przewozić 218 pasażerów w pierwszej i 120 w drugiej klasie. Załoga każdego z nich liczyła 53 osoby. Zatrudniono fachowców od żeglugi, po czym w 1893 roku uroczyście otworzono linię Harwich – Hoek van Holland. Przez szereg lat statki woziły licznych pasażerów ku niekłamanemu zadowoleniu udziałowców Great Eastern Railway. Nadszedł rok 1907.

Statek wyszedł z Harwich w środę 20 lutego o 22:00 z 90 pasażerami na pokładzie i prawie natychmiast wpadł w gwałtowny, idący z północnego-zachodu sztorm. Dzielnie dając sobie radę z falami i wiatrem, niczym przecież szczególnym o tej porze roku, „Berlin” dotarł wreszcie wczesnym rankiem w podejście do Hoek van Holland. Około godziny piątej poinformowano pasażerów, że za 30 minut statek stanie przy kei.

Według słów latarnika z Hoek van Holland statek wpłynął prawidłowo do kanału, po czym gwałtownie zszedł z kursu. Powodem tego była ogromna fala, która z ogromnym impetem uderzyła w lewą burtę. W ciągu kilku sekund do maszynowni poszły seria trzech rozkazów kapitana Johna Precious:

- Prawa maszyna stop!
- Prawa maszyna cała wstecz!
- Lewa maszyna cała naprzód!

Gdy statek zaczynał już wracać na poprzedni kurs, uderzyła w niego z całą siłą kolejna ogromna fala, znosząc go na sam koniec zbudowanego z granitowych bloków falochronu. Niewiele metrów brakowało, aby nic złego się nie stało!

Unieruchomiony statek był teraz atakowany przez kolejne wielkie fale i wreszcie o szóstej nad ranem kadłub przełamał się na wysokości maszynowni, tuż za drugim kominem.

Na mostek wspinał się pospiesznie jeden z pasażerów, kapitan statku handlowego George Parkinson, aby wesprzeć swym doświadczeniem dowódcę „Berlina”. Jeszcze nie doszedł do poziomu mostka, gdy ku swemu przerażeniu ujrzał kapitan Precious oraz pilota Johanna Brondersa zmywanych wprost w rozszalałe fale.

Niewiele czasu zajęło sztormowi kolejną dewastację statku. Fale zmyły cały mostek, kabinę kapitana, szalupy – i połowę ze znajdujących się na pokładzie ludzi. Na kei spora grupa oczekujących na pasażerów ludzi z bezsilnym przerażeniem obserwowała tragiczne wydarzenia. Dziobowa część ześlizgnęła się z falochronu, zdryfowała o 70 metrów, po czym poszła na dno ze znajdującymi się wewnątrz ludźmi.

Port był tuż tuż, toteż wkrótce wyszła na wzburzone fale parowa łódź ratownicza „President van Heel”. Podejście w tych warunkach pogodowych pod wrak było niezwykle ryzykownym manewrem i tylko raz łodzi udało się zbliżyć na 10 metrów. Do końca dnia udało sie uratować zaledwie jednego pasażera. Był nim kapitan Parkinson który odważył się na skok do wzburzonej wody i szczęśliwie dopłynął do łodzi ratowników.

Kolejnego dnia „President van Heel” powrócił, tym razem w towarzystwie pilotówki „Helvoetsluis”. Jednym z ochotniczych członków załogi pilotówki był holenderski książę Henryk. Szóstce z pilotówki udało się wylądować na sam koniec Północnej Kei i wspiąć na zainstalowane tam rusztowanie pod świetlny znak. Z tego miejsca udało się im przerzucić linę na ocalałą połówkę „Berlina”. Zaczęło się mozolne i ryzykowne przeciąganie rozbitków po linie. Uratowano w ten sposób 11 ludzi. Teraz na wraku pozostały przy życiu tylko trzy kobiety zbyt wystraszone, aby ewakuować się przy pomocy liny.

Do akcji weszła ponownie łódź „President van Heel”. Pomimo ogromnego zagrożenia rozbicia jednostki o burtę „Berlina”, dowodzący nią kapitan Martin Sperling ryzykownym manewrem podszedł pod burtę wraka, pomagając po chwili kobietom przejść na pokład łodzi.

Razem uratowano zaledwie 10 pasażerów – w tym sześć kobiet – oraz pięciu członków załogi. Śmierć poniosło 48 marynarzy i 80 pasażerów, w tym kapitan Precious.

Królowa Holandii udekorowała złotymi medalami kapitana Sperlinga (za jego rady udzielane ratownikom) oraz kapitanom Jansenowi i Berckhout, dowodzącymi jednostkami ratowniczymi. Król Edward VII z kolei, udekorował księcia Henryka Wielkim Krzyżem Orderu Łaźni.


„Berlin”
, ,

Kapitan Precious


Akcja ratownicza
, ,

Wrak „Berlina”


--

Post zmieniony (11-04-20 11:40)

 
13-08-14 15:49  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Zginąć praktycznie na progu domu. Pamiętam, że swego czasu nasz trawler też rozbił się o betonowe jeże już pomiędzy falochronami.

Ale w tym opowiadaniu coś mi nie pasuje.
Najpierw - "(...) kadłub przełamał się na wysokości maszynowni, tuż za drugim kominem. Dziobowa część ześlizgnęła się z falochronu (...) po czym poszła na dno (...)"

Potem - "(...) Na mostek wspinał się (...)" i "(...) Fale zmyły cały mostek, kabinę kapitana(...)"

 
13-08-14 20:18  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 12:56)

 
13-08-14 20:46  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

To taka adjustacja - czy jak się to nazywa. Tekst trzeba dać do przeczytania takiemu co się na tym nie zna. Jak zrozumie - to znaczy, że wszystko jest w porządku. Jak nie - to trzeba poprawić. Normalka :-)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 49 z 121Strony:  <=  <-  47  48  49  50  51  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024