KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 35 z 121Strony:  <=  <-  33  34  35  36  37  ->  => 
14-07-14 07:53  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 11:18)

 
14-07-14 07:54  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 149

ANDREA DORIA

Drodzy Widzowie! Za chwilę przed Waszymi oczami rozegra się dramat w jednym akcie pod tytułem „Ja widzę ciebie na radarze, a ty mnie”.

- Miejsce akcji: Rejon Nantucket, wyspy u wybrzeży Massachussetts. Zwany czasem „Times Square” w związku z niezwykle ożywionym tam ruchem statków. Akwen często zamglony, a to z powodu zetknięcia się ciepłego Prądu Zatokowego (Golfsztromu) z zimnymi wodami Północnego Atlantyku.

- Data trwania przedstawienia: 25 i 26 lipca 1956 roku.

A oto główni bohaterowie dramatu:

- Włoski liniowiec „Andrea Doria”.
Zwodowany 1951, w eksploatacji od 1953. Długość 213,8 m, szerokość 27,5 m, 29.083 GRT.
Prędkość maksymalna 25,3 węzła, prędkość eksploatacyjna 23 węzły. 1134 pasażerów i 572 członków załogi.


- Szwedzki liniowiec „Stockholm”.
Zwodowany w 1946 roku, w eksploatacji od 1948. Długość 160 m, szerokość 21,4 m, 12.644 GRT.
Prędkość maksymalna 19 węzłów. 534 pasażerów i 200 członków załogi, którymi dowodzi kapitan Gunnar Nordensson. Nordensson nie bierze praktycznie udziału w przedstawieniu.


- Piero Calamai. Kapitan „Andrea Dorii”. Lat 58. Rozpoczął pracę na morzu w 196 roku, był oficerem na 27 statkach, zanim w 1953 roku nie został kapitanem „Andrea Dorii”. W lipcu 1956 roku odbywał na tym pięknym statku swoją pięćdziesiątą pierwszą podróż, nie schodząc z niego od dziewiczej podróży.


- Johan-Ernst Carstens-Johannsen, zwany po prostu Carstens. Lat 26. III Oficer na „Stockholmie”. Po lewej zdjęcie sternika Petera Larsena


- Linda Morgan. 14-letnia pasażerka „Andrea Dorii”


- w pozostałych rolach pasażerowie i załogi obu statków, a także jednostki biorące udział w akcji ratowniczej.

***

Kurtyna w górę. Prześledźmy wydarzenia scena po scenie!

„Andrea Doria” rzuciła cumy w Genui 17 lipca 1956 roku, rozpoczynając kolejny rejs do Nowego Jorku. Po drodze statek zatrzymał się jeszcze na krótko w Cannes, potem w Neapolu i wreszcie w Gibraltarze, zanim nie wyszedł na wody Atlantyku. W Nowym Jorku liniowiec miał zacumować 26 lipca o godzinie 9:00.

„Stockholm” opuścił Nowy Jork 25 lipca o 11:31, idąc z szybkością 18,5 węzła na wschód, ku Europie.
O 20:30 mostek opuścił II oficer Lars Enestrom, zmieniony na wachcie przez III oficera, Carstens-Johannsena. Około 21 na mostku pojawił się kapitan Nordensson, aby sprawdzić bieżącą sytuację. Morze było spokojne, z lekką martwą falą, a temperatura oscylowała wokół 21 stopni. Wiał słaby wiatr z południowego-zachodu. Na niebie księżyc był bliski pełni, widoczność 5 do 6 mil.

O 22:00 Carstens otrzymał ostrzeżenie o mgle znajdującej się na jego kursie, nie zdecydował się jednak poinformować o tym kapitana. W pół godziny później zmienił kurs o 2 stopnie w lewo, aby zrównoważyć działanie prądu. Tym samym statek zaczął iść nieco na północ od trasy wytyczonej przez kapitana.

Tymczasem „Andrea Doria” weszła w obszar gęstej mgły. Calamai polecil zmniejszyć szybkość z 232 do 21,8 węzła, pozamykać wodoszczelne drzwi i zacząć nadawać sygnały dźwiękowe. Co 100 sekund syrena „Dorii” zaczęła wydawać trwające 6 sekund ryki. Na dziób wysłano dodatkowego obserwatora.

Tuż przed 23:00 na radarze „Dorii” zauważono znajdujący się o 17 mil statek. Widać było wyraźnie że idzie on sporą szybkością na kursie prawie dokładnie przeciwnym kursowi włoskiego statku. W tym samym czasie Carstens skorygował kurs zmieniając go na bardziej południowy i na radarze „Dorii” wyglądało to teraz tak, jakby obcy statek na nich polował. Tak czy owak, analiza wskazań radaru dokonana przez znajdującego się na mostu kapitana Calamai wskazywała, że statki miną się prawymi burtami w bezpiecznej odległości. Oczywiście jeśli ich kursy pozostaną bez zmian…

O 23:00 na mostek „Stockholma” wszedł kapitan Nordensson aby wykreślić nowy kurs, po czym powrócił do kabiny. Po dalszych pięciu minutach Carstens ujrzał wreszcie drugi statek na swym radarze. Według niektórych rzeczoznawców pracujących nad wyjaśnieniem przyczyn nieszczęścia, III oficer źle odczytał wskazania radaru przyjmując, iż jest on nastawiony na zasięg 15 mil, co oznaczałoby wzajemny dystans aż 12 mil. Radar jednakże nastawiony był jakoby na zasięg mil pięciu, czyli że widziany statek znajdował się zaledwie o 4 mile od „Stockholma” Co najgorsze, „Andrea Doria” znajdował się akurat w paśmie mgły, niewidzianej z pokładu szwedzkiego statku! A skoro nie ma mgły i pomimo dobrej widoczności nie widać świateł statku to jasne jest, iż nie może on się znajdować zaledwie o 4 mile. A oba statki zbliżały się do siebie z łączną szybkością 40 węzłów, czyli 74 kilometry na godzinę!

23:06. Statki są coraz bliżej siebie, ale Carstens wciąż myśli, że odległość jest bezpieczna. Kapitan Calamai wydaje rozkaz: „4 stopnie w lewo i nic w prawo”, co oznacza dla sternika, iż nie może on pozwolić nawet na małe wahnięcie kursu na prawo. Kapitan chce wyminąć się prawymi burtami w bezpiecznej odległości.

23:10. Statki są od siebie zaledwie o 1,3 mili. Carsens poleca kolejną zmianę kursu nieco na południe - w prawo! - aby trzymać się wyznaczonej trasy. Co za problem, przecież idący z przeciwka statek jest tak daleko…

Zaledwie na pół minuty przed zderzeniem Calamai dostrzega światła statku idącego wprost na niego. Jest tak niewiarygodnie blisko! Krzyczy co sił: „Ster maksymalnie w lewo!!!!” czyniąc tym straszny błąd, jako że oznacza to ustawienie się dokładnie burtą do dziobu „Stockholma”. A szwedzki statek ma dziób wzmocniony do żeglowania w lodach... Żadna inna komenda nie zapobiegłaby zderzeniu, ale z pewnością złagodziłaby jego skutki.

Tuż przed 11:15 Carstens dostrzega światła „Dorii”. Wie, że zderzenie jest już nie do uniknięcia. Daje cała wstecz, aby choćby troszeczkę zminimalizować skutki zderzenia. Ale płynącej z szybkością 34,5 kilometra na godzinę masy stali nie da się znacząco spowolnić na tak małym dystansie.

Uderzenie! Dziób „Stockholma” wbija się głęboko w prawą burtę „Anrea Dorii” tuż za skrzydłem mostku. Siła uderzenia pogłębia jeszcze dokonywany przez „Dorię” manewr skrętu w lewo i zwalnia jego prędkość z 21,8 do 15,6 węzła. Impet odrzuca „Stockholm” do tyłu i obraca jego rufę ostro w lewo.

Z wielką dziurą w kadłubie „Andrea Doria” prawie natychmiast kładzie się na prawą burtę. Natychmiast zaczęto przygotowania do opuszczenia statku. W tym samym czasie na „Stockholmie” gorączkowo ustalano zakres uszkodzeń – na szczęście grodzie wodoszczelne nie puściły i statkowi nic obecnie nie groziło. W eter szły gorączkowe sygnały SOS, spotykając w tym ruchliwym rejonie („Times Square”!) natychmiastową reakcję.

Po zaledwie pięciu minutach od zderzenia przechył wynosił już 20 stopni. Kapitan Calami wiedział, ze oznacza to koniec, konstrukcja bowiem statku dopuszczała jedynie stały przechył do maksimum 15 stopni. Przy dwudziestu, woda musiała zwyciężyć. Dodatkowo statek miał gwarancję pływalności przy dwóch zalanych przedziałach, a tymczasem dziób szwedzkiego statku rozpruł aż trzy.

Tak znaczny przechył na prawą burtę stał się powodem, dla którego szalupy lewej burty błyskawicznie stały się bezużyteczne. Osiem szalup na burcie prawej mogło pomieścić 1004 ludzi, ale na statku było ich aż 1706… Szczęściem w nieszczęściu były jeszcze tratwy, morze spokojne, a cztery nabliżej znajdujące się statki szły pełną parą na pozycję „Dorii”. Ich własne szalupy były gotowe do opuszczenia na wodę.

Jako pierwsze jednakże pod burtę „Andrea Dorii” podeszły oczywiście łodzie „Stockholma”. Pół godziny po północy na miejscu zjawił się frachtowiec „Cape Ann” biorąc na pokład 129 dziewięciu rozbitków. O 1:15 nadciągnął transportowiec US Navy „W.H. Thomas” przyjmując do siebie 158 osób a w piętnaście minut po nim przybył francuski statek pasażerski „Ile de France” biorąc do siebie 758 osób. Jako ostatni przypłynął niszczyciel „Edward H. Allen”, podejmując z łodzi i tratew 77 osób. Sam „Stockholm” dał ratunek dla 572 rozbitków.

Dokładność powyższych danych jest jednak raczej wątpliwa, ponieważ w wyniku zderzenia śmierć poniosło 40 osób (niektóre źródła mówią o 46) - w tym tylko jeden pasażer - i jeśli dodamy wszystkie liczby do siebie, wyjdzie nam 1734. Na „Stockholmie” śmierć poniosło trzech marynarzy, ale i tak podsumowanie ofiar z „Andrea Dorii” nie zgadza się. Nie jest to jednak najważniejsze.

Kapitan Calamai nie chciał opuścić tonącego statku i dopiero gorąca perswazja oficerów zmieniła jego decyzję. Do końca życia nie pozbył się traumy, a jego ostatnie słowa przed śmiercią brzmiały: „Czy wszystko w porządku? Czy pasażerowie są bezpieczni?”

Inna przyszłość czekała Szwedów. Kapitan Nordensson otrzymał dowództwo świeżo zbudowanego „Gripsholma”. Przeszedł na ten statek zabierając ze sobą III oficera ze „Stockholma”.

Podczas rozprawy sądowej obie strony wzajemnie rzucały na siebie oskarżenia. Na przykład że „Stockholm” nie nadawał sygnałów dźwiękowych albo że gdyby „Andrea Doria” była właściwie wybalastowana, efekt zderzenia mógłby być inny. Albo to, albo tamto... Jedynie kapitan Calamai przyznał się do części winy ale tylko w tej mierze, że akurat w chwili zderzenia dowodził statkiem. Ostatecznie sąd zawyrokował z obszernym uzasadnieniem, że większość winy ponosi „Andrea Doria” – czyli kapitan Calamai.

Obaj armatorzy doszli jednak w końcu do wniosku że ciągły rozgłos wokół tej sprawy szkodzi ich interesom i dlatego zawarli po cichu umowę, zamykająca sprawę. Wypłacono odszkodowania ofiarom zderzenia i przycupnięto cicho w kącie, czekając aż katastrofa pójdzie w zapomnienie. I tak się skończyło.



Skończyło? Zaraz zaraz, a co z jedną z bohaterek dramatu, Lindą Morgan?

W jeden z prawoburtowych kabin podróżowała 14-letnia Linda wraz ze swą siostrą Joan. Obie dziewczynki mówiły płynnie po angielsku, włosku i hiszpańsku. Zaraz za ścianą znajdowała się kabina matki i ich ojczyma. Dziób „Stockholma” uderzył akurat właśnie w ten fragment burty! Joan oraz ojczym zginęli na miejscu. Zaszokowana matka cudem umknęła śmierci, przedostając się pomiędzy rozwalonymi blachami w bezpieczne miejsce. A Linda?

Kilkadziesiąt minut po zderzeniu na przednią część „Stockholma” (przednią, bo trudno mówić o nieistniejącym dziobie) wyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza sprzątacz Bernabe Polanco Garcia. Nagle usłyszał płacz i dziewczęcy głos wołający matkę. Ubrana w piżamę, ranna dziewczynka leżała z przodu poszarpanego urwiska. Spojrzała na Garcię i zapytała po hiszpańsku „Dondé esté mamá?” dodając po angielsku: „Gdzie ona jest?”.

Garcia nie miał wątpliwości, że ma przed sobą pasażerkę z jego statku. Zaniósł ją do lekarza i tam dopiero okazało się, że mają do czynienia z cudem ocalałą pasażerką z „Andrea Dorii”!


„Andrea Doria”


„Stockholm” – wodowanie i w służbie
, ,

Porównanie wielkości obu statków. Rysunek z opracowania Samuela Halperna „An Objective Forencsic Analysys of the Collision Between Stockholm and Andrea Doria.


Kursy obu statków. Ostatni wykres pokazuje, jak statki powinny się w tej sytuacji minąć. Źródło wykresów: opracowanie Samuela Halperna „An Objective Forencsic Analysys of the Collision Between Stockholm and Andrea Doria.
,

, , ,


Szkic pokazujący scenę zderzenia i pozycje idących na pomoc statków


Linda Morgan w szpitalu. Od lewej jej ojciec Edward Morgan, pośrodku Bernabe Garcia, który znalazł dziewczynkę w szczątkach dziobu „Stockholma”


„Andrea Doria” tonie
, ,
, ,
, , ,
, , ,
, , ,

„Stockholm” po zderzeniu. Na trzecim zdjęciu statek wchodzi do Nowego Jorku. Na czwartym, ze stoczni, widać już „uporządkowaną” sekcję dziobową
, , , ,

Ratownicy. „Cape Ann”, „W.H. Thomas”, „Ile de France” i „Edward H. Allen”
, , ,

„New York Times” informuje o katastrofie


Wrak „Andrea Dorii”, stan obecny


--

Post zmieniony (11-04-20 11:02)

 
14-07-14 22:33  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. No i tygodniowe zaległości w czytaniu z powodu wyjazdu odrobione. Zamiast herbatki Spitfire, ale ten górnej fermentacji :)

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
15-07-14 05:12  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Janisz 

W Rupieciarni:
Do poprawienia - 1
 

ZbiGu cholera to ja musialem spotkac Holendrow z innej Holandii.........
Niziolki ( tak ich nazywalismy bo srednia wzrostu nie spadala ponize 1.90 m) byli tolerancyjni owszem ale tylko wobec siebie w dodatku kazdy mial wrodzone ADHD..... no nie znam innej nacji ktora bylaby taka aktywna ruchowo.....zero odpoczynku tylko arbeit i arbeit...do spokojnosci im bylo bardzo daleko.

--
Janisz
---------------------
Verbum nobile debet esse stabile. (łac.)

Przysłowie staropolskie: Słowa honoru należy dotrzymywać.

 
15-07-14 08:12  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 150

„STOCKHOLM” – WIECZNY WĘDROWIEC

Swedish America Line nie chciała wielkiego statku na linię Sztokholm – Nowy Jork. Mimo że zbudowany w Goeteborgu „Stockholm” był największym statkiem zwodowanym w Szwecji, na szlaku atlantyckim jawił się wręcz jako mikrus. 12.165 GRT i miejsca dla zaledwie 395 pasażerów – i to miał być transatlantyk? Amerykański oddział firmy nie krył swych krytycznych opinii na temat „mikrusa”, którego wnętrzom na dodatek sporo brakowało do luksusu. Dobrze chociaż, że zgrabna sylwetka statku przypadła wszystkim do gustu.

„Stockholm”


Szybkość statku również była powodem krytyki: z prędkością eksploatacyjną zaledwie 17 węzłów także i w tej dziedzinie „Stockholm” odstawał od konkurencji. Pozytywną nowinką za to na skalę światową było to, że każda kabina – nawet najmarniejszych członków załogi! – miała co najmniej jedno okno lub bulaj. Nie było tak zwanych „ślepych kabin”! Załoga nie mogła się tego nachwalić.

Dziewicza podróż za Atlantyk rozpoczęła się 21 lutego 1948 roku. I wtedy okazało się, jak bardzo statkiem rzucają zimowe fale północnego Atlantyku. Przechyły boczne i wzdłużne były tak silne, że spowodowały śmierć jednego z pasażerów! Kariera statku rozpoczęła się fatalnie.

Aby zapobiec niezwykle intensywnemu kołysaniu spróbowano najprostszego, wydawałoby się, środka: do ładowni dla przewożonych do tej pory ładunków włożono 3000 ton bloków granitowych! Kamienie zajmowały wprawdzie dużo cennego miejsca, ale za to pomagały tylko w nieznacznym stopniu... W 1953 zabrano się za statek ponownie. Powiększono nadbudówkę zwiększając liczbę miejsc pasażerskich do 548, a dopiero w trzy lata później – w owym fatalnym roku 1956 – zainstalowano wreszcie stabilizatory, które w zgodnej opinii jedynie częściowo poprawiły pracę kadłuba na sztormowej fali.

Przyszła wreszcie tragiczna lipcowa noc 1956 roku…

Po zderzeniu z „Andrea Dorią” w amerykańskiej stoczni dorobiono statkowi nowy dziób – trwało to 3 miesiące i kosztowało okrągły milion dolarów - po czym „Stockholm” służył we flocie Swedish America Line na szlaku atlantyckim. Pływał tam do roku 1960, kiedy to uznano wreszcie, że proporcje i budowa kadłuba nie odpowiadają surowym wymaganiom północnoatlantyckiego szlaku. Ponadto w 1957 roku do służby wszedł nowiutki „Gripsholm”. Zaczęto szukać nabywcy na „Stockholma”.

Znaleziono go! Po dwunastu latach pracy na Atlantyku, w 1960 roku statek trafił w ręce Niemców z NRD. Przemianowano go na „Völkerfreundschaft”. Armatorem statku został VEB Deutsche Seerederei z Rostocku, zatrudniając do turystycznych rejsów dla „świata pracy”. Rejsy takie dawały czasami okazję zachodniej prasie pisać o pasażerach schodzących na ląd w tamtejszych portach i odmawiających powrotu na pokład. Po 1974 roku i zmianie armatora na VEB Deutfracht/Serederei – także z Rostocku, statek został wyczarterowany …szwedzkiej Stena Line na kilka 33-dniowych rejsów po Karaibach.

„Völkerfreundschaft”


W 1984 roku, kiedy to zaczęto w NRD nieco staranniej liczyć pieniądze odkryto, że statek jest mocno deficytowy. Rezultatem tego odkrycia było sprzedanie „Volkerfreundschaft” panamskiej firmie Neptunas Rex Enterprises. Panamczycy postawili oszczędzić sobie fatygi i po prostu zamalowali część nazwy statku, pozostawiając jedynie „Volker”. A w końcu roku postawili go przy postojowej w kei w Southampton, zaczynając szukać ...chętnego na kupno. Czyżby od razu ich zamiarem była spekulacja na spodziewanej dodatniej różnicy cen? Chyba jednak im się to nie udało, bo kupili statek z jako tako sprawną maszyną, a sprzedali z wyłączoną z eksploatacji.

Nowymi nabywcami okazali się Norwedzy, potrzebujący taniego statku pasażerskiego jako tymczasowego hotelu dla ludzi szukających w Norwegii azylu. „Volker” przyszedł z Southampton do Oslo na holu. Na kadłubie namalowano nową nazwę, „Fridtjof Nansen”. Statek stał w Oslo od 1986 do 1993 roku, kiedy to Norwedzy uznali go w końcu za zbyt drogi w porównaniu do pomieszczeń wybudowanych na lądzie.

„Fridtjof Nansen”


W 1986 „Nansena” statek kupił włoski armator z Neapolu, Star Lauro. Statek ponownie wyruszył w drogę na holu tym razem do Genui, gdzie przyjęto go bardzo, ale to bardzo chłodno. Włosi nadal pamiętali tragedię „Andrea Dorii”, mimo że upłynęło od niej już 30 lat, a sam statek przecież niczemu winny nie był. Statek stał w Genui z niezmienioną nazwą „na sznurku” aż do 1992, kiedy to zdecydowano się skierować go na stocznię i wyprowadzić „na ludzi”.

W 1993 statek otrzymał nazwę „Italia I” ale nosił ją tylko niecały rok. Wtedy to nabył go świeżo powstały armator Nina Cia. Di Navigazione, zmieniając od razu nazwę na „Italia Prima”. Nie żałując pieniędzy przywrócono statek do świetności. Mimo swoich lat, kadłub znaleziono w całkiem dobrym stanie oprócz „amerykańskiego” dziobu, który widać zrobiony był albo przez kiepskich fachowców albo z niewłaściwej stali. Tak czy owak, na doprowadzenie dziobu do dobrej kondycji poszło sporo pieniędzy. Bardzo także przebudowano kształt rufy.

„Italia Prima”


Po oddaniu statku do użytku wyczarterowano go znanej niemieckiej firmie turystycznej Neckermann und Reisen of Germany. W 1999 roku z nową nazwą „Valtur Prima” statek krążył po Karaibach, zawijając także przy okazji do Hawany.

„Valtur Prima”


Kolejna nowa nazwa pojawiła się w roku 2002 i przez dwa lata statek nazywał się „Caribe”, będąc własnością armatora o nazwie Festival Cruiso.

„Caribe”


W 2004 roku nowym właścicielem statku stała się włoska firma Compagnia di Navigazione. Teraz statek nazywał się „Athena”.

„Athena”
,

Kariery stareńkiego ex-Stockholma nie ma końca. W 2013 „Athenę” odkupiła portugalska firma Nina SpA i przemianowała na „Azores”.

„Azores”


ZWODOWANY SZEŚĆDZIESIĄT OSIEM LAT TEMU STATEK NADAL PŁYWA I WOZI PASAŻERÓW!!! A wrak „Andrea Dorii” przez te lata ulegał coraz większej degradacji...

--

Post zmieniony (11-04-20 11:03)

 
15-07-14 08:13  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 151

TYLKO KAPITAN

W leżącym w Zatoce Perskiej porcie Ras Tanura załadowano na hiszpański zbiornikowiec "Urquiloa" 110.000 ropy, przeznaczonej właśnie do Hiszpanii. Rozpoczęta w kwietniu 1976 kolejna podróż nowego, bo zaledwie trzyletniego statku przebiegała rutynowo. Dwunastego maja zbiornikowiec podchodził do portu La Coruna, do którego prowadziły dwa tory wodne (dla obu kierunków ruchu), pozwalające bezpiecznie poruszać się jednostkom z zanurzeniem do 22 metrów. Wyładowana do pełna "Urquiloa" siedziała w wodzie na prawie 20 metrów co oczywiście dawało bezpieczny margines, ale i nakładało jednocześnie obowiązek bardzo starannej i dokładnej nawigacji.

W południe do kapitana dotarły alarmujące wiadomości o nabierani u przez statek - prawdopodobnie po niezauważonym otarciu się o podwodne skały - wody. Groziło to niebezpiecznym powiększeniem się zanurzenia, toteż mający już na burcie pilota zbiornikowiec zaczął wykręcać w kierunku pełnego morza. Tuż obok szedł w asyście holownik.

W trakcie dokonywania zwrotu „Urquiloa” ponownie weszła na skały, co skrajnie pogorszyło i tak już mocno nieciekawą sytuację. Statek zawisł na skałach Yacantes, dokładnie pomiędzy torami wodnymi. Z przechylonego aż o 50 stopni kadłuba zaczęły wyciekać pierwsze tony ropy. Kapitan ogłosił alarm i po chwili 37 marynarzy zebrało się na pokładzie. U burty czekał już na nich holownik, który wkrótce przewiózł wszystkich bezpiecznie na ląd. Na statku pozostali teraz jedynie kapitan i pilot.

W dwie godziny po ewakuacji część dziobową zbiornikowca rozerwały trzy eksplozje. Po chwili nad bezwładnym kadłubem pojawiły się wysokie jęzory ognia, nad którymi wzbijały się w niebo kłęby czarnego, gęstego dymu. Obu znajdujących się wtedy na pokładzie mężczyzn podmuch wyrzucił do wody. Martwe ciało kapitana unosiło się na falach (dwa dni później wyłowił je helikopter), podczas gdy cudem ocalały pilot płynął ku nieodległemu na szczęście lądowi.

Dym nadciągnął nad natychmiast zamknięty dla wszelkiego ruchu port. Na pół zanurzony statek płonął teraz jak ogromna pochodnia a wyciekająca coraz szybciej ropa docierała już do plaż. Armada holowników i innych jednostek wspierana licznymi samolotami rozlewała ogromne ilości detergentów mających neutralizować ropę.

Czternastego maja kolejne eksplozje zapaliły zbiorniki z 80.000 tonami ładunku. Olbrzymie wysiłki strażaków dały jednak wreszcie rezultaty. Ogień w końcu opanowano, kontynuując jednocześnie pośpieszne przygotowania do przepompowywania ocalałej ropy na mniejsze, czekające już w pobliżu zbiornikowce. „Urquiloa” osiadała coraz głębiej i teraz podczas przypływu nad powierzchnię wystawała jedynie górna część nadbudówki. Przy pomocy ryzykujących życiem nurków (pracowali wśród ogromnych bąbli łatwopalnego gazu) podłączano do ocalałych zbiorników węże do wypompowywania ropy. Jednocześnie na plażach toczono rozpaczliwą walkę o środowisko. Straty jednakże były ogromne - później oceniono je na 62 miliony dolarów.

Siedemnastego maja, kiedy w zbiornikach wraka pozostało jeszcze 15.000 ton ropy, przerwano akcję. Ryzyko śmierci nurków stało się zbyt widoczne, jako że wrak otoczony był stale kłębami gazu. Cztery dni później "Urquiloa” przełamała się na pół, co pozwoliło na w miarę szybkie wypompowanie resztek znajdujących się w nim ropy.

Poszarpana dziobową część statku wydobyto w czerwcu i wkrótce zezłomowano. Rufową część wraz z nietkniętą maszynownią uznano jednak za wartą remontu. Wydobyto ją i przeholowano do stoczni, a następnie połączono z wybudowanym specjalnie nowym śródokręciem i dziobem. Elementy te nie zawierały jednakże zbiorników na paliwa płynne, ale zwykłe ładownie do towarów masowych. Po kilku miesiącach stoczniowych prac „nowy” masowiec o wyporności 56.000 ton wyszedł w morze.

„Urquiloa” przed, w trakcie i po...
, ,

--

Post zmieniony (11-04-20 11:04)

 
15-07-14 08:41  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Prawie miesiac urlopu i zaleglosci mi sie zrobily na dwa dni czytania. Przy kawie i innych napojach niewyskokowych. Martwi mnie jedynie zapowiedz, ze cykl tak ciekawych opowiesci mialby sie kiedys skonczyc. Jak to? Toz to niedopuszczalne!

--
pozdrawiam Kuba

 
15-07-14 09:02  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 11:19)

 
15-07-14 09:31  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Akra, to nie koniec ze Stockholmem. W ubiegłym roku kupiły go Portuscale Cruises i wysłały na remont zmieniając znów nazwę na MV Azores. Przewidziany jest na trasę Lizbona - Bremerhaven i do Genui. Staruszek jeszcze popływa :)

Edit: Teraz jeszcze zauważyłem, że jako Athena miał ten statek epizod bojowy. Wybronił się od piratów przy użyciu armatek wodnych - starczyło to do czasu nadciągnięcia pobliskiego okrętu, co skłoniło prawie trzydzieści łodzi pirackich do odstąpienia.
--

Post zmieniony (15-07-14 09:35)

 
15-07-14 10:25  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 11:20)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 35 z 121Strony:  <=  <-  33  34  35  36  37  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024