KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 31 z 121Strony:  <=  <-  29  30  31  32  33  ->  => 
08-07-14 08:06  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 137

NIKT NIE CHCIAŁ POMÓC

W 2002 roku zbiornikowce z pojedynczym poszyciem kadłuba były wciąż niestety eksploatowane na całym świecie i nikt nie miał wątpliwości, że kolejna katastrofa ekologiczna już puka do drzwi. Pytanie tylko kiedy i w jakiej ona będzie skali? Rzeczywistość przyniosła odpowiedź na to pytanie bardzo szybko.

W listopadzie 2002 roku zbiornikowiec „Prestige” – eksploatowany przez Greków, zarejestrowany na Bahama ale z armatorem formalnie mającym siedzibę w Liberii - ciężko sztormował na północny-zachód od hiszpańskiego portu La Coruna. Fakt, że o tej porze i w tym regionie łatwiej o szóstkę w totka niż o dobrą pogodę, toteż załoga nie narzekając nawet zbytnio czekała jedynie na opuszczenie paskudnego akwenu, albo też na odsunięcie się sztormu z ich trasy. Ale morze jakby postanowiło pokazać, kto tu rządzi. Coraz potężniejsze fale atakowały statek wiozący 77.000 ton dwóch rodzajów ciężkiego paliwa.

Wielu ludzi wierzy w pechową trzynastkę, ale od 13 listopada 2002 roku do jej wyznawców z pewnością dołączyła cała załoga „Prestige.” To właśnie tego dnia na skutek niezwykle ciężkiej pracy kadłuba na fali, pękł jeden z dwunastu zbiorników statku!

Wkrótce przechył sięgnął 30 stopni na prawą burtę. Kapitan zbiornikowca nie miał wątpliwości, że ostatecznie wszystko może się skończyć zatonięciem statku, dlatego też wezwał na pomoc hiszpańskich ratowników w nadziei na odholowanie „Prestige” na spokojne wody któregoś z portów. Lokalne władze Galicji – północno-zachodniego rejonu Hiszpanii – nie wyraziły jednak na to zgody, domagając się od kapitana uszkodzonego statku odejścia jak najdalej od ich wybrzeży. Do akcji wkroczył także z kolei zaalarmowany rząd Francji, również domagając odejścia statku. Najlepiej na południe, w rejon Portugali – byle dalej od ich kraju…

Wywołani do tablicy Portugalczycy nie mieli zamiaru cierpieć za Hiszpanów i Francuzów. Portugalska marynarka wojenna otrzymała pilny rozkaz niedopuszczenia „Prestige” w pobliże swego kraju. Każdy myślał jedynie o sobie, jakby nie dopuszczając do myśli, że uszkodzony wielki statek nie może po prostu zostać sam na łasce żywiołu.

24 z 27 członków załogi ewakuowały helikoptery. Na statku pozostali teraz jedynie kapitan, starszy oficer i starszy mechanik.

W końcu nastąpił kolejny etap tragedii. Prawa burta rozerwała się na długości 12 metrów. Tak naprawdę dopiero teraz do wody zaczęły przedostawać się wielkie ilości przewożonego paliwa.

Rozbity statek nadal był pozostawiony samemu sobie i w końcu 19 listopada nad ranem osłabiony kadłub przełamał się na pół, w ciągu niewielu godzin wypuszczając do morza kolejne, ogromne ilości swego ładunku. W tym dramatycznym momencie statek znajdował się zaledwie o 250 kilometrów od hiszpańskiego wybrzeża. Wybrzeża, do którego tego właśnie ranka dotarły pierwsze potężne porcje ładunku, który wydobył się z „Prestige” w dniu, gdy statek po raz pierwszy uległ siłom natury.

Helikopter podjął z tonącego statku obu oficerów oraz kapitana Apostoloa Mangourasa, który na lądzie z miejsca został aresztowany pod zarzutem braku współpracy z ratownikami (nie uruchomił natychmiast maszyn i nie odszedł uszkodzonym statkiem w głąb oceanu, jak mu kazano) oraz zanieczyszczenia środowiska.

Przez następne miesiące tysiące ochotników walczyło o ratunek dla fatalnie zanieczyszczonego środowiska w Hiszpanii i we Francji. Podczas niezwykle ciężkiej pracy tych nieocenionych cichych bohaterów nie tylko w końcu usunięto bezpośrednie rezultaty zagłady „Prestige”, ale także – niejako dodatkowo – zajęto się całym lokalnym środowiskiem. W wyniku owej masowej pracy ochotników, po roku plaże Galicji otrzymały więcej „Błękitnych Flag” (przyznawanych plażom o najwyższym standardzie) niż przed katastrofą!

Ale na razie z leżącego na dnie wraka nadal wydobywał się niebezpieczny ładunek. Jak obliczono, dzień w dzień na powierzchnię wydobywało się 125 ton oleju napędowego. Wraka nie zostawiono zatem samemu sobie, stopniowo wypompowując spod wody resztki jego ładunku. Użyto w tym celu specjalnych aluminiowych zbiorników napełnianych pod wodą i następnie unoszonych przy pomocy powietrznych poduszek na powierzchnię, gdzie czekały już małe zbiornikowce. Pomimo takich bardzo kosztownych działań (wydano około 100 milionów euro), końcowe obliczenia mroziły krew w żyłach: ponad 80 % z przewożonych 77.000 ton wylało się na plaże, głównie galicyjskie.

Zanieczyszczeniom uległo 1140 plaż, 2900 kilometrów hiszpańskiego i francuskiego wybrzeża, śmierć poniosło około 200 tysięcy ptaków.

W 2013 roku podano, iż konsekwencje katastrofy kosztowały rząd hiszpański 368 milionów euro, 145 milionów wydał samorząd Galicji, a do tego doszło 68 milionów euro zapłacone przez Francję.

Powszechnie krytykowano hiszpański rząd za odmowę zaholowania statku do portu. Zajęto się także pojedynczymi kadłubami zbiornikowców, uznając je za nie do zaakceptowania w XXI wieku. Hiszpania wystąpiła o 700 milionów dolarów odszkodowania od American Bureau of Shipping, klasyfikatora, który mówiąc w skrócie „dał statkowi papiery na pływanie”.

Wyjątkowo dugo trwał proces kapitana Mangourasa. W końcu w 2013 roku uwolniono go od zarzutu zanieczyszczenia środowiska, za to uznano go innym winnym nie postąpienia zgodnie z poleceniami hiszpańskich służb ratowniczych (odmowa natychmiastowego odejścia w głąb Atlantyku). Mający w chwil ogłoszenia wyroku 78 lat kapitan, został skazany na dziewięć miesięcy wiezienia. Jednocześnie zawieszono uwięzienie, a to ze względu na jego wiek.

„Prestige”...


...i kolejne fazy tonięcia statku
, ,

, , ,

--

Post zmieniony (11-04-20 10:52)

 
08-07-14 08:07  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 138

JAK ZATONAŁ „ADMIRAL KARPFANGER”?

Niemiecki szkolny żaglowiec "Admiral Karpfanger" rozpoczął swoją karierę w roku 1908 Jako belgijski "L’Avenir". Pod banderą tego kraju bardzo duży, bo wypierający aż 2853 tony czteromasztowy bark służył przez całe dwadzieścia lat, budząc we wszystkich portach świata podziw dla swej pięknej, tchnącej wręcz dostojnością sylwetki. W latach trzydziestych statek kupił fiński armator Gustaf Erikson, posiadający juz niewielką flotę żaglowców. Wkrótce potem wielki niemiecki armator Hamburg-Amerika Co. zaczął rozglądać się za odpowiednim statkiem do szkolenia przyszłych oficerów na swe pasażerskie liniowce. W 1937 roku na barku noszącym teraz nazwę "Admiral Karpfanger" podniesiono niemiecką banderę.

Pierwsza podróż prowadziła do Australii, którą statek osiągnął bez żadnych przygód po drodze. Drugiego lutego 1938 roku żaglowiec opuścił leżący w południowej części kontynentu Port Germein, kierując się wokół przylądka Horn ku swej nowej ojczyźnie. W ładowniach znajdowało się ponad 40 tysięcy worków pszenicy, jako że mający szkolną funkcję statek miał zarabiać na siebie sam (podobnie zresztą jak nasz przedwojenny "Lwów"). Załogę stanowiło 27 marynarzy, a uzupełniało tę liczbę 33 kadetów. Żaglowiec był znakomicie wyekwipowany, po niedawnym przeglądzie stoczniowym - słowem w pełni zdolny do żeglugi po najtrudniejszych nawet akwenach. Dwunastego marca, po 32 dniach podróży, "Admiral Karpfanger" potwierdził otrzymanie przeznaczonego dla siebie sygnału, po czym zamilkł na zawsze. Po kolejnych kilkunastu dniach zaniepokojony armator wszczął alarm.

W domniemanym czasie okrążania przez żaglowiec przylądka Horn, frachtowiec "Durham" zgłaszał napotkanie mnóstwa gór lodowych, ale ani z jego pokładu, ani z żadnego innego statku nie spostrzeżono "Admirała". Żadnego rezultatu nie przyniosła również akcja argentyńskiego statku ratowniczego "Bahia Blanca", który starannie przeszukał brzegi zarówno stałego lądu jak i licznych wysepek Ziemi Ognistej. Nadzieja znalezienia tam rozbitków nie znalazła niestety potwierdzenia. Co bardziej zastanawiające, nie natknięto się również na jakiekolwiek szczątki drewnianego przecież statku, co było sporym zaskoczeniem. Jeśli żaglowiec zatonął - a co do tego nikt już nie miał wątpliwości - morze musiało przecież wyrzucić jakieś jego fragmenty na brzeg?

Jak się później okazało, wobec ogromnej długości linii brzegowej do sprawdzenia, Argentyńczycy przegapili ewidentny dowód smutnego końca barku: w jakiś czas potem na plaży wyspy Navarin natknięto się przypadkowo na fragmenty statku, bez wątpienia pochodzące z "Admirala Karpfangera". Jak doszło do nieszczęścia które pochłonęło sześćdziesiąt ludzkich istnień, możemy jedynie domniemywać. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, żaglowiec zderzył się w nocy z górą lodową, a ci z obecnych na jego pokładzie którzy nie poszli razem ze statkiem na dno, zamarzli błyskawicznie w lodowatej wodzie.

"Admiral Karpfanger"


--

Post zmieniony (11-04-20 10:53)

 
08-07-14 09:58  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Łosiu 

Na Forum:
Relacje w toku - 1
Relacje z galerią - 3
Galerie - 1


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 2
 

a nie masz tam weselszych opowieści? Przeciez na morzu zdarzają sie pewnie i inne rzeczy, wiele jest książek pełnych zabawnych anegdot, chyba nie były wszystkie zmyslone.. albo jakieś cudowne ocalenia.. a nie tylko śmierć, zniszczenie i nieszczęścia...

--
Się robi: coś...
skończone ORP Błyskawica 1:300 MO , OS2U Kingfisher 1:33 Orlik , Nowgorod 1:200 Pro-Model , Kamow A-7 1:33 Orlik , TKS 1:25 GPM , Od2 1:25 Modelik

 
08-07-14 10:23  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 11:14)

 
08-07-14 22:27  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Lennart 

W Rupieciarni:
Do poprawienia - 1


 - 1

Akra, a ja poproszę o jeszcze więcej :) I raczej nie jestem w tej prośbie osamotniony :) Z resztą, Twoje opowieści pełnią także ważną funkcję- pomagają w kontemplacji herbaty, kawy i innych napojów, uprzyjemniają chwile wytchnienia przy pracach remontowych, wypełnianiu ton zbędnych papierzysk... A przede wszystkim są lekturą świetną samą w sobie :) I dziękuję za dotychczasowe historie jak i z niecierpliwością czekam na kolejne :)

--
Pozdrawiam,
Lennart

 
08-07-14 23:59  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Lektura wyśmienita! Pod Lennartem podpisuję się oboma rencoma.... - to po tym "innym napoju" na upały ;-)
Tylko ile tematów do działu zagadek przepada - che, che, che...

 
09-07-14 08:24  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 139

BETONOWIEC Z JEZIORA DĄBIE

Liczący 90 m długości szary kadłub tajemniczego statku leży na mieliźnie w północnej części jeziora Dąbie. To wrak nigdy nie dokończonego statku zbudowanego z betonu. Kadłub z wielkimi – wypełnionymi częściowo wodą - ładowniami wskazującymi na to iż miał być to klasyczny frachtowiec, od lat jest jedną z atrakcji dla żeglujących po Dąbiu. Turyści cumują przy burcie, wchodzą na pokład, robią pamiątkowe zdjęcia, odpoczywają.

Parę lat temu ktoś wymalował na burcie wielki napis U. FINSTERWALDER (Ulrich Finsterwalder, szef projektu budowy betonowców). Nie jest to jednak prawdziwa nazwa. Prawdziwy „Ulrich Finsterwalder” miał być zbiornikowcem transportującym w latach wojny paliwo z pobliskiej fabryki benzyny syntetycznej w Policach, ale w rezultacie alianckich nalotów nigdy go jednak nie ukończono. Obecnie wrak statku leży na dnie Zatoki Pomorskiej. A co do prawdziwej nazwy betonowca z Dąbia wciąż nie ma stuprocentowej pewności.

Skąd w ogóle ten niezwykły jak na statek materiał budowlany? Z próby oszczędności przez Niemców cennej w warunkach wojennych stali (planowano także budowę betonowych parowozów!) . Poza tym beton miał też inne zalety. Był tańszy, kadłub łatwiejszy do naprawy nawet w przypadku dużego uszkodzenia, a cały statek znacznie stabilniejszy. Betonowy statek miał jednak dość poważną wadę: znacznie większą wagę. By przewieźć taką samą ilość towaru ile statek ze stali, musiał być znacznie większy.

Oglądając szczeciński betonowiec można zrozumieć, w jaki sposób takie statki budowano. W miejscach gdzie beton się wykruszył widać gęsto rozmieszczone pręty zbrojeniowe, takie jakie można zobaczyć przy stawianiu licznych lądowych obiektów. Całość konstrukcji wymuszała budowę kadłuba do góry dnem. Najpierw stawiano w suchym doku drewniany szkielet, na to siatka prętów zbrojeniowych a na końcu całość zalewano płynnym betonem. Po wyschnięciu należało jedynie kadłub odwrócić, rozebrać wewnętrzny drewniany szkielet i wpuścić do doku wodę.

Niemcy próbowali rozpocząć seryjną produkcję takich jednostek, a jedna ze stoczni znajdowała się w Darłowie. W czasie wojny w pracochłonnym procesie budowy brali udział przymusowi robotnicy. Nie wiadomo niestety, jak liczna flota betonowców powstała. Mówi się o sześciu jednostkach. Jedna z nich to właśnie zatopiony w morzu niedaleko Wisełki prawdopodobny „Ulrich Finsterwalder”.

Drugą był betonowiec z jeziora Dąbie. W ostatnich dniach wojny miał posłużyć jako blokada toru wodnego Szczecin-Świnoujście. Spotykane niekiedy stwierdzenia iż statek – a raczej jego kadłub – zatonął w wyniku bombardowania nie mają żadnego potwierdzenia w wyglądzie wraku: nigdzie nie ma na nim śladu po bombach.

Ostatecznie coś z planami blokady toru nie wyszło, bo statek spoczął wreszcie na dnie jedynie na jego skraju. Pomimo tego był jednakże dla innych statków niebezpieczną przeszkodą. Na przełomie lat 50. i 60. zapadła decyzja o jego podniesieniu i przeholowaniu na ubocze, czyli na pobliskie jezioro Dąbie. Tam został osadzony na mieliźnie. I tu zaczyna się mniej znany wątek historii statku.

Otóż w połowie lat 70. statek na własne potrzeby chciała adaptować Stocznia Szczecińska im. Adolfa Warskiego. Pomysł polegał na tym, by betonowy kadłub zmienić i w pływający basen lub baseny w poszczególnych ładowniach. Miał służyć do wypoczynku stoczniowców i ich rodzin. Prace projektowe rozpoczęły się, a sam kadłub został nawet przeholowany do stoczniowego nabrzeża. Tu jednak w niejasnych okolicznościach zatonął. Być może była to wina jakiejś nie do końca załatanej nieszczelności | lub zalania falą powstałą przy wodowaniu jednego ze statków.

To zniechęciło stocznię do dalszych prac. Jednostkę podniesiono z dna i odholowano w stare miejsce, czyli na północny odcinek jeziora Dąbie. Jest tu stosunkowo płytko jak na taki statek. Głębokość to około 3 m. Przy wysokości burty betonowca sięgającej 6,5 m nie ma się co dziwić, że dziś sprawia on wrażenie jakby najzupełniej normalnie unosił się na wodzie.

Szczeciński betonowiec jest rarytasem, bo chociaż nie jest jakimś światowym wyjątkiem (statki z betonu powstawały także w USA), to biorąc pod uwagę wielkość, tajemniczą historię i obecny niesamowity wygląd stanowi olbrzymią atrakcję. Ci, którzy do niego dopływają, wdrapują się na jego pokład po stalowej drabince przymocowanej do lewej burty. Na górze trzeba bardzo uważać. Trzy duże ładownie nie są zabezpieczone, za to w sporej części wypełnione wodą. Ich kształt i uformowanie wykluczają samodzielne wydostanie się z nich. Po nadbudówce nie ma śladu, jest jedynie zaznaczony jej zarys. Najwyraźniej nie zdążono już jej zainstalować.

Ktoś namęczył sie solidnie, aby namalować na kadłubie złą nazwę...


, , ,

Doskonale widoczna konstrukcja kadłuba pozwala obecnie na bezpieczne wejście na wrak
, ,

Wpadnięcie do niezabezpieczonych ładowni grozi utonięciem, jeśli nie będzie na pokładzie kogoś wystarczająco silnego z liną
,

Albo wiatr nawiał przez lata ziemię na dziób statku, albo ktoś tam specjalnie ja dowiózł i wysypał. Tak czy owak, na dziobie wyrosło – słabo co prawda zakorzenione w płytkiej ziemi – drzewo oraz sporo innej roślinności
, ,

--

Post zmieniony (11-04-20 10:54)

 
09-07-14 08:25  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 140

„TRESHER” NIE ODPOWIADA

Dziesiątego kwietnia 1963 roku odbywały się podwodne ćwiczenia nowoczesnego amerykańskiego okrętu podwodnego o napędzie nuklearnym „Tresher". Na pokładzie jednostki znajdowało się 16 oficerów, 96 marynarzy oraz 17 cywilnych inżynierów, mających za zadanie zbadać możliwości okrętu - razem 129 osób, dowodzonych przez doświadczonego porucznika-komandora Johna W. Harveya.



Zwodowany zaledwie 3 lata wcześniej „Tresher" znalazł się na wyznaczonym akwenie w towarzystwie asystującego mu ratowniczego okrętu podwodnego „Skylark”. Zadaniem tego ostatniego było zadbanie, aby po zanurzeniu się „Treshera” w okolicy nie przechodził żaden statek. W teorii miał także nieść w razie czego pomoc załodze „Treshera”, mając wyposażenie do ewakuacji ludzi z zatopionych okrętów podwodnych. Wobec głębokości jednakże oceanu w tym miejscu - ponad trzy kilometry – taka możliwość oczywiście nie wchodziłaby w grę, z czego wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę.

O 6:35 dowodzący „Tresherem” komandor John Harvey zgłosił gotowość zanurzenia na maksymalną dozwoloną głębokość wynoszącą około 300 metrów. Na pośredniej głębokości 120 metrów okręt miał chwilowo wstrzymać proces zanurzenia, sprawdzając szczelność wszelkich urządzeń. Po godzinie i dziewięciu minutach Harvey zameldował o zejściu na „połowę testowego zanurzenia, potem na trzy czwarte”. Nie podawał konkretnych liczb, ponieważ w pobliżu znajdowały się liczne rosyjskie trawlery, wśród których można było spodziewać się elektronicznego szpiega.

Próby przebiegały pomyślnie aż do 9:02, kiedy to „Skylark" poprosił o potwierdzenie obranego kursu. W odpowiedzi z głębin nadeszła niepokojąca wiadomość: „Mamy małe kłopoty. Przegłębienie właściwe. Usiłuję przedmuchać [balasty, w celu wynurzenia się]. Będę was informować".

Następne meldunki nie napływały, co można było zrozumieć jako fakt, że w najwyraźniej krytycznej sytuacji nikt nie miał do tego ani głowy, ani czasu. Na „Skylarku" nie spodziewano się jednak najgorszego. Pomimo upływu kilkunastu minut „Tresher" nie ukazywał się na powierzchni, usłyszeć można było za to spod wody dźwięki szasowania balastów. Dowodzący „Skylarkiem" porucznik Watson wysłał natychmiast zapytanie „Czy kontrolujecie sytuację? Czy kontrolujecie sytuację?". Bez odpowiedzi aż do 9:17, kiedy to dało się usłyszeć mocno zniekształconą wiadomość, spośród której zrozumiano jedynie trzy słowa: „przekroczona" [prawdopodobnie maksymalna dopuszczalna głębokość zanurzenia] oraz „test zanurzenia". Potem zapadła cisza.

Na miejsce pośpiesznie przybyły jednostki ratownicze. Wkrótce niszczyciel „Warrington" znalazł pływające czerwone i żółte rękawiczki - takie same, jakich używano na amerykańskich okrętach podwodnych w przedziale reaktora. Na powierzchnię wypłynęło też sporo plastikowych fragmentów obudowy z tego samego przedziału. Kawałki korkowej izolacji oraz plama ropy uzupełniały listę śladów.



„Tresher" mógł zanurzyć się maksymalnie na około 360 metrów, podczas gdy ocean w tym miejscu był ośmiokrotnie głębszy. Jasne stało się dla wszystkich, że zmiażdżony ogromnym ciśnieniem kadłub leży gdzieś tam na dnie ze 129 ciałami wewnątrz. Po kilku miesiącach batyskaf „Trieste" odnalazł wrak pierwszego straconego okrętu podwodnego o napędzie atomowym. Wykonane fotografie przedstawiały kiosk, kawałki kadłuba (częściowo wtłoczonego w piasek) oraz liczne szczątki leżące na dnie.

Wrak „Treshera”. Pionowy ster na rufie


Co do przyczyny nieszczęścia można było tylko spekulować. Ostatecznie eksperci przyjęli, że prawdopodobnie zawiódł system rurociągów słonej wody, w rezultacie czego zalaniu uległa maszynownia a potem jeszcze kilka przedziałów. Reszty dokonało rosnące z każdym metrem ciśnienie.



Post zmieniony (11-04-20 10:54)

 
09-07-14 09:56  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 11:14)

 
09-07-14 11:28  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 11:02)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 31 z 121Strony:  <=  <-  29  30  31  32  33  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024