Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 125
TRAGICZNA POMYŁKA
W 1941 roku naszą niewielką marynarkę wojenną dotknęło kolejne osłabienie. Tym razem z linii trzeba było wycofać okręt podwodny „Wilk”. Wymagająca ciągłych remontów i mocno zużyta jednostka przeszła wkrótce do rezerwy jako okręt szkoleniowy. Fakt ten spowodował „bezrobocie” sporej grupy dobrze wyszkolonych podwodniaków. Część z nich miała wprawdzie objąć wkrótce właśnie budowany w Anglii okręt (późniejszy „Sokół”), ale dla pozostałych wciąż nie było widoków na zamustrowanie.
Wtedy to właśnie Amerykanie zaoferowali Wielkiej Brytanii stare okręty podwodne typu „S” i „R”. Budowane na początku lat dwudziestych przestarzałe jednostki nie wzbudziły entuzjazmu w Londynie. W rezultacie zdecydowano się wziąć na próbę tylko po jednym okręcie każdego typu. Jeden z nich mieli obsadzić Polacy.
Uroczyste przejęcie S-25 nastąpiło w amerykańskiej bazie New London 4 listopada 1941 roku. Okręt otrzymał znak rozpoznawczy P-551 i nazwę „Jastrząb”. Dowódcą został kapitan Bolesław Romanowski. Wkrótce 19-letni okręt wraz z obsadzonym przez Brytyjczyków P-511 (ex R-3) ruszył przez Atlantyk do Europy. W brytyjskiej bazie oba okręty zostały dokładnie obejrzane i poddane próbom. Ogólna ocena wypadła źle i w rezultacie Brytyjczycy zrezygnowali z dalszych okrętów klasy „R”, przyjmując jedynie dalsze cztery jednostki klasy „S”. Ze względu jednak na przestarzałą konstrukcję, wyznaczono im zadania szkoleniowe.
„Jastrzębia miał jednak czekać zwykły wojenny żywot, ponieważ kapitan Romanowski nie wyraził zgody na szkoleniowy charakter okrętu.
Pierwszym bojowym zadaniem miała być osłona idącego do Murmańska konwoju. Dwudziestego drugiego kwietnia 1942 roku „Jastrząb” opuścił Szkocję, kierując się ku Szetlandom. Czekały już na niego trzy inne okręty podwodne (brytyjski, francuski i norweski). Ta międzynarodowa kompania miała rozstawić się pomiędzy północno-zachodnim wybrzeżem Norwegii, a trasą konwoju. Zadaniem całej czwórki było atakowanie kierujących się ku konwojowi jednostek Kriegsmarine.
Ponieważ każdemu okrętowi podwodnemu przydzielono własny sektor, nie groziło im wzajemne pomyłkowe zaatakowanie się. Także okręty eskortujące konwój wiedziały o podwodnej osłonie: rozkazy mówiły wyraźnie, iż w związku z tym w wyznaczonych sektorach nie można atakować żadnego okrętu podwodnego. Dodatkowo podano do wiadomości sygnał rozpoznawczy podwodnej osłony – żółte świece dymne.
Już 27 kwietnia dał znać o sobie wiek „Jastrzębia”. W trakcie ucieczki pod wodę przed niezidentyfikowanym samolotem nastąpiło zacięcie sterów głębokości. W rezultacie okręt opadł aż na 73 metry, podczas gdy kadłub teoretycznie winien wytrzymać jedynie ciśnienie panujące na 61 metrach! Szczęśliwie skończyło się na strachu.
Pech jednak nie opuszczał starego okrętu. Przy kolejnym alarmowym zanurzeniu złamał się jeden z odwietrzników i nawalił lewy (szybko naprawiony) silnik. Wkrótce dołączyły się kolejne zmartwienia. Złamał się lewy ster głębokości, a stałe kłopoty z prawidłowym wyważeniem okrętu mogły mieć w krytycznej sytuacji nieobliczalne konsekwencje. Bez wątpienia obsadziliśmy i wysłaliśmy w bój okręt, który powinien raczej przymierzać się do roli eksponatu muzealnego...
Na początku maja idący na wschód konwój napotkał na swej drodze gęsta krę i lodowe góry, w związku z czym odchylił swój kurs o kilkadziesiąt mil na południe. Oznaczało to wejście w sektor patrolowany przez „Jastrzębia”. Ponieważ obowiązywała cisza radiowa, Polacy nie zdawali sobie sprawy ze zmiany sytuacji. No, ale w końcu mieli pełne prawo czuć się bezpieczni. Eskortę konwoju wciąż obowiązywały przecież jednoznaczne rozkazy. Nie atakować ŻADNEGO okrętu podwodnego w czterech wyznaczonych akwenach!
Nadszedł 2 maja. O 19:40 na zanurzonym właśnie „Jastrzębiu” usłyszano szum śrub. Przez okular peryskopu Romanowski ujrzał dwa – bez żadnych wątpliwości własne – okręty. Jednym z nich był najwyraźniej idący do ataku niszczyciel.
Nie było czasu na wynurzenie się. Wystrzelona świeca dymna juz po kilku sekundach rozścieliła na powierzchni morza gęsty, żółty dym. Ale niszczyciel nie zareagował na ustalony sygnał! W wodę poszła seria bomb głębinowych.
Okręt zszedł na 23 metry i strzelił kolejną świecę. Znów bez skutku. W pobliżu wybuchły nowe bomby. I znów. Zgasły światła, a z rozbitych baterii zaczął wydobywać sie duszący chlor. Awaryjne wynurzenie!
Jeszcze okręt nie ukazał się w całości na powierzchni, a już na pokład wyskoczył dowódca. Rzut oka wokół. Dwieście metrów od „Jastrzębia” znajdował się trałowiec, a na ośmiuset kręcił się stary, amerykańskiej budowy niszczyciel. Oba ostrzeliwały nasz okręt z broni maszynowej. Od ciężko ranionego angielskiego sygnalisty lampę aldisa przejął inny obecny na „Jastrzębiu” Anglik - radiotelegrafista. Sekunda i padł przeszyty pociskami. Ranny w nogi Romanowski usiadł trzymając jak najwyżej nad głową polską banderę.
Prze otwarte włazy na górę zaczęła wychodzić załoga. Znajdujące sie zaledwie o 50 metrów okręty postrzelały jeszcze trochę, po czym wreszcie przerwały ogień. Po chwili z niszczyciela rozległ się głos: „Are you German?” (Czy jesteście Niemcami?).
„We are Polish submarine Jastrząb. Can’t you see P-551, bloody fool?” (Jesteśmy polskim okrętem podwodnym Jastrząb. Czy nie widzicie P-551, cholerni głupcy?), brzmiała odpowiedź Romanowskiego. Cisza. Kapitan rozejrzał się po pomoście. Czterech zabitych (piąty umarł następnego dnia) i sześciu rannych. I wszędzie krew. Mnóstwo krwi.
„Jastrząb” był już nie do uratowania. Na podchodzące ku niemu szalupy przeniesiono zabitych i rannych. Po dalszych dwudziestu minutach okręt zatonął.
Sprawcami tragedii okazały sie być norweski (ex-amerykański) niszczyciel „St.Albans” oraz brytyjski trałowiec „Seagull”. Dowódców obu tych okrętów uznano później całkowicie winnymi zatopienia „Jastrzębia”. Okazało się przy okazji, że kapitan „St. Albans” nie wiedział o znaczeniu żółtych świec i w rezultacie sygnały naszego okrętu uznał na z niemiecki podstępny trik...
Po kilku miesiącach ocaleli polscy marynarze objęli nowiutki brytyjski okręt podwodny, nazwany „Dzik”. I dopiero wtedy opuścił ich nękający od początku wojny pech...
Okręt jeszcze jako amerykański S-25
Objęcie okrętu przez polska załogę
To te okręty zatopiły „Jastrzębia”: „St. Albans”
i „Seagull”
--
Post zmieniony (11-04-20 10:41)
|