KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 23 z 121Strony:  <=  <-  21  22  23  24  25  ->  => 
18-06-14 22:39  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Janisz 

W Rupieciarni:
Do poprawienia - 1
 

Szanowny Przyjacielu Akra,

Chcialbym zglosic protest morski do opowiesci nr.87........ niestety ale mocno pomieszales Kolego.
"Seawise Giant" nie poszedl wtedy na plaze tylko zostal wyremontowany i plywal jeszcze ponad 20 lat jako "Jahre Viking"vel "Knock Nevis" i na koniec "Mont". Na plaze wjechal w 2009 roku. Moj koles byl na nim pod koniec sluzby za 3-go offa.
Kolejny o bardzo podobnej nazwie "Sea Giant" ex"Prairial" vel "Hellas Fos" takze poszedl na zylety w XXI wieku w 2003 roku. Moj kolejny znajomy (swiat jest malutki) plywal na nim za 2nd albo c/o w 1998.
Jego blizniaki poszly na zylety w latach 1983-86 czyli przed atakiem.

Podejrzewam ze pomylilo sie Tobie z owa nieszczesna "Barcelona" ktora rzeczywiscie po tym ataku poszla na zylety.

http://echomon.co.uk/top-15-worlds-largest-ships/
http://www.aukevisser.nl/supertankers/part-1/id300.htm

--
Janisz
---------------------
Verbum nobile debet esse stabile. (łac.)

Przysłowie staropolskie: Słowa honoru należy dotrzymywać.

 
18-06-14 23:08  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 99

W POŚCIGU ZA "ALTMARKIEM"

Teoretycznie „Altmark” był zwykłym niemieckim zbiornikowcem. W rzeczywistości przekazywano na niego jeńców z zatopionych przez pancernik „Admirał Graf Spee” brytyjskich statków handlowych. Warunki życiowe jeńców były fatalne. Stłoczeni w pustej ładowni cierpieli z braku dostatecznej ilości powietrza oraz ciągłego sztucznego oświetlenia, a co najgorsze, silnie nagrzane w tropiku burty i stalowy pokład powodowały wzrost temperatury prawie nie do zniesienia. Odpowiedzialny za jeńców młody oficer starał się za wszelka cenę wykazać swoją ważność, skazując przy byle okazji winnych najbłahszych nawet wykroczeń przeciwko surowemu regulaminowi, na trzydniowe życie jedynie o chlebie i wodzie.

Po samozatopieniu hitlerowskiego korsarza na redzie Montevideo, „Altmark” rozpłynął się jak widmo na wodach Atlantyku. Intensywne poszukiwania Brytyjczyków mające doprowadzić do uwolnienia kolegów spaliły na panewce. Gdzie do licha się podział?

Kapitan Heinrich Dau miał rzeczywiście dużo szczęścia. Jego statek przedostał się niezauważony z południowego Atlantyku aż na samą północ. Po opłynięciu Islandii, 14 lutego 1940 roku „Altmark” znalazł się na wodach terytorialnych Norwegii. Zatrzymany został tam na chwilę przez norweski patrolowiec. Kapitan Dau jako dowódca pomocniczej jednostki Kriegsmarine odmówił poddania się inspekcji, zaprzeczając jednocześnie obecności jakichkolwiek jeńców na pokładzie Ale jego pozycja została podana przez Norwegów brytyjskiemu attache morskiemu w Oslo, a ten natychmiast zawiadomił o tym swój rząd.

Wejście na wody neutralnego państwa stanowiło ewidentne pogwałcenie międzynarodowego prawa, jako że statek przewoził 299 jeńców. Kolejne próby kontroli podjęte przez Norwegów nie doprowadziły do ujawnienia prawdziwej roli “Altmarka”. Od tej pory jednakże dwa małe norweskie okręty towarzyszyły Niemcom jak cienie w drodze po wodach terytorialnych. Chodziło tu o niedopuszczenie do otwartego złamania neutralności kraju.

*

Komandor Philip Vian dowodził zespołem składającym się z krążownika „Arethusa” oraz pięciu niszczycieli z idącym na czele „Cossackiem”. To właśnie jemu przypadło zadanie odszukania „Altmarka”. Wkrótce nadeszły dwa sprzeczne ze sobą meldunki z samolotów rozpoznawczych. Każdy z nich należało bezwzględnie sprawdzić. Vian rozdzielił swój zespół. Po kilku godzinach okazało się, że jednym z podejrzanych obiektów jest szwedzki frachtowiec. Ten drugi winien być zatem „Altmarkiem”!

„Cossack”


Wkrótce z „Arethusy” dojrzano jakiś statek w asyście dwóch torpedowców. Sygnał nakazujący zastopowanie pozostał zlekceważony. Czyżby kapitan Dau, sam złamawszy neutralność Norwegii sądził, że Brytyjczycy zawahają się uczynić to samo? Zbiornikowiec wszedł w głąb fiordu. Torpedowce stanęły przy jego wejściu, jakby chciały zapobiec militarnemu starciu na własnych wodach.

Zapadł zmrok. W pobliżu norweskich jednostek zastopowały trzy brytyjskie niszczyciele. Vian oświadczył dowódcy torpedowca „Kjell”, iż na „Altmarku” znajdują się brytyjscy jeńcy, i że ma zdecydowany zamiar uwolnić ich. W odpowiedzi Norweg zapowiedział użycie broni, gdyby brytyjskie okręty zaczęły wchodzić do portu. Sprawa stała się zbyt poważna jak na kompetencje Viana.

Zaszyfrowana informacja poszła drogą radiową do Londynu. Po trzech godzinach Winston Churchill, Pierwszy Lord Admiralicji, przesłał jednoznaczną instrukcję. Vian otrzymał rozkaz zaproponowania Norwegom wspólnego odprowadzenia „Altmarka” do Bergen, gdzie poddany byłby brytyjsko-norweskiej inspekcji. W przypadku braku zgody na tę propozycję, Vian upoważniony został do uwolnienia jeńców siłą. Ewentualna militarna akcja Norwegów miała się spotkać z natychmiastową zbrojną ripostą. Rezultat tak nierównego starcia był zresztą nader łatwy do przewidzenia. Dowódca „Kjella” zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Ustępując przed przeważającą siłą, zrezygnował z jakiegokolwiek przeciwdziałania.

„Cossack” wszedł w głąb fiordu. Tam, z przodu, stał wśród lodowej kry „Altmark”. Niespodziewanie silny reflektor z niemieckiego statku oślepił ludzi na mostku niszczyciela. Pomimo tego „Cossack” zręcznie dobił do burty Niemca. Co do dalszego przebiegu wydarzeń wypadków znane są dwie skrajnie różniące się wersje.

„Cossack” podchodzi do „Altmarka”


„Altmark” już po brytyjskiej akcji

,

Według Brytyjczyków Dau poddał swój statek, ale pomimo tego kilku niemieckich marynarzy po przejściu lodem na brzeg otworzyła do niszczyciela ogień z pistoletów maszynowych. Natychmiastowa odpowiedź spowodowała śmierć sześciu Niemców i zranienie kolejnej szóstki. Otworzono ładownię „Altmarka”, po czym 299 jeńców przeszło na bezpieczny pokład „Cossacka”. Byli wolni!

W wersji Daua natomiast, na pokład „Altmarka” przeskoczyła grupa abordażowa, otwierając z miejsca ogień w kierunku bezbronnych niemieckich marynarzy. Ostrzeliwano nawet tych, którzy po lodzie uciekali ku lądowi. Ostatecznie Dau doliczył się siedmiu zabitych i jednego zaginionego.

Niemcy schodzą na ląd, niosąc trumny z ciałami swych kolegów

Niezależnie od tego, kto mówił prawdę, Vian odniósł niewątpliwy sukces i słusznie doczekał się gratulacji Churchilla. Niemcy wszczęli po całej historii ogromną akcję propagandową, protestując przeciwko bezczelności, z jaką Brytyjczycy złamali neutralność Norwegii. Określenia „piraci” i „mordercy” były najczęściej używanymi epitetami. Oczywiście tupet Niemców był ewidentny. To przecież oni pierwsi złamali prawo międzynarodowe! I dlatego też całość wydarzeń najlepiej podsumuje fragment oficjalnego oświadczenia brytyjskiego: „Niemiecki statek wpłynął na neutralne wody, aby złamać prawo, brytyjski - aby ten plan pokrzyżować, taka jest różnica”.

Trudno nie przyznać temu racji.

Post zmieniony (03-07-20 11:41)

 
18-06-14 23:08  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 100

BEZ OFIAR

W pamiętnym dla nas wrześniu 1939 roku Holendrzy wodowali swój kolejny statek pasażerski. „Oranje” miał łączyć Stary Kontynent z Indiami Holenderskimi, ale na przeszkodzie stanęła temu wojna. W charakterze obsadzonego przez Australijczyków statku szpitalnego, liniowiec przesłużył pracowicie następne lata, wracając dopiero w 1946 roku na linię Amsterdam – Indonezja.

W 1964 roku statek sprzedano znanemu włoskiemu armatorowi Achille Lauro Lines, który po przebudowie i modernizacji w Genui nadal mu tradycyjnie dla siebie "rodzinną" nazwę "Angelina Lauro". Odświeżony liniowiec mogący zabrać 1616 pasażerów, obsługiwać miał teraz bazujące na emigrantach połączenie pomiędzy Southampton a Sydney. Ponieważ jednak liczba emigrantów do Australii malała gwałtownie z roku na rok, skierowano "Angelinę" po pewnym czasie na lukratywnie zapowiadający się akwen Morza Karaibskiego.

W marcu 1979 roku statek wyszedł z San Juan na Puerto Rico, mając na pokładzie 350 członków załogi i 650 pasażerów. Reszta pasażerów pozostała na lądzie, uczestnicząc w przygotowanych tam dla nich licznych atrakcjach. Okazało się to dla nich szczęśliwym zbiegiem okoliczności, bowiem wkrótce na statku wybuchł gwałtownie rozszerzający się pożar

Morze było niezwykle spokojne, toteż pasażerowie i niepotrzebna do walki z żywiołem część załogi spokojnie i w zdyscyplinowany sposób przesiadła się na szalupy, skąd praktycznie natychmiast podjęły je licznie przybyłe, zaalarmowane sygnałem SOS statki. Z nieobjętą szczęśliwie pożarem maszyną "Angelina Lauro" zawinęła 30 marca o własnych siłach do jednego z portów na pobliskich Wyspach Dziewiczych. Tłumy tubylców i zapamiętale robiących zdjęcia turystów obserwowało z napięciem okryty gęstym, czarnym dymem kadłub oraz strzelające na całe metry przez większość okien języki ognia.

Do akcji ruszyły statki pożarnicze, ale ich wysiłki od razu były skazane na niepowodzenie. Wlewane do wnętrza „Angeliny” ogromne masy wody spowodowały najpierw przechył, a wreszcie przewrócenie się wielkiego kadłuba na dno portowego basu. Z wystającą ponad poziom wody całą lewą stroną statek płonął jeszcze przez kolejne sześć dni.

Po wygaśnięciu ognia nikt oczywiście nie miał wątpliwości, iż wypalony „pasażer” nadaje się już tylko na złom. Pod koniec maja rozpoczęto trwający sześć tygodni wysiłek, owocujący załataniem wszystkich dziur oraz wypompowaniem z wnętrza ogromnych ilości wody. Teraz już "Angelina" mogła pójść na holu via Kanał Panamski do jednej z azjatyckich stoczni złomowych. Nigdy tam jednak nie dotarła. Mocno nadwerężony ogniem kadłub nie wytrzymał trudów holowania i w rezultacie wrak zatonął 24 września, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Kanałem Panamskim a Hawajami.



, ,

--

Post zmieniony (10-04-20 13:29)

 
19-06-14 13:38  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Kolego Janisz!
Merytorycznie - niewątpliwie masz rację.
Ale po pierwsze primo - prezentowane przez Akra teksty są jak gdyby "reprintem z klisz" z tamtej epoki.
Po drugie primo - w tamtych czasach nie było internetów (przynajmniej tak masowo dostępnych jak teraz) i korzystano z wiedzy takiej jaka była dostępna.
Po trzecie primo - do innych prezentowanych przez Akra "morskich opowieści słuchanych przy szklaneczce rumu" też pewnie można było by się przyczepić - ale PO CO PSUĆ WSPANIAŁĄ ZABAWĘ?
Jo-ho-ho i butelka rumu!

 
19-06-14 14:16  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Po czwarte primo - zgadzam się w pełni przedmówcą.!

 
19-06-14 15:28  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:36)

 
19-06-14 21:15  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Bitwa pod Grunwaldem Matejki jest cała przekłamana - ale nikt jej przemalowywać nawet nie próbuje...

 
20-06-14 08:28  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

1. Ja i Matejko... fakt, Matejko już nie żyje a ja coraz częściej podupadam na zdrowiu :-)

2. Dopisałem kilka zdań po opowieści o "Seawise Giant'. Janisz - dziękuję i liczę na dalszą współpracę :-)

Post zmieniony (20-06-14 08:33)

 
20-06-14 08:34  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 101

ISKRA

Zbiornikowce są równie niebezpieczne, kiedy niosą swój łatwopalny ładunek, jak i kiedy idą pod balastem. Nawet w pustych bowiem zbiornikach zbierają się palne gazy, którym wystarcza często jedna jedyna iskra. Błędy załogi na takich statkach rzadko uchodzą bezkarnie...

Amerykański zbiornikowiec “American Eagle” szedł pod balastem z Savannah w Georgii do. teksańskiego Galveston. Mając 201 metrów długości i 20.520 ton wyporności nie zaliczał się do dużych w swej klasie. Był piękny, słoneczny dzień 26 lutego 1984 roku, statek znajdował się około 180 mil na południowy zachód od Nowego Orleanu.

Bosman z pomperem zabierali się właśnie za odgazowywanie umytego wcześniej po resztkach paliwa jednego ze zbiorników. W tym celu opuścili tam wentylator z dołączonym długim, plastikowym rękawem. Po chwili przez rękaw poszła gorąca para, napędzająca wentylator. Zgodnie z instrukcją producenta, był to bezpieczny system użytkowania nawet, “w potencjalnie wybu chowej atmosferze". Praktyka wykazała coś innego.

O 10:45 nastąpił potężny wybuch nagromadzonych w zbiorniku gazów. Wielu marynarzy wstrząs rzucił z wielką siłą na podłogę. Pokład pokryły liczne szczątki, a lewe skrzydło mostku opadło nagle, jakby przygniecione potężnym, niewidzialnym ciężarem. Niesamowite wrażenie pogłębiała prawoburtowa świeca dymna, która uruchomiła się samoczynnie pod wpływem eksplozji. Na skutek uszkodzenia przewodów zaczęła działać także syrena, zagłuszając wszystko przez następny kwadrans.

Zastopowano silnik. Pokonując po kilka stopni naraz, na mostek wbiegł kapitan. Zastał tam rannych sternika oraz III oficera. Z przerażeniem odnotował również sporą dziurę na pokładzie. Poszycie obu burt na śródokręciu wybrzuszyło się nawet do dwóch metrów, a prawa burta na przestrzeni kilku metrów oddzieliła się nawet od pokładu. Szczęśliwie nie wybuchł pożar, co dawało niejakie podstawy do optymizmu. W tym stanie rzeczy zajęto się przede wszystkim rannymi.

Wstrząs przy eksplozji był tak silny, że radiostacja urwała się z zamocowań, spadając na podłogę. Radiooficer - także ranny - podjął zatem starania o uruchomienie przenośnej radiostacji na szalupie. Jednocześnie na wszelki wypadek przygotowywano łodzie do opuszczenia. Przechodzące niedaleko dwa statki nie zareagowały, niestety, na wystrzeliwane rakiety: być może zawiniło świecące jaskrawo słońce.

Wkrótce do kapitana dotarła hiobowa wieść, że na pokładzie w rejonie wybuchu znaleziono martwe ciała I oficera, bosmana i pompera. Szalupowa radiostacja nadal nie dawała się uruchomić. Wreszcie o 13.30 udało się nadać wezwanie o pomoc ze znajdującej się na mostku ukaefki:

„American Eagle Mayday pozycja 27’30 N 91’31 W zastopowany - eksplozja z przodu pokładu głównego – bez ognia – trzech rannych do ewakuacji jeśli możliwe”.

Sygnał został odebrany i juz o 16:24 przy unieruchomionym statku pojawił się brytyjski zbiornikowiec “Fort Edmonton”. Wkrótce nadleciał także helikopter Coast Guard. Opuszczony na linie lekarz stwierdził zgon trzech marynarzy, po czym sprawnie ewakuował z pokładu rannych. W drodze znajdował się już ratowniczy holownik, mający zjawić się na miejscu następnego dnia po południu. Ogólnie sytuacja nie wyglądała źle, ponieważ poziom wody wewnątrz kadłuba najwyraźniej nie podnosił się.

Noc minęła spokojnie, ale następnego ranka spostrzeżono z przerażeniem, że dryfujący statek znoszony jest na dwie wieże wiertnicze. Uruchomiony na małych obrotach silnik nie był w stanie poprawić sytuacji ¡ dlatego też w końcu przyjęto hol z “Enterprise”, jednego z trzech znajdujących się w pobliżu zaopatrzeniowych statków nafciarzy.

I wtedy właśnie zauważono niepokojący objaw: oto część dziob owa zbiornikowca sprawiała wrażenie, jakby zaczęła się poruszać niezależnie od reszty statku! Niewątpliwie przyczyną tego były spore dziury ziejące po obu burtach na wysokości
miejsca eksplozji. Oznaczało to początek końca.

27 lutego o 16:37.37 “American Eagle” przełamał się na pół, po czym rufowa część – z nadbudówką - jako pierwsza zaczęła pomału pogrążać się wywodzie. Na skutek poważnych problemów przy opuszczaniu jedynej nadającej się do tego szalupy, marynarze zmuszeni byli skakać do ciepłej na szczęście wody. Po chwili trzymali się już mocno burt łodzi. Nie wszyscy, bowiem wielu wiatr i fala zniosły o dziesiątki metrów.

Trzy asystujące jednostki natychmiast rozpoczęły akcję ratunkową. Jednakże z 24 obecnych na “American Eagle” przed ewakuacją marynarzy wyciągnięto ostatecznie tylko 22, spośród których jedna osoba zmarła po kilku minutach na pokładzie śmigłowca.

Prowadzone przez następne trzy dni poszukiwania zaginionej dwójki nie dały niestety żadnych efektów. Przyjęto ostatecznie, iż nie zdążyli oni opuścić statku, idąc razem z nim na dno.

Prowadzone po tragedii śledztwo ustaliło, że najprawdopodobniej przyczyną eksplozji będącej początkiem wszystkiego była „iskra pomiędzy poszyciem zbiornika a naładowaną ładunkami elektrostatycznymi skondensowaną parą, opadającą z plastikowego rękawa na wentylator”. Iskra owa stała się wyrokiem śmierci dla sześciu ludzi.

Na zdjęciu „American Eagle” już po odłamaniu się dziobu:


--

Post zmieniony (10-04-20 13:30)

 
20-06-14 08:35  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 102

RATOWNICY

Siedemnastego marca 1969 roku o 16:56 w eterze rozległ się głos donoszący o statku w bezpośrednim zagrożeniu. Wiadomość pochodziła od liberyjskiego parowca „Irene", idącego w balaście ze szkockiego Granton do norweskiego Kristiansand. Niedużemu, bo wypierającemu niewiele ponad dwa i pół tysiąca ton statkowi... zabrakło paliwa, prawdopodobnie z powodu niekontrolowanych wycieków ze zbiorników. Ponieważ siła wiatru dochodziła do dziesiątki w skali Beauforta, trudno było wyobrazić sobie poważniejszą sytuację. Potwierdzeniem tego stało się nadanie o 18:20 sygnału SOS, popartego prośbą o jak najszybsze udzielenie pomocy. Podana pozycja sytuowała statek zaledwie o dwie mile na wschód od Wysp Orkney.

Po kilkunastu minutach ku „Irene" szły już dwie specjalistyczne łodzie ratownicze: jedna z nich, o nazwie „T.G.B” (od inicjałów tajemniczego fundatora łodzi) obsadzona była przez ratowników z małej rybackiej osady Longhope, a druga z portu w Kirkwall.

Kiedy jednak obie łodzie ciężko sztormując szły na przemian w śniegu i deszczu na ratunek, „Irene" została właśnie wyrzucona na skały najbardziej wysuniętej na południe wyspy Orkneyów, South Ronaldsay. Płytka woda umożliwiła całej, siedemnastoosobowej załodze przedostać się szczęśliwie na ląd. Przed opuszczeniem statku, radiooficer poinformował ośrodek ratowniczy o nowej sytuacji. Oznaczało to przerwanie akcji obu łodzi.



Jednostka z Kirkwall wkrótce zacumowała w swojej bazie, ale ratownicy z Longhope nie odzywali się. Natychmiast rozpoczęto szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą. W powietrze wzbiły się helikoptery i samoloty wojskowe, a w morze wyszły wszystkie bazujące na południu archipelagu łodzie ratownicze. Pomiędzy 1:30 a 2:00 w nocy radiotelegrafista z wyspy North Shields usłyszał adresowaną do radiostacji Wick Radio wiadomość od poszukiwanych: ŁÓDŹ LONGHOPE ŁÓDŹ LONGHOPE ŁÓDŹ LONGHOPE WZYWA WICK RADIO WRACAM DO BAZY.
W serca poszukujących powróciła nadzieja, pomimo że ludzie z Longhope nie odezwali się już więcej. W dziesięć i pół godziny później straszna prawda wyszła na jaw: ratownicy z Thurso nadali przez radio SPOSTRZEŻONO PRZEWRÓCONĄ DO GÓRY DNEM ŁÓDŹ CZTERY MILE NA POŁUDNIOWY-ZACHÓD OD TORNESS. TO JEST R. N. 1.B.T.G.B. (kodowa nazwa łodzi z Longhope - A.K.). JESTEŚMY TUŻ OBOK. O 13:05 nadszedł kolejny meldunek ŁÓDŹ LONGHOPE NA HOLU, NIE MA ZNAKU ŻYCIA.

W porcie Scrabster przyholowaną jednostkę odwrócono i wtedy znaleziono wewnątrz ciała siedmiu ludzi. Brakowało zwłok ósmego członka załogi. Prawa burta łodzi była poważnie uszkodzona, prawdopodobnie po uderzenia o skałę. Sekcje wykazały, że cała siódemka zmarła na skutek utopienia po przewróceniu się łodzi.

Wiadomość o tragicznej śmierci ośmiu ratowników szybko rozniosła się po całym świecie. W przeciągu kilku tygodni samorzutnie organizowane zbiórki przyniosły aż 100.000 funtów dla rodzin zmarłych bohaterów.

A „Irene"? Poważnie uszkodzony przez fale statek został sprzedany na złom. Pocięto go na kawałki w miejsca wyrzucenia na brzeg.

9 sierpnia 1970 odsłonięto statuę honorującą ratowników. W uroczystości brały udział m.in. królowa Elżbieta i królowa-matka Maria. Statua stoi przy grobach dzielnej ósemki. Umieszczony napis brzmi „Nie ma większej miłości od tej, która powoduje oddanie swego życia za innych”.

Statua w Longhope


*

„Irene" nie była szczęśliwą nazwą w 1969 roku. Dziewiątego września stary, bo mający aż 48 (!) lat i noszący to samo imię grecki statek został wyrzucony przez sztorm na libański brzeg. Załoga uratowała się w komplecie, ale sam statek nie nadawał się już do remontu.

Post zmieniony (10-04-20 13:31)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 23 z 121Strony:  <=  <-  21  22  23  24  25  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024