Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 101
ISKRA
Zbiornikowce są równie niebezpieczne, kiedy niosą swój łatwopalny ładunek, jak i kiedy idą pod balastem. Nawet w pustych bowiem zbiornikach zbierają się palne gazy, którym wystarcza często jedna jedyna iskra. Błędy załogi na takich statkach rzadko uchodzą bezkarnie...
Amerykański zbiornikowiec “American Eagle” szedł pod balastem z Savannah w Georgii do. teksańskiego Galveston. Mając 201 metrów długości i 20.520 ton wyporności nie zaliczał się do dużych w swej klasie. Był piękny, słoneczny dzień 26 lutego 1984 roku, statek znajdował się około 180 mil na południowy zachód od Nowego Orleanu.
Bosman z pomperem zabierali się właśnie za odgazowywanie umytego wcześniej po resztkach paliwa jednego ze zbiorników. W tym celu opuścili tam wentylator z dołączonym długim, plastikowym rękawem. Po chwili przez rękaw poszła gorąca para, napędzająca wentylator. Zgodnie z instrukcją producenta, był to bezpieczny system użytkowania nawet, “w potencjalnie wybu chowej atmosferze". Praktyka wykazała coś innego.
O 10:45 nastąpił potężny wybuch nagromadzonych w zbiorniku gazów. Wielu marynarzy wstrząs rzucił z wielką siłą na podłogę. Pokład pokryły liczne szczątki, a lewe skrzydło mostku opadło nagle, jakby przygniecione potężnym, niewidzialnym ciężarem. Niesamowite wrażenie pogłębiała prawoburtowa świeca dymna, która uruchomiła się samoczynnie pod wpływem eksplozji. Na skutek uszkodzenia przewodów zaczęła działać także syrena, zagłuszając wszystko przez następny kwadrans.
Zastopowano silnik. Pokonując po kilka stopni naraz, na mostek wbiegł kapitan. Zastał tam rannych sternika oraz III oficera. Z przerażeniem odnotował również sporą dziurę na pokładzie. Poszycie obu burt na śródokręciu wybrzuszyło się nawet do dwóch metrów, a prawa burta na przestrzeni kilku metrów oddzieliła się nawet od pokładu. Szczęśliwie nie wybuchł pożar, co dawało niejakie podstawy do optymizmu. W tym stanie rzeczy zajęto się przede wszystkim rannymi.
Wstrząs przy eksplozji był tak silny, że radiostacja urwała się z zamocowań, spadając na podłogę. Radiooficer - także ranny - podjął zatem starania o uruchomienie przenośnej radiostacji na szalupie. Jednocześnie na wszelki wypadek przygotowywano łodzie do opuszczenia. Przechodzące niedaleko dwa statki nie zareagowały, niestety, na wystrzeliwane rakiety: być może zawiniło świecące jaskrawo słońce.
Wkrótce do kapitana dotarła hiobowa wieść, że na pokładzie w rejonie wybuchu znaleziono martwe ciała I oficera, bosmana i pompera. Szalupowa radiostacja nadal nie dawała się uruchomić. Wreszcie o 13.30 udało się nadać wezwanie o pomoc ze znajdującej się na mostku ukaefki:
„American Eagle Mayday pozycja 27’30 N 91’31 W zastopowany - eksplozja z przodu pokładu głównego – bez ognia – trzech rannych do ewakuacji jeśli możliwe”.
Sygnał został odebrany i juz o 16:24 przy unieruchomionym statku pojawił się brytyjski zbiornikowiec “Fort Edmonton”. Wkrótce nadleciał także helikopter Coast Guard. Opuszczony na linie lekarz stwierdził zgon trzech marynarzy, po czym sprawnie ewakuował z pokładu rannych. W drodze znajdował się już ratowniczy holownik, mający zjawić się na miejscu następnego dnia po południu. Ogólnie sytuacja nie wyglądała źle, ponieważ poziom wody wewnątrz kadłuba najwyraźniej nie podnosił się.
Noc minęła spokojnie, ale następnego ranka spostrzeżono z przerażeniem, że dryfujący statek znoszony jest na dwie wieże wiertnicze. Uruchomiony na małych obrotach silnik nie był w stanie poprawić sytuacji ¡ dlatego też w końcu przyjęto hol z “Enterprise”, jednego z trzech znajdujących się w pobliżu zaopatrzeniowych statków nafciarzy.
I wtedy właśnie zauważono niepokojący objaw: oto część dziob owa zbiornikowca sprawiała wrażenie, jakby zaczęła się poruszać niezależnie od reszty statku! Niewątpliwie przyczyną tego były spore dziury ziejące po obu burtach na wysokości
miejsca eksplozji. Oznaczało to początek końca.
27 lutego o 16:37.37 “American Eagle” przełamał się na pół, po czym rufowa część – z nadbudówką - jako pierwsza zaczęła pomału pogrążać się wywodzie. Na skutek poważnych problemów przy opuszczaniu jedynej nadającej się do tego szalupy, marynarze zmuszeni byli skakać do ciepłej na szczęście wody. Po chwili trzymali się już mocno burt łodzi. Nie wszyscy, bowiem wielu wiatr i fala zniosły o dziesiątki metrów.
Trzy asystujące jednostki natychmiast rozpoczęły akcję ratunkową. Jednakże z 24 obecnych na “American Eagle” przed ewakuacją marynarzy wyciągnięto ostatecznie tylko 22, spośród których jedna osoba zmarła po kilku minutach na pokładzie śmigłowca.
Prowadzone przez następne trzy dni poszukiwania zaginionej dwójki nie dały niestety żadnych efektów. Przyjęto ostatecznie, iż nie zdążyli oni opuścić statku, idąc razem z nim na dno.
Prowadzone po tragedii śledztwo ustaliło, że najprawdopodobniej przyczyną eksplozji będącej początkiem wszystkiego była „iskra pomiędzy poszyciem zbiornika a naładowaną ładunkami elektrostatycznymi skondensowaną parą, opadającą z plastikowego rękawa na wentylator”. Iskra owa stała się wyrokiem śmierci dla sześciu ludzi.
Na zdjęciu „American Eagle” już po odłamaniu się dziobu:
--
Post zmieniony (10-04-20 13:30)
|