KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 114 z 121Strony:  <=  <-  112  113  114  115  116  ->  => 
23-03-15 10:44  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Losy bardzo ciekawe, tego nie da sie ukryc. A do tego bardzo dobrze opisane i zilustrowane. Nie moge sie doczekac czesci trzeciej.
A tak swoja droga, to ciekawe, czy kiedys uda sie ustalic, czy to rzeczywiscie byl pierwszy celny strzal amerykanski w trakcie Wielkiej Wojny... Jesli tak i do tego z takim rezultatem, to byloby to istne wejscie smoka.

--
pozdrawiam Kuba

 
26-03-15 08:01  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 323
część 3


MANCHURIA

Kolejnym, piątym statkiem z serii był „Arabic”, losy którego już poznaliśmy, a następnym po nim miała zostać „Minnekahda”, budowana od września 1902 roku dla Atlantic Transport Line. Armator wydał już nawet plakat z tą nazwą.



Podobnie jednak jak w przypadku „Mongolii”, także i w tym przypadku już w trakcie budowy sprzedano statek Harrimanowi, który nadał mu nazwę „Manchuria”. Razem z „Mongolią” zaczęła pływać w czarterze Pacific Mail Steampship Company i tak samo po śmierci Harrimana sprzedano go dotychczasowemu użytkownikowi.

,

W lipcu 1905 „Manchuria” wypłynęła z San Francisco na Daleki Wschód w rejs „dobrej woli”, wioząc delegację Kongresu z Sekretarzem Wojny Williamem Taftem na czele. USA wzbogaciły się niedawno o Filipiny, Guam i Hawaje i aby wzmocnić tam pozycję Ameryki, prezydent Roosevelt zdecydował o wysłaniu tej właśnie delegacji.

Jednym z etapów rejsu były Filipiny. „Manchuria” w Zatoce Manilskiej


Zgodnie z niepisaną tradycją obowiązującą statki „Minne” class, także i „Manchuria” zaliczyła w 1906 roku wejście na mieliznę na Oahu (Hawaje). Udało się z niej zejść dopiero przy pomocy holownika „Fearless” i niewielkiego kabotażowca.

„Manchuria” na mieliźnie Oahu


Także i ten statek został wycofany z Pacyfiku w roku 1915, z powodu niemożliwości konkurowania z Japończykami. W czerwcu 1917 roku przypomniał on o swojej obecności, zderzając się w nowojorskim porcie z monitorem „Amphitrite”. Ze względu na bardzo niską wolną burtę monitora mogło się to dla niego niewesoło skończyć, ale szczęśliwie rezultaty kolizji nie były aż tak dramatyczne.

„Amphitrite”


Po wybuchu wojny, dopiero dziesiątego kwietnia 1918 roku o „Manchurię” upomniało się wojsko. Na mostek wszedł wojskowy dowódca, komandor porucznik Charles S. Freeman.

„Manchuria” w służbie wojennej


Pierwszy wojenny rejs statek odbył z Nowego Jorku do Saint Nazaire, wioząc żołnierzy 18 Batalionu Artylerii Polowej oraz 153 i 154 Batalionu Piechoty. Podróż przebiegała spokojnie i 13 maja 1918 roku wojsko zeszło z „Manchurii”. Trzydziestego maja statek ponownie zameldował się w Nowym Jorku.

Działo 152 mm na „Manchurii”
,

Łącznie „Manchuria” wykonała 13 okrężnych podróży do Europy, z czego dziewięć już po zakończeniu wojny, przywożąc z powrotem do kraju 39.500 amerykańskich żołnierzy.

8 lipca 1918. „Manchuria” w porcie nowojorskim. Kamuflaż ma identyczny z „Mongolią”, ale nie jest to ten sam statek


„Manchuria” nie nosiła takiego kamuflażu przez cały czas mobilizacji


Rok 1919. „Manchuria” przypłynęła do Saint Nazaire po żołnierzy


A tu już na podejściu do Nowego Jorku. Widać mnóstwo żołnierzy na pokładzie


Jedenastego września 1919 roku statek wrócił do pokojowej służby. Wyglądała on identycznie jak w przypadku „Mongolii”. W 1923 „Manchuria” także przestała zawijać do Hamburga, przechodząc na linię Nowy Jork – Kanał Panamski – San Francisco. Nowym armatorem została Panama Pacific Line.

Przez krótki okres statek miał jasny kadłub


Pierwszego listopada 1928 roku zmieniono nazwę na „President Johnson”, a w siedem lat później statek sprzedano do Dollar Steamship Lines.

W ramach Minne-pecha, krótko po przejęciu statku w Nowym Jorku, wybuchł na nim opanowany w ciągu kilku godzin pożar


W 1938 roku statek kupiła rządowa Morska Komisja, która przekazała go z kolei do eksploatacji przez American President Line. APL operowała nim aż do 29 listopada 1941, kiedy to po raz drugi już w swej karierze został przejęty przez Armię. Jako USAT (United State Auxiliary Transport) „President Johnson” wyszedł 5 grudnia z San Francisco na Filipiny, ale po ataku na Pearl Harbor został natychmiast zawrócony.do bazy.

Zdjęcie z lat wojny


Dwudziestego ósmego grudnia „President Johnson” rozpoczął pierwszą z ośmiu okrężnych podróży do Honolulu, wożąc tam żołnierzy aż do września następnego roku. W listopadzie statek popłynął z San Francisco na południowy Pacyfik, gdzie spędził następne dwa lata, biorąc udział prawie we wszystkich ważniejszych operacjach amfibijnych. Czternastego stycznia 1946 roku okryty chwałą statek wrócił do Kalifornii, kończąc wojskową służbę.

W kwietniu liniowiec zwrócono Morskiej Komisji, która bardzo szybko sprzedała go do Panamy. Noszący teraz nazwę „Santa Cruz” statek został dwa lata później wyczarterowany włoskiemu armatorowi Societa Saicen of Savona do przewozu włoskich emigrantów do Ameryki Południowej. Także w Savonie spracowany statek został w końcu zezłomowany. Był rok 1952.

„MINNEWASKA”

Był to siódmy i ostatni z bardzo udanej serii statków pasażerskich, zbudowanych przez słynną stocznię Harland & Wolff z Belfastu. Zwodowany w listopadzie 1908 roku, swoją dziewiczą podróż rozpoczął 1 maja następnego roku. Tym razem amerykański milioner Harrison nie zainteresował się budową i dlatego statek pływał jak należy, czyli w barwach Atlantic Transport Line.

,

Tym razem o statku usłyszano szerzej po raz pierwszy nie z powodu wejścia na mieliznę czy też zderzenia, ale dzięki udanej i wyjątkowo sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej na pełnym morzu.

Pod koniec kwietnia 1911 roku dziewiętnastoletni marynarz J.W. Browning pracował przy konserwacji szalupy, wisząc na lince bezpieczeństwa poza obrysem kadłuba. Przy którymś z gwałtowniejszych ruchów linka pękła! Młodzieniec spadł do morza z wysokości aż 19 metrów tak szczęśliwie, że nic mu się nie stało od uderzenia o wodę. Mając na nogach ciężkie marynarskie buty, z miejsca zaczął co sił odpływać od przesuwającego się szybko obok niego kadłuba aby nie zostać wkręcony przez potężne śruby, po czym jak najszybciej pozbył się buciorów.

Dosłownie w kilka sekund po wypadku, na robiącej w tym momencie 15 węzłów „Minnewasce” rozległ się alarm „Człowiek za burtą”. Oficer wachtowy nie czekał na przyjście na mostek kapitana. Zarządził zwrot w lewo, aby poprzez zrobienie pętli wrócić na swój kilwater. Starszy oficer James Grant Hutchinson pobiegł do szalupy numer 2, gdzie czekało już na niego kilku gotowych do akcji marynarzy. W kierunku Browninga poleciał najpierw pas ratunkowy, a potem dodatkowo koło.

Wynik doskonałego wyszkolenia marynarzy był niewiarygodny. Zaledwie po trzynastu minutach od wypadnięcia za burtę, Browning znajdował się już bezpieczny w szalupie! Marynarze i pasażerowie wiwatowali na cześć ratowników i ocalałego marynarza. Wypadek zdarzył sie akurat w porze herbatki na górnej promenadzie, toteż ani jeden pasażer nie został pozbawiony emocjonującego widowiska.

Szalupa dopływa do Browninga. Na kolejnym zdjęciu marynarz wciągany jest do łodzi
,

Browning – bez butów - na pokładzie


Pech godny statków tego typu nie opuścił jednakże „Minnewaski” na dłużej. W październiku 1914, podczas załadunku cukru w Nowym Jorku w ładowni numer dwa wybuchł pożar. Aby go ugasić, zalano ładownię wodą do wysokości czterech metrów. Zniszczony cukier wart był aż 120 tysięcy dolarów i szybko rozprzestrzeniła się plotka, że pożar wywołali niemieccy agenci. Z punktu widzenia armatora najważniejsze było jednak to, że po wypompowaniu wody i wyładowaniu pozostałości po cukrze, statek był w pełni sprawny do dalszej służby. Wyjście z portu nastąpiło zgodnie z rozkładem.



Pomiędzy majem 1909 a styczniem 1915 statek wykonał 66 podróży poprzez Atlantyk, po czym został przejęty przez Armię i przystosowany do roli transportowca wojsk. Piątego marca „Minnewaska” wypłynęła do Alexandrii, gdzie dotarła po dziewięciu dniach żeglugi. Tam na jej pokład weszli australijscy żołnierze Pierwszej Dywizji oraz jej sztab. Załadowano także liczne oficerskie konie. Celem był turecki półwysep Gallipoli. Dwudziestego piątego kwietnia przeprowadzono tam z zatoki Anzac znany doskonale z historii Wielkiej Wojny desant.

„Minnewaska” z Australijczykami wpływa do zatoki Anzac


25 kwietnia 1915. Niszczyciel ”Cowe” holuje łodzie z wojskiem w pobliże plaży zatoki. Po prawej stoi „Minnewaska”


Żołnierze na plaży zatoki Anzac


Uzbrojona w zamontowane na rufie działa 152 mm „Minnewaska” pięciokrotnie płynęła w rejon walk, dowożąc tam kolejnych żołnierzy i broń. I wreszcie wojenne szczęście opuściło piękny statek. Dwudziestego dziewiątego listopada 1916 roku wpadł on na pływającą minę w zatoce Suda na Krecie, kiedy to znajdował się w drodze do Salonik. Minę położył kilka dni wcześniej niemiecki okręt podwodny UC-23.

Statek miał na burcie 1600 żołnierzy oraz 200 członków załogi. Transportowiec z miejsca zaczął się kłaść na burtę, ale dowodzący nim komandor Gates zadziałał błyskawicznie. Dał całą naprzód i skierował tonący statek do najbliższego brzegu! Dzięki natychmiastowej decyzji udało się osadzić „Minnewaskę” na mieliźnie zaledwie o 50 metrów o przylądka Deutero, przy wejściu do zatoki Suda. Za przytomność umysłu dzięki której wszyscy znajdujący się na pokładzie ocaleli, Gates został udekorowany Orderem Imperium Brytyjskiego.

Dwie godziny trwała spokojna, uporządkowana ewakuacja ze statku, któremu nic już przecież nie groziło. W akcji tej brały udział cztery statki rybackie, oraz niszczyciel ”Grampus”.

„Grampus”. Na zdjęciu wchodzi do Valetty na Malcie


Z powodu bardzo poważnych uszkodzeń kadłuba prawie natychmiast uznano statek za stracony. W 1918 roku wrak sprzedano na złom i w następnych latach pocięto go tam, gdzie leżał. Jeszcze dzisiaj można przy odpływie zobaczyć jego szczątki.

Wrak „Minnewaski”


I to już koniec długiej historii o długiej serii statków „Minne”. Aż żal się z nimi rozstawać...

--

Post zmieniony (02-05-20 13:33)

 
26-03-15 08:28  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Szkoda, ze ta miniseria sie skonczyla, ale oznaczac to moze jedynie zblizanie sie kolejnej serii.

--
pozdrawiam Kuba

 
26-03-15 08:53  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (06-04-20 12:40)

 
29-03-15 14:49  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Przy opowieści o Minnehaha masz czeski błąd w nazwie statku Cunarda. Oczywiście chodzi o RMS Etruria, no nie?

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
29-03-15 16:59  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (06-04-20 12:41)

 
30-03-15 08:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 324

JEDEN JEDYNY

Grudzień 1941 roku był dla załogi lekkiego krążownika „Neptune” miesiącem bardzo pracowitym. Już na samym początku wraz z krążownikami „Ajax” oraz niszczycielami „Kimberley”, „Kingston” i „Lively” eskortował idący z Malty do Alexandrii zbiornikowiec „Breconshire”, który dopiero co szczęśliwie dostarczył na wyspę tysiące ton bezcennego paliwa. Teraz płynął do Alexandrii aby znowu przyjąć niebezpieczny ładunek i ponownie dostarczyć go na Maltę. Szóstego grudnia „Neptune” zawrócił do Valletty ale już w trzy dni później wypłynął wraz z dwoma krążownikami i dwoma niszczycielami w poszukiwaniu włoskiego konwoju idącego do Afryki. Wobec braku jednakże jakichkolwiek wiarygodnych informacji, okręty wróciły następnego dnia do bazy. Spokojnie minął kolejny tydzień, przerywany jedynie alarmami lotniczymi.



Siedemnastego grudnia krążownik w towarzystwie niszczycieli „Jaguar” i „Kandahar” ruszyły na wschód, aby przejąć „Breconshire”, idącego z paliwem na Maltę. Wtedy to inny zespół Royal Navy natknął się na konwój składający się z trzech włoskich i jednego niemieckiego transportowca. Jak cenne i jak bardzo potrzebne zaopatrzenie wiozły dla Rommla te statki niech świadczy fakt, że eskortowało je aż trzydzieści (!) włoskich okrętów, w tym pancerniki „Littorio”, „Andrea Doria” i „Giulio Cesare", dwa krążowniki i dziesięć niszczycieli plus kilkanaście sztuk morskiego drobiazgu.

Dowodzący zespołem brytyjskim kontradmirał Philip Vian próbował wprawdzie zaatakować konwój, ale przewaga przeciwnika była zbyt miażdżąca, aby można było marzyć o najmniejszym choćby sukcesie. Z kolei admirał Iachino z dwóch powodów nie garnął się do gonienia wycofującego się przeciwnika: po pierwsze najważniejsze było doprowadzenie frachtowców do Afryki, a po drugie po co narażać swoje piękne okręty w nocnej walce z tak nieobliczalnym przeciwnikiem jak ci przeklęci Brytyjczycy?

Vian zawrócił z większością okrętów do Alexandrii, pozostawiając kilka jednostek, w tym „Neptune” jako eskortę „Breconshire”. Osiemnastego grudnia o 15:00 nie atakowany zespół wpłynął do Valetty.

Tego samego dnia po południu Brytyjczycy zlokalizowali trzy włoskie statki ze znanego już konwoju, idące od wschodu do Trypolisu. Czwarty, niemiecka „Ankara” płynął co sił w maszynach do Benghazi.

Natychmiast z Malty wypłynął silny zespół, mający za zadanie przechwycić włoskie jednostki. W jego skład wchodziły:
- krążowniki „Neptune” – flagowy okręt komandora Rory O’Conora – oraz „Aurora” i „Penelope”
- niszczyciele „Kandahar”, Lance”, „Lively” i „Havock”
Okręty ostro ruszyły na południe, w kierunku położonego przez Włochów w czerwcu – a niedawno temu dodatkowo zagęszczonego - pola minowego... Natknęły się na nie o kilkanaście mil na wschód od Trypolisu.

Mapka pokazuje trasę konwoju, zespołu brytyjskiego i pole minowe


W nocy z 19 na 20 grudnia „Neptune” szedł na czele brytyjskiej kolumny. Było ciemno, zimno i sztormowo.

O 1:06 ciemność rozjaśnił nagle potężny wybuch. „Neptune” nadział się na minę a krótko potem na drugą. Idąca za nim „Aurora” zrobiła ostry zwrot w prawo i po minucie także trafiła na znajdującą się pod powierzchnią wody minę. Także trzecią w szyku „Penelope” szarpnęła eksplozja na wysokości mostka po prawej burcie. W obawie na wpadnięcie na kolejną minę na „Neptune” dano całą wstecz tylko po to, aby po dziesięciu zaledwie minutach od pierwszej eksplozji kolejna mina rozerwała ster i śruby. Okręt stanął w dryfie.

Poważnie uszkodzona „Aurora” oraz mniej dotknięta „Penelope” szczęśliwie wydostały się poza obszar zaminowanego akwenu. Oba okręty znajdowały sie zaledwie o 15 mil od Trypolisu, zbliżał się świt, a dodatkowo „Aurora” mogła robić zaledwie 10 węzłów. Uszkodzone krążowniki musiały skierować się ku Malcie, pozostawiając „Neptune” bez swej asysty.

Ciężko rannego okręt nie pozostawiono jednakże samemu. Śmiałym manewrem „Kandahar” i „Lively” weszły na pole minowe, mając nadzieję na odrobinę szczęścia. Przygotowywano się do rzucenia na „Neptune” holu, ale wtedy pod „Kandaharem” rozerwała się mina, zabijając aż 73 ludzi z jego załogi. Nie było sensu ponoszenia dodatkowego ryzyka, więc komandor O’Conor z pokładu „Neptune” nakazał „Lively” wycofać się. Załoga z poważnie uszkodzonego „Kandahara” został następnego dnia ewakuowana, po czym okręt został skutecznie storpedowany przez niszczyciel „Jaguar”, aby tylko nie wpadł we włoskie ręce.

„Kandahar”


Samotnie dryfujący „Neptune” nadział się w końcu na czwartą już minę! Była wtedy godzina 4 nad ranem, a po kolejnych pięciu minutach porozbijany doszczętnie okręt poszedł na dno. Z 765-osobowej załogi na wodzie unosiła się zaledwie trzydziestka marynarzy. Co działo się później, znamy ze wspomnień jednego z nich, starszego marynarza Johna Normana Waltona.

Jedynym środkiem ratunkowym była niewielka tratwa typu Carley z doczepioną do niej jeszcze mniejszą tratwą korkową. Na nich i wokół nich zgromadzili się wszyscy rozbitkowie. Oczywiście tylko niewielka część znalazła miejsce na tratwach, podczas gdy reszta musiała poprzestać na trzymaniu się ich linek. Wciągnięto na Carleya rannego komandora O’Conora. Morze pokrywała gęsta warstwa ropy.

Tratwa Carley


Zimna i sztormowa noc zebrała swoje straszne żniwo: gdy ponownie można było coś zobaczyć, doliczono się zaledwie 16 żywych. Dwóch oficerów zdecydowało sie popłynąć ku odległemu niestety „Kandaharowi”, ale nigdy tam nie dotarli.

Cierpiący dodatkowo z powodu złamanej nogi Walton wciąż znajdował się wodzie, puszczając się od czasu do czasu linki tratwy, aby swobodnie pływając chociaż troszkę rozgrzać skostniałe mięśnie. Po trzech dniach zostało już tak niewielu rozbitków, że wreszcie mógł wdrapać się na tratwę. Wprawdzie wciąż był non-stop przemoczony, ale jednak różnica jakościowa w jego sytuacji była ogromna. Na czwarty dzień żyła już tylko czwórka, w tym komandor, który jednakże kolejnej nocy zmarł na rękach Waltona.

Dzień piąty. Teraz już tylko Walton i jego przyjaciel Price samotnie cierpieli z powodu zimna, zmęczenia, pragnienia i głodu. I wtedy zobaczyli nisko lecący włoski samolot. Wykrzesując resztki sił zaczęli rozpaczliwie machać rękami. Samolot zbliżył się i – o radości! – ruchem skrzydeł potwierdził zauważenie tratwy. Po dalszej godzinie obu rozbitków wciągano już na pokład włoskiego torpedowca „Generale Achille Papa”. Na pokładzie obaj stracili przytomność.

„Generale Achille Papa”


Walton ocknął się w szpitalu w Trypolisie dopiero w dzień Bożego Narodzenia. Tam powiedziano mu, iż jego przyjaciel zmarł przed przyjściem torpedowca do portu. Tym samym Walton stał się jedynym ocalałym z całej załogi krążownika!

Pierwszego stycznia Waltona przewieziono do Włoch statkiem, pełnym jadących na urlop niemieckich i włoskich żołnierzy. Przez kolejnych 15 miesięcy przenoszony był z jednego obozu dla jeńców wojennych do drugiego, aż wreszcie Włosi zgodzili się wymienić gromadę jeńców na swoich ludzi znajdujących się w brytyjskiej niewoli. W czerwcu 1943 roku Walton wrócił do domu, otrzymując regulaminowy trzytygodniowy urlop dla rozbitków.

Gorzkim akcentem pobytu w domu była przychodząca korespondencja od rodzin marynarzy z „Neptune”. Większość listów była pełna nienawiści powodowanej żalem, że to jakiś tam Walton, a nie mąż, syn czy brat nadawcy ocalił życie. Jedna ze zrozpaczonych matek przyjechała nawet do marynarza, aby pobić go za to że to on przeżył, a nie jej jedynak...

John Norman Walton zmarł w roku 2005 w wieku 84 lat. Do końca życia ciężko mu się było pogodzić z myślą, że był jedynym ocalałym z tak licznej załogi.

Książka „Jedyny ocalały” napisana przez córkę Waltona. Na zdjęciu oczywiście on sam


--

Post zmieniony (02-05-20 13:33)

 
30-03-15 10:22  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

I zaserwowales nam kolejna ciekawa Opowiesc. Nie ma to jak dobry poczatek tygodnia. Uzupelnij jeszcze prosze jednostke w zdaniu 'Natknęły się na nie o kilkanaście na wschód od Trypolisu.' Jak przypuszczam chodzi o Mm.

--
pozdrawiam Kuba

 
30-03-15 10:50  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (06-04-20 12:41)

 
30-03-15 10:56  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

To bardzo dobrze swiadczy o popularnosci Twojego watku, skoro martwisz sie juz tylko o to, ze nie ma nic do poprawienia, a nie, ze nie mial kto tych literowek szukac ;) Bardzo mnie to cieszy!

--
pozdrawiam Kuba

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 114 z 121Strony:  <=  <-  112  113  114  115  116  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024