Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 320
KOSZMARNY REKORDZISTA WOJNY Z JAPONIĄ
Niezależnie od tego czy sam statek był kiepski czy też jakieś inne czynniki wchodziły w grę, zwodowany w 1913 w Glasgow parowiec „Ardgorm” przechodził wielokrotnie z rąk do rąk. Statek w swoich czasach nie należał do małych, mając wyporność 6065 ton i mierząc 123 metry długości.
Przez pierwsze cztery lata armatorem „Ardgorma” był brytyjski Lang & Fulton, który następnie sprzedał go również brytyjskiej firmie Norfold North American Steam Shipping, która eksploatowała go w latach 1917-1919 jako „Hartland Point”. Potem przyszły kolejne dwa lata dla Anglo-Oriental Navigation Co. z Liverpoolu i zmiana nazwy na „Hartmore”, aż wreszcie w roku 1921 statek sprzedano do Japonii, gdzie Sanyo Sha Goshi z Kaisha nazwała parowiec niezupełnie po japońsku, bo „Sureway”.
Tym razem nazwa przetrzymała do roku 1927, kiedy to statek odkupił kolejny skośnooki armator, Karafuto Kissen K.K. z Tokio. Nowa nazwa brzmiała „Junyo Maru”.
,
Minęło sporo lat i tokijczycy uznali że nadszedł czas, aby parowcem zaczął bawić się ktoś inny. W roku 1938 nowym właścicielem został również armator ze stolicy, Baba Shoiji. Nie zmienił nazwy statku. W latach II wojny światowej „Junyo Maru” został jednym z licznych „hell ships”.
W roku 1944 Japończycy postanowili zbudować na Sumatrze linię kolejową, łączącą kopalnie węgla kamiennego z najbliższym portem, co pozwoliłoby na wywóz tego surowca statkami do Singapuru. Teraz trzeba było jedynie ściągnąć na wyspę tysiące robotników, bo na Sumatrze było o nich trudno.
Japończycy szybko zaczęli działać. Na początku września 1944 do portu Tanjong Priok w Batavii (obecnie Dżakarta) zgoniono około 4200 Jawajczyków zwanych przez okupanta rōmusha czyli robotnicy, ale de facto byli oni po prostu słabo opłacanymi niewolnikami. Do owych rōmusha wkrótce dołączono około 2300 jeńców wojennych: Holendrów, Brytyjczyków, Australijczyków oraz garść Amerykanów. Wkrótce przypłynął po nich „Junyo Maru”. Jako klasyczny hell ship, przystosowano go do przewożenia wielkiej liczby ludzi w warunkach wyjątkowo podłych. W ładowniach ustawiono bambusowe rusztowania z pryczami, przez co można było przewozić ludzki ładunek „piętrowo”.
Jeńcy i rōmusha wchodzili przez kilka godzin na statek, gdzie też zaraz agresywni, a często sadystyczni strażnicy kierowali ich wprost do ładowni. Bardzo szybko wszystkie prycze były zatłoczone słabymi z głodu i pragnienia „pasażerami”, z których wielu dodatkowo miało dezynterię, malarię i inne choroby tropikalne. Nie mając już miejsca na pryczach, kolejni nieszczęśnicy siadali na pokrytym czarną lepką mazią dnie ładowni. Była to stopiona pozostałość przewożonego kiedyś cukru, zmieszana z pyłem węglowym. Kolejni jeńcy i Jawajczycy nie mieli już nawet gdzie usiąść, stali więc w tłoku pocieszając się, że skoro mają spędzić rejs na stojąco, to będzie on trwał najwyżej kilka godzin. U licha, przecież nawet Japończycy potrafią myśleć! Tyle że rejs z Batavii do Padang na zachodnim brzegu środkowej Sumatry planowano na prawie trzy doby...
Smród i duchota w ładowniach wyposażonych w bardzo niewiele czegoś, co przy maksimum dobrej woli można by nazwać ubikacjami, sięgał zenitu. Gdy już w ładowniach nie dało się wcisnąć nikogo więcej, pozostałych jeńców i rōmusha poupychano na pokładzie. Podczas rejsu w ciągu dnia ci z pokładu wystawieni byli na wściekle grzejące słońce, marznąc z kolei w nocy i przemoczeni do cna silnymi deszczami. Z tego powodu dosyć często odbywały się zamiany miejsc pomiędzy tymi z ładowni a tymi na pokładzie.
Szesnastego września statek wypłynął z Batawii, idąc na zachód ku cieśnienie Sunda, minął wulkaniczną wyspę Krakatoa i zmienił kurs na północno-zachodni. Przez cały czas „Junyo Maru” nie oddalał się od wybrzeży Sumatry na więcej niż 15-20 mil. Hell ship nie był sam. Eskortę stanowiły idące po obu burtach niewielkie kanonierki, a w ciągu dnia nad zespołem krążyły jeden lub dwa samoloty.
***
„Tradewind” był nowoczesnym brytyjskim okrętem podwodnym klasy „T”. Wszedł do służby w październiku 1943 roku i od samego początku pływał pod dowództwem komandora podporucznika Stephena Maydona. Był to już trzeci okręt podwodny którym dowodził, tyle że na L-26 i „Umbrze” pływał na wodach europejskich.
„Tradewind”
Ósmego września 1944 roku okręt wypłynął z Triconmalee (Cejlon) w swój czwarty, a trzeci na wodach Dalekiego Wschodu patrol. Dziesięć dni później drogi „Tradewinda” i „Junyo Maru” skrzyżowały się. Dokładny opis akcji okrętu znamy z zachowanego Dziennika Okrętowego okrętu.
O 15:16 oficer wachtowy, kapitan Daley, dojrzał przez peryskop dym w odległości dwunastu i pół kilometra. Obserwację potwierdził wezwany natychmiast Maydon, który rozkazał zmienić kurs i dać całą naprzód.
15:45. Dostrzeżono dwa niewielkie okręty eskorty. Główny cel był starym frachtowcem o tonażu pomiędzy 4 a 5 tysięcy ton, załadowanym w dwóch-trzecich i robiącym około ośmiu węzłów.
15:48. Komandor Maydon zdecydował o zmianie kursu wyprowadzającego na na pozycję do strzału, gdy nagle cel rozpoczął nowy zygzak, sam wychodząc wprost po rury wyrzutni.
15:51. Z odległości zaledwie 1750 metrów odpalono w 15-sekundowych odstępach cztery torpedy. Okręt zszedł głębiej pod wodę. Minuta trzydzieści i minuta czterdzieści pięć poźniej usłyszano dwie eksplozje. Po sześciu minutach dał się słyszeć odgłos trzech bomb, prawdopodobnie głębinowych, ale „Tradewind” znajdował się już wtedy w bezpiecznej odległości.
16:20. Dał się słyszeć charakterystyczny odgłos pękającego kadłuba. Maydon nie zdecydował się wyjść na peryskopową, ponieważ nie miał pewności czy owych trzech bomb nie zrzucił samolot.
17:01. Peryskop poszedł w górę. W odległości trzech mil widziany jeden z okrętów eskorty.
17:09. „Tradewind” oddalił się z miejsca akcji.
Miejsce ataku
***
Pierwsza torpeda rozbiła przednią część kadłuba „Junyo Maru”, a druga część rufową. Statek bardzo szybko zaczął przegłębiać się na rufę. W zatłoczonych ładowniach wybuchła panika. Przy nielicznych metalowych drabinkach prowadzących na pokład walczono o życie. Kto w szamoczącym się tłumie upadł, ten natychmiast ginął stratowany dziesiątkami stóp. Szczęśliwcy znajdujący się na pokładzie pomagali wydostawać się kolegom na górę po opuszczonych do ładowni brezentach, używanych do przykrywania otwartej ładowni podczas deszczu.
Ich japońscy strażnicy nie czekali na opuszczenie szalup ani nawet na zrzucenie tratew. Skakali wprost do wody, wielu wciąż trzymając w rękach karabiny. Załoga szarpała się z dwoma szalupami, podczas gdy jeńcy słuchając samozwańczego dowódcy – kapitana o nazwisku Upton – zajęli się wodowaniem tratew i wyrzucaniem za burtę wszystkiego, co było drewniane.
Rufa „Junyo Maru” zanurzała się coraz bardziej. Kto żyw, skakał do wody. Jeden z okrętów eskorty zaczał wciągać rozbitków na pokład, podczas gdy drugi w pewnym oddaleniu rzucał bomby głębinowe. Oczywiście znakomita większość uratowanych przez kanonierkę rozbitków była Japończykami.
W końcu załodze udało się zwodować jedną z szalup, tyle że okazało się, iż ma ona w burcie dziurę, powstałą prawdopodobnie w wyniku eksplozji torpedy. Pomimo tego wypełniona wodą łódź unosiła się na powierzchni, a znajdujący się w niej marynarze walili po głowie każdego, kto chciał się jej uczepić.
„Junyo Maru” ześligiwał się rufą pod wodę wznosząc wysoko dziób, oblepiony wręcz – podobnie jak maszty – głównie przez Jawajczyków. Minęło dalszych kilkanaście sekund i już tylko mrowie głów świadczyło o tym, co się tu przed chwilą działo.
Nadeszła noc, a w wodzie wciąż znajdowały się setki rozbitków. Wszędzie słychac było wołania o pomoc, ale ta nie nadchodziła. O możliwość uczepienia się tratwy lub większego kawałka drewna toczyły się śmiertelne niekiedy boje. Tu nie było bohaterów, gotowych poświęcić się dla innych. Dopiero nad ranem tych którzy przeżyli, wyciągnęły z wody japońskie jednostki. Spośród 4200 rōmusha ocalało jedynie dwustu, a z 2300 jeńców tylko sześciuset osiemdziesięciu. Wedug oficjalnie przyjętych liczb, zatopienie „Junyo Maru” pociągnęło za sobą śmierć aż 5620 ludzi! Do tego trzeba dodać nieznaną liczbę ofiar japońskich.
Ocalało zatem z „Junyo Maru” 880 ludzi, ale ich gehenna wcale się nie skończyła. Wszystkich wysłano tam, gdzie wcześniej planowano, czyli na budowę linii kolejowej. Śmierć poniosło tam około 450 jeńców – rezultat głodu, katowania, chorób i ciężkiej pracy. Przykładowo spośród 100-osobowej grupy uratowanych ze statku Holendrów, końca wojny doczekało się zaledwie dziesięciu. Pracy przy torach nie przeżyło także około 40 rōmusha.
Komandor Maydon dowodził „Tradewindem” do 7 stycznia 1945, kiedy to zszedł ostatecznie na ląd. Za wojenną służbę otrzymał dwukrotnie Distinguished Service Order (czyli że posiadał order z jednym złotym „barem”), oraz Distinguished Service Cross. Odszedł z Royal Navy w roku 1949, zajmując się polityką. Przez jakiś czas był nawet ministrem. Dopiero kilka lat po wojnie dowiedział się, jaki to statek zatopił 18 września 1944 roku, ale nie wiadomo, jak przyjął tę szokującą wiadomość.
A oto straszna lista szesnastu zatopionych hell ships, uszeregowana według liczby ludzi, którzy stracili na nich życie (strat wśród Japończyków nie uwzględniono). Na początku podana jest liczba ofiar – niekiedy przybliżona – a potem pozostałe dane:
32 – „Nitimei Maru” – 15.1.1943 – amerykańskie bombowce
41 – „Ryukyu Maru” – 17.11.1943 – alianckie bombowce
178 – „Harukiki Maru” – 26.6.1944 – brytyjski okręt podwodny „Truculent”
510 – „Tamohoko Maru” – 24.6.1944 – amerykański okręt podwodny „Tang”
540 – „Suez Maru” – 29.11.1943 – amerykański okręt podwodny „Bonefish”
668 – „Shinyo Maru” – 7.9.1944 - amerykański okręt podwodny „Paddle”
900 – „Lisbon Maru” – 30.9.1942 - amerykański okręt podwodny „Grouper”
1000 – „Oryoku Maru” – 15.12.1944 – amerykańskie samoloty z USS „Hornet”
1033 – „Montevideo Maru” – 1.7.1942 - amerykański okręt podwodny „Sturgeon”
1047 – „Hofuku Maru” – 21.9.1944 – amerykańskie bombowce
1239 - „Koshu Maru” – 4.8.1944 – amerykański okręt podwodny „Ray”
1546 – „Kachidoki Maru” (na pierwszym zdjęciu, jeszcze jako amerykański „President Harrison”) i „Rakuyo Maru” idące razem. Pierwszy zatopiony przez amerykański okręt podwodny „Pampanito, drugi przez „Sealion II”
,
1791 – „Arisan Maru” – 24.10.1944 - amerykański okręt podwodny „Shark II”
3000 – „Tango Maru” – 25.2.1944 - amerykański okręt podwodny „Tang” – ten sam, który zatopił „Tamohoko Maru”
5620 – „Junyo Maru” – 18.9.1944 – brytyjski okręt podwodny „Tradewind”. Koszmarny rekordzista wojny z Japonią.
Razem śmierć poniosło około 18.000 ludzi. Gdyby hell ships nosiły specjalne oznakowanie mówiące o przewożeniu jeńców wojennych, z pewnością liczba ta byłaby wielokrotnie niższa.
Czwartego czerwca 2000 roku w miejscu zatonięcia „Junyo Maru” odbyła się uroczysta ceremonia z udziałem okrętów z Holandii, Belgii i Indonezji. Oddając hołd ofiarom japońskiego bestialstwa, opuszczono na wodę wieniec. Na jego wstęgach wypisano wszystkie znane nazwiska ofiar tragicznego dnia z 1944 roku.
,
--
Post zmieniony (02-05-20 13:32)
|