KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 112 z 121Strony:  <=  <-  110  111  112  113  114  ->  => 
05-03-15 08:10  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 319

PIERWSZA WOJENNA STRATA WHITE STAR LINE

Statkowi, pod który położono stępkę na początku roku 1902 nadano nazwę „Minnewaska”, a eksploatować miał go amerykański armator Atlantic Transport Line. Owa amerykańska firma miała jednakże swoje biura w Anglii gdzie ją zarejestrowano, a statki nosiły brytyjską banderę. W 1901 roku ATL weszła w skład trustu International Mercantile Marine (IMM), podobnie zresztą jak słynna White Star Line. „Minnewaska” miała wozić pasażerów i ładunki między Nowym Jorkiem a Londynem. Pozostałe statki z tej serii nosiły nazwy „Minneapolis”, „Minnehaha”, „Minnetonka”, „Mongolia” i „Manchuria” plus zbudowana kilka lat później kolejna „Minnewaska”. Skąd ta druga „Minnewaska”?

Jeszcze na pochylni zdecydowano w IMM, że statek ostatecznie trafi do White Star Line jako „Arabic”, a nazwę „Minnewaska” zatrzyma się dla ostatniego statku z tej serii, mającego być zbudowany kilka lat później.

,

Już na samym początku White Star zdecydowało o przebudowaniu statku tak, aby mógł pomieścić więcej pasażerów. Przedłużono część statku za trzecim masztem oraz wstawiono segment kadłuba przed masztem drugim. Z tego powodu różnił się on nieco od siostrzanych – w teorii – jednostek. „Arabic” miał 200 miejsc w pierwszej klasie, 200 w drugiej i 1000 w trzeciej. Można założyć, że owa trzecia klasa to po prostu „steerage” czyli pasażerowie bezkabinowi.

Pomieszczenia dla steerage na parowcach. Jedno pomieszczenie stanowiło sypialnię i jadalnię. Łazienki zastąpiono szeregiem umywalek
, ,

Statek rozpoczął służbę 26 czerwca 1903 wypływając z Liverpoolu do Nowego Jorku, w kolejnych rejsach zawijając także do Bostonu. Po katastrofie „Titanica” statek przywiózł do ojczyzny ciało dyrektora statkowej orkiestry, bohaterskiego Wallace Hartleya.

Warto przypomnieć sobie Wallace Henry’ego Hartleya. Oto on i wyłowione z oceanu jego skrzypce


„Arabic” w Bostonie, zdjęcie sprzed roku 1907


Warto opowiedzieć szerzej o pokracznej jednostce po lewej stronie zdjęcia. Jest to hulk mieszkalny, dawny USS „Constitution”. Okręt był jedną z pierwszych sześciu fregat US Navy, zbudowanych pod koniec XVIII wieku. Po długiej służbie przeznaczono mu w roku 1881 rolę hulku mieszkalnego (stąd „dom” postawiony na pokładzie), aby w roku 1907 przekształcić go w okręt-muzeum. W roku 1997 okręt wyszedł w morze, aby tam – pod żaglami – uczcić swoje dwusetne urodziny. Obecnie „Constitution” stoi przy kei w Bostonie, udostępniony do zwiedzania.

„Constitution” w morzu. Rok 1997


Po wybuchu Wielkiej Wojny „Arabic” nie został przystosowany do przewożenia wojsk czy też do pełnienia roli statku szpitalnego, kontynuując coraz bardziej ryzykowne pasażerskie przewozy.

Rankiem dziewiętnastego sierpnia 1915 roku statek płynął w kolejnej podróży do Bostonu, mając na burcie 242 marynarzy i 181 pasażerów, w tym 26 Amerykanów. Najwyraźniej nie wszystkim z nich dobrze się powiodło w Europie, bo tylko 22 z nich miało kabiny drugiej klasy, podczas gdy pozostała czwórka należała do bezkabinowców. Nie było pasażerów klasy pierwszej, bo w roku 1913, dostosowując się do zmienionych po zatonięciu „Titanica” przepisów zlikwidowano luksusowe kabiny, instalując na powiększonym dzięki temu pokładzie większą liczbę łodzi ratunkowych. Statkiem dowodził bardzo doświadczony w swoim fachu kapitan William Finch, oficer rezerwy Royal Navy.

Kapitan William Finch


Cofnijmy się o kilka godzin. Na południe od Irlandii płynął samotnie brytyjski frachtowiec „Dunsley”, także idący do Bostonu, tyle że z Liverpoolu. Statek został silnie uszkodzony przez artylerię U-boota, prawdopodobnie U-24, dowodzonego przez Rudolfa Schneidera. Znamy już i tego dowódcę i ten okręt z Opowieści 298, gdzie opisane jest zatopienie przez U-24 pancernika „Formidable”. Pomimo że statek został uszkodzony, z niewiadomych przyczyn Schneider zostawił spory parowiec – pięciotysięcznik - samemu sobie. Czyżby w ciemnej nocy stracił go z oczu? A może pożałował cennej torpedy na dobicie celu w przekonaniu, że statek i tak wkrótce zatonie? Może dowiedział się że wkrótce w pobliżu pojawi się dużo cenniejszy obiekt, na który należałoby zachować torpedy? Tak czy owak, okaleczony „Dunsley” nie tylko że nie zatonął, ale nawet mógł się poruszać.

„Dunsley”


Powyższa informacja o „Dunsleyu” pochodzi z artykułu w amerykańskiej gazecie „Point Daily Journal” z Wisconsin, wydanej 20 sierpnia, czyli dzień po opisywanych tu wydarzeniach. O utrzymaniu się parowca na wodzie donosił także jakoby inny brytyjski frachtowiec, „Magnolia”. Jest to jednak sprzeczne z innym źródłami utrzymującymi, że U-24 zatopił „Dunsleya” artylerią. Ponieważ po tylu latach trudno dojść prawdy, przychylmy się do wersji amerykańskiego dziennikarza.

Wracamy na „Arabica”. Statek płynął zygzakując, bo akwen był wyjątkowo chętnie odwiedzany przez U-booty. I rzeczywiście był. O 9:15 wystrzelona bez ostrzeżenia z bardzo bliskiej odległości torpeda z U-24 trafiła w liniowiec, rozrywając prawą burtę mniej więcej 30 metrów od rufy. Uszkodzenia kadłuba od jednej zaledwie torpedy były tak poważne, że statek znikł z powierzchni wody w ciągu zaledwie 11 minut! Wrak „Arabica” leży o około 40 mil na południe od wraku „Lusitanii”.

Miejsce zatopienia „Arabica”


Dowódca U-24, kapitan Rudolf Schneider i zachowany do dzisiaj oryginalny proporczyk okrętu upamiętniający zatopienie „Arabica”
,

Przy innym dowódcy i innej załodze na tonącym statku rozpętało by się istne pandemonium, ale nie na „Arabicu”. Misiowato wyglądający kapitan Finch doskonale wytrenował swoich ludzi. Spokojnie i szybko szalupa za szalupą schodziła na spokojną na szczęście wodę. Gdy statek zapadł się wreszcie w toń morza, z niepokojem policzono rozbitków. Brakowało 44 członków załogi którzy prawdopodobnie zginęli natychmiast od wybuchu torped, lub też zablokowane porwaną stalą korytarze nie pozwoliły im wydostać się w kilka minut na pokład. Nie doliczono się sześciu pasażerów, w tym trzech Amerykanów.

Szczęśliwie statek zdążył wysłać wezwanie o pomoc i nadać swoją pozycję, chociaż za pierwszym razem była ona nieprawidłowa. Po kilku zaledwie godzinach przy szalupach pojawiły się parowce w tym „Dunsley”, wystarczająco duży, aby przyjąć większość rozbitków. Jeśli nawet U-24 wciąż znajdował się w pobliżu, to Schneider poprzestał tylko na obserwacji przez peryskop, nie atakując ratujących statków.

Statki z rozbitkami skierowały się do irlandzkiego Queenstown, gdzie zdążyła dotrzeć już wysłana przez White Star Line rezerwacja wszystkich wolnych pokojów hotelowych i pensjonatów, oraz wszelkich dostępnych dodatkowych pomieszczeń.

Sprawa „Arabica” spowodowała odświeżenie nastrojów antyniemieckich w Stanach. Od zatopienia „Lusitanii” minęły zaledwie trzy miesiące, a tu znowu w wyniku ataku U-boota na statek pasażerski śmierć ponieśli obywatele amerykańscy! Waszyngton wymienił szereg not z Berlinem, który przekazał Amerykanom zeznanie kapitana Rudolfa Schneidera. Powiedział on że miał zakaz atakowania statków pasażerskich, ale gdy zbliżył się do „Arabica”, ten skręcił nagle w jego stronę (w rzeczywistości był to element rutynowego zygzakowania), starając się – w ocenie Schneidera – staranować jego okręt. Z tego powodu wystrzelenie torpedy należy uznać za akt samoobrony.

Mając wyjaśnienie tego rodzaju Amerykanie nie ustępowali w swych pretensjach, aż wreszcie Niemcy – bojąc się, że umywanie rąk może doprowadzić do konfliktu ze Stanami – wycofali się z teorii o „akcie samoobrony”.

Dwudziestego piątego sierpnia 1915 roku Amerykanie zostali poinformowani o wydaniu U-bootom już na początku czerwca rozkazu zakazującego torpedowania statków pasażerskich bez uprzedzenia i umożliwienia bezpiecznej ewakuacji pasażerów i załogi. Rozkaz był wydany „w sposób tak rygorystyczny, że powtórzenie incydentu podobnego do sprawy „Arabica” jest uważane za niemożliwe.” To ostatecznie zamknęło sprawę z punktu widzenia Ameryki.

Rozkaz obowiązywał U-booty jedynie przez półtora roku. Pierwszego lutego 1917 roku Niemcy ogłosili nieograniczoną wojnę podwodną, mając nadzieję, że rzuci ona Aliantów na kolana. Nie rzuciła, za to stała się jednym z argumentów za włączeniem się USA do działań wojennych.

„Arabic” był pierwszą wojenną stratą White Star Line


--

Post zmieniony (02-05-20 13:31)

 
09-03-15 08:07  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 320

KOSZMARNY REKORDZISTA WOJNY Z JAPONIĄ

Niezależnie od tego czy sam statek był kiepski czy też jakieś inne czynniki wchodziły w grę, zwodowany w 1913 w Glasgow parowiec „Ardgorm” przechodził wielokrotnie z rąk do rąk. Statek w swoich czasach nie należał do małych, mając wyporność 6065 ton i mierząc 123 metry długości.

Przez pierwsze cztery lata armatorem „Ardgorma” był brytyjski Lang & Fulton, który następnie sprzedał go również brytyjskiej firmie Norfold North American Steam Shipping, która eksploatowała go w latach 1917-1919 jako „Hartland Point”. Potem przyszły kolejne dwa lata dla Anglo-Oriental Navigation Co. z Liverpoolu i zmiana nazwy na „Hartmore”, aż wreszcie w roku 1921 statek sprzedano do Japonii, gdzie Sanyo Sha Goshi z Kaisha nazwała parowiec niezupełnie po japońsku, bo „Sureway”.

Tym razem nazwa przetrzymała do roku 1927, kiedy to statek odkupił kolejny skośnooki armator, Karafuto Kissen K.K. z Tokio. Nowa nazwa brzmiała „Junyo Maru”.

,

Minęło sporo lat i tokijczycy uznali że nadszedł czas, aby parowcem zaczął bawić się ktoś inny. W roku 1938 nowym właścicielem został również armator ze stolicy, Baba Shoiji. Nie zmienił nazwy statku. W latach II wojny światowej „Junyo Maru” został jednym z licznych „hell ships”.



W roku 1944 Japończycy postanowili zbudować na Sumatrze linię kolejową, łączącą kopalnie węgla kamiennego z najbliższym portem, co pozwoliłoby na wywóz tego surowca statkami do Singapuru. Teraz trzeba było jedynie ściągnąć na wyspę tysiące robotników, bo na Sumatrze było o nich trudno.

Japończycy szybko zaczęli działać. Na początku września 1944 do portu Tanjong Priok w Batavii (obecnie Dżakarta) zgoniono około 4200 Jawajczyków zwanych przez okupanta rōmusha czyli robotnicy, ale de facto byli oni po prostu słabo opłacanymi niewolnikami. Do owych rōmusha wkrótce dołączono około 2300 jeńców wojennych: Holendrów, Brytyjczyków, Australijczyków oraz garść Amerykanów. Wkrótce przypłynął po nich „Junyo Maru”. Jako klasyczny hell ship, przystosowano go do przewożenia wielkiej liczby ludzi w warunkach wyjątkowo podłych. W ładowniach ustawiono bambusowe rusztowania z pryczami, przez co można było przewozić ludzki ładunek „piętrowo”.

Jeńcy i rōmusha wchodzili przez kilka godzin na statek, gdzie też zaraz agresywni, a często sadystyczni strażnicy kierowali ich wprost do ładowni. Bardzo szybko wszystkie prycze były zatłoczone słabymi z głodu i pragnienia „pasażerami”, z których wielu dodatkowo miało dezynterię, malarię i inne choroby tropikalne. Nie mając już miejsca na pryczach, kolejni nieszczęśnicy siadali na pokrytym czarną lepką mazią dnie ładowni. Była to stopiona pozostałość przewożonego kiedyś cukru, zmieszana z pyłem węglowym. Kolejni jeńcy i Jawajczycy nie mieli już nawet gdzie usiąść, stali więc w tłoku pocieszając się, że skoro mają spędzić rejs na stojąco, to będzie on trwał najwyżej kilka godzin. U licha, przecież nawet Japończycy potrafią myśleć! Tyle że rejs z Batavii do Padang na zachodnim brzegu środkowej Sumatry planowano na prawie trzy doby...

Smród i duchota w ładowniach wyposażonych w bardzo niewiele czegoś, co przy maksimum dobrej woli można by nazwać ubikacjami, sięgał zenitu. Gdy już w ładowniach nie dało się wcisnąć nikogo więcej, pozostałych jeńców i rōmusha poupychano na pokładzie. Podczas rejsu w ciągu dnia ci z pokładu wystawieni byli na wściekle grzejące słońce, marznąc z kolei w nocy i przemoczeni do cna silnymi deszczami. Z tego powodu dosyć często odbywały się zamiany miejsc pomiędzy tymi z ładowni a tymi na pokładzie.

Szesnastego września statek wypłynął z Batawii, idąc na zachód ku cieśnienie Sunda, minął wulkaniczną wyspę Krakatoa i zmienił kurs na północno-zachodni. Przez cały czas „Junyo Maru” nie oddalał się od wybrzeży Sumatry na więcej niż 15-20 mil. Hell ship nie był sam. Eskortę stanowiły idące po obu burtach niewielkie kanonierki, a w ciągu dnia nad zespołem krążyły jeden lub dwa samoloty.

***

„Tradewind” był nowoczesnym brytyjskim okrętem podwodnym klasy „T”. Wszedł do służby w październiku 1943 roku i od samego początku pływał pod dowództwem komandora podporucznika Stephena Maydona. Był to już trzeci okręt podwodny którym dowodził, tyle że na L-26 i „Umbrze” pływał na wodach europejskich.

„Tradewind”


Ósmego września 1944 roku okręt wypłynął z Triconmalee (Cejlon) w swój czwarty, a trzeci na wodach Dalekiego Wschodu patrol. Dziesięć dni później drogi „Tradewinda” i „Junyo Maru” skrzyżowały się. Dokładny opis akcji okrętu znamy z zachowanego Dziennika Okrętowego okrętu.

O 15:16 oficer wachtowy, kapitan Daley, dojrzał przez peryskop dym w odległości dwunastu i pół kilometra. Obserwację potwierdził wezwany natychmiast Maydon, który rozkazał zmienić kurs i dać całą naprzód.

15:45. Dostrzeżono dwa niewielkie okręty eskorty. Główny cel był starym frachtowcem o tonażu pomiędzy 4 a 5 tysięcy ton, załadowanym w dwóch-trzecich i robiącym około ośmiu węzłów.

15:48. Komandor Maydon zdecydował o zmianie kursu wyprowadzającego na na pozycję do strzału, gdy nagle cel rozpoczął nowy zygzak, sam wychodząc wprost po rury wyrzutni.

15:51. Z odległości zaledwie 1750 metrów odpalono w 15-sekundowych odstępach cztery torpedy. Okręt zszedł głębiej pod wodę. Minuta trzydzieści i minuta czterdzieści pięć poźniej usłyszano dwie eksplozje. Po sześciu minutach dał się słyszeć odgłos trzech bomb, prawdopodobnie głębinowych, ale „Tradewind” znajdował się już wtedy w bezpiecznej odległości.

16:20. Dał się słyszeć charakterystyczny odgłos pękającego kadłuba. Maydon nie zdecydował się wyjść na peryskopową, ponieważ nie miał pewności czy owych trzech bomb nie zrzucił samolot.

17:01. Peryskop poszedł w górę. W odległości trzech mil widziany jeden z okrętów eskorty.

17:09. „Tradewind” oddalił się z miejsca akcji.

Miejsce ataku


***

Pierwsza torpeda rozbiła przednią część kadłuba „Junyo Maru”, a druga część rufową. Statek bardzo szybko zaczął przegłębiać się na rufę. W zatłoczonych ładowniach wybuchła panika. Przy nielicznych metalowych drabinkach prowadzących na pokład walczono o życie. Kto w szamoczącym się tłumie upadł, ten natychmiast ginął stratowany dziesiątkami stóp. Szczęśliwcy znajdujący się na pokładzie pomagali wydostawać się kolegom na górę po opuszczonych do ładowni brezentach, używanych do przykrywania otwartej ładowni podczas deszczu.

Ich japońscy strażnicy nie czekali na opuszczenie szalup ani nawet na zrzucenie tratew. Skakali wprost do wody, wielu wciąż trzymając w rękach karabiny. Załoga szarpała się z dwoma szalupami, podczas gdy jeńcy słuchając samozwańczego dowódcy – kapitana o nazwisku Upton – zajęli się wodowaniem tratew i wyrzucaniem za burtę wszystkiego, co było drewniane.

Rufa „Junyo Maru” zanurzała się coraz bardziej. Kto żyw, skakał do wody. Jeden z okrętów eskorty zaczał wciągać rozbitków na pokład, podczas gdy drugi w pewnym oddaleniu rzucał bomby głębinowe. Oczywiście znakomita większość uratowanych przez kanonierkę rozbitków była Japończykami.

W końcu załodze udało się zwodować jedną z szalup, tyle że okazało się, iż ma ona w burcie dziurę, powstałą prawdopodobnie w wyniku eksplozji torpedy. Pomimo tego wypełniona wodą łódź unosiła się na powierzchni, a znajdujący się w niej marynarze walili po głowie każdego, kto chciał się jej uczepić.

„Junyo Maru” ześligiwał się rufą pod wodę wznosząc wysoko dziób, oblepiony wręcz – podobnie jak maszty – głównie przez Jawajczyków. Minęło dalszych kilkanaście sekund i już tylko mrowie głów świadczyło o tym, co się tu przed chwilą działo.



Nadeszła noc, a w wodzie wciąż znajdowały się setki rozbitków. Wszędzie słychac było wołania o pomoc, ale ta nie nadchodziła. O możliwość uczepienia się tratwy lub większego kawałka drewna toczyły się śmiertelne niekiedy boje. Tu nie było bohaterów, gotowych poświęcić się dla innych. Dopiero nad ranem tych którzy przeżyli, wyciągnęły z wody japońskie jednostki. Spośród 4200 rōmusha ocalało jedynie dwustu, a z 2300 jeńców tylko sześciuset osiemdziesięciu. Wedug oficjalnie przyjętych liczb, zatopienie „Junyo Maru” pociągnęło za sobą śmierć aż 5620 ludzi! Do tego trzeba dodać nieznaną liczbę ofiar japońskich.

Ocalało zatem z „Junyo Maru” 880 ludzi, ale ich gehenna wcale się nie skończyła. Wszystkich wysłano tam, gdzie wcześniej planowano, czyli na budowę linii kolejowej. Śmierć poniosło tam około 450 jeńców – rezultat głodu, katowania, chorób i ciężkiej pracy. Przykładowo spośród 100-osobowej grupy uratowanych ze statku Holendrów, końca wojny doczekało się zaledwie dziesięciu. Pracy przy torach nie przeżyło także około 40 rōmusha.

Komandor Maydon dowodził „Tradewindem” do 7 stycznia 1945, kiedy to zszedł ostatecznie na ląd. Za wojenną służbę otrzymał dwukrotnie Distinguished Service Order (czyli że posiadał order z jednym złotym „barem”), oraz Distinguished Service Cross. Odszedł z Royal Navy w roku 1949, zajmując się polityką. Przez jakiś czas był nawet ministrem. Dopiero kilka lat po wojnie dowiedział się, jaki to statek zatopił 18 września 1944 roku, ale nie wiadomo, jak przyjął tę szokującą wiadomość.

A oto straszna lista szesnastu zatopionych hell ships, uszeregowana według liczby ludzi, którzy stracili na nich życie (strat wśród Japończyków nie uwzględniono). Na początku podana jest liczba ofiar – niekiedy przybliżona – a potem pozostałe dane:

32 – „Nitimei Maru” – 15.1.1943 – amerykańskie bombowce


41 – „Ryukyu Maru” – 17.11.1943 – alianckie bombowce

178 – „Harukiki Maru” – 26.6.1944 – brytyjski okręt podwodny „Truculent”

510 – „Tamohoko Maru” – 24.6.1944 – amerykański okręt podwodny „Tang”

540 – „Suez Maru” – 29.11.1943 – amerykański okręt podwodny „Bonefish”


668 – „Shinyo Maru” – 7.9.1944 - amerykański okręt podwodny „Paddle”


900 – „Lisbon Maru” – 30.9.1942 - amerykański okręt podwodny „Grouper”


1000 – „Oryoku Maru” – 15.12.1944 – amerykańskie samoloty z USS „Hornet”

1033 – „Montevideo Maru” – 1.7.1942 - amerykański okręt podwodny „Sturgeon”


1047 – „Hofuku Maru” – 21.9.1944 – amerykańskie bombowce


1239 - „Koshu Maru” – 4.8.1944 – amerykański okręt podwodny „Ray”


1546 – „Kachidoki Maru” (na pierwszym zdjęciu, jeszcze jako amerykański „President Harrison”) i „Rakuyo Maru” idące razem. Pierwszy zatopiony przez amerykański okręt podwodny „Pampanito, drugi przez „Sealion II”
,

1791 – „Arisan Maru” – 24.10.1944 - amerykański okręt podwodny „Shark II”

3000 – „Tango Maru” – 25.2.1944 - amerykański okręt podwodny „Tang” – ten sam, który zatopił „Tamohoko Maru”


5620 – „Junyo Maru” – 18.9.1944 – brytyjski okręt podwodny „Tradewind”. Koszmarny rekordzista wojny z Japonią.

Razem śmierć poniosło około 18.000 ludzi. Gdyby hell ships nosiły specjalne oznakowanie mówiące o przewożeniu jeńców wojennych, z pewnością liczba ta byłaby wielokrotnie niższa.

Czwartego czerwca 2000 roku w miejscu zatonięcia „Junyo Maru” odbyła się uroczysta ceremonia z udziałem okrętów z Holandii, Belgii i Indonezji. Oddając hołd ofiarom japońskiego bestialstwa, opuszczono na wodę wieniec. Na jego wstęgach wypisano wszystkie znane nazwiska ofiar tragicznego dnia z 1944 roku.

,

--

Post zmieniony (02-05-20 13:32)

 
09-03-15 10:58  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Pogotowie literówkowe melduje się i zwraca uwagę na:
"udało się zwodować jedną z szalup, tyle że okazało się, iż ma on w burcie dziurę, powstałą prawdopodbnie w wyniku eksplozji torpedy. Pomimo tego wypełniona wodą łodź unosła się na powierzchni"

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
09-03-15 11:30  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 15:20)

 
09-03-15 12:59  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Max 



Na Forum:
Relacje w toku - 1
Relacje z galerią - 1
Galerie - 1
 

Dawno nic tu nie pisałem. Świetna opowieść. Może nie piszę często jak inni koledzy , ale Twoje teksty czytam regularnie. I wielkie dzięki za interesującą lekturę (oczywiście z niecierpliwością czekam na następne).
A propo literówek (w nazwach statków)- nie Oryoko , a Oryoku Maru , Arisian - powinno być Arisan.
A do listy dopisałbym jeszcze Koshu Maru (też hell ship) - 1540 ofiar - zatopiony przez okręt podwodny USS Ray 04.09.1944

--

Post zmieniony (09-03-15 13:08)

 
09-03-15 13:29  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 15:21)

 
09-03-15 13:44  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Max 



Na Forum:
Relacje w toku - 1
Relacje z galerią - 1
Galerie - 1
 

Jeżeli chodzi o liczbę ofiar na Koshu Maru to ja podałem łączną , a POW rzeczywiście zginęło 1239 (jeżeli do POW możemy zaliczyć robotników przymusowych , bo ofiary to Romusha z Jawy). Przepraszam jeżeli namieszałem. Do listy można by było dodać jeszcze kilka hell ships , no ale...
Jeszcze jedna literówka : nie Tomohoku , a Tamahoko Maru.

Co złego to nie ja ;-)

--
Pozdrawiam-Max - Marek

W budowie - Fuchu Maru skala 1/200
Gotowe -USS Michael Monsoor , JMSDF Hyuga

 
12-03-15 08:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 321

PRZEDWCZESNA EWAKUACJA

Znany nam już dobrze angielski armator Peninsular & Oriental Steam Navigation Company – czyli po prostu P&O – konsekwentnie wprowadzał do służby kolejne pasażerskie statki. Jednym z nich był zwodowany w Glasgow w roku 1895 parowiec „Sumatra”. Po nazwie od razu widać było, do jakiego rejonu Azji miały prowadzić jego rejsy. Statek miał 4607 GRT i 122 metry długości. Prędkość także nie była porażająca, bo po koniec XIX wieku statek pasażerski mogący robić 11 węzłów nie był w stanie nikomu zaimponować.

P&O męczyła się z tym żółwiem aż do roku 1914, kiedy to sprzedała go firmie Arab Steamers z Bombaju. Prowadzący ją Brytyjczycy dopiero poniewczasie zorientowali się iż zakup niekoniecznie im się udał, więc już po roku opchnęli statek portugalskiej Empreza Nacional a Vap para Africa Portugueza.

Jako „Mossamedes” statek zaczął chodzić z Portugalii do Afryki, w roku 1919 przechodząc pod barwy czwartego już armatora, także portugalskiego Cia. Nacional de Navegacao.

„Mossamedes” jeszcze jako „Sumatra”
,

Dwudziestego kwietnia 1923 roku „Mossamedes” wypłynął z Cape Town do Lizbony z 258 pasażerami i marynarzami na burcie. Pięć dni później odebrano ze statku telegraficzną wiadomość, że wszedł on na skały przylądka Frio u wybrzeży Angoli. Najbliżej podanej pozycji znajdował się pasażerski statek „Port Victor”, który pospiesznie zmienił kurs, idąc na ratunek.

Po kilkudziesięciu godzinach Brytyjczycy ujrzeli „Mossamedes” w szkłach lunet. Był odpływ. Statek leżał na skałach mocno przechylony na lewą burtę, ale dość wysoko ponad powierzchnią wody. Nie widać było ani jednej szalupy. Okrzykiwanie liniowca nic nie dało, tak samo jak ryzykowne wejście na jego pokład starszego oficera z „Port Victor” i jego sześciu ludzi. „Mossamedes” był definitywnie opuszczony. Ale co się stało z szalupami?

„Port Victor” położył się na kurs do Cape Town, z załogą wytrwale lustrującą ocean w poszukiwaniu rozbitków. Bezskutecznie. Poproszono o prowadzenie poszukiwań także kilka innych statków, ale i one nie natknęły się na żaden ślad. Mijały dni, a nadzieja stopniowo gasła.

A jednak na siódmy dzień od odebrania SOS, przyszły wreszcie dobre wiadomości! Dostrzeżono jedną z szalup liniowca z pokładu francuskiej kanonierki „Cassiopee”, która natychmiast poinformowała pozostałe jednostki poszukiwawcze. Kilkanaście godzin to tym, jak trzydziestu trzech rozbitków przeszło na „Cassiopee”, przyszła radosna wiadomość od portugalskiej kanonierki „Salvador Correia”, która podjęła z szalup aż 110 ludzi. Dalszych osiemdziesięciu czterech rozbitków wyratowały rybackie kutry, zawożąc ich do Porto Alexandre, nieco na południe od Namibe. Wkrótce trafili tam także pozostali rozbitkowie.

Ze zwiększonym wigorem kontynuowano poszukiwania ostatniej z szalup, obsadzonej przez 24 ludzi. Bez śladu. Do tej pory nie wiadomo, co się z nią stało.

Od wysadzonych w Porto Alexandre dowiedziano się wreszcie o przebiegu wypadków. Starszy oficer zeznał, iż statek wszedł na skały w absolutnych ciemnościach i przy sztormowym morzu nad ranem 24 kwietnia. Wszyscy pasażerowie jeszcze spali, a gwałtownie wyrwani ze snu, w całkiem zrozumiały sposób wpadli w panikę. Szczęściem głowy nie stracił ani kapitan, ani jego załoga, skutecznie opanowując rozhisteryzowany tłum.

Po wzejściu słońca, zebrano pasażerów na pokładzie. Porozdzielano ich do poszczególnych szalup, stosując zasadę „najpierw kobiety i dzieci”. Pierwsze łodzie zaczęły schodzić na wodę. Nieszczęście zdarzyło się przy czwartej z nich. Pękła jedna z talii i wypełniona ludźmi szalupa zawisła w pionie, wywalając wszystkich do wody. Na ratunek podpłynęła jedna z wcześniej zwodowanych łodzi, ale prawdziwym bohaterem stał się starszy oficer Paulino, który desperacko skoczył ze statku do wody, ratując we wzburzonej wodzie życie aż trzynastu rozbitkom! Niestety pomimo wszelkich wysiłków, siedmiu pasażerów z feralnej łodzi utonęło.

Kapitan pozostał na statku aż do godziny czternastej i dopiero wtedy zdecydował się na jego opuszczenie.

Z powodu bardzo silnego przyboju nie można było nawet marzyć o lądowaniu na najbliższym brzegu, i dlatego szalupy popłynęły na północ w kierunku najbliższego portu, którym był Porto Alexandre. Podróż w odkrytych łodziach była niezmiernie ciężka z powodu wściekłego upału w dzień i przejmującego zimna w nocy. I właśnie w nocy niepowiązane ze sobą szalupy rozdzieliły się, co okazało się wyrokiem śmierci dla kolejnych 24 osób. Jak odnotowała z żalem brytyjska prasa, na niej właśnie znajdowała się dwójka jedynych Brytyjczyków podróżujących na „Mossamedes”.

--

Post zmieniony (02-05-20 13:32)

 
13-03-15 09:16  Odp: Opowie?ci bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 15:21)

 
13-03-15 10:59  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
yak   

Dobrze, że ktoś to jeszcze widzi. Myślałem, że butelki pomyliłem :-)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 112 z 121Strony:  <=  <-  110  111  112  113  114  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024