KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 93 z 121Strony:  <=  <-  91  92  93  94  95  ->  => 
28-11-14 16:38  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. Okrutny był los tych jeńców. Zresztą nie tylko tych, bo w bardzo wielu przecież przypadkach też byli tak bestialsko traktowani.

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
29-11-14 09:14  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 285

RAJDER

To miał być polski statek ”Bielsko”. Gdy wybuchła wojna, budowaliśmy go właśnie w Gdańsku dla Gdynia-America Line, do obsługiwania linii do Meksyku. Stojący na pochylni duży, bo mierzący aż 133 metry statek został oczywiście przejęty przez Niemców którzy dokończyli budowę i zwodowali w grudniu 1939 roku jako „Bonn”. W charakterze statku szpitalnego służył podczas inwazji na Norwegię.

Pod koniec 1941 roku nowoczesny, mogący rozwijać 16 węzłów statek wpadł w oko Kriegsmarine, która postanowiła przekształcić go w krążownik pomocniczy. Na „Michelu”, bo przy okazji zmieniono nazwę, zainstalowano aż 6 dział 150 mm, jedno 105 mm (plus artyleria przeciwlotnicza) oraz 6 wyrzutni torpedowych. Celom zwiadowczym służyć miały dwa wodnosamoloty Arado Ar 196.

„Michel”
,

Trzynastego marca następnego roku statek wyszedł z Flushing, Holandia w swój dziewiczy rejs pod dowództwem kapitana Hellmutha Maxa von Ruckteschell. Eskortę stanowiło aż pięć torpedowców i dziewięć trałowców. Von Ruckteschell nie był nowicjuszem w swoim fachu, jako że przed „Michelem” dowodził innym krążownikiem pomocniczym, „Widderem”. To właśnie zdemontowane z niego działa znalazły się na „Michelu”. Spotkamy się jeszcze z nazwą „Widder”.

Wkrótce po wyjściu w morze konwój zaatakowany został przez silny zespół składający się z pięciu niszczycieli, sześciu torpedowców i trzech kanonierek. Ciemności nie sprzyjały celnemu strzelaniu z obu stron, ale pomimo tego jeden z pocisków trafił w „Michela”, zabijając ośmiu ludzi.

Ostatecznie rajder pomyślnie dotarł do Havru, skąd wypłynął 20 kwietnia. Celem był południowy Atlantyk. W ciągu kolejnych dwunastu miesięcy „Michel” zatopił 15 alianckich statków, wprowadzając ogromne zamieszanie wśród bezradnej Royal Navy. Tak długi pobyt na morzu wiązał się jednak nie tylko z ogromnym wyczerpaniem psychicznym załogi, ale także odbił się na kondycji samego statku. Z tego powodu 2 marca 1943 roku „Michel” zawinął do Kobe, gdzie wszedł na tak bardzo oczekiwany dok. Sprowadzono na ląd jeńców z zatopionych statków.

Podczas remontu znacznie pogorszyło się zdrowie von Ruckteschella, w rezultacie czego nowym dowódcą został Günther Gumprich, mający za sobą służbę na krążowniku pomocniczym „Thor”. Fachowiec zastąpił fachowca.

Wreszcie remonty skończyły się. Uzupełniono zapasy, marynarze powiedzieli sayonara swym japońskim przyjaciółkom i wreszcie 21 maja „Michel” ponownie wypłynął na łowy. Nowemu kapitanowi nie szło tak dobrze jak jego poprzednikowi, jako że do października zatopił jedynie trzy statki.

Noc z 17 na 18 października była księżycowa, a morze gładkie niczym jezioro. „Michel” znajdował się około 60 mil od Jokohamy i wtedy właśnie jego sylwetka dostrzeżona z pokładu amerykańskiego okrętu podwodnego „Tarpon”. Przywołany natychmiast komandor Thomas Lincoln Wogan nie miał wątpliwości, iż ma przed sobą japoński krążownik pomocniczy. Teraz jeszcze tylko należało zająć odpowiednią pozycje w stosunku do celu. Szczęśliwie okręt mógł na powierzchni rozwinąć prędkość aż 19,5 węzła.

Dbając o to, aby jego samego nie zauważono – bo wtedy łatwo z myśliwego mógłby stać się zwierzyną – Wogan ostrożnie, acz zdecydowanie, wyrabiał sobie dogodną pozycję. Zajęło to mu ponad godzinę, ale w końcu wydał rozkaz strzału czterema torpedami. Dwie z nich trafiły!

„Tarpon”. Zdjęcie z 1937 roku


„Japoński” statek nagle zatrzymał się i zaczął przechylać na lewą burtę. Po kilkunastu minutach ku celowi poszły dwie kolejne torpedy, z których druga wywołała ogromną eksplozję – prawdopodobnie amunicji - która zatopiła statek. Wraz z „Michelem” na dno wraz ze swym dowódcą 290 marynarzy. Stu szesnastu rozbitków dotarło na szalupach do brzegów Japonii. Zaalarmowali oni sojuszników że w miejscu zatopienia statku zostało wielu ludzi na tratwach, albo po prostu trzymających się drewnianych szczątków, ale jak się zdaje, Japończycy nie mieli zbytniego zapału do podjęcia akcji ratunkowej na dużą skalę. Poprzestali na oświadczeniu, że zwiad lotniczy nie odnotował w podanym miejscu obecności jakichkolwiek rozbitków, co spowodowało krótko później silne nadwerężenie stosunków pomiędzy znajdującymi się w Japonii oficerami Kriegsmarine, a japońską admiralicją.

Wróćmy jeszcze do pierwszego dowódcy „Michela”, komandora Hellmutha Maxa von Ruckteschell. Po wojnie został aresztowany przez Brytyjczyków. Oskarżono go o zbrodnie wojenne dokonane podczas dowodzenia „Widderem”, takie jak choćby strzelanie do szalup z rozbitkami z parowca „Anglo Saxon”.
Wyrok brzmiał: 10 lat więzienia. Na początku czerwca 1948 roku więzień dowiedział się jednak, że z powodu gwałtownego pogorszenia się stanu zdrowia (serce), wkrótce zostanie zwolniony. Sprawiedliwości stało się jednak zadość. Von Ruckteschell zmarł dwudziestego czwartego czerwca, nie doczekawszy się wyjścia za kraty.

--

Post zmieniony (02-05-20 13:18)

 
29-11-14 15:05  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
krzycho   

Widzę, że "korektorzy" Twoich opowieści mają dziś wolne ;-) więc ja coś zauważę: coś "zjadłeś" - zdanie: "Tak długi pobyt na morzu wiązał się Noc z 17 na 18 października była księżycowa" Czytając dalej wygląda, że poprzestawiały się linie... ;-)

 
30-11-14 11:31  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 14:03)

 
01-12-14 08:11  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 286

„ROYAL TAR” – DZIEWIĘTNASTOWIECZNA ARKA NOEGO

Nie, nie jest mowa o „Królewskiej smole” (tar = smoła), jako że „tar” oznacza także żeglarza. I to właśnie żeglarza upamiętniał brytyjski bocznokołowiec „Royal Tar”. Królem Żeglarzy nazywano Williama IV, władcę Wielkiej Brytanii w latach 1830-1837, stąd „Królewski Żeglarz”.

„Royal Tar”
,

Odłóżmy jednakże na bok dalsze rozważania lingwistyczne i zajmijmy się samym statkiem. Zwodowano go w listopadzie 1835 roku. „Royal Tar” miał wozić pasażerów pomiędzy St. John, Eastport w Kanadzie, a Portland, Maine w USA. W październiku 1836 roku statek został wyczarterowany przez objazdową menażerię Burgess and Dexter’s Zoological Institute. Oprócz licznych węży i ptaków na statek załadowano także słonia, dwa wielbłądy, dwa lwy, tygrysa, kilka koni oraz mnóstwo innych, drobniejszych zwierząt. Dla pomieszczenia tej XIX-wiecznej arki Noego zabrakło miejsca w ładowniach, i dlatego nad rufową częścią statku rozpostarto dodatkowo wielki brezent.

Właściciel menażerii nie poprzestawał jedynie na pokazywaniu zwierząt, robiąc przy tej okazji prawdziwy show z udziałem grupy cyrkowców i towarzyszącej im orkiestry dętej, którzy oczywiście także znaleźli się na statku. Wraz z załogą, na statku znajdowało się 93 ludzi.

Rankiem 21 października 1836 roku – był to piątek - parowiec wypłynął z St. John. Początkowo pogoda była bardzo ładna, ale pod koniec dnia silny zachodni wiatr zmusił kapitana Thomasa Reeda do rzucenia kotwicy w Eastport Harbour, gdzie statek stał aż do wtorku. Ponieważ zwierzęta miały żywność tylko na krótki okres czasu, właściciel trupy, niejaki Mr. Fuller, mocno naciskał na wznowienie rejsu. We wtorek rano podniesiono zatem kotwicę i opuszczono bezpieczny akwen.

Około 13:30 kapitan został zaalarmowany przez starszego mechanika, że poziom wody w kotle jest niebezpiecznie niski. Winnym tego poważnego niedopatrzenia był drugi mechanik, bardziej zainteresowany widokiem egzotycznych zwierząt, niż swymi obowiązkami.

Reakcja Reeda mogła być tylko jedna: rozkazał zatrzymać maszynę, otworzyć zawory bezpieczeństwa i jednocześnie rzucić kotwicę. Statek znajdował się wówczas w zatoce Penobscot przy Lisiej Wyspie (Fox Island). Po pospiesznym wygaszeniu paleniska wydawało się, iż niebezpieczeństwo zostało skutecznie zażegnane. Uruchomiono pompy mające dostarczyć wodę do kotła, ale jak się okazało, pomimo wygaszenia w nim ognia był on tak rozgrzany, że od żaru zapaliła się znajdująca nad nim drewniana konstrukcja statku. Z takim to właśnie dramatycznym meldunkiem przybiegł zdyszany steward Peter Brown. Natychmiast do pomp podłączono węże strażackie, ale ogień zbyt szybko przenosił się na wciąż nowe fragmenty statku. Statek nadal stał na kotwicy, o dwie mile od brzegu wyspy.

Wkrótce całe śródokręcie stało w płomieniach. Niesamowity żar przepalił oba kominy, które zwaliły się na burtę, poważnie ją przy tym uszkadzając. Załoga i pasażerowie biegali w panice po pokładzie, szukając w miarę bezpiecznego miejsca. Do ich krzyku wnet dołączyły się rozpaczliwe ryki wystraszonych, a niekiedy już nawet płonących zwierząt. Kapitan Reed rozkazał podnieść kotwicę w nadziei, że prąd zniesie statek na plażę.



„Royal Tar” wyposażono zaledwie w dwie szalupy, mogące zmieścić zaledwie jedną trzecią obecnych na pokładzie. Sytuację tylko w niewielkim stopniu poprawiało kilka tratew. Zrzucona za burtę pierwsza z nich zaroiła się od trzymających się jej linek rozbitków i wtedy stała się rzecz niewiarygodna: z pokładu wyskoczył do wody poparzony już mocno słoń, wpadając wprost na tratwę i zabijając przy tym wszystkich tam obecnych!

Kapitan Reed wraz z dwoma marynarzami zwodował z rufy zamocowaną tam niewielką łódkę, mając zamiar ratować skaczących do wody przerażonych rozbitków. Po chwili pierwsza z dwóch większych szalup poszła w dół. Znalazło w niej miejsce szesnaście osób, którym udało się w końcu wylądować na pobliskiej wyspie Haut.

„Royal Tar” powoli dryfował w kierunku lądu. Przy jego burcie jak cień trzymała się łódka z kapitanem, pomagającym unoszącym się w wodzie ludziom.

Dym płonącego statku dostrzeżony został przez kuter urzędu celnego „Veto” (bardzo trafna nazwa…), który przybył na miejsce w przeciągu zaledwie trzydziestu minut. Według dowódcy kutra jego łodzie były zbyt małe, aby mogły działać w efektywny sposób, ale szczęśliwie kapitan Reed miał swoje zdanie i użył owych „maluchów”. Dzięki jego zdecydowanemu działaniu, przypisano mu potem uratowanie życia aż 40 ludziom.

Przy płonącym statku stoi kuter „Veto”


Razem życie ocaliło aż siedemdziesiąt osób. Niezły wynik, zważywszy na nędzne wyposażenie „Royal Tar” w środki ratownicze. Śmieć poniosło czterech mężczyzn, dziewięć kobiet i aż dziesięcioro dzieci. No cóż, zasada „kobiet i dzieci najpierw” zaczęła być popularna dopiero od roku 1852 (vide Opowieść 230). Ze wszystkich licznych zwierząt ocalały tylko dwa konie, które dopłynęły na suchy ląd. Nikt nawet nie pomyślał, żeby chociaż otworzyć klatki ptaków…

Po wszystkim obwołano bohaterem kapitana Reeda, uznając jego ogromną zasługę w ratowaniu życia rozbitków. Od mieszkańców St. John otrzymał aż 700 dolarów (!), a po kilku latach został kapitanem portu w tym mieście.

--

Post zmieniony (02-05-20 13:18)

 
02-12-14 08:05  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 287

„OCEANA”

Najpierw kilka podstawowych informacji o bohaterze dzisiejszej Opowieści: brytyjski pasażerski parowiec „Oceana” zwodowany w 1887 roku a oddany do służby następnego roku, armatorem słynny P & O, 6610 GRT, 142.8 metra długości, 16.5 węzła i wreszcie liczba pasażerów: 250 w klasie pierwszej i 159 w klasie drugiej. No i do tego 210 członków załogi. Żadnych tam bezkabinowców. To miał być i był porządny liniowiec! Statek zaplanowano do pracy na szlaku Londyn – Australia, a następnie przeniesiony na krótszą linię do Indii. Indii Brytyjskich, ma się rozumieć.

,

Hol jadalni


Nie zawsze jednak wszystkie kabiny na statku były zajęte. Gdy „Oceana” wychodziła 15 marca 1912 z Tilbury nad Tamizą do Bombaju, na pokładzie znajdowało się zaledwie 40 pasażerów. No cóż, nie każdy rejs musiał być finansowym sukcesem. Statkiem dowodził Thomas H. Hyde, oficer rezerwy Royal Navy. Około czwartej nad ranem następnego dnia statek znajdował się w pobliżu Beachy Head, klifowego urwiska w sąsiedztwie miasta Eastbourne, w hrabstwie Sussex. Oprócz kapitana, na mostku wciąż znajdował się pilot.

I wtedy właśnie w burtę „Oceany” wbił się niemiecki czteromasztowy bark „Pisagua”, płynący do Hamburga z chilijskimi nawozami!

„Pisagua”


Jak przystało na statek chodzący na tak długiej linii, był on naprawdę duży, co niestety przełożyło się na spowodowane jego dziobem uszkodzenia. Uderzenie było dewastujące: „Pisagua” rozpruł kadłub „Oceany” na długości aż 15 metrów, a rozdarcie niestety sięgało poniżej linii wodnej!

Mający długoletnią morska praktykę Hyde wręcz odruchowo wydał rozkaz zamknięcia wodoszczelnych drzwi, oraz natychmiastowego przygotowania się do opuszczenia szalup. W chwili paniki pierwsza z nich zeszła na wodę gdy statek jeszcze posuwał się do przodu, co spowodowało jej wywrócenie i śmierć siedmiu pasażerów oraz dwóch marynarzy. Pozostali unosili się na wodzie, rozpaczliwie wzywając pomocy.

Szczęśliwie pogoda była znakomita. Gdy tylko „Oceana” wyhamowała swój bieg, w dół poszły kolejne łodzie, ratujące przy okazji ocalałych rozbitków z pierwszej, tak pochopnie opuszczonej szalupy.

Ponieważ szlak na którym doszło do zderzenia był gęsto uczęszczany, w niewiele minut później w pobliżu znalazł się niewielki parowiec „Sussex”, z miejsca rozpoczynając akcję ratunkową.

Zgrabnym manewrem „Sussex” podszedł do burty tonącego statku, dzięki czemu na jego pokład przeszli pozostali na nim pasażerowie oraz członkowie załogi. Nie wszyscy jednak się na to zdecydowali. Na „Oceanie” zdecydowało się pozostać kilku oficerów i marynarzy, gotowych walczyć o ocalenie swego statku. Dzielni mężczyźni doczekali się nadejścia holownika „Alert”, który zaczął ciągnąć ich do Dover. W drodze towarzyszyły statkowi łódź ratownicza z Eastbourne, oraz parowiec „Queensgarth”.

Minęło kilka godzin i wydawało się, że brawurowa akcja powiedzie się, ale „Oceana” zaczęła się niestety coraz bardzie kłaść na rozprutą przez „Pisagua” burtę. W końcu przechył stał się tak duży, że ostatni marynarze ewakuowali się, po czym statek poszedł na dno zaledwie o kilka mil na wschód od Eastbourne.

„Oceana” tonie


Szybko rozniosło się, że „Oceana” przewoziła prawdziwy majątek: 747.110 funtów szterlingów w złocie i srebrze, którego część miała być wyładowana w Port Said, a reszta w Bombaju. Szczęśliwie statek zatonął na tak płytkiej wodzie, że ponad jej powierzchnię wystawały maszty. Na zlecenie armatora, do akcji przystąpiło Liverpool Salvage Asssociation. Nurkowie najpierw dotarli do kapitańskiego sejfu, gdzie znajdowały się klucze do pomieszczeń ze skarbem. które w szybkim tempie wydobyło na powierzchnię prawie całość skarbu. Prawie, bo przez lata na bardzo atrakcyjnym na płetwonurków wraku wydobywano od czasu do czasy pojedyncze sztabki złota i srebra. Ostatnie wyłowiono w 1996 roku.

Wydobywanie skarbu


„Pisagua” nie zatonęła na skutek zderzenia, ale żaglowiec odniósł poważne uszkodzenia, tracąc w chwili zderzenia przedni maszt.

Uszkodzona „Pisagua” w porcie


Sąd orzekł że winę za zderzenie ponosi „Oceana”, która jako parowiec, zgodnie z morskim prawem winna ustąpić płynącemu pod żaglami barkowi. Prawo owo mówi „steam gives way to sail” (para daje drogę żaglowi).

--

Post zmieniony (02-05-20 13:18)

 
02-12-14 17:33  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Jak nasz Niemen kontra fiński Lawhill.
Abstrachując od nieudzielenia pomocy przez tego drugiego, to wychodzi, że wina zajechania drogi jednak leży po naszej stronie

 
02-12-14 20:44  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 14:04)

 
02-12-14 21:55  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

A jeżeli napęd jest spalinowy (MS) a nie parowy (SS, TSS, NS) - to jak ;-)

Post zmieniony (02-12-14 21:56)

 
02-12-14 23:02  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 14:04)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 93 z 121Strony:  <=  <-  91  92  93  94  95  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024