KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 74 z 121Strony:  <=  <-  72  73  74  75  76  ->  => 
08-10-14 08:19  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 241

GRACE HORSLEY DARLING, LAT 23

Zwodowany w 1834 roku “Forfarshire” pod dowództwem kapitana Humble był jednym z parowych pionierów przewożących licznych szkockich turystów do Anglii i z powrotem. Maszyna o mocy 90 koni mechanicznych – w owym czasie to było coś!

,

W swoją ostatnią podróż statek wyszedł z Hull w środę 5 września 1838 roku o godzinie 18:00, mając jako port docelowy szkockie, jakżeby inaczej, Dundee. Łącznie z pasażerami na „Forfarshire” znajdowało się 63 ludzi. Już o 4 rano następnego dnia kapitan otrzymał bardzo niepokojący meldunek: zaczął przeciekać prawoburtowy kocioł, w związku z czym musiano wygasić dwa paleniska. Ponieważ w pobliżu nie było żadnego bezpiecznego miejsca na schronienie sie i przeprowadzenie ewentualnych napraw, kapitan zdecydował się kontynuować podróż.

Pogoda jednak szybko zaczęła się pogarszać, rozwijając się po południu we wciąż rosnący sztorm. Wobec tak niesprzyjających warunków, Humble podjął decyzję o ponownym rozpaleniu palenisk znajdujących się pod przeciekającym kotłem, jako że każda ilość pary była teraz cenniejsza od złota.



Wieczorem statek został zaatakowany przez sztorm z całą mocą. Wyciekająca z nieszczelnego kotła woda zaczęła coraz mocniej rozlewać się po kotłowni, uniemożliwiając w końcu palaczom dojście do palenisk. Musiano ponadto otworzyć wszystkie świetliki, aby wytwarzające się masy pary miały gdzie uchodzić.

7 września około 1 w nocy maszyny wreszcie stanęły. W tym momencie statek znajdował się w pobliżu przylądka St. Abb’s Head na południowym skraju Szkocji. Sytuacja statku zaczęła stawać się dramatyczna, ponieważ pomimo pracy żagli, fale i wiatr zaczęły go znosić w kierunku lądu.

Kapitan zdecydował o próbie dojścia pod osłonę Wysp Farne. Poprzez ścianę ulewy dawało się od czasu do czasu zobaczyć światło latarni Berwick. Po kolejnych kwadransach ni to dryfu ni to płynięcia zobaczono wreszcie latarnię Longstone, znajdująca sie na Inner Farne, jednej z wysp, które miały dać osłonę „Forfarshire”. Około 3:45 kapitan dał rozkaz rzucenia kotwicy.

Nie rzucono jej jednak, ponieważ w chwilę po wydaniu rozkazu ujrzano bardzo bliskie fale przyboju. Kilka minut rozpaczliwych wysiłków i... statek wpadł na skały wyspy Big Harcar.



Uderzenie było tak silne, że “Forfarshire” przełamał się na wysokości kół łopatkowych. Część rufowa została natychmiast zniesiona daleko przez fale. Znajdowali się na niej pasażerowie pierwszej klasy. Wszyscy zginęli oprócz jednego. który akurat znajdował się na pokładzie i zdążył przeskoczyć na mocno osadzoną na skałach część dziobową.

Opuszczono szalupą, do której weszli starszy oficer, siedmiu marynarzy oraz jeden z pasażerów. Plan zakładał przejęcie ze statku przynajmniej części pozostałych na nim ludzi, ale fale natychmiast odrzuciły szalupę z dala od „Forfarshire”. Następnego ranka całą dziewiątka została szczęśliwie uratowana przez przechodzący w pobliżu szkuner.

Fale atakowały bezwładny wrak tak intensywnie, że po kilku kwadransach zmyły za burtę kapitana wraz z żoną, którą mocno trzymał w ramionach. Teraz na wraku pozostały już tylko 13 osób, w tym dwójka dzieci.

Mijały beznadziejne godziny, a ratunek nie nadchodził. Nadeszła wreszcie noc i to noc tak zimna, dzieci oraz dwójka mężczyzn zamarzli na śmierć. Już tylko 9 osób modliło się o przeżycie.

Ratunek miał wkrótce nadejść. W latarni morskiej Longstone 23-letnia córka latarnika, Grace Horsley Darling, ujrzała wczesnym rankiem wrak statku na skałach! Natychmiast obudziła swego ojca. Przez lunetę nie dało się nikogo dostrzec na statku, ale wreszcie około 7 rano ujrzano na pokładzie jakiegoś poruszającego się człowieka.

Fale wciąż były tak wielkie a wiatr dął wciąż z taka siłą, że William Darling nawet nie myślał o wyjściu w morze na swojej niewielkiej, siedmiometrowej łodzi. Córka jednakże tak mocno naciskała na niego, że w końcu zdecydował się wypłynąć wraz z Grace na ratunek. Dzielna dwójka powiosłowała po wściekle wirującej wodzie, szczęśliwie przeszła nad skałami i dotarła pod burtę „Forfarshire”. Łódź byłą niestety tak niewielka, że można było zabrać na nią zaledwie pięciu spośród dziewięciu rozbitków. Pierwszymi szczęśliwcami byli kobieta, ranny pasażer, cieśla oraz dwóch marynarzy.

Tak naprawdę szczęśliwymi to stali się oni dopiero na lądzie, jako że w powrotnej drodze łódź mogła w każdej chwili zostać wywrócona do góry dnem, a wtedy znajdujący się w niej ludzie mieliby jedynie teoretyczne szanse na przeżycie. Ale udało się!

Tym razem zmęczona do granic Grace została aby zaopiekować się rannym, podczas gdy William Darling wraz z dwoma marynarzami powrócił pod „Forfarshire”, zabierając z pokładu pozostała czwórkę ocalałych. Dzięki zatem bohaterskiej postawie młodej kobiety, życie jej zawdzięcza aż dziewięć osób!

Postawa Darlingów, a zwłaszcza Grace, odbiła się głośnym echem w całym kraju. Ojciec i córka otrzymali w 1838 roku specjalnie z tej okazji ustanowiony Srebrny Medal RNLI (Royal National Lifeboat Institution). Złoty Medalion przyznał dzielnej dwójce Royal Human Society, a Grace dodatkowo także srebrne medale od Glasgow Human Society i Royal Humane Society.

Powstało mnóstwo rysunków i obrazów pokazujących ryzykowną akcję Darlingów. Pierwszy z obrazów jest w mocno romantycznym stylu i oczywiście w żadnym stopniu nie oddaje realiów


Na tym rysunku także trudno dopatrzeć się prawdy: rozbitkowie podejmowani byli ze statku, a nie ze skał
,

Grace Horsley Darling, lat 23


Plakieta na ratuszu w Hull, upamiętniająca dzielną kobietę


--

Post zmieniony (02-05-20 13:02)

 
08-10-14 12:28  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Podobną postawą jak Darlingowie wykazali się bracia Baltagi, dzieki których brawurowej akcji uratowano większość ludzi z ss Champollion koło Bejrutu w 1952 roku.

 
08-10-14 12:50  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:34)

 
08-10-14 13:43  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

No właśnie. W słynnych Miniaturach Morskich "Zwodnicze światło" - też jak pamiętam czytałem o braciach Ballapay, czy jakoś tak podobnie.
Natomiast we francuskiej Wikipedii (wiem, że źródło dyskusyjne) - ale nie tylko tam - piszą o braciach Radwan, Mahmoud i Salah Baltagi.
A co do miary bohaterstwa - jasne, że miara nie jest równa. Fakt, ci bracia byli profesjonalistami, ale mimo wszystko - nie ratownikami, i pewnie wcale nie mieli obowiązku wychodzić w takim sztormie w morze. A i łódka pilotowa to jednak nie jednostka ratownicza, dostosowana do chodzenia na fali. Mnie raczej chodziło o poczucie obowiązku i solidarności w potrzebie ludzi morza, co przecież było bardzo częste nawet podczas wojny pomiedzy wojującymi stronami.
PS. Nie byłem pewny czy pisałeś już o Champolionie. Jestem wzrokowcem. I o ile po okładkach wiedziałem które MM posiadam i czytałem, to Twoich wszystkich tekstów już nie jestem w stanie spamiętać (jeju Bogu czytam wszystkie) :-)

 
08-10-14 13:47  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Obraz ten przypomina mi podobny w tym stylu - "Tratwa Meduzy" Theodora Gericaulta.

 
08-10-14 15:03  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:34)

 
08-10-14 15:20  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:35)

 
08-10-14 19:00  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Wielka szkoda, że nie podałeś kto namalował ten obraz. Wyszukałem, że był to angielski portrecista Thomas Musgrave Joy (1812-1866).

 
08-10-14 19:59  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:35)

 
09-10-14 08:59  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 242

BEZMYŚLNOŚĆ I BOHATERSTWO

Końcówka XIX wieku przyniosła w Anglii coś w rodzaju wojny pomiędzy rywalizującymi ze sobą kompaniami London & South Western Railway i Great Western Railway. Pomimo słowa „railway” w obu nazwach tym razem nie chodziło o kolej, ale o statki, eksploatowane przez te firmy. Stawką były lukratywne rejsy łączące Anglię z wyspami na Kanale Angielskim, czyli Jersey i Guersney. Pierwsza z wymienionych firm operowała z Southampton, a druga z Weymouth.

W marcu 1899 roku obaj armatorzy oferowali specjalne wielkanocne wycieczki do St. Peter Port na Guernsey. Reklamowano je jako ostatnia wielkanocna wycieczka XIX wieku co akurat nie było prawdą, jako że Wielkanoc roku 1900 także była jeszcze dziewiętnastowieczna. Oba statki miały w planie przyjść do portu o 17:30 i biada byłaby temu kapitanowi, który dałby się wyprzedzić konkurencji!

„Stella” była ładnym parowcem, zwodowanym w roku 1890. Miała 1059 GRT, długość 77,11 metra i mogła rozwijać szybkość aż 19,5 węzła! Załogę stanowiło 43 ludzi, a maksymalna liczba pasażerów którą mógł statek pomieścić wynosiła 712 osób. Rzecz jasna, eksploatowany na krótkiej trasie statek nie miał dla nich wszystkich indywidualnych kabin.

„Stella”
,

Ponieważ do katastrofy ”Titanica” było jeszcze daleko, nikogo nie dziwiło, że w łodziach i tratwach mogłoby w razie potrzeby zmieścić się zaledwie 148 osób… Takie czasy.

30 marca „Stella” o 11:25 wyszła z Southampton, rozpoczynając swój wielkanocny rejs. Tym razem daleko było do pełnego wykorzystania miejsc pasażerskich: bilety wykupiło zaledwie 147 osób, czyli że wliczając załogę, na pokładzie znalazło się 190 ludzi. Maszyny od razu ruszyły pełna parą, nadając statkowi prędkość 18 węzłów. Około 14 jednakże nad morzem pojawiła się mgła na tyle gęsta, że przestawiono telegraf maszynowy na wolno naprzód. Na krótko, bo gdy tylko mgła się nieco rozrzedziła, znowu dano cała naprzód. Minęło pół godziny i znowu na krótko zwolniono, żeby jednak wkrótce znowu rozpędzić się do 18 węzłów: należało przecież terminowo przyjść do St. Peter Port…

Krótko przed godziną 16 usłyszano dźwiękowe sygnały z latarni morskiej, stojącej na skałach Casquets, znajdujących się nieco na zachód od wyspy Alderney. Praktycznie zaraz po usłyszeniu sygnału, ujrzano przed dziobem fale przyboju! Kapitan Reeks dał całą wstecz, wykładając jednocześnie ster maksymalnie w prawo, ale było już za późno. Kadłub „Stelli” przeszorował po dwóch rafach, które rozpruły go na znacznej długości.

Skały Casquets i tamtejsza latarnia morska


Usytuowanie skał


Statek poszedł na dno w ciągu zaledwie ośmiu minut! Pomimo popełnienia straszliwego błędu nawigacyjnego, Reeks nie stracił głowy. Stojąc na prawym skrzydle mostku krzyczał co sił: „Zanim wszystkie kobiety i dzieci nie znajdą się w łodziach, żaden mężczyzna nie ma nawet prawa się ruszyć, chyba że na mój rozkaz!”

„Women and children first!”


Niewiarygodne, ale pomimo że statek tonął tak szybko, nie było ani jednego przypadku paniki. Pod czujnym okiem, kapitana załoga ofiarnie zajmowała się pasażerami. Przy szalupach pastor Clutterbuck na klęczkach wzywał rozbitków do modlitwy – tak jakby mogła ona w tej chwili zastąpić środki ratunkowe… Kobiety i dzieci zajmowały swoje miejsca, czemu przyglądali się z zimną krwią liczni mężczyźni. Żaden z nich nie próbował dostać się do szalupy na siłę, tak jakby wyłączono im instynkt samozachowawczy.

Udało się opuścić cztery wypełnione po brzegi szalupy. Piątą – również pełną – fale wywróciły zaraz po zwodowaniu. Tylko dwunastu ludzi z tej łodzi udało się uchwycić jej dna. W ciągu nocy czwórka z nich – zaledwie czwórka ! – zmarła z wyziębienia, ale pozostała ósemkę wyratował następnego ranka francuski holownik „Marsouin”.

Właśnie przewróciła się piąta łódź. Na skrzydle mostku stoi kapitan z podniesionymi rękami


Wśród załogi wyróżniała się niezwykłym spokojem i opanowaniem 45-letnia stewardessa, Mary Ann Rogers. Troskliwie acz zdecydowanie pomagała pasażerkom, przejście do szalup i zajmowanie w nich miejsc. Jednej z nich oddała nawet swój pas ratunkowy! Marynarze z jednej z przeładowanych do granic możliwości szalup krzyczeli do niej, aby skoczyła do wody a oni ją wyłowią, ale Mary Ann Rogers doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet jedna osoba więcej może oznaczać pójście przeciążonej szalupy na dno. Krzyknęła: „Nie nie, nie ma dla mnie miejsca!”. Pomachała przyjaźnie rozbitkom i… zginęła razem ze statkiem.


Mary Ann Rogers. W chwili śmierci byłą wdową. Jej mąż, Richard, utonął 21 października 1880 roku wraz ze statkiem “Honfleur”


Podobny los spotkał kapitana Reeksa.


Cztery pełne szalupy czekały na ratunek wiele godzin – prądy nosiły je to ku Alderney, to z powrotem do Casquets. 31 marca o 7 rano dwie z szalup dostrzeżono z parowca „Vera” który podjął rozbitków i zawiózł do St. Helier na Jersey. Ocalałych na dwóch pozostałych łodziach uratował parowiec „Lynx”.



Razem w owym wielkanocnym rejsie życie straciło aż 77 pasażerów i członków załogi.

Mary Ann Rogers uhonorowana została w Southampton takim oto pomnikiem


Napisano na nim:

DLA UPAMIĘTENIENIA HEROICZNEJ ŚMIERCI MARY ANN ROGERS STEWARDESSY ZE „STELLI”
KTÓRA W NOCY 30 MARCA 1899 ROKU WŚRÓD PRZERAŻENIA NA ROZBITYM STATKU POMAGAŁA WSZYSTKIM KOBIETOM KTÓRE MIAŁA POD OPIEKĄ ABY BEZPIECZNIE OPUŚCIŁY STATEK. ODDAJĄC WŁASNY PAS OSOBIE NIE MAJACEJ GO, PONAGLANA PRZEZ MARYNARZY DO EWAKUACJI ODMÓWIŁA, NIE CHCĄC NARAŻAĆ GŁĘBOKO ZANURZONEJ ŁODZI. POZDROWIŁA ODPŁYWAJACYCH LUDZI PRZYJACIELSKIM „GOOD-BYE, GOOD-BYE” .
WIDZIANO JA KILKA CHWIL PÓŹNIEJ, GDY „STELLA” SZŁA NA DNO. PODNIOSŁA RAMIONA KU GÓRZE I POWIEDZIAŁA „PANIE, BIERZ MNIE” PO CZYM UTONĘŁA WRAZ ZE STATKIEM.

POSTAWY TAKIE JAK TE POKAZUJĄCE CIĄGŁĄ GOTOWOŚĆ DO WYPEŁNIANIA OBOWIĄZKÓW NAWET W OBLICZU ŚMIERCI, GOTOWOŚĆ DO SAMOPOŚWIĘCENIA DLA DOBRA INNYCH, POLEGANIE NA BOGU, SĄ CHWALEBNYM DZIEDZICTWEM ANGLIKÓW. ZASŁUGUJĄ NA WIECZNE UPAMIĘTNIENIE, PONIEWAŻ WŚRÓD TRYWIALNYCH PRZYJEMNOŚCI I NIECZYSTEJ WALKI NA ŚWIECIE PRZYPOMINAJĄ NAM NA ZAWSZE O SZLACHETNEJ MIŁOŚCI DO KTÓREJ LUDZKOŚĆ JEST ZDOLNA.

--

Post zmieniony (02-05-20 13:03)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 74 z 121Strony:  <=  <-  72  73  74  75  76  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024