KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 67 z 121Strony:  <=  <-  65  66  67  68  69  ->  => 
17-09-14 07:15  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Piekne okrety... I niektorych modele sa nawet dostepne... A grafika tonacej Hatsuse wprawila mnie w zachwyt!

Natomiast co do Opowiesci, to czytalem ostatnio, ze miny postawione zostaly przez Iwanowa poza granicami wod przybrzeznych, na co nie pozwalal dowodca twierdzy gen. lejtnant Stessel. Cala operacja minowania zostala przeprowadzona we mgle i nie byla widoczna z punktow obserwacyjnych twierdzy.

--
pozdrawiam Kuba

 
17-09-14 23:20  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 223

NONSENSOWNY ROZKAZ

Brytyjski pancernik I klasy „Renown” zwodowano w roku 1887 ale wkrótce potem przemianowano go na „Victoria”. Okręt wypierał 11200 ton, co na owe czasy nie było wcale mało. Długi był na 100 metrów i uzbrojony w 2 działa – w jednej wieży – kalibru aż 413 mm. Do tego doszło 1x250 mm, 12 x 150 mm, 12 sześciofuntówek i wreszcie 6 wyrzutni torped 360 mm. Gdyby jeszcze okręt mógł płynąć szybciej niż te swoje raczej nędzne 17 węzłów, naprawdę byłoby się czym zachwycać.

„Victoria”
, ,

W czerwcu 1893 roku pancernik stał się flagowym okrętem głównodowodzącego Flotą Śródziemnomorską. W owym czasie był nim wiceadmirał Sir George Tryon, K.C.B. (Knight Commander of the Bath - Komandor Orderu Łaźni), oficer energiczny, inteligentny i nader rezolutny.

Wiceadmirał Sir George Tryon


O 10 rano 22 czerwca flota opuściła Bejrut, idąc do Trypolisu. Okręty szły w dwóch równoległych kolumnach, odległych od siebie o 6 kabli (1110 metrów). Prawą kolumnę prowadziła „Victoria”, a lewą pancernik „Camperdown”.

„Camperdown”. Na drugim zdjęciu z podwodnymi okrętami klasy C
,

Wczesnym popołudniem, w pobliżu kotwicowiska Trypolisu Tryon postanowił przeprowadzić ćwiczebny manewr polegający na wykonaniu skrętu o 180 stopni, przy czym okręty obu linii miały zakręcić w kierunku do siebie.

Czerwony okręt z 1 – „Victoria” miał zrobić zwrot o 180 stopni skręcając w lewo, a prowadzący lewą kolumnę „Camperdown” – niebieska 7 – miał zrobić taki sam zwrot, skręcając w prawo. UWAGA: po przytrzymaniu szkicu, pokażą się kolejne fazy manewrów!


Na zwróconą w niezwykle uprzejmy sposób uwagę, że do bezpiecznego wykonania tego manewru potrzeba minimum 8 kabli (1460 metrów), admirał odpowiedział „Yes, it shall be eight cable” (Tak, ma być osiem kabli). Ale o 14:46 szef sztabu zauważył ze zdumieniem, że okrętom zespoły wysłano sygnał nakazujący iść kolumnom jednak w odstępie sześciu kabli! Natychmiast poprosił oficera flagowego o uzyskanie potwierdzenia od admirała takiego właśnie dystansu. Odpowiedź Tryona była zwięzła: „Keep the six cables up”. Utrzymywać sześć kabli!

Zgodnie rozkazem, manewr miano rozpocząć dokładnie o 15:27. Prowadzący na „Camperdownie” lewą kolumnę kontradmirał Markham odebrał sygnał z głębokim niedowierzaniem. Sadząc że jest to jedynie jakieś nieporozumienie, polecił swego oficerowi flagowemu nie wysyłać potwierdzenia odbioru rozkazu. Nie było mowy o nieporozumieniu. Z flagowego okrętu natychmiast przyszła zdecydowana reprymenda: „Na co czekacie?”

Rozkaz był w oczywisty sposób absolutnie idiotyczny, ale wpojona aż do bólu dyscyplina zwyciężyła. Markham rozkazał potwierdzić otrzymanie rozkazu i przygotować się do zwrotu. W PRAWĄ STRONĘ…

Na pozostałych okrętach obu kolumn także zorientowano się że zarządzony manewr będzie kolizyjny. Przygotowywano się zatem do jego wykonania, ale wszyscy byli gotowi do natychmiastowego przerwania manewru. A rozpoczęły jego wykonywanie liderzy kolumn, pancerniki „Victoria” i „Camperdown”, idący obecnie z szybkością nie przekraczającą 9 węzłów. Oba okręty były mniej więcej tej samej wielkości, ale „Victoria” weszła w nieco ciaśniejszy łuk.

Stało się oczywiście to o czym wiedzieli wszyscy, poza zadufanym w sobie wiceadmirałem Tryonem. Około 15:34 dziób „Camperdowna” uderzył pod kątem 68 stopni w dziobową prawą część „Victorii”, około 3 metry za kotwicą. Wprawdzie na flagowym okręcie w ostatniej chwili przed kolizją rozkazano pozamykać wszystkie wodoszczelne drzwi, ale nie mogło to już w niczym pomóc: woda wdzierała się do kadłuba zbyt szybko.

,

Okręt błyskawicznie przegłębił się na dziób, a ster przestał działać. Dziób pancernika skierowany był jednak w kierunku lądu i okręt jeszcze przez kilka minut płynął w tym kierunku robiąc 7 węzłów.

Dokładnie w 10 i pół minuty od zderzenia, mocno przechylona na prawo „Victoria” poszła ostro dziobem w dół, a następnie przekręciła się wzdłuż osi i poszła na dno głębokiego w tym miejscu na 140 metrów morza. Do zbawczej mielizny było raptem około 5 mil. Do ostatniej chwili pracowały śruby okrętu, co zostało uchwycone na tej oto fotografii:



Wiceadmirał Tryon, 22 oficerów i 336 marynarzy utonęło razem z okrętem. Wyratowano jedynie 25 oficerów i 259 marynarzy, wśród nich komandor podporucznik Jellicoe, przyszły dowódca Grand Fleet podczas bitwy jutlandzkiej.

Zanim „Victoria” poszła na dno, wiceadmirał Tryon wziął na siebie - wobec szefa sztabu i oficera flagowego - całą odpowiedzialność za zderzenie. Szkoda że uświadomił sobie swój niewiarygodny błąd dopiero wtedy, gdy już było po wszystkim…

Jak zwykle, francuski „LA PETIT JOURNAL” wziął kolejną morską katastrofę za główny temat swego numeru


--

Post zmieniony (09-04-20 12:55)

 
17-09-14 23:55  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

To mała poprawka: KCB oznacza drugi stopień odznaczenia, czyli komandora orderu łaźni. Kawaler (towarzysz) miałby po nazwisku tylko CB.

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
18-09-14 10:32  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:21)

 
19-09-14 08:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 224

JEDEN Z SZEŚCIU

Przewożący królewską pocztę bocznokołowiec „Tweed” należał do armatora, który chcąc zaakcentować posiadanie owego przywileju nazwał się Royal Mail Steam Packet Co. Rozwijający szybkość 9 węzłów statek zwodowano w roku 1841 i – jak to w czyniono w owych czasach – postawiono na nim zdolne do niesienia żagli maszty. „Para parą, panie, ale jako coś łupnie, żagle będą jak znalazł!”

Kontrakt zobowiązał armatora do przewożenia poczty z/do Indii Zachodnich (a mówiąc po ludzku: rejonu Karaibów) oraz portów Zatoki Meksykańskiej. Umowę podpisano w roku 1840, a zaledwie po ośmiu latach Royal Mail spisała na straty pocztę załadowaną na sześć statków tej kompanii! Innymi słowy, poczta poszła na dno razem z owymi statkami. Sześć statków w osiem lat! Niezwykły rekord...

Jednym z tej szóstki był właśnie „Tweed”. Statek wyszedł z Southampton 17 grudnia 1846 roku, mając jak zwykle w rozkładzie kilka karaibskich portów. 9 lutego opuścił Hawanę, kierując się do Vera Cruz w Meksyku. Na burcie znajdowało się 96 członków załogi oraz 60 pasażerów. Ku szczeremu zaskoczeniu – zwłaszcza pasażerów – pogoda była fatalna: mocno wiało z północy, a silne deszcze zagoniły wszystkich pod pokład. Ciężkie chmury uniemożliwiały ustalenie pozycji statku.

Kapitan Parsons prowadził statek na wyczucie, chcą przeprowadzić go przez przesmyk pomiędzy Jukatanem, a koralową rafą Alecrane. Było to pasmo długie na 14 mil i szerokie na 8, znajdujące się o 68 mil od lądu. Te 68 mil powinno teoretycznie wystarczyć na bezpieczne przejście, nawet w przypadku nawigowania „na oko”. Nie wystarczyło.

O 3:30 12 lutego idący jednocześnie pod parą i żaglami statek wjechał na rafę. Wprawdzie gdy tylko ujrzano przed dziobem załamujące się fale do maszynowni poszedł rozkaz „Cała wstecz” a na ster „Prawo na burt”, ale zabrakło już czasu na uniknięcie najgorszego.

Uderzenie okazało się fatalne w skutkach, mimo że przy niepomyślnym wietrze podwójny napęd dawał szybkość zaledwie 7 węzłów. Kadłub został podziurawiony, a główna rura doprowadzająca parę złamana. Dla poprawienia stateczności kapitan wydał rozkaz natychmiastowego ścięcia masztów i komina, a także opuszczenia dwóch lewoburtowych łodzi. Wobec wielkich fal przeładowane łodzie natychmiast po zwodowaniu wywróciły się, a cała ich obsada utonęła. Morze atakowało unieruchomiony statek tak silnie, że kadłub wreszcie przełamał się.

Korzystając z licznych drewnianych szczątków udało się w końcu wylądować na rafie 79 rozbitkom, w tym 29 pasażerom i 50 marynarzom, wśród których był kapitan Parsons. Teraz stało się jasne dla niego, że znoszony silnym prądem i wiatrem statek został zniesiony ze swego kursu aż o 30 mil.

Miejsce na którym wylądowali dawało schronienie jedynie przed wielkimi falami, nic poza tym. Szczęśliwie obok nich znalazła się trochę tylko uszkodzona niewielka łódź, używana do przewozu poczty. Naprawiono ją prowizorycznie, po czym kilku ochotników wypłynęło w niej, kierując się w stronę Jukatanu. Zaraz potem pozostali zdecydowali się zaryzykować ponowne wejście do wody i przenieść na nieodległe, pokryte zielenią skały.

Rozbitkowie starali się nie poddać zimnie, zmęczeniu i pragnieniu. Nie mieli wprawdzie wody, ale udało im się odzyskać z wraku nieco wina i brandy, wyłowili także z wody baryłkę płatków owsianych i trzy beczułki mąki. Sześciu najlepszych pływaków kilkakrotnie popłynęło w spokojniejsze zakątki rafy, gdzie udało im się złowić nie tylko kilka małych rybek, ale także parę homarów. Największym zmartwieniem rozbitków były mokre, wyziębiające ciało ubrania.

Mijały godziny i dnie pełne naprzemiennie rozpaczy i nadziei. Na trzeci dzień trafiła się niewiarygodna sytuacja jak z kiczowatego filmu: z wody wyłowiono wodoszczelną skrzynkę z zapałkami! Teraz wreszcie mogli ogrzać się, oraz piec na płaskim kamieniu owsiane placuszki. A skąd mieli wodę? Mechanikom udało się zbudować z wyrzuconych na brzeg szczątków prymitywny – ale jednak działający – przyrząd do odsalania wody! Radość z tych sukcesów zatruwała jedynie niepewność co do losów ich kolegów z pocztowej łodzi. Jeśli utonęli po drodze, ich także nieuchronnie czeka przecież śmierć...

Kolegom udało się jednak nie tylko przeżyć, ale także zaalarmować marynarzy z hiszpańskiego brygu „Emilio”. Ku nieopisanej uldze, rozbitkowie ujrzeli wreszcie zbliżający się statek! Hiszpanie spuścili szalupy, które w kilku ratach szczęśliwie ewakuowały wszystkich rozbitków. Wejścia na rafę nie przeżyło 77 osób, w tym wszystkie trzy obecne na statku kobiety.

"Tweed"


--

Post zmieniony (12-04-20 10:51)

 
20-09-14 07:12  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 225

CHAPEAU BAS!

Przynależność państwową statku „Hokoku Maru” łatwo było ustalić po drugim członie jego nazwy. Z niezrozumiałych dla gaijina (czyli obcokrajowca) przyczyn, wszystkie japońskie cywilne statki miały i mają właśnie w swej nazwie „maru”. Co kraj, to obyczaj.

Zwodowany w roku 1939 pasażersko-towarowy „Hokoku Maru” miał 10.439 GRT i długość 152 metrów. Jeszcze przed atakiem na Pearl Harbor, statek wpadł w oko japońskiej admiralicji, przeczuwającej co się wkrótce wydarzy. 20 września 1941 statek zamienił sie w okręt. Zamontowano na nim 4 działa kalibru 150 mm, 2 x 80 mm, 4 x 25 mm oraz dwie wyrzutnie torped. Do tego dołożono dwa wodnosamoloty Kawanishi E7K2, mogące zabrać 120 kg bomb. Prosta recepta na krążownik pomocniczy, który był teraz gotów do gnębienia wrednych Amerykanów oraz ich aliantów. Do pary dobrano bliźniaczego „Aikoku Maru” przejętego przez Marynarkę 19 dni wcześniej, uzbrajając go identycznie jak „Hokoku Maru”.

„Hokoku Maru” i „Aikoku Maru” jeszcze jak zwykłe statki
,

W marcu 1942 roku przezbrojono je w Kure. Teraz miały one po 8 dział 140 mm, 2 x 80 mm, 4 x 25 mm oraz cztery wyrzutnie torped. Kawanishi zastąpiono innym typem wodnosamolotu, Mitsbubishi F1M2, nazywanym przez Amerykanów „Pete”. Także i te samoloty mogły zabrać 120 kg bomb. Wprawdzie najcięższe działa miały obecnie nieco mniejszy kaliber, ale za to były nowoczesne szybkostrzelne: te poprzednie pamiętały bowiem jeszcze wojnę z Rosją! Do lipca 1942 roku oba krążowniki zatopiły lub przejęły zaledwie pięć statków o łącznym tonażu 31.303 GRT.

Pod koniec października 1942 roku okrętom wyznaczono nowe zadania. Miały tym razem nie tylko niszczyć statki wroga – jak to z natury rzeczy przynależy tej klasie okrętów – ale także służyć jako zaopatrzeniowce pięciu wielkim okrętom podwodnym, mającym polować w Kanale (cieśninie) Mozambickim.

Krążowniki pomocnicze:
„Hokoku Maru”
,

„Aikoku Maru”
,

6 listopada roku cała siódemka wyszła z malezyjskiego Penang. Krążowniki szybko oczywiście oddzieliły się od okrętów podwodnych, ale nie stanowiło to oczywiście żadnego problemu. Rendez-vous wyznaczono na południe od Madagaskaru.

Pięć dni później szczęście uśmiechnęło do Japończyków! Dokładnie na 19° 45’ południowej szerokości geograficznej i 92° 40’ długości wschodniej około południa, natknęli się na wyjątkowo łatwy cel. Holenderski zbiornikowiec „Ondina” dowodzony przez kapitana W. Horsmana był uzbrojony „aż” w jedno działo 102 mm i drugie 76 mm – niestety z niewielkim zapasem amunicji (!) - a eskortował go wypierający nędznych 650 ton indyjski trałowiec „Bengal” pod dowództwem oficera rezerwisty W.J. Wilsona. Okręcik uzbrojony był w jedno działo 76 mm plus trzy Oerlikony.

„Ondina”


„Bengal” należał do klasy Bathurst – oto jeden z takich okrętów


Czas na porównanie sił:

Alianci: 1 działo 102 mm oraz 2 x 76 mm i trzy Oerlikony
Japończycy: 16 dział 140 mm, 4 x 80 mm, 8 x 25 mm + wyrzutnie torpedowe.

i od razu wiadomo, jak musi skończyć się takie spotkanie…

Japończycy nie zamierzali marnować amunicji, otwierając ogniem dopiero z 3200 metrów. W swym zadufaniu popełnili ogromny błąd, bowiem krótki dystans pozwolił strzelać nawet dwóm lekkim działom Aliantów. Artylerzyści z trałowca przeszli samych siebie wielokrotnie trafiając „Hokoku Maru” i wzniecając na nim pożary! Z kolei na „Ondine” obsada dział, składająca się z mieszanki trzech artylerzystów armijnych, trzech z Royal Navy oraz jednego cywilnego Holendra kilkakrotnie trafiła obie japońskie jednostki.

Pomimo gigantycznej wręcz przewagi – także w szybkości - Japończycy nie potrafili tego wykorzystać! Ich strzelanie było szalenie chaotyczne, chociaż w końcu udało im się trafić w mostek zbiornikowca zabijając jego obsadę, w tym dzielnego kapitana Horsmana. „Ondinę” trafiły także dwie torpedy, które jednakże nie przesądziły o losie dzielnego statku.

,

Nieustanne prowadzenie ognia doprowadziło w końcu do wystrzelania całej amunicji, znajdującej się na zbiornikowcu! Nie widząc żadnych szans na ocalenie statku, załoga opuściła go na łodziach ratunkowych. Japończycy nie zamierzali zawracać sobie głowy humanitaryzmem, gęsto ostrzeliwując rozbitków z karabinów maszynowych. Od japońskich kul zginął wtedy starszy mechanik zbiornikowca, wraz z kilkunastu kolegami.

Wszystkie cztery jednostki były mocno postrzelane. Ciężko uszkodzony „Bengal” uznał za wskazane opuścić pole bitwy, na którym mógłby teraz doczekać się jedynie zagłady. Druga strona także myślała juz tylko o własnej skórze. Na płonącym na całej długości „Hokoku Maru” wewnętrzna eksplozja doprowadziła w końcu do zatonięcia krążownika!

„Aikoku Maru” także nie przeżył wojny. 17 lutego 1944 roku został zaatakowany przez samoloty z „Intrepida”, gdy stał wyładowany amunicją w atolu Truk. Torpeda która trafiła w część dziobową spowodowała eksplozję amunicji w pierwszej ładowni. Statek zatonął w dwie minuty, a spośród znajdujących się na nim marynarzy i licznych żołnierzy aż 945 osób poniosło śmierć.

Tak wygląda wrak „Aikoku Maru”. Statek jest grobem prawie tysiąca ludzi
,

Kiedy na „Bengalu” żegnano w myślach zbiornikowiec i jego waleczną załogę, po odejściu Japończyków szalupy „Ondiny” powróciły pod statek, a marynarze wrócili na jego pokład! Na pokład statku, który w szczerym przekonaniu Japończyków poszedł na dno razem z trałowcem!

Ha! Ostatecznie ciężko postrzelany „Bengal” doczołgał się do Colombo – wycofano go ze służby dopiero w roku 1960 - a jeszcze bardziej uszkodzona „Ondina” dotarła bezpiecznie do Freemantle!!!

Trudno doprawdy przecenić niesamowity, niezwykły, niewiarygodny sukces dwóch prawie bezbronnych alianckich jednostek w starciu z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem. Nie tylko zatopiły jeden z pomocniczych krążowników i ciężko uszkodziły drugi, ale po walce przeszły jeszcze setki mil oceanu, docierając do zbawczych portów. Chapeau bas! Po dwakroć.


--

Post zmieniony (09-04-20 12:55)

 
20-09-14 16:54  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Niesamowita historia! Naprawdę ciężko w takie coś uwierzyć. Na dodatek przecież w okolicy grasowały sobie okręty podwodne, a z Holendra musiało się dymić pod niebiosa. Taka refleksja mnie naszła: czemu przeżyli? Bo nie mieli ratunku...

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
22-09-14 08:07  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 226

ZAGINIONY

Pływający pod cypryjską flagą motorowiec „Theodore A.S.” z 28-osobową załogą wypłynął z Narwiku 3 listopada 1973, wioząc do hiszpańskiego Gijon 21.139 ton rudy żelaza. Cóż innego zresztą można było załadować w Narwiku… Kapitan podał ETA (Expected Time of Arrival – spodziewany czas przyjścia) Gijon na 8 rano 9 listopada. Ostatni raz słyszano jego głos 4 listopada o 9:00, kiedy to nawiązał łączność z Norddeich Radio Stadion w Eden, prosząc za pośrednictwem Niemców o przesłanie do agenta w Gijon sprzętu radiowego.

Statek jeszcze z wcześniejszą nazwą „Tilo von Wilmowsky”


Kapitan liberyjskiego parowca „Sea Navigator” który wyszedł z Narwiku osiem godzin po „Theodore A.S” poinformował później, że jak mu się wydaje, widział właśnie ten statek 5 listopada około 9 rano w pozycji 61° 35’ N i 03° 50 E. Obie jednostki szły na południe (portem przeznaczenia „Sea Navigatora” była Antwerpia).

Motorowiec prawdopodobnie wszedł na Morzu Północnym prosto w sztorm wiejący z północnego-zachodu początkowo z prędkością 45 węzłów, ale jego siła – i prędkość wiatru – gwałtownie rosła.

Gdy statek nie zjawił się o wyznaczonym czasie na redzie Gijon, a radiowe wezwania pozostawały bez odpowiedzi, rozpoczęto poszukiwania zarówno z wody jak i z powietrza. Bez skutku.

Pierwszy dowód na potwierdzenie tragicznego losu statku uzyskano dopiero 15 listopada o ósmej rano, kiedy to na plaży zachodniej Danii znaleziono kamizelkę ratunkową z napisem THEODORE A.S. FAMAGUSTA. W osiem dni później odnaleziono przednią część pomalowanej na pomarańczowo szalupy i zidentyfikowanej, jako pochodząca z zaginionego statku. Kawałek łodzi dryfował blisko Hvinde, przy zachodnim brzegu Jutlandii. Pomimo nie znalezienia innych śladów, a przede wszystkim ciał załogi, zgłoszono oficjalnie do Lloyda utratę statku.

W styczniu 1976 roku Centrum Koordynacyjne Ratownictwa w Stavanger, Norwegia, powiadomiło armatora „Theodore A.S.” o zlokalizowaniu przez norweski trawler wraku w pozycji 56° 33’ 30’’ N i 03° 22’ 42’’ E, na wschód-północny-wschód od pola naftowego Ekofisk. Norweska marynarka wysłała na tę pozycję okręt, który po badaniach sonarem zameldował o wraku mającym długość pomiędzy 80 a 120 metrów i wysokim na 26 metrów. Zaginiony zbiornikowiec miał 167 metrów czyli trochę więcej, ale też i sonar mógł podać przekłamane dane.

Ze względu na znaczną głębokość na jakiej leżał wrak, nie można było niestety wysłać pod wodę nurków. Pomimo tego uznano iż jest to wrak „Theodore A.S.”, ponieważ jego pozycja była bliska planowanej trasy statku. W nocy z 5 na 6 listopada wiatr dął tam z prędkością od 90 do 100 węzłów!

Dodatkowym argumentem na potwierdzenie tego iż jest to wrak cypryjskiego motorowca był fakt, że dno w pobliżu pola naftowego było bardzo dokładnie badane po 1966 roku i podczas tych badań nigdy nie stwierdzono wraku w tej pozycji. Musiał się on zatem pojawić tam bardzo niedawno.

Post zmieniony (09-04-20 13:05)

 
22-09-14 08:07  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 227

CENA POŚPIECHU

Grecki zbiornikowiec „Andros Patria” załadował w irańskim terminalu na wyspie Kharg 208.000 ton ropy, przeznaczonej do rotterdamskiego Europortu. W 1978 - osiem lat po zwodowaniu w Japonii tej 323-metrowej jednostki – taka wielkość naprawdę budziła podziw.

„Andros Patria”

W Sylwestra znajdujący się na północny zachód od przylądka Finisterre statek wszedł w obszar wyjątkowo paskudnej pogody. Szarpany na wszystkie strony potężny kadłub nie wytrzymał w którymś momencie i pękł na długości około 16 metrów! Była dokładnie 18:20.

Na tym się nie skończyło. Zaledwie w dwie godziny później w miejscu pęknięcia przy trzecim zbiorniku lewej burty nastąpił wybuch, po czym pojawił się słup ognia który zresztą szybko zniknął. Do morza zaczęły wylewać się duże ilości ropy.

Kapitan nie zwlekał z decyzjami. Poprosił stacje brzegową o natychmiastową asystę śmigłowców, po czym rozkazał opuścić statek. W dół poszła jedna z szalup z trzydziestoma ludźmi w środku. Wśród nich był kapitan, jego zona i dwuletni synek. Na zbiornikowcu pozostało trzech ochotników, mających nadzieję na opanowanie sytuacji.

Ich wybór był trafny, kapitana tragiczny. Na oczach przerażonej trójki potężna fala wywróciła dużą przecież szalupę tak, jakby to była dziecinna zabawka! Cała trzydziestka wypadła do wody i szybko poniosła śmierć w lodowatej wodzie. Tutaj i teraz ich kamizelki ratunkowe były jedynie zbędnym gadżetem.

Następnego ranka nadleciał śmigłowiec ratowniczy. Podjął sprawnie trójkę marynarzy i odleciał z nim do swej bazy. Gdybyż kapitan wykazał więcej cierpliwości a mniej pośpiechu…

Według prowizorycznych ocen, w morzu znajdowało się już około 50.000 ton ropy. Wielkie fale oraz ogromne ilości rozlewanych przez statki ratownicze detergentów, powstrzymały ją od dotarcia do hiszpańskich plaż.

Dryfujący zbiornikowiec został wzięty na hol, ale oczywiście ani portugalski ani hiszpański rząd nie zgodził się na wprowadzenie przeciekającego statku na swoje wody terytorialne. Ratownicy 4 stycznia weszli na pokład „Andros Patrii”, kiedy znajdował się on około 150 mil na zachód od Portugalii. Szczęśliwie udało im się uruchomić generatory chociaż nie zmieniało to faktu, że ropa wciąż wyciekała do wody. Ciągniony na południe statek ciągnął za sobą plamę ropy długą na ponad 50 mil i szeroką na 500 metrów!

Kidy konwój osiągnął pozycję około 250 mil ma południe od Azorów, 21 stycznia zaczęto przepompowywać pozostałą ropę na dwa brytyjskie zbiornikowce „British Dragon” i „British Promise”. Ostatnie tony wypompowano 9 lutego. Połączone statki dryfowały przez ten cały czas i w chwili zakończenia transferu znalazły się ponad 200 mil na północny zachód od Wysp Zielonego Przylądka.

„British Dragon”


„British Promise”


Z chwila kiedy zagrożenie ekologiczne stało się już jedynie historią, Portugalczycy pozwolili przyprowadzić statek na kotwicowisko Cascais, gdzie miano przygotować go do wejścia na stocznię w Lizbonie. „Andros Patria” zacumowała tam ostatecznie 19 lutego. Po oczyszczeniu zbiorników oszacowano koszt remontu. Wyszło na to, że wynosić on będzie 6 milionów dolarów – tych roku 1978… Na takie dictum armator postanowił sprzedać zbiornikowiec na złom do stoczni w Barcelonie. Cięcie statku rozpoczęto 12 lipca.

--

Post zmieniony (09-04-20 12:56)

 
22-09-14 17:05  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

"Maru" - przy nazwach statków to sufiks i ma wiele znaczeń. Jedno z nich to oznaczenie czegoś cennego, doskonałego, wartościowego i przyjmuje się, że właśnie takie określenia czyli "Maru", odnoszą się do jednostek pływających.

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 67 z 121Strony:  <=  <-  65  66  67  68  69  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024