KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 58 z 121Strony:  <=  <-  56  57  58  59  60  ->  => 
01-09-14 10:48  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:07)

 
01-09-14 14:37  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:07)

 
01-09-14 17:50  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:08)

 
02-09-14 08:03  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 208

OBA STATKI SŁUŻYŁY KIEDYŚ POKOJOWI…

„Alcantara”, pasażerski statek należący do Royal Mail Steam Packet Co., został w roku 1915 przejęty przez Admiralicję i przemieniony w krążownik pomocniczy. Uzbrojono go aż w osiem dział 152 mm, dwa działka 6-funtowe (tj. strzelające pociskami o wadze 6 funtów) oraz jeden karabin maszynowy. Dowódcą okrętu został komandor T. E. Wardle. „Alcantarze” wyznaczono patrolowanie wód pomiędzy Scapa Flow, a wybrzeżami Norwegii. Mijały miesiące, aż wreszcie nadszedł luty 1916 roku.

„Alcantara” w czasach pokoju
, ,

W południe 28 lutego „Alcantara” znajdowała się około 60 mil na północ od Szetlandów, gdzie miała spotkać swego zmiennika na warcie, „Andes” – statek pasażerski, także służący obecnie w Royal Navy jako krążownik pomocniczy. I gdy marynarze już myśleli o zasłużonym wypoczynku na lądzie, przyszedł rozkaz pozostania na miejscu i wypatrywania podejrzanego statku idącego od Skagerraku.

Następnego ranka o 8:45 ujrzano po lewej burcie dym na horyzoncie. Jednocześnie nadszedł sygnał od znajdującego się nieco dalej „Andes”, że widzi statek idącego 15 węzłami na północny wschód. „Alcantara” poszła całą naprzód w kierunku „swojego” dymu, przekonana, że „Andes” zobaczył drugi statek! 9:10 zobaczono brytyjską jednostkę idącego dokładnie na północny zachód.

W 5 minut później będąc o 5,5 kilometra od statku, który wyglądał na zwykły frachtowiec, Wardle podniósł sygnał nakazujący zatrzymać się, wystrzeliwując jednocześnie dwa ślepe pociski. W odpowiedzi statek zatrzymał się i potwierdził to flagami kodu, a następnie podał swój znak rozpoznawczy: „M.G.VI”. Niczego takiego nie było w książce sygnałów „Alcantary”.

Artylerzyści zajęli swoje miejsca, kierując lufy w kierunku frachtowca. Z daleka widać było idący kursem nieznanego statku „Andes”. Gdy „Alcantara” zbliżyła się na 3,5 kilometra, z jej pokładu widać było wyraźnie wymalowane dwie norweskie flagi na burcie oraz nazwę „Rena”, port macierzysty Tönsberg. Aldisem przekazano na „Andes”: „Przechwytuję podejrzany statek. Czy widzicie nieprzyjaciela?” Bez odpowiedzi. Odpowiedzi za to udzielił norweski statek, podając, że idzie z Rio de Janeiro do Trondheim.

Oto napotkany frachtowiec, na rysunku z norweskimi flagami na burcie
,

Nie mając odpowiedzi od swego kolegi, Wardle zdecydował o wysłaniu załogi pryzowej na pokład normalnie wyglądającej i zachowującej się „Reny”, a dopiero potem pomóc „Andes” rozprawić się z wrogiem. Zredukowano szybkość do 14 węzłów i ustawiono się za rufą frachtowca. I wtedy – o 9:35 – odezwał się ”Andes”. „To jest ten podejrzany statek!”

Zamierzając dalej redukować szybkość wychylono już łódź z załogą pryzową nad wodę i wtedy właśnie opadły fałszywe burty zasłaniając norweskie flagi, za to odsłaniając działa! Kilka sekund – i pierwszy pocisk trafił w mostek niszcząc aparaturę sterową, telegraf maszynowy i telefony. Jak widać, wróg od razu celował w najważniejsze w tej chwili miejsce: mostek, na którym musiał się przecież znajdować się dowódca. Komandor Wardle ocalał, ale wielu jego ludzi zginęło lub odniosło rany. Norweski statek był w rzeczywistości niemieckim rajderem „Greif” uzbrojonym w 4 działa 150 mm, jedno kalibru 105 mm oraz dwie wyrzutnie torpedowe z zapasem 12 torped.

„Alcantara” walczy z „Greifem”


Znajdująca się w odległości 1800 metrów „Alcantara” ruszyła całą naprzód, otwierając jednocześnie ogień. Wysłano na rufę człowieka niosącego rozkaz uruchomienia rufowego steru awaryjnego, skąd też po paru minutach odzyskano kontrolę nad ruchami okrętu. W tym czasie niemieckie pociski demolowały burty i nadbudówki „Alcantary”. Wystrzelona przez wroga torpeda szczęśliwie przeszła pod rufą Brytyjczyka.

Odległość na której toczono bitwę była tak niewielka, że trudno było wręcz nie trafiać. Już pierwszy pocisk „Alcantary” eksplodował w amunicji znajdującej się przy rufowym dziale Niemca, z miejsca wyłączając je z akcji. Przy trzeciej z kolei salwie, dosłownie wszystkie pociski trafiły w cel, co potwierdzili później niemieccy jeńcy.

O 10:15 mostek niemieckiego okrętu spowijały płomienie. W tym czasie dystans między obu jednostkami zwiększył się do 5 kilometrów. Wróg zastopował nagle. Kilka minut później dojrzano opuszczane szalupy. Teraz cały nieprzyjacielski okręt spowity był obłokami czarnego dymu. Wardle polecił wstrzymać ogień.

Równie mocno postrzelana „Alcantara” zaczęła przechylać się na prawą burtę ale nagle wyprostowała się i zaczęła kłaść na lewą stronę. W tejże chwili nagły podmuch wiatru zdmuchnął dym znad śmiertelnie ranionego statku, z którego rozległ się po chwili pojedynczy strzał.

Brytyjczycy wznowili ostrzał ale na krótko. O 10:35 ich okręt przechylił się jeszcze bardziej na lewą burtę: zatonięcie krążownika było już tylko kwestią minut. „Wstrzymać ogień, alarm szalupowy, stop maszyny!” Maszyn zresztą nie trzeba było specjalnie zatrzymywać, ponieważ i tak zrobiła to gwałtownie przybierająca woda. O 11:02 „Alcantara” poszła na dno. Szczęśliwie zdążono opuścić na wodę aż 15 szalup oraz sporo tratew.

Niestety dopiero wtedy na polu boju zjawił się krążownik „Comus” i niszczyciel „Munster”. Ten ostatni zaczął podejmować z wody rozbitków, podczas gdy „Comus” popłynął w kierunku znajdującego się wtedy o 7 kilometrów wroga, dobijając go swą artylerią.

Na „Alcantarze” straciło życie 2 oficerów i 67 marynarzy. Komandor Wardle przeżył zagładę swojego okrętu, Niemców zginęło 80, dwustu dwudziestu uratowały brytyjskie okręty.

Gdybyż te okręty zjawiły się zaledwie o pół godziny wcześniej… „Andes”, Comus” i „Munster” (na zdjęciu bliźniak „Munstera”, „Meteor”.
, ,

--

Post zmieniony (11-04-20 11:58)

 
02-09-14 08:19  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Kawa i poranna lektura, czego wiecej oczekiwac po poranku w pracy ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
02-09-14 08:34  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:08)

 
02-09-14 08:47  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Dokladnie tak, ale na szczescie u mnie odpada ta walka, bo trzeba sobie zrobic obowiazkowa polgodzinna przerwe, a w kantynie od 11:30 jest obiadek. Jedynym minusem jest, ze przerwa ta nie wlicza sie do czasu pracy. I tak zmienia sie to w nieustanna walke se snem. Do 12 z porannym, a po 12 z poobiednim ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
03-09-14 08:06  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 209

DORÓWNAĆ CUNARDOWI

Zwodowany w 1849 roku „Arctic” był parowym bocznokołowcem, jednym z czterech siostrzanych statków należących do Amerykanina E.K. Collinsa, którego marzeniem było dorównać brytyjskiej Cunard Line. Trzy pozostałe statki nazywały się „Baltic”, „Atlantic” i „Pacific”. Statki miały długość 282 stóp i mogły poruszać się z szybkością 12,5 węzła.

Wszystkie cztery transatlantyki były wówczas znakomitościami. Działający na parę system grzewczy nie zmuszał już ani pasażerów ani załogi do zakładania grubych ubrań w okresie zimowym. Łazienki, palarnie i nawet zakłady fryzjerskie – czegóż więcej mógł chcieć transatlantycki pasażer w połowie XIX wieku, skoro jak widać, wszystkie możliwe luksusy miał na miejscu!

21 września 1854 roku statek opuścił angielski Mersey, kierując się ku Nowemu Jorkowi z 246 pasażerami na pokładzie. Opiekowała się nimi 135-osobowa załoga dowodzona przez kapitana Luce. W sześć dni później statek znajdował się o 65 mil na południowy zachód od przylądka Race. Akwen znany z częstych i gęstych mgieł a to z racji spotkania tam zimnych północnych prądów z ciepłym Golfstromem. Pomimo gęstej mgły Luce nadal utrzymywał całą naprzód, chcąc utrzymać zaplanowany rozkład rejsu. Może zresztą i zwolniłby ryzykując opóźnione przyjście do Nowego Jorku gdyby nie drobny fakt, że czworo z pasażerów było kimś znacznie więcej niż VIP-ami. Pasażerami owymi był sam pan Collins wraz z żoną, córką i synem!

Brak rozwagi okazał się tragiczny w skutkach. Kapitan Luce wystawił wprawdzie dodatkowych obserwatorów, ale cóż to mogło znaczyć wobec nieprzeniknionej ściany mgły. Na ”Arcticu” dopiero w ostatniej chwili spostrzeżono wyłaniający się z mgły francuski statek pasażerki „Vesta” z kapitanem Duchesne na mostku. Francuzi szli z szybkością zredukowaną do ośmiu węzłów. Najwyraźniej Duchesne nie miał na pokładzie właściciela statku i jego rodziny…

„Vesta” z impetem uderzyła w prawą burtę „Arctica”. Oba statki odniosły uszkodzenia, ale na pierwszy rzut oka te na francuskim statku były znacznie poważniejsze. Na „Veście” pasażerowie wpadli w panikę i w pośpiechu opuszczono dwie łodzie. Ostatecznie jednak kapitan Duchesne uznał że jego statkowi nie grozi zatonięcie podniósł więc z wody swoje łodzie i pomalutku ruszył w kierunku St. John’s. Wręga oddzielająca zalany przedział od reszty statku wytrzymała, a przecieki zatamowano lub znacznie ograniczono używając do tego kilkudziesięciu materaców, bez wahania wyciągniętych z kabin.

Wbrew pierwszym, sformułowanym na gorąco ocenom, rany „Arctica” okazały się być bardzo poważne. Stalowy dziób „Vesty” uderzył w jego drewnianą burtę, która został rozerwana około 20 metrów od dziobu w trzech miejscach i statek teraz zaczynał szybko nabierać wody. Kapitan Luce podał kurs na przylądek Race, ale droga miała zająć niestety aż pięć godzin! Woda przybierała tymczasem tak gwałtownie, że już po pół godzinie zalana została maszynownia. Statek stanął w dryfie.

„Arctic” miał zaledwie sześć szalup, mogących pomieścić tylko 180 ludzi! W dodatku opuszczano je zbyt pośpiesznie, nie wykorzystując ich maksymalnej pojemności. I na dobitkę większość miejsc zajęła w nich agresywnie zachowująca się załoga. Rozpaczliwe próby kapitana aby zapanować nad swoimi ludźmi i dać pierwszeństwo pasażerom spotykały się jedynie z obojętnością, albo wręcz wrogą reakcją.
Z opuszczonych szalup znaleziono później jedynie dwie z rozbitkami w środku – pozostałe zostały rozbite lub przewrócone przez fale.

Z dostępnych belek i desek pasażerowi i część marynarzy zbili pospiesznie i zrzucili na wodę sporą tratwę. Wyrzucano za burtę także rozmaite drewniane elementy, także puste beczki, chociaż przy bardzo niskiej temperaturze wody praktycznie tylko szalupy dawały szansę na przeżycie.

Około siedemdziesięciu osób znalazło miejsce albo na trawie albo też wokół, gdy unosząc się na wodzie trzymali się elementów tratwy. Szybko jeden po drugim zaczęli zapadać się w głębi, zamarznięci na śmierć – niczym Jack z filmu „Titanic”… Tratwa znaleziona została przez przypadkowy statek dopiero dwa dni później. Znajdowała się na niej tylko jedna żywa osoba.

O zderzeniu dowiedziano się dopiero wtedy, gdy „Vesta” zawinęła do kanadyjskiego portu i dopiero wtedy ratownicy wyszli w morze.

Przyszedł czas na podsumowanie tragedii. Na „Arcticu” zginęło aż 322 osoby w tym Mr. Collins, jego żona i syn. Wśród 59 uratowanych znalazł się kapitan Luce, którego wraz z podróżującym z nim chorowitym jedenastoletnim synem tonący statek wciągnął pod wodę. Obu udało się wprawdzie wypłynąć na powierzchnię, ale chłopiec szybko zmarł z powodu wyziębienia organizmu.

Na „Veście” śmierć poniosła jedna osoba bezpośrednio w wyniku kolizji, oraz 12 innych, które straciły życie podczas panicznego opuszczania szalup.

Za swą postawę wobec pasażerów kapitan Luce został przez prasę obwołany bohaterem, a gdy jechał pociągiem z Kanady do Nowego Jorku, na każdej stacji kapitanowi urządzano owację. Jego załogi nie bronił nikt. Wręcz przeciwnie, jednogłośnie obwołano ją tchórzliwą bandą, niegodną miana marynarzy.


„Arctic”


„Vesta” uderza w prawą burtę „Arctica”. Rysownik przez pomyłkę na „Veście” namalował nazwę ARCTIC! Szalupa widoczna na rysunku to też owoc jego fantazji: we chwili zderzenia żadnej szalupy na wodzie przecież nie było


„Arctic” tonie. Po lewej widać zbitą w pośpiechu tratwę


--

Post zmieniony (11-04-20 12:01)

 
03-09-14 08:21  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Kolejny przyklad ludzkiej bezmyslnosci, a moze tylko strachu przed przelozonymi... Jedno i drugie bywa brzemienne w skutkach...

--
pozdrawiam Kuba

 
03-09-14 08:45  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
yak   

Twoje opowieści, o ile ktoś będzie je wydawał powinny być podręcznikami dla zarządzających i zarządzanych. Nie znajdziesz lepszej ilustracji skutków bałaganu, pecha, braku dyscypliny, głupoty farta niż te setki, tysiące ofiar.

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 58 z 121Strony:  <=  <-  56  57  58  59  60  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024