Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 201
OFIARA TAJEMNICZEJ MINY
Pomiędzy 9 lipca a 20 września 1984 roku aż 19 cywilnych statków padło ofiarą min na Morzu Czerwonym. Statki nadziewały się na nie na dwóch akwenach, Jednym z nich była Zatoka Sueska gdzie na miny nadziało się osiem statków, podczas gdy pozostała jedenastka miała pecha w południowej części Morza Czerwonego, na północ od Bab-el-Mandeb, znajdującym się na styku Zatoki Adeńskiej i Morza Czerwonego.
Szczęśliwym trafem żaden z tych statków nie zatonął, ani też żaden z marynarzy nie zginął, a nawet nie odniósł obrażeń. Jeden jednakże statek spośród tej dziewiętnastki miał wyjątkowego pecha. PLO-wski drobnicowiec „Józef Wybicki”.
Nasz statek znajdował się w drodze z Dalekiego Wschodu do Gdyni, wioząc 7000 ton drobnicy. 11 sierpnia „Józefem Wybickim” nagle szarpnęła potężny podwodny wybuch. Nie było to zwykłe wejście na minę, ale najwyraźniej spowodowanie eksplozji leżącej na dnie miny magnetycznej, która wybuchła w chwili, gdy statek znajdował się nad nią mniej więcej w połowie pomiędzy dziobem a nadbudówką. Wstrząs był tak silny, że maszyny zastopowały w jednej chwili.
Pomimo całkowitego zaskoczenia, reakcja kapitana była natychmiastowa: sprawdzić stan kadłuba i zlokalizować ewentualne przecieki. I – o dziwo – okazało się, że blachy kadłuba były całe, natomiast sam wstrząs spowodował niewyobrażalnie wielkie uszkodzenia na całym statku. Popękało mnóstwo urządzeń i elementów statku – nawet umywalki w części kabin zmieniały się w żałosne gruzowisko. Uszkodzeniu uległa nie tylko część elementów maszynowni, ale nawet samej konstrukcji statku. Wyglądający z zewnątrz zupełnie normalnie statek był poważnie – a raczej bardzo poważnie – rozbity wewnątrz, ze zniekształconymi licznymi elementami konstrukcji.
Ciężka praca mechaników przyniosła wreszcie efekty i po dwóch dniach statek zaczął kontynuować podróż do kraju, jakkolwiek tylko połową szybkości, a i to z bijącymi silnie z obawy sercami. Wreszcie dzielny frachtowiec dokuśtykał do Gdyni, gdzie go rozładowano, a następnie postawiono na stocznię, celem szczegółowego zbadania zakresu uszkodzeń.
Pomimo najlepszych chęci fachowców uznali oni, iż uszkodzenia konstrukcji statku i jego maszyny są tak poważne, że nie ma nawet mowy o jego remoncie. Z bólem serca PLO zmuszone zostało sprzedać statek – wyglądający przecież z zewnątrz na zupełnie nietknięty! – do stoczni złomowej. 6 listopada „Józef Wybicki” zjawił się w hiszpańskim Santander, gdzie też wkrótce dopełnił się jego los.
Tymczasem na Bliskim Wschodzie nie ustawały prace mające na celu znalezienie jednostki, która postawiła miny. Egipscy śledczy uznali, że winnym jest libijski ro-rowiec „Ghat”, który przeszedł z północy przez Kanał Panamski i wszedł na Morze Czerwone 6 lipca. W cztery dni później statek wszedł do etiopskiego portu Assab skąd wyszedł 17 lipca, wracając 22 via Kanał Sueski do Trypolisu w Libii. Jako ro-rowiec, była to jednostka idealna do potajemnego stawiania min podczas obu przelotów przez Morze Czerwone. Dodatkowo Libijczycy mieli motyw do takiego działania, będąc nastawieni wrogo do Egiptu od czasu, gdy ten zgodził się w Camp Dawid na pokój z Izraelem. Zaminowanie południowego podejścia do Kanału Suezkiego miało negatywnie wpłynąć na finanse Egiptu. Z braku jednakże dowodów, śledztwo nie mogło mieć swego sądowego finału.
Do rozminowywania niebezpiecznego akwenu ruszyły trałowce brytyjskie, francuskie i egipskie oraz amerykańskie helikoptery. Pomocą służyły również jednostki rosyjskie. Pod koniec akcji zlokalizowano na dnie jedną nietkniętą minę, którą ostrożnie wydobyto. Jej oznakowanie pozwoliło ustalić, że była to mina wyprodukowana po roku 1981 w ZSRR. Wśród 18 uszkodzonych przez miny statków, znajdowały się także dwa radzieckie…
„Józef Wybicki”
--
Post zmieniony (11-04-20 11:47)
|