KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 5 z 121Strony:  <=  <-  3  4  5  6  7  ->  => 
05-05-14 11:26  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-) NOWA, CZYTELNA FORMA!
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 10

DRAMAT NA „TELIDZE”

Piątego maja 1993 roku pływający na Linii Afryki Zachodniej Euroafryki drobnicowiec „Leonid Teliga”, szykował się do kolejnego wyjścia ze Szczecina. Wysoki, opanowany kapitan Mariusz Herman z odrobiną emocji wchodził na mostek. Miał to być jego pierwszy rejs na tym stanowisku. Rzeczywistość zmusiła go wkrótce do walki o życie swoich dwóch ludzi.



Rozpoczęło się sztampowo. Załadunek w Hamburgu i Antwerpii, a potem rozładunek w portach afrykańskich. Upał, zwyczajowe bezczelne okradanie ładunku i... pilnowanie się przed ślepymi pasażerami: w swojej naiwności wielu Afrykanów spodziewa się serdecznego przyjęcia w Europie. Dla armatora tacy „pasażerowie” na statku oznaczają tylko kłopoty i niepotrzebne wydatki. Gdy zatem po opuszczeniu Takoradi – ostatniego portu załadunkowego w Afryce – nie znaleziono żadnego niepożądanego gościa, załodze pozostało liczyć jedynie w spokoju dni dzielące ich od powrotu do Szczecina. Szybko jednak ten spokój uległ zburzeniu.

W dwa dni po wyjściu z Takoradi – 12 lipca - do kapitana zgłosił się starszy mechanik. Następnego dnia zjawił się także magazynier maszynowy. Obaj czuli sie źle i mieli stan podgorączkowy. Objawy takie mogły być rezultatem przemęczenia i różnicy temperatur w maszynie i na pokładzie, temperatura w maszynowni dochodziła bowiem niekiedy nawet do 47 stopni!

Drugi („sanitarny”) oficer przeprowadził wywiad. Bóle głowy, klatki piersiowej, suchy kaszel u mechanika mogły oznaczać zapalenie oskrzeli. Z kolei objawy u magazyniera sugerowały zatrucie. W tym przypadku powodem mogły być lekko zakrapiane imieniny, które magazynier obchodził poprzedniego dnia. Objawy te u obu marynarzy wkrótce znikły, ale z kolei wciąż rosła gorączka, nawet do 40,2 stopnia!

Rutyną w takich przypadkach jest konsultacja z dyżurnym lekarzem gdyńskiego Medical Radio. Polecono stosować antybiotyki. Niestety, dwa dni później stan obu chorych znacznie się pogorszył. Zwłaszcza u mechanika wyglądało to zupełnie nieciekawie. Szesnastego lipca po południu był już bardzo słaby, i zmęczony utrzymującą się wciąż wysoką temperaturą. Zwrócił się bezpośrednio do kapitana o pomoc.

Kolejny raz wywołano Medical Radio, które poleciło zmienić antybiotyki. Postanowiono poczekać do rana na rozwój sytuacji. Niestety, świt nie przyniósł żadnej zmiany. Kolejny raz uruchomiono radiostację. Tym razem na podstawie nowych objawów Gdynia nie wahała się. Malaria, i to ciężka!

Obu chorym natychmiast podano uderzeniowe dawki leków przeciwmalarycznych. W tym momencie statek znajdował sie w połowie drogi między Dakarem a Las Palmas. Pozostawało już tylko całą szybkością iść w kierunku Wysp Kanaryjskich.

W niedzielny ranek 18 lipca sytuacja stała się krytyczna. Stan chorych – a zwłaszcza mechanika – stawał się coraz cięższy. Bezwładne ciało mechanika mającego tym razem „zaledwie” 39 stopni lało się przez ręce. Zimne okłady tylko minimalnie obniżały gorączkę i niewiele przynosiły ulgi.

Należało szukać pomocy w Las Palmas. Drogą radiową kapitan zgłosił awaryjne zawinięcie, prosząc jednocześnie o przygotowanie pomocy medycznej. Niestety, rosnący dziobowy wiatr i coraz większe fale dochodzące do 5-6 metrów robiły swoje. Teraz statek szedł z szybkością zaledwie 6,1 węzła! W tej sytuacji można było się spodziewać, że „Teliga” przyjdzie na Wyspy za późno...

Kapitan Herman mógł spróbować jeszcze jednej szansy. Ewakuacja obu chorych helikopterem do wojskowego szpitala w Las Palmas. Okazało się na szczęście, że od kilku miesięcy taka możliwość istnieje. Zasięg maszyny oznaczał jednakże, że dopiero koło północy 18 lipca „Teliga” znajdzie się w zasięgu lotu. Od godziny 21 przy chorych stale ktoś dyżurował. Podawano napoje, zwilżano usta. Wciąż miano nadzieję, że podawane leki poskutkują. Choroba byłe jednakże już w zbyt zaawansowanym stadium.

Godzinę później będący w coraz gorszym stanie mechanik zaczął majaczyć. Kapitan wsunął mu pod pachę termometr. Po paru minutach nie wierzył własnym oczom: 40,6 stopnia! W tym momencie uświadomił sobie, że nawet pomoc z helikoptera może przyjść za późno.

Kolejne połączenie z przedstawicielem armatora w Las Palmas. Helikopter musi pilnie starować! Wkrótce do radiowych rozmów włączył się Ośrodek Ratownictwa Morskiego w Madrycie, koordynator kcji ratowniczych na Hiszpanię. Poproszono o szczegółowe informacje o statku. Był to znak, że akcja ratunkowa ruszyła.

Poniedziałek 19 lipca, godzina 0:00. W eterze rozległ się głos pilota śmigłowca. Pomimo podania dokładnej i prawidłowej pozycji (wziętej via satelita), pilot nie mógł odnaleźć „Teligi”. Na jego prośbę rytmicznie włączano i wyłączano całe oświetlenie pokładu. W końcu dało to rezultat. Około pierwszej ujrzano helikopter. Niestety, niski stan paliwa zmuszał go do powrotu do bazy, bez podjęcia jakiejkolwiek akcji. Należało podejść statkiem jeszcze bliżej Gran Canarii.

Noc była pracowita. Przygotowano dwa stanowiska do ewakuacji chorych. Główne znajdowało się na rufie, skąd usunięto wszystko, co tylko się dało. Zdjęto druty licznych anten. Zapasowe miejsce znajdowało się na klapach trzeciej ładowni, tużprzed nadbudówką. Bom na ładowni podniesiono maksymalnie do góry.

Między szósta a siódmą rano śmigłowiec pojawił się znowu. „Teliga” znajdował sie wtedy 92 mile na południe od Las Palmas. Pilot okrążył statek kilka razy, po czym zdecydował sie na akcję z rufy. Polecił zmniejszyć szybkość.

Helikopter zawisł nad rufą. Rozdzielono między załogę zadania. Każdy wiedział co ma robić i za co odpowiada w tych dramatycznych chwilach. Za moment opuszczono na linie ratownika, który na miejscu objął dowodzenie akcją.

Jako pierwszy zajął miejsce na noszach magazynier. Wkrótce znajdował się w śmigłowcu. Pozostała ewakuacja dużo gorzej czującego się mechanika. Trójka ludzi wyniosła go z wnętrza nadbudówki. Ciągły ryk nisko wiszącego helikoptera zagłuszał nawet myśli. Hałas spowodował nieporozumienie pomiędzy ratownikiem a I oficerem, w rezultacie czego chorego wciągnięto w górę nie na noszach, ale w pozycji pionowej w specjalnym „chomącie”. Podczas windowania w górę chory zemdlał. Za chwilę zniknął we wnętrzu helikoptera, który po zabraniu jeszcze ze statku swego człowieka, pospiesznie odleciał w kierunku Las Palmas. Na statku zapanowało odprężenie. Teraz należało jedynie czekać na wieści z Las Palmas.

Okazało się później, że gdyby kapitan nie zdecydował się na wezwanie helikoptera, skazałby obu marynarzy – a już na pewno starszego mechanika – na śmierć. Obaj chorzy, pomimo niezwykle ciężkiego stanu (przez wiele dni życie mechanika wisiało na włosku) ostatecznie wyzdrowieli.



Post zmieniony (04-04-20 12:08)

 
05-05-14 12:35  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Ciekawy tekst.
Odnośnie "ślepych pasażerów". Mało znane jest wykorzystywanie tej drogi jako przerzutu z Polski naszych agentów do ówczesnego RFN i innych krajów Europy Zach. W portach krajowych akcja przeszukiwań statku pod kątem znalezienia "ślepaków" w tamtych czasach (lata 60) była czczą formalnością a tym bardziej przed zawinięciem np. do Hamburga. Miałem okazję słyszeć takie "story" z ust wiarygodnego matrosa. Dot. jednego ze statków PLO w końcu lat 60-tych XX w.
Swego czasu głośna była sprawa zakończona procesem i wyrokami dla załogi i kapitana (Niemiec) za wyrzucenie za burtę na pełnym morzu kilku Afrykańczyków, - blindziarzy.
Linia Afryki Zach. była "ciekawą" linią. Ginęli ( lub znikali w tajemniczych okolicznościach) kapitanowie, chiefowie (np. utopiony w basenie portowym w Duali z przywiązana gaśnicą), czy samookaleczenia by zawinąć po drodze na Kanary. Po co ? Można się domyślić.
Na tej linii zrobiłem jeden rejs na m/s "Rybnik" ze Szczecina (kpt. J. Sągin) i po rejsie szybko uciekłem do Gdyni.
W tym temacie jak to się mówi "swoje wiem".
Ciekaw jestem czy kiedykolwiek cała prawda o tych i nie tylko (np. jak nasi dzielni matrosi poczynali sobie na "Djakberze" (ms Djakarta + ms Bierut) gdy stali na Jez..Gorzkim po zablokowaniu Kanału Suezkiego wyjdzie na jaw.

 
05-05-14 12:50  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:17)

 
05-05-14 12:52  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:18)

 
05-05-14 15:04  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 11

ZATOPIONY PRZEZ WŁASNĄ ZAŁOGĘ

Dzień drugiego kwietnia 1981 roku był mglisty, jakich wiele o tej porze roku na Morzu Północnym. Statek PLO „Stanisław Dubois" szedł właśnie z Hamburga do Antwerpii.



Z Antwerpii droga miała prowadzić dalej, aż do Wietnamu. Ale...

Idący kontrkursem sudański „Omdursman" w wyniku poważnego błędu nawigacyjnego uderzył w lewą burtę naszego statku, dokładnie na śródokręciu. Do drugiej i trzeciej ładowni wlewać się zaczęły tony wody. Sytuacja była poważna, ale do opanowania. Spokojne morze sprzyjało podjętym próbom wypompowywania wody z zalanych ładowni. Wkrótce z pomocą przyszły z Holandii dwa holowniki, które przyciągnęły „Dubois" na redę w Rotterdamie. Uśmiech powrócił na twarze zmęczonej i zdenerwowanej załogi. Sprawa wydawała się prosta - dokowanie, a następnie naprawienie uszkodzonej burty. Ale na drodze temu oczywistemu rozwiązaniu stanęły holenderskie przepisy bezpieczeństwa.

Na swoje nieszczęście statek miał w ładowniach 1000-tonowy ładunek karbidu, przy czym część beczek zalała już woda, co groziło niekontrolowanym tworzeniem się ogromnych ilości acetylenu. W takim przypadku „Stanisław Dubois" mógł zamienić się w każdej chwili w wielką bombę. Skutki takiej eksplozji wewnątrz portu byłyby z pewnością przerażające. Zimna kalkulacja oraz zdrowy rozsądek nakazywały zrezygnowanie z ratowania statku. Polskie protesty nie były w stanie podważyć jednoznacznej decyzji Holendrów: nie było zresztą wśród nich nikogo, kto odważyłby się na podjęcie tak olbrzymiego ryzyka. Polecenie było jednoznaczne: odholować statek na głęboką wodę i tam zatopić poprzez otwarcie zaworów dennych.

Szóstego kwietnia statek ruszył z redy. Nie było sensu niepotrzebnie ryzykować, dlatego też pozostała na nim jedynie szkieletowa, 12-osobowa załoga. Ostatnia droga „Stanisława Dubois" liczyła 120 mil. Wreszcie pomaleńku poruszający się mały konwój („Stanisław Dubois", holowniki oraz holenderski patrolowiec) dotarł w godzinach rannych 9 kwietnia na miejsce przeznaczenia. Ze zbiorników pechowego drobnicowca wypompowano paliwo: nawet w tak dramatycznych okolicznościach należało pamiętać o ochronie środowiska. O 15.20 kapitan wydał najdramatyczniejszy w swej karierze rozkaz: „Wyłączyć agregaty prądotwórcze i wszystkie mechanizmy. Otworzyć zawory denne. Opuścić banderę. Zejść do łodzi!"




Z bliskiej odległości marynarze ze łzami w oczach patrzyli na opuszczony - jakby zdradzony przez nich - statek. Cały i zdrowy - poza tą jedną, fatalną dziurą w burcie.

Po chwili „Dubois" zaczął pogrążać się w spokojnej wodzie. Centymetr po centymetrze dziób osiadał coraz niżej. Z wnętrza statku dobiegały stłumione huki: to pod ciśnieniem napierającej wody pękały kolejne grodzie.
,

,


Jeszcze chwila i tylko rufa wystawała ponad wodą. Sekundy mijały, aż w końcu jedynie wzburzone nienaturalnie morze wskazywało miejsce, gdzie w tak niezwykły sposób zakończył żywot jeden z polskich statków...



Post zmieniony (04-04-20 12:09)

 
05-05-14 16:12  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Kapitanem ms "Rybnika" w tym czasie (1976 r.) był pan Janusz Sągin mieszkający w Sopocie a statek bułg. budowy zwany był "okrętem podwodnym".
PS - jeden z kpt zniknął bodajże w Le Havre. Być może chodziło o narkotyki.Ja skłaniam się raczej do zaboru pewnego "ładunku" zaspawanego w mag.dziobowym. Było kilka procesów - znam jeden w którym niejaki A. K, dostał 7 lat.

 
05-05-14 18:00  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:18)

 
05-05-14 18:48  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

W 76 polecieliśmy docelowo do Lagos. Po drodze - różne afrykańskie "dziury".Staliśmy "tylko" 3 m-ce na redzie (był wtedy boom budowlany i Nigeria za ropę kupowała głównie cement i konstrukcje stalowe). Mieliśmy cały ładunek mleka skondensowanego a statki z żywnością wchodziły szybciej. Port był zakorkowany. Statków było dobrze ponad setkę. PŻM-owski "Chemik" stał 6 m-cy ! Biznes robili jak zwykle Grecy - dostawy wody, prowiantu itp, głównie z Kanarów.
"Rybnik" nie miał "klimatu" (tzn. miał ale nieczynny - starmech nawet kołatał w Kopalni Rydułtowy - był to nasz "patron") po jakieś części. O ile mnie pamięć nie myli zginął on potem na "Busku". Za brak klimatu płacili nam extra 10 zł/dzień. Spaliśmy na pokładach bo w kabinach nocą było ok, + 32 stopnie. Po "100"-ce (tzn. po 100 dniach) kiedy "palma odbijała" i wg niepisanego prawa wszystko można było robić urządzaliśmy na nagusa biegi przystrojeni tylko w górniczą czapkę z białymi piórami. Stała ona w gablocie w messie - dar od ROW. - Kopalni Rydułtowy. Muszę odszukać fotki z tego rejsu..
Ech, działo się, działo...
PS - może napisz o ms "Aleksandrze Zawadzkim". Wyleciał na minie pływającej na Czerwonym. Poważnie uszkodzony poszedł na złom.

 
05-05-14 22:51  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:18)

 
06-05-14 09:35  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 12

TAJEMNICA USS „SCORPION”

Rok 1968 rozpoczął się dla okrętów podwodnych gorzej niż źle. Dwudziestego piątego stycznia niedaleko Aleksandrii zaginął wraz z 69-osobową załogą izraelski "Dakar", a zaledwie dwa dni później - także na Morzu Śródziemnym - 52 osoby znalazły swój grób we francuskim okręcie podwodnym "Minerve".

"Scorpion" był nowoczesnym amerykańskim okrętem podwodnym. Na początku 1968 roku skierowany został - wraz z grupą innych jednostek - na Morze Śródziemne. Seria ćwiczeń regularnie zakłócana była przez obecność okrętów radzieckich. Jeden z torpedystów pisał w liście do matki, że radziecki niszczyciel "szedł obok nas w odległości 100 metrów mając każde działo skierowane na nas".

Wodowanie „Scorpiona”




W końcu maja nadszedł czas powrotu do bazy w Norfolk. Krótko przed północą 21 maja "Scorpion" podał swą pozycję: około 100 mil na południe od Azorów i poinformował, że przyjście do Norfolk spodziewane jest na 27 maja, o godz. 13:00. Do czasu powrotu nie oczekiwano kolejnej transmisji. "Scorpion", zbudowany jako niszczyciel okrętów podwodnych, zobowiązany był do nieujawniania swej pozycji zbyt często. Powodem był oczywiście wszechobecny radziecki nasłuch.

Z tego to powodu dopiero 27 maja o 15:15 - wobec braku znaków życia ze strony "Scorpiona" - podniesiono alarm. Osiemnaście niszczycieli, dwanaście okrętów podwodnych, statek oceanograficzny i zbiornikowiec rozpoczęło poszukiwania. Wystartowały liczne samoloty. W następnych dniach okrętu szukało już 55 jednostek pływających i 35 samolotów. Były to poszukiwania o największej skali w historii US Navy. Ich obszar był ogromny, mając kształt prostokąta o wymiarach 2.500 na 50 mil morskich. Każdy sygnał sprawdzany był bardzo starannie, ale wciąż bez rezultatu. 5 czerwca okręt ogłoszono jako "prawdopodobnie stracony".

Teraz skupiono się na próbie wyjaśnienia tajemniczego przypadku. Pierwsze informacje były porażające. Mówiły o możliwości... porwania "Scorpiona" przez jednostki radzieckie! Źródłem tej wersji był tajemniczy raport, który - po ocenzurowaniu przez Departament Obrony - został opublikowany. Ze względu na iście bondowską treść, podaję tłumaczenie całego tekstu. Znakiem (C) oznaczono ingerencje cenzury.

"ON 06-13-68 niezidentyfikowany... (C)... skontaktował...(C)... telefonicznie podając, że ma informacje dotyczące zniknięcia USS Scorpion. (C)... nawiązując do...(C)... i następnie przesłuchiwań przez specjalnych agentów... (C).. poprzez kod nawiązany z tymi ludźmi zostali powiadomieni... (C)..., że USS Scorpion został porwany przez pięć małych radzieckich okrętów podwodnych i obecnie przetrzymywany w radzieckiej bazie okrętów podwodnych na Morzu Bałtyckim...(C)... Teriyoli (Xelenogorsk).

(C)... Scorpion został zauważony ponad dwa tygodnie temu blisko duńskiej wyspy...(C)... Far<148> (także Faroe) i prowadzony był przez sowiecki niszczyciel i trawler, a następnie zasłonięty przez pięć małych sowieckich okrętów podwodnych. (C)... Scorpion został zlokalizowany po wyjściu z Tulonu, Francja. (C)... około tygodnia lub dziesięciu dni temu dwudziestu dwóch członków załogi Scorpiona dostarczono do polskiego portu...(C)...gangrena dostarczeni zostali następnie do pobliskiego szpitala w mieście Wismar, Wschodnie Niemcy.

(C)...około tygodnia temu Scorpiona przeholowano do sowieckiej bazy okrętów podwodnych w Teriyoli (Xelenogorsk) na Morzu Bałtyckim w części Rosji Sowieckiej, która uprzednio była Łotwą. Tam wyokrętowano sześciu oficerów i nieznaną liczbę marynarzy. (C)...Według źródeł z Niemiec Wschodnich po przeczytaniu zniszczono wszystkie listy i telegramy...(C)...Odmawiam podania źródła ponieważ...(C)...obawa o ich bezpieczeństwo. (C)...także...(C)...zadanie...(C)...identyfikacja winna być traktowana jako poufna. Sprawdzić lokalne FBI, dokumenty Secret Service włączając państwowe informacje oraz informacje policji w Pensacola ujawnić brak danych dotyczących...(C).

Raport wzbudził sensację. Tajemniczy informator kontaktował się jeszcze raz 10 lipca. Druga wiadomość mówiła, że informację wysłaną z terenu NRD otrzymano od "... starego doktora z Wismaru, Wschodnie Niemcy".

31 października wszelkie domysły co do prawdziwości raportów zostały gwałtownie przerwane. Marynarka podała, iż wrak okrętu został zlokalizowany na głębokości trzech kilometrów, 400 mil na południowy zachód od Azorów.

Miejsce znalezienie wraka


Szczątki okrętu starannie sfotografowano, ale zdjęcia nie potrafiły jednak odpowiedzieć na główne pytanie: jak doszło do tragedii?

"Scorpion" leży na burcie. Kadłub skręcony jest na skutek wysokiego ciśnienia wody. Na podstawie tak niepełnych informacji wysunięto kilka możliwych przyczyn katastrofy:
- możliwość samoczynnego wybuchu głowicy jednej z torped;
- sabotaż polegający na umieszczeniu w czasie postoju w Tulonie bomby zegarowej;
- zderzenie z radzieckim okrętem podwodnym, w wyniku czego tylko "Scorpion" odniósł śmiertelne rany.
Chyba nigdy nie dowiemy się prawdy.

Dziób okrętu


Ster




Post zmieniony (04-04-20 12:22)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 5 z 121Strony:  <=  <-  3  4  5  6  7  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024