Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 184
AFRYKAŃSKI “TITANIC”
Senegalski prom “Joola” chodził regularnie pomiedzy stolicą kraju, Dakarem, a leżącym na południu kraju niewielkim portem Ziguinchor, leżącym nad rzeką Casamance. Kiedy opuszczał Ziguinchor 26 września 2002, na jego pokładzie znajdowało się… no właśnie: ilu tych pasażerów było? Pewne jest, że sprzedano 1046 biletów ale - uwaga – dzieci do lat pięciu biletów nie potrzebowały! Na pewno doliczyć trzeba 185 osób które weszły na leżącej na trasie statku wyspie. Nie było tam wprawdzie nigdy planowanego postoju a w związku z tym kas armatora, ale dziąki temu załoga miała przynajmniej dodatkowy zarobek… Także w samym Ziguinchor weszło kilkuset ludzi bez biletów, wciskając w ręce marynarzy znana kwotę, znacznie niższą od ceny oficjalnej. I obie strony były z tego bardzo zadowolone. Nie popełnimy zatem większego błędu przyjmując, że na “Jooli” znajdowało się około 2000 pasażerów.
O godzinie 22:00 prom otrzymał drogą radiową z morskiego centrum w Dakarze informację o stanie morza: miało ono być spokojne nad podziw. Najwyraźniej jednak albo sprzęt meteorologów był kiepski albo oni sami niedouczeni, bo już w godzinę później u wybrzeży Gambii “Joola” nadziała się na sztorm! Kilka – wyjaśnionych później - czynników złożyło się na to, że w przeciągu pięciu zaledwie minut prom przewrócił się na wysokiej fali do góry dnem.
Stosunkowo szybko w okolicy pojawiły się łodzie i statki rybackie wyciągając szczęśliwców, którzy nie pozostali we wnętrzu promu. Rybacy nie zdawali sobie sprawy z rozmiarów katastrofy dopóki jeden z uratowanych, 15-letni chłopak, nie powiedział im o ogromnej liczbie ludzi wewnątrz wywróconego do góry dnem promu. Wśród ciemności rozświetlanej reflektorami i lampkami rybaków słychać było nieliczne wezwania o pomoc.
Tragiczne informacje dotarły wreszcie do Dakaru. Przybyli nad ranem ratownicy bezradnie okrążali przewrócony statek, spod którego nikt nie wypływał. O godzinie 15:00 “Joola” poszła na dno. Policzono uratowanych. Nie trzeba było umieć liczyć nawet do stu… doliczono się raptem 64 osób… Po kilkunastu dniach krakowskim – a raczej dakarskim – targiem ustalono, że śmierć poniosły 1863 osoby, chociaż właściwszą liczbą wydają się być dwa tysiące.
Rząd Senegalu zarządził przeprowadzenie wnikliwego śledztwa. Do sprawy włączył się także rząd Francji, jako że w katastrofie śmierć poniosło wielu obywateli tego kraju. Jak to w podobnych przypadkach bywa, nie było jednej tylko przyczyny katastrofy. Wprawdzie to bardzo silny wiatr i wysoka fala były bezpośrednią przyczyną wywrotki, ale śledczy szybko ustalili, dlaczego do niej doszło.
Po pierwsze “Joola” miała prawo poruszać się tylko o kilka mil od lądu, gdy tymczasem w każdym swym rejsie wychodziła spory kawałek w morze idąc po prostej linii łączącej oba porty. Gdyby statek poruszał się tak jak powinien wzdłuż brzegu rejs trwałby dłużej, a co gorsza dla armatora, spalano by znacznie więcej bardzo drogiego w tym kraju paliwa. Drugim czynnikiem sprzyjającym tragedii było fatalne przeładowanie niewielkiego przecież, bo długiego na zaledwie 79,5 metra statku, skutkującego pogorszeniem stateczności. Znaczna część pasażerów nie schodziła na noc pod pokład do dusznych - bo nieklimatyzowanych – pomieszczeń, woląc w tłoku wprawdzie, ale też i w miłym chłodzie przespać się na pokładach. Zakładając, że śpiących na pokładach było tysiąc osób a średnia waga każdego z nich wynosiła 50 kilogramów, mamy 50 ton umieszczonych na tyle wysoko, że podniosło to środek ciężkości niewielkiej “Jooli”.
Swoją rolę musiał także odegrać stan techniczny statku. Miał on wprawdzie jedynie 12 lat – niewiele dla promu – ale w latach tych miał wiele problemów związanych z fatalnym utrzymaniem go przez armatora. Podobnie jak to jest w większości krajów afrykańskich “technical maintanace” (regularne przeglądy i naprawy) także i przez senegalskiego armatora uważany był za nonsensowne wyrzucanie pieniędzy.
Rząd Senegalu wypłacił rodzinom ofiar po 22.000 amerykańskich dolarów za każdą ofiarę oraz wyrzucił na bruk szereg oficjeli przymykających – na pewno nie za darmo – oczy na uchybianie podstawowym zasadom bezpieczeństwa na morzu. Kilku wysokiej rangi oficerów wojska przeniesiono z Dakaru do mniej atrakcyjnych miejsc, co miało być kara za zbyt późne rozpoczęcie i nieefektywne prowadzenie akcji ratowniczej. Nic nie powiedziano o osobach odpowiedzialnych za regularne przeładowania statku, oraz za jego fatalny stan techniczny. Nikogo nie skazano, zamykając po roku sprawę.
Nawykłe do bardziej uczciwych procesów rodziny francuskich ofiar były zszokowane decyzją senegalskiego sądu. 12 września 2008 roku francuski sędzia Jean-Wilfried Noel imiennie oskarżył dziewięciu senegalskich oficjeli, w tym byłego już premiera Boye i byłego Szefa Sztabu Armii, generała Babacara Gaye.
Senegalczycy zareagowali na to wręcz histerycznie. Uznano że była metropolia dokonała wrogich kroków wobec ich kraju. W ramach świętego oburzenia za uznanie konkretnych ludzi winnymi hekatomby na morzu, Senegal wystawił 26 września … międzynarodowy list gończy wobec francuskiego sędziego. W liście owym zarzucono mu nadużycie władzy (!) i podważanie godności Senegalu (!). Teraz sędzia musi uważać z ewentualnymi wyjazdami do Afryki…
“Joola”
,
Trasa statku. Klasa A1 „Jooli” pozwalała na poruszanie się w obszarze pozostającym w zasięgu co najmniej jednej stacji brzegowej VHF, gdzie możliwe jest ciągłe alarmowanie za pomocą DSC (kanał 70 VHF – 156,525 MHz), tymczasem statek dla skrócenia dystansu dużo bardziej oddalał się od lądu
Statek jeszcze unosi się na wodzie. Wewnątrz MUSIELI jeszcze znajdować się żywi ludzie, mogący oddychać dzięki poduszkom powietrznym.
, ,
Ze względu na ogromną liczbę ofiar, podtytuł książki jest jak najbardziej uprawniony. Na “Titanicu” zginęło zresztą znacznie mniej ludzi…
--
Post zmieniony (11-04-20 11:32)
|