KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 46 z 121Strony:  <=  <-  44  45  46  47  48  ->  => 
03-08-14 23:12  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Monte Cervantes - to wyjątkowy pechowiec.
W 1928 też w rejsie wycieczkowym wpakował się na małą górę lodową (Svalbard incident) gdzie w naprawie przebicia kadłuba brał udział Krasin podążający na ratunek Nobilego i załogi Norge

 
04-08-14 19:54  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 12:50)

 
04-08-14 20:41  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. Maiłem kilka dni zaległości, ale już udało mi się je odrobić/przeczytać :)

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
05-08-14 10:38  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 182

W LODACH ANTARKTYDY

Zwodowany w 1961 roku duński motorowiec "Nella Dan" był światowym rekordzistą szczególnego rodzaju. Licząc średnio cztery podróże rocznie odwiedził Antarktydę ponad 70 razy, pozostawiając daleko za sobą wszelkich konkurentów. "Nella Dan" zbudowany został zresztą specjalnie do rejsów w rejonach podbiegunowych, posiadając specjalne przeciwlodowe wzmocnienia na całym, starannie wyprofilowanym kadłubie.

Kiedy na półkuli północnej panowało lato, statek krążył pomiędzy Danią a wschodnim wybrzeżem Grenlandii, wożąc oprócz 33-osobowej załogi także kilkudziesięciu uczonych, wspartych zawsze bogatym i nader kosztownym instrumentarium naukowym. Gdy na północy przychodziła zima, "Nella Dan" długim, kilkutygodniowym przelotem osiągał Australię, skąd regularnie zawijał na Antarktydę w charakterze statku oceanograficznego. Australijczycy byli zresztą tak do niego przyzwyczajeni, że uważali go po trochu za swoją własność - przynajmniej przez tych kilka miesięcy, kiedy to na antypodach panowało lato.

Dwudziestego siódmego listopada 1987 roku "Nella Dan" wyszedł z Hobart na Tasmanii, kierując się rutynowo już ku terenom, oficjalnie nazywanym Australijskim Terytorium Antarktycznym. Na pokładzie znajdował się komplet, czyli 33 marynarzy i 50 naukowców. Trzeciego grudnia statek zakotwiczył w zatoce Buckiess wyspy Macquarie, szykując się do przekazania znajdującej się tam bazie meteorologicznej licznych beczek z paliwem.

Wkrótce nadciągnął potężny sztorm, który najwyraźniej nie wziął pod uwagę zdania meteorologów, twierdzących, iż w zasadzie nie miał on prawa o tej porze roku aż tak bardzo się rozhulać. Wspierana pracującym silnikiem kotwica nie potrafiła utrzymać statku w bezpiecznej odległości od brzegu. Sztorm wlókł "Nella Dan" powoli, ale konsekwentnie ku skalistej mieliźnie, na której wreszcie statek wylądował. Przez podziurawiony kadłub woda zalała maszynownię. Szczęśliwie natychmiastowa ewakuacja na ląd wszystkich 83 osób przebiegła sprawnie i bez ofiar.

Ludzie przenieśli się do bazy meteo, gdzie jedynym, ale za to nie do przezwyciężeni a problemem stała się natychmiast obłędna wręcz ciasnota: obliczona na 32 osób placówka pomieścić miała ich teraz aż 115!

W tłoku i rosnącym z tego powodu rozdrażnieniu czekano na kolejny statek. Po kilku dniach nadszedł wreszcie lodołamacz "Iceberg", zabierając 48 naukowców oraz 27 marynarzy. Jedenastego grudnia cała grupa wyokrętowała w Hobart.

Na Macquarie pozostało dwóch uczonych oraz kapitan i pięciu oficerów z "Nella Dan". Uparta praca nad uratowaniem statku zaowocowała wreszcie ściągnięciem go na głębszą wodę, gdzie też rzucono kotwicę. I kiedy wydawało się, że wszystko dobrze się skończyło, "Nella Dan" stanął w płomieniach. Pożar spowodowały nadmiernie przegrzane generatory, non-stop pompujące z wnętrza kadłuba wodę. Tym razem Duńczycy poddali się. Ze względów ekologicznych odholowano jedynie płonący statek daleko od lądu, gdzie w końcu - całkowicie wypalony - poszedł na dno. Razem z "Nella Dan" utracono także zamontowaną na nim aparaturę badawczą wartą 600.000 australijskich dolarów.

„Nella Dan” w morzu, w lodach i na mieliźnie
, ,

--

Post zmieniony (11-04-20 11:30)

 
05-08-14 10:38  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 183

EMIGRANCI

Za oceanem czekała ziemia i praca, oraz nieznane na Starym Kontynencie możliwości. Dziewiętnasty wiek przyniósł niespotykany wcześniej exodus w poszukiwaniu chleba i przestrzeni do życia. Ameryka!

Armatorzy wprowadzali do służby wciąż nowe i nowe pasażerskie statki, a niska stosunkowo cena biletu miała swoje bezpośrednie przełożenie na fatalne warunki podróży. Zarówno jednak tłok jak i kiepskie, monotonne wyżywienie nikogo nie odstręczały od podróży.

Amerykański żaglowiec „Floridian” wypierał zaledwie 500 ton, ale czarterujący go niemiecki armator do maksimum wykorzystywał możliwości przewozowe. Dwudziestego siódmego lutego 1849 roku statek opuścił Antwerpię z 20 marynarzami i aż 176 pasażerami na pokładzie. Wśród emigrantów przeważali niemieccy chłopi i robotnicy, wybierający się do Ameryki wraz z całymi rodzinami.

Pogoda nie dopisywała. Silny wiatr połączony ze śnieżycą zamienił się zaledwie kilka godzin po opuszczeniu portu w regularny sztorm. O trzeciej nad ranem w środę dwudziestego ósmego lutego, statek wylądował na mieliźnie koło Harwich. Potężne uderzenia fal szybko zdemolowały bezwładny kadłub.

Pierwszy oficer zszedł pod pokład, aby sprawdzić stan poszycia, podczas gdy kapitan Whitmore - zdając sobie sprawę, że wkrótce statek i tak się rozsypie - zarządził opuszczenie szalup. Pierwszą z wypełnionych ludźmi łodzi fale przewróciły natychmiast do góry dnem, drugiej za to udało się szczęśliwie odejść na bezpieczną odległość. Na szalupie tej znajdował się między innymi szczęśliwcami kapitan Whitmore wraz ze swą żoną. Niewiele jednak czasu było potrzeba, aby i ta łódź przewróciła się na wysokiej fali, skazując na utonięcie znajdujących się w niej ludzi.

Pozostawieni samym sobie na tonącym statku pozostali emigranci ruszyli do następnych szalup. Udało się w miarę szybko obsadzić i opuścić kolejną łódź, ale zatłoczona ponad miarę zatonęła ona natychmiast po zwolnieniu talii. Reszta pasażerów - około 100 osób - zebrała się na rufowym pokładzie. Marynarze poprzywiązywali ich do relingów i takielunku, aby uniknąć zmycia przez fale.

Godzinę po wejściu na mieliznę ’’Floridian’' przełamał się na pół. Główny maszt wraz, z przywiązaną do niego gromadą ludzi, poleciał za burtę a w trakcie nocy większość pozostałych na pokładzie osób zamarzła na śmierć. Pozostała przy życiu niewielka grupka z rozpaczą wyglądali pomocy. Zauważyli wprawdzie kilka statków, ale niestety nikt nam nich nie dostrzegł wraku... Nadszedł i minął czwartek, a potem kolejna koszmarna, mroźna i śmiercionośna noc. W piątek nad ranem na wraku pozostała przy życiu zaledwie czwórka przemarzniętych do kości i coraz bardziej słabych ludzi: trzech marynarzy i pasażer. Z trwogą myśleli o kolejnych godzinach beznadziei, zimna i głodu. I kiedy już właściwie stracili wszelką nadzieję, ujrzeli zbliżający się ku nim statek!

Około godziny siódmej rano pod wrak podszedł wojskowy kuter ’’Petrel", ratując jedynych pozostałych przy życiu: dwóch marynarzy i jednego pasażera. Dłonie i stopy mieli odmrożone, ale żyli! Trzeci marynarz zmarł z zimna zaledwie godzinę wcześniej... Razem z nim życie straciły 192 osoby, w tym 80 kobiet i dzieci.

„Floridian" na mieliźnie, rysunek z epoki


--

Post zmieniony (11-04-20 11:32)

 
05-08-14 11:12  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Kawa wypita... druga. Ale urlop naszego Autora rzadzi sie swoimi prawami, do ktorych nam, jego wielbicielom (Autora, nie jego urlopu), podporzadkowac sie bez szemrania nalezy :)

--
pozdrawiam Kuba

 
05-08-14 11:24  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 12:51)

 
05-08-14 11:32  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

I tak jestem wdzieczny, ze w ogole chcesz miec na urlopie dostep do komputera, a co za tym idzie czas dla nas maluczkich, czekajacych na kolejna porcje ciekawych historii jak na kes smakolyku... A dobra whisky i to w dobrym towarzystwie zawsze jest dobra. Twoje zdrowie!

--
pozdrawiam Kuba

 
06-08-14 11:03  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 184

AFRYKAŃSKI “TITANIC”

Senegalski prom “Joola” chodził regularnie pomiedzy stolicą kraju, Dakarem, a leżącym na południu kraju niewielkim portem Ziguinchor, leżącym nad rzeką Casamance. Kiedy opuszczał Ziguinchor 26 września 2002, na jego pokładzie znajdowało się… no właśnie: ilu tych pasażerów było? Pewne jest, że sprzedano 1046 biletów ale - uwaga – dzieci do lat pięciu biletów nie potrzebowały! Na pewno doliczyć trzeba 185 osób które weszły na leżącej na trasie statku wyspie. Nie było tam wprawdzie nigdy planowanego postoju a w związku z tym kas armatora, ale dziąki temu załoga miała przynajmniej dodatkowy zarobek… Także w samym Ziguinchor weszło kilkuset ludzi bez biletów, wciskając w ręce marynarzy znana kwotę, znacznie niższą od ceny oficjalnej. I obie strony były z tego bardzo zadowolone. Nie popełnimy zatem większego błędu przyjmując, że na “Jooli” znajdowało się około 2000 pasażerów.

O godzinie 22:00 prom otrzymał drogą radiową z morskiego centrum w Dakarze informację o stanie morza: miało ono być spokojne nad podziw. Najwyraźniej jednak albo sprzęt meteorologów był kiepski albo oni sami niedouczeni, bo już w godzinę później u wybrzeży Gambii “Joola” nadziała się na sztorm! Kilka – wyjaśnionych później - czynników złożyło się na to, że w przeciągu pięciu zaledwie minut prom przewrócił się na wysokiej fali do góry dnem.

Stosunkowo szybko w okolicy pojawiły się łodzie i statki rybackie wyciągając szczęśliwców, którzy nie pozostali we wnętrzu promu. Rybacy nie zdawali sobie sprawy z rozmiarów katastrofy dopóki jeden z uratowanych, 15-letni chłopak, nie powiedział im o ogromnej liczbie ludzi wewnątrz wywróconego do góry dnem promu. Wśród ciemności rozświetlanej reflektorami i lampkami rybaków słychać było nieliczne wezwania o pomoc.

Tragiczne informacje dotarły wreszcie do Dakaru. Przybyli nad ranem ratownicy bezradnie okrążali przewrócony statek, spod którego nikt nie wypływał. O godzinie 15:00 “Joola” poszła na dno. Policzono uratowanych. Nie trzeba było umieć liczyć nawet do stu… doliczono się raptem 64 osób… Po kilkunastu dniach krakowskim – a raczej dakarskim – targiem ustalono, że śmierć poniosły 1863 osoby, chociaż właściwszą liczbą wydają się być dwa tysiące.

Rząd Senegalu zarządził przeprowadzenie wnikliwego śledztwa. Do sprawy włączył się także rząd Francji, jako że w katastrofie śmierć poniosło wielu obywateli tego kraju. Jak to w podobnych przypadkach bywa, nie było jednej tylko przyczyny katastrofy. Wprawdzie to bardzo silny wiatr i wysoka fala były bezpośrednią przyczyną wywrotki, ale śledczy szybko ustalili, dlaczego do niej doszło.

Po pierwsze “Joola” miała prawo poruszać się tylko o kilka mil od lądu, gdy tymczasem w każdym swym rejsie wychodziła spory kawałek w morze idąc po prostej linii łączącej oba porty. Gdyby statek poruszał się tak jak powinien wzdłuż brzegu rejs trwałby dłużej, a co gorsza dla armatora, spalano by znacznie więcej bardzo drogiego w tym kraju paliwa. Drugim czynnikiem sprzyjającym tragedii było fatalne przeładowanie niewielkiego przecież, bo długiego na zaledwie 79,5 metra statku, skutkującego pogorszeniem stateczności. Znaczna część pasażerów nie schodziła na noc pod pokład do dusznych - bo nieklimatyzowanych – pomieszczeń, woląc w tłoku wprawdzie, ale też i w miłym chłodzie przespać się na pokładach. Zakładając, że śpiących na pokładach było tysiąc osób a średnia waga każdego z nich wynosiła 50 kilogramów, mamy 50 ton umieszczonych na tyle wysoko, że podniosło to środek ciężkości niewielkiej “Jooli”.

Swoją rolę musiał także odegrać stan techniczny statku. Miał on wprawdzie jedynie 12 lat – niewiele dla promu – ale w latach tych miał wiele problemów związanych z fatalnym utrzymaniem go przez armatora. Podobnie jak to jest w większości krajów afrykańskich “technical maintanace” (regularne przeglądy i naprawy) także i przez senegalskiego armatora uważany był za nonsensowne wyrzucanie pieniędzy.

Rząd Senegalu wypłacił rodzinom ofiar po 22.000 amerykańskich dolarów za każdą ofiarę oraz wyrzucił na bruk szereg oficjeli przymykających – na pewno nie za darmo – oczy na uchybianie podstawowym zasadom bezpieczeństwa na morzu. Kilku wysokiej rangi oficerów wojska przeniesiono z Dakaru do mniej atrakcyjnych miejsc, co miało być kara za zbyt późne rozpoczęcie i nieefektywne prowadzenie akcji ratowniczej. Nic nie powiedziano o osobach odpowiedzialnych za regularne przeładowania statku, oraz za jego fatalny stan techniczny. Nikogo nie skazano, zamykając po roku sprawę.

Nawykłe do bardziej uczciwych procesów rodziny francuskich ofiar były zszokowane decyzją senegalskiego sądu. 12 września 2008 roku francuski sędzia Jean-Wilfried Noel imiennie oskarżył dziewięciu senegalskich oficjeli, w tym byłego już premiera Boye i byłego Szefa Sztabu Armii, generała Babacara Gaye.

Senegalczycy zareagowali na to wręcz histerycznie. Uznano że była metropolia dokonała wrogich kroków wobec ich kraju. W ramach świętego oburzenia za uznanie konkretnych ludzi winnymi hekatomby na morzu, Senegal wystawił 26 września … międzynarodowy list gończy wobec francuskiego sędziego. W liście owym zarzucono mu nadużycie władzy (!) i podważanie godności Senegalu (!). Teraz sędzia musi uważać z ewentualnymi wyjazdami do Afryki…

“Joola”
,

Trasa statku. Klasa A1 „Jooli” pozwalała na poruszanie się w obszarze pozostającym w zasięgu co najmniej jednej stacji brzegowej VHF, gdzie możliwe jest ciągłe alarmowanie za pomocą DSC (kanał 70 VHF – 156,525 MHz), tymczasem statek dla skrócenia dystansu dużo bardziej oddalał się od lądu


Statek jeszcze unosi się na wodzie. Wewnątrz MUSIELI jeszcze znajdować się żywi ludzie, mogący oddychać dzięki poduszkom powietrznym.
, ,

Ze względu na ogromną liczbę ofiar, podtytuł książki jest jak najbardziej uprawniony. Na “Titanicu” zginęło zresztą znacznie mniej ludzi…


--

Post zmieniony (11-04-20 11:32)

 
06-08-14 14:11  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Kawa poobiednia rowniez bardzo dobrze sie nadaje do czytania :)

--
pozdrawiam Kuba

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 46 z 121Strony:  <=  <-  44  45  46  47  48  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024