Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 152
ZATOPIONY DWA RAZY
U-31 był jednym z około siedmiuset niemieckich okrętów podwodnych z bardzo udanej serii VII, należąc do pierwszego podtypu, nazwanego VIIA. Fakt że nie była to jeszcze owa słynna „Siódemka” tak dająca się wkrótce we znaki Aliantom, ale i tak pozwalała zacząć marzyć o opanowaniu mórz i oceanów. Zbudowano dziesięć okrętów typu VII A, wszystkie one weszły do służby w latach 1936-1937.
Okręt uzbrojony był w cztery wyrzutnie torpedowe – dziobową, dwie obracane burtowe i jedną rufową, znajdującą się poza kadłubem sztywnym i mogąca strzelać jedynie na powierzchni. Raz, bo nie dawało się już na morzu przeładować. W sumie pomysł średniej jakości. Na owe cztery rury przypadało raptem 11 torped.
Całkiem dobrze było za to z manewrowością. W zaledwie 50 sekund od ogłoszenia alarmu okręt znajdował się już na głębokości 20 metrów, co w zamierzeniu powinno wystarczyć do ucieczki przed atakiem samolotu. Jak się później okazało, niekoniecznie…
U-31 zwodowano 1 marca 1936 roku w stoczni AG Weser w Bremę w rytm granego przez wojskową orkiestrę złowieszczego hymnu Deutschland Deutschland über alles. Patriotyczna duma rozpierała piersi stoczniowcom i oficjelom Kriegsmarine.
Uroczystości jednak – jak to uroczystości – wnet się skończyły, a na okręt ponownie wrócili stoczniowcy, zajmując się niewidocznymi z zewnątrz pracami wykończeniowymi. Trwały one do grudnia, kiedy to krótko po świętach – dwudziestego ósmego - okręt odebrał w imieniu Kriegsmarine kapitan Rolf Dau, wyznaczony na pierwszego dowódcę U-31. Pozostał na tym stanowisku do 8 listopada 1938 roku.
Czas do wybuchu II wojny światowej okręt spędził na rutynowych ćwiczeniach, przerwanych jedynie przez dwa patrole odbyte na wodach Hiszpanii podczas wojny domowe w tym kraju. Ot, bezowocne krążenie po wyznaczonym akwenie – tyle że cieplej i pogoda lepsza niż na Bałtyku i Morzu Północnym.
8 listopada 1938 roku dowództwo okrętu objął kapitan Johannes Habekost i to on właśnie poprowadził okręt do walki. 16 września 1939 roku jako pierwszy w tej wojnie zaatakował konwój (OB-4), topiąc brytyjski parowiec „Aviemore”. Podczas następnych patroli szczęście nie opuszczało Niemców, topiących kolejne statki oraz stawiając liczne miny. Na jedną z nich nadział się w grudniu pancernik „Nelson”, co wyłączyło go z akcji aż do sierpnia 1940 roku.
W listopadzie 1940 roku wymieniono część okrętowego oprzyrządowania i z tego to powodu Habeskost wyszedł tym razem nie na patrol, ale na krótki rejs próbny. Oprócz 48 oficerów i marynarzy, na burcie znajdowało się dodatkowo 10 stoczniowych inżynierów i mechaników. Okręt wyszedł na sąsiadującą z bazą w Wilhelmshaven zatokę Jade i tam został zaskoczony na powierzchni przez brytyjski bombowiec Blenheim. Samolot zrzucił z niskiego pułapu cztery bomby, z których dwie trafiły dokładnie w cel poważnie uszkadzając zbiorniki sprężonego powietrza, którego ogromna ilość wdarła się pod wielkim ciśnieniem do wnętrza okrętu, zabijając znajdujących się tam ludzi. Po pewnym czasie miejsce powietrza zajęła woda i U-boot poszedł na dno. Wprawdzie fala zmyła z kiosku wprawdzie dwie osoby, które jednak utonęły we wściekle zimnej wodzie nie doczekawszy ratunku.
Okręt zatonął na tak niewielkiej głębokości, że po oględzinach uznano za wskazane wydobycie go i wyremontowanie: w aktualnej sytuacji każdy U-boot był w cenie złota.
U-31 podniesiony został 24 marca 1940 roku i zaledwie po czterech miesiącach wszedł ponownie do służby. Dowództwo okrętu objął kapitan Wilfried Prellburg.
Z początku szczęście dopisywało. Z jednej strony udawało się topić alianckie jednostki, a z drugiej unikać ataków przeciwnika. Ósmego października U-31 cudem wymanewrował cztery torpedy wystrzelone do niego przez brytyjski okręt podwodny „Trident”, uchodząc pod wodę bez uszkodzeń. Zaledwie dwanaście dni później inny Brytyjczyk próbował go storpedować, także jednak bez skutku. Szczęście jednak nie trwało wiecznie.
Okręt zauważono na powierzchni 2 listopada 1940 roku o 10:15 z pokładu brytyjskiego niszczyciela „Antelope”, ochraniającego konwój OB237. Na U-31 także dostrzeżono wroga, ogłaszając alarmowe zanurzenie. Wyrzucone pospiesznie bomby głębinowe lekko tylko uszkodziła Niemca, ale polowanie dopiero się zaczęło. Asdic „Antelope” działał bez zarzutu i szybko zlokalizowano zanurzony okręt. O 11:13 poszły kolejne bomby, ponownie jednak przynosząc jedynie lekkie uszkodzenia.
Tym razem wróg zniknął tak nagle z zasięgu asdica, jakby go nigdy tam w ogóle nie było. Przez godzinę niszczyciel kręcił się w kółko próbując złapać na nowo trop, ale wciąż bez rezultatu. Najwyraźniej U-boot przykucnął gdzieś w głębinach wyłączając wszystko, co mogło powodować najmniejszy nawet hałas.
W końcu dowódca niszczyciela rozkazał podejść na pozycję, na której ostatni raz złapano echo i zatrzymać się. Bingo! O 13:20 wróciło odbite od kadłuba U-31 echo. U-boot znajdował się w odległości około 2300 metrów. Nastawiono bomby tak, aby wybuchały na głębokości 75, 105 i 150 metrów. Któraś z tych głębokości, u licha, powinna okazać się tą właściwą!
I tak było. U-boot znajdował się wtedy na około 70 metrach więc nie udało mu się uciec atakowi. Poważnie uszkodzony tym razem okręt przegłębił się nagle znacznie na rufę, co groziło gwałtownym ześlizgnięciem się okrętu w głębiny. „Cała naprzód i wszyscy biegiem na dziób!” tylko troszeczkę poprawiło sytuację, ponieważ okręt wciąż wisiał 15 stopni na rufę. Poza wskaźnikiem głębokości zanurzenia, wszystkie inne instrumenty uległy zniszczeniu.
Prellburg zdecydował o wynurzeniu, ale po krótkiej i nerwowej dyskusji ze starszym oficerem odstąpił od tego zamiaru. Może jednak się uda przechytrzyć przeciwnika?
Była to fatalna dla okrętu i załogi decyzja. Morze pokryte było wielkimi bąblami powietrza i plamami ropy. Teraz nawet głuchy asdikowiec nie miałby problemu z wykryciem ruchów okrętu: słychać było dokładnie jak U-boot szasuje część balastów, aby nie opaść na dno.
O 13:41 poszedł kolejny atak, choć tylko trzy z bomb miały nastawioną głębokość wybuchu – brakowało czasu zrobić to samo z pozostałymi. Ale i w tym ataku bomby okazały się celne, wybuchając blisko U-boota, który teraz znajdował się na 95 metrach. Uszkodzenia były ogromne i Prellnurg nie miał wątpliwości że wypływające na powierzchnię bąble powietrza i paliwo są wystarczającą wskazówką dla niszczyciela. Nie było wyboru: albo lada chwila pójście na dno, albo wynurzenie. Decyzja była prosta. O 13:50 U-31 wynurzył się za rufą „Antelope” który też natychmiast otworzył ogień wstrzymując go w chwili, gdy ujrzano skaczące do wody sylwetki niemieckich marynarzy. U-boot powolutku, z szybkością czterech węzłów krążył w lewo.
„Antelope” opuściła łódź, z zamiarem dokonania abordażu na okręt – kto wie, może uda się go przejąć i doholować do najbliższego portu? Szybko jednak wstrzymano szalupę, ponieważ na niszczycielu nikt nie był pewny, czy cała załoga opuściła U-boota. Zapadła decyzja o zatopieniu go ogniem dział. W kierunku wroga wystrzelono 23 pociski, ale z powodu bardzo dużego rozkołysu ani jeden nie doszedł celu!
O 14:20 wydawało się, że U-boot stoi w miejscu. Niszczyciel zbliżył się w nadziei, że uda się przedostać do wnętrza okrętu aby zdobyć jakieś ważne dokumenty, ale Niemcy jeszcze nie skapitulowali. Ostatnim zrywem U-boot skręcił ostro w prawo, uderzając w burtę „Antylope”. Niszczyciel ruszył gwałtownie całą wstecz, aby nie odnieść poważniejszych obrażeń.
I to były ostatnie chwile U-31. Ledwo trzymający się na powierzchni, z otwartym włazem kiosku, okręt zaczął błyskawicznie nabierać wody idąc szybko na dno i zabierając ze sobą dwóch chorążych. Czterdziestu trzech pozostałych członków załogi uratował niszczyciel.
I tak skończyła się historia jedynego chyba okrętu podwodnego, którego zatopiono dwa razy.
Okręty typu VII A – doskonale widoczne rury dziwacznych rufowych wyrzutni
U-31
Za chwilę U-31 zatonie po raz pierwszy. Zdjęcie wykonane z Blenheima tuż przed zrzuceniem bomb
U-31 w bazie w Orient, przed wyjściem w ostatni patrol
Zdjęcie z pokładu „Antelope”. Za kilka minut U-31 pójdzie na dno po raz drugi i ostatni
--
Post zmieniony (11-04-20 11:05)
|