Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 87
WYWROTKA POD ZEEBRUGGE
Należący do armatora Townsend Thoresen brytyjski prom "Herald of Free Enterprise" opuścił belgijskie Zeebrugge o godzinie 19:00 szóstego marca 1987 roku. Zwodowany siedem lat wcześniej i wypierający 7.951 ton statek rozpoczynał kolejną, rutynową podróż w poprzek ruchliwego kanału, konsekwentnie nazywanego przez Brytyjczyków Kanałem Angielskim (English Channel).
Prom należał do trzystatkowej udanej serii, charakteryzującej się nie tylko wielkością, ale i dużą szybkością: 31 stycznia 1980 roku "Spirit of Free Enterprise" zdobył Błękitną Wstęgę Kanału rozwijając pomimo burzliwego morza średnią szybkość 23,9 węzła. Wraz z 80 członkami załogi, podróż do Dover odbywało około 500 pasażerów (maksymalnie prom mógł zabrać ich aż 1300), podczas gdy ładunek stanowiły 84 samochody osobowe i 42 ciężarówki. Wśród pasażerów znajdowało się wiele rodzin, wracających z jednodniowego, "handlowego" wypadu do Belgii.
Statek szedł zwykłym kursem przy dobrej pogodzie i spokojnym - pomimo pory roku - morzu. Kiedy "Herald" znajdował się o milę od wyjścia z Zeebrugge, większość pasażerów rozlokowała się już w restauracjach, bądź też buszowała po wolnocłowych sklepach, dokonując ostatnich okazyjnych zakupów.
Niespodziewanie prom zaczął się przechylać na lewą burtę, wykonując jednocześnie ostry, długi skręt w prawo. Zaledwie po 90 sekundach (!) "Herald" leżał lewą burtą na płytkim szczęśliwie w tym miejscu dnie. Dziób statku celował ku Zeebrugge. Do wnętrza promu wlewać się zaczęły masy wody, która wkrótce wypełniła kadłub w dwóch trzecich.
Nie zdążono nawet nadać wezwania pomocy, ale wszystko odbywało się tak blisko portu, że już po 15 minutach przybyli pierwsi ratownicy. Dla wielu uwięzionych w promie ludzi te 15 minut oznaczało jednakże pomoc spóźnioną o cały kwadrans. Zasypani przesypującymi się meblami, rozbitym szkłem, nadaremnie szukający wyjścia z pomieszczeń leżącego na burcie statku ginęli jeden po drugim. Wiele z wyłowionych ciał nosiło także oznaki śmierci spowodowanej wychłodzeniem organizmu. Zimna, marcowa woda robiła swoje.
Szczęśliwie prom po wykonaniu obrotu znalazł się nad mielizną, w rezultacie czego spora jego część wystawała nad wodę. Wybijając szyby, właśnie na wystającą prawą burtę wydostawali się kolejni rozbitkowie. Sztormowa pogoda pozbawiłaby życia znaczną ich część, ale aura na szczęście wyjątkowo dopisała. Duże znaczenie miała także dzielna, zdeterminowana postawa załogi, oraz brawurowy często udział wielu pasażerów w akcji ratowniczej. Po samej akcji mnóstwo pochwał i podziękowań spłynęło także na belgijskich, holenderskich i brytyjskich ratowników, których wspaniała postawa uratowała życie bardzo wielu rozbitkom. Dzięki tym wszystkim okolicznościom udało się uratować około 400 osób.
Śmierć poniosło 38 marynarzy oraz 155 pasażerów. Do części ciał dotarto dopiero po podniesieniu wraka. Gdyby "Herald" szczęśliwie nie przewrócił się akurat na piaszczystą łachę, liczba ofiar byłaby z pewnością znacznie wyższa.
Przyczyny tragedii okazał się być zwykły ludzki błąd. Za zamkniecie furty odpowiedzialny był pierwszy oficer, który – jak zeznał - opuścił pokład samochodowy święcie przekonany że bosman zrobi to, co do niego zwykle należało. Tyle że bosman uciął sobie w kabinie drzemkę, a z kolei jego asystent zapomniał o obowiązku, w rezultacie czego prom opuścił Zeebrugge mając otwartą furtę dziobową. Wlewające się na pokład samochodowy tony wody błyskawicznie zachwiały statecznością statku. I to wszystko.
Podczas śledztwa wyszła na jaw szokująca prawda. Otóż kilka lat wcześniej na bliźniaczym promie także zapomniano o zamknięciu dziobowej furty. Pomimo tego statek doszedł szczęśliwie do portu przeznaczenia, jako że wysokość burty na dziobie była wystarczająco duża, aby woda się nad nią nie przelewała. Być może właśnie przekonanie o tym, że przy dobrej pogodzie nawet otwarta dziobowa furta nie stanowi zagrożenia była powodem lekceważenia przepisów? A przecież 6 marca pogoda była niezła, a fala niewielka!
Dlaczego zatem „Herald of Free Enteprise” nabrał wody? Prawda była prozaiczna. Prom ładował się przy wysokiej wodzie i żeby rampa łagodnie nachodziła na nabrzeże, napełniono dziobowe balasty. Dzięki temu statek „skłonił” się na dziób, co pozwoliło samochodom na użycie rampy. Tyle że potem zapomniano wypompować balasty i statek poszedł -z otwartą furtą dziobową – mając spore przegłębienie na dziób. I nagle wysokość dziobowej burty okazała się na tyle mała, że woda bezproblemowo zaczęła się przez nią przelewać...
Podniesienia wraku podjęła się holenderska firma SmitTak International, która pomimo nieciekawej na ogół pogody postawiła najpierw wrak na równej stępce, a następnie po wypompowaniu wody przeholowała go do Zeebrugge. Wnętrze "Heralda" nie przedstawiało się najlepiej. Uszkodzenia były na tyle poważne, że po wielu przymiarkach armator zdecydował się ostatecznie sprzedać prom na złom. Tajwański nabywca przemianował go na "Flushing Range", po czym 5 października 1987 roku rozpoczął drogę drogę z Zeebrugge, wokół Afryki do stoczni złomowej w Kaohsiung.
Holownik "Markusturm" ciągnął za sobą aż dwa hole, jako że w parze oprócz "Flushing Range" ku ostatecznemu przeznaczeniu szedł także drugi prom, "Gaelic Ferry". Jednostka ta zerwała się zresztą z holu podczas ciężkiego sztormu na Biskajach i dopiero po czterech dniach udało się ją ponownie połączyć z zespołem, "Gaelic Ferry" przynosił zresztą nadal sporo kłopotów, dwukrotnie jeszcze zrywając się z holu. Ostatecznie konwój dotarł do Kaohsiung 22 marca 1988 roku. Wkrótce pierwsze palniki zahuczały na byłym "Herald of Free Enterprise".
I na koniec: po fatalnym wypadku Townsend Thorensen obawiając się, iż ta nazwa odstraszy kolejnych pasażerów zmienił nazwę na P&O Ferries, a charakterystyczne czerwone kadłuby przemalowano na niebiesko.
Na ostatnim zdjęciu prom nosi już nazwę „Flushing Range”
, , ,
--
Post zmieniony (10-04-20 13:17)
|