Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 37
„LACONIA BEFEHL”
Piętnastego kwietnia 1942 roku dowódca hitlerowskich okrętów podwodnych, wiceadmirał Doenitz, wydał swym okrętom słynny rozkaz „Triton Null”, znany powszechnie jako „Laconia Befehl” (Rozkaz Laconia). Czytamy tam: „Wszelkie próby ratowania załóg zatopionych statków maję być zaprzestane. Zakaz odnosi się zarówno do podnoszenia ludzi z wody ¡ umieszczania ich w szalupach, jak i odwracania przewróconych łodzi oraz przekazywania rozbitkom jedzenia ¡ wody. Taka działalność stoi w sprzeczności z głównym celem wojny, jakim jest niszczenie nieprzyjacielskich statków oraz ich załóg”.
Od tego czasu niemieckie U-booty rozpoczęły nieograniczoną wojnę podwodną. Co było pretekstem do wydania owego rozkazu?
“Laconia" była statkiem pasażerskim o nośności prawie 20 000 ton. Zwodowana w 1922 roku, należała do znanego brytyjskiego armatora Cunard White Star Line.
Po wybuchu wojny statek przejęła Royal Navy, używając go do transportowania żołnierzy. Liniowiec przybrał teraz szare barwy ochronne, jakże różne od kontrastowej czerni ¡ bieli czasów pokoju. Pierwszego września 1942 roku statek wyruszył w kolejny rejs.
Tym razem trasa miała prowadzić z Durbanu w Południowej Afryce, do Wielkiej Brytanii. Na pokład zaokrętowało 2.326 pasażerów plus 463 członków załogi. Wśród pasażerów znajdowała się kilkusetosobowa grupa brytyjskich żołnierzy wraz z rodzinami, 102 polskich podoficerów ¡ chorążych, oraz pilnowani przez nich włoscy jeńcy wojenni. Prawie 1.800 Włochów umieszczono w ładowniach głęboko pod pokładem.
Początek rejsu przebiegał spokojnie. Dopiero dalej, na północy, można było spodziewać się niemieckich okrętów podwodnych. I rzeczywiście, po kilku dniach statek zaczął zygzakować. Spowalniało to wprawdzie podróż, ale za to utrudniało podwodny atak. Dwunastego września „Laconia” znajdowała się 700 mil na zachód od Freetown. I wtedy na jej drodze pojawił się nieprzyjaciel.
Był to czwarty wojenny patrol U-156. Jak na razie marynarze nie narzekali – do tej pory zatopili kilka statków o łącznym tonażu przekraczającym 80.000 ton ¡ mieli szansę dołączyć do ekskluzywnego klubu „stutysięczników”. Rankiem 12 września, kiedy okręt szedł na powierzchni, nagły okrzyk poderwał kapitana Wernera Hartensteina: „Dym na 050!”. Po chwili trzy potężne zeissowskie lornety zaczęły wpatrywać się w odległy obiekt. „Oba silniki naprzód. Kurs 290 stopni”.
Hartenstein nie śpieszył się jednak. Zamierzał w ciągu dnia trzymać się z daleka, aby tym pewniej zaatakować w nocy, strzelając torpedy z wynurzenia.
U-156 i jego dowódca
,
Mijały godziny. Zmierzchało. U-156 powoli przygotowywał się do ataku. Kiedy dystans skrócił się do trzech kilometrów, nadeszła decydująca chwila. „Torpedo los!” Pierwszy pocisk opuścił wyrzutnię, po chwili drugi. Nerwowe oczekiwanie ¡ wreszcie po 3 minutach dały się słyszeć eksplozje. Obie torpedy doszły do celu!
Pierwsza z nich rozerwała czwartą ładownię, zabijając większość przetrzymywanych w niej Włochów. Kolejna trafiła w drugą ładownię. Tutaj także przebywali jeńcy i również niewielu z nich ocalało. Po otrzymaniu tak strasznych ciosów stało się jasne, że „Laconia” skazaną jest na zagładę. W eterze rozległo się wezwanie o pomoc. Dopiero teraz Niemcy poznali nazwę statku. Szybkie sprawdzenie danych w rejestrze i na U-156 dały się słyszeć gromkie wiwaty. Łączny zatopiony tonaż przekroczył 100.000 ton!
Ostatnia ofiara U-boota tonęła szybko. Rufa podniosła się wysoko ku niebu, i po chwili “Laconia” zniknęła z powierzchni oceanu. Na wodzie widać było jedynie kilka szalup oraz mnóstwo pływających rozbitków. Niemiecki okręt powoli zbliżył się do miejsca tragedii. I niespodziewanie, wśród angielskich wołań o pomoc, dały się słyszeć okrzyki włoskie!
Hartenstein nie wahał się. Podczas gdy jego okręt krążył powolutku, niemieccy marynarze zaczęli wyławiać rozbitków, nie tylko Włochów, ale także Brytyjczyków ¡ Polaków. Do dowództwa niemieckich okrętów podwodnych w Paryżu wysłano radiową wiadomość „...zatopiłem brytyjski statek „Laconia”. Niestety, z 1.800 włoskich jeńców na razie uratowano dziewięćdziesięciu”.
Doenitz był w rozterce. Polecenie wrzucenia rozbitków z powrotem do wody mogło naruszyć morale niemieckich marynarzy ratujących życie nie tylko swych sojuszników, ale ¡ wrogów. Z kolei niewielki przecież okręt podwodny nie był w stanie pomieścić wielu rozbitków, a ich obecność czyniła U-boota praktycznie bezbronnym. Wkrótce z Paryża wysłano wiadomość do dowódców trzech innych niemieckich okrętów. „Schacht, Wurdermann i Wilanowitz mają iść całą szybkością do Hartensteina”.
U-156 przyjmuje rozbitków z „Laconii”. Dwa kadry z paradokumentalnego filmu BBC
,
Rankiem 13 września we wnętrzu i na pokładzie U-156 znajdowało się już 192 rozbitków. W tych okolicznościach nie było szans na ewentualne alarmowe zanurzenie i Hartenstein zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Zdecydował się na nadanie otwartym tekstem, po angielsku, dramatycznej wiadomości: „Jeśli [jakaś] jednostka może pomóc rozbitkom z „Laconii”, nie zaatakuję jej, pod warunkiem, że sam nie będę atakowany przez okręt lub siły powietrzne. Podniosłem z wody 192 rozbitków, 4 stopnie 52 sekundy południe 11 stopni 26 sekund zachód. Niemiecki okręt podwodny”. Teraz trzeba było mieć nadzieję na grę fair ze strony aliantów.
U-boot był absolutnie przeładowany. Oprócz tłumu rozbitków na pokładzie, holował za sobą cztery wypełnione po brzegi szalupy. Piętnastego września nadszedł U-506, który przejął część rozbitków, po czym kontynuował swój zwykły bojowy patrol.
U-506 przejmuje część rozbitków z U-156
W tym samym czasie z Dakaru wyszły trzy okręty francuskiej Vichy. Na ich czele płynął krążownik „Gloire”. Wszystkie jednostki szły całą naprzód na ratunek.
Pokład U-156 był niewiarygodnie zatłoczony rozbitkami
Wciąż podchodziły kolejne szalupy
,
Nadchodziło południe gdy dał się słyszeć najpierw cichy, a potem coraz głośniejszy warkot samolotu. Był to “Liberator”, czterosilnikowy amerykański bombowiec. Wkrótce widać było na nim amerykańskie białe gwiazdy. Niemcy szybko wyłożyli na dziobie dużą flagę Czerwonego Krzyża. Z samolotu błyski aldisa spytały o narodowość i nazwę okrętu. Z U-boota odpowiedziano po angielsku: „Tu niemiecki okręt podwodny z rozbitkami brytyjskimi na pokładzie. Czy w pobliżu nie ma statku?”
Bez odpowiedzi. „Liberator” leniwie krążył nad okrętem. Do lampy sygnalizacyjnej doskoczył jeden z uratowanych oficerów angielskich. „Tu oficer RAF na pokładzie U-boota. Są tu rozbitkowie z Laconii, żołnierze, cywile, kobiety i dzieci”. Bez odpowiedzi.
Tymczasem na pokładzie samolotu trwała gorączkowa narada. Atakować czy nie? Nie było czasu na długie zastanawianie się, ponieważ zaczynało brakować paliwa. Dowódca, porucznik James D. Hardin, był zdania że na okręcie są tylko jeńcy włoscy . Ponadto obawiał się, że idące na pomoc jednostki mogą stać się ofiarami ewentualnego podstępu. No i w końcu U-boot znów miałby szansę kontynuować swe mordercze zajęcie. Kolejne patrole, kolejne ofiary. Z drugiej strony na pokładzie rzeczywiście mogli być Brytyjczycy... Wreszcie Hardin zdecydował się. Wydał ów fatalny, tragiczny w skutkach rozkaz. „Zatopić okręt!”
Hartenstein nie wierzył własnym oczom: spod kadłuba „Liberatora” oderwały się czarne punkty. Niewiarygodne: były to bomby!!! Dlaczego? Dlaczego??
Decydowały ułamki sekund. Cała naprzód! Pomimo że holowane za rufą szalupy były dużą przeszkodą, udało się. Salwa bomb spadła za celem. Brytyjski oficer bezsilnie wymachiwał pięścią Amerykanom. Nie możną było jednakże dalej ryzykować. Błysk ostrza siekiery oznaczał odcięcie holu. Uwolniony od obciążenia okręt gwałtownie szarpnął do przodu. Kolejne bomby były już - niestety - celne. Spadły wprost na wypełnione po brzegi szalupy! Jedna z nich została rozerwana na strzępy, a druga wywrócona do góry dnem. Ocean zaczerwienił się od krwi.
Straty wśród rozbitków były ogromne. Hartenstein nie miał jednak wyboru: rozkazał natychmiast wszystkich usunąć z pokładu. Jedni z niechęcią, inni z pełnym zrozumieniem zsuwali się z powrotem do wody. Po chwili pokład opustoszał, za to ocean zaroił się ludzkimi głowami. Znów bomby. Tym razem okręt oberwał: na mostek dobiegały zewsząd meldunki o uszkodzeniach. Na szczęście „Liberator” na resztkach paliwa musiał wracać do bazy.
Po kilku godzinach Hartenstein nadał kolejną depeszę do dowództwa, „Amerykański Liberator zbombardował 5 razy okręt i cztery holowane łodzie mimo flagi Czerwonego Krzyża o powierzchni 4 metrów kwadratowych. Zanurzenie próbne 60 metrów. Dwa peryskopy uszkodzone. Przerwana akcja ratunkowa. Wszystkich rozbitków usunięto. Odchodzę na zachód naprawić uszkodzenia. Hartenstein.”
Postępek amerykańskich lotników rozwścieczył Doenitza. Tego samego dnia wieczorem admirał wydał swój pamiętny rozkaz. Jego treść była zresztą jednym z punktów oskarżenia na procesie norymberskim.
Haniebny czyn załogi „Liberatora” był wyrokiem śmierci dla wielu rozbitków. Przeżyło zaledwie 1.111 osób, 1.678 poniosło śmierć, w tym 32 Polaków. Jedną z szalup „Laconii” znaleziono dopiero po 40 dniach - spośród 51 rozbitków żyło już na niej tylko czterech... Większość uratowanych zawdzięcza życie krążownikowi „Gloire”.
„Gloire” w charakterystycznym kamuflażu
U-156, wciąż z Hartensteinem jako dowódcą, znalazł swój podwodny grób 8 marca 1943 roku w pobliżu Barbadosu. Sprawcą zatopienia - tym razem w uczciwej walce - był... amerykański samolot.
Po wojnie okazało się, że Amerykanie nie znali wcześniejszych, nadawanych otwartym tekstem depesz Hartensteina. Gdyby nie byli tak zaskoczeni widokiem okrętu i mając więcej paliwa mogli dłużej krążyć nad U-bootem analizując sytuację, może nie popełniliby tak straszliwego w skutkach błędu? Może...
Po wojnie ocaleni z „Laconii” Brytyjczycy traktowali postępek Hartensteina z najwyższą estymą i pełnym szacunkiem. Uważali go za człowieka, któremu okrutne realia wojny nie przesłoniły takich uczuć jak współczucie i litość. Podzielam tę opinię.
Post zmieniony (03-07-20 08:41)
|