KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 113 z 121Strony:  <=  <-  111  112  113  114  115  ->  => 
13-03-15 11:28  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 15:21)

 
16-03-15 08:07  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 322

WULKAN

Nie będzie dziś miło, więc może coś ładnego choćby tylko na początek. Oto piękny wulkan Mount Hood w Oregonie:



Właśnie od tej góry otrzymał nazwę frachtowiec zwodowany w listopadzie 1943 roku w Wilmington (Północna Karolina) jako „Marco Polo” i przejęty 1 lipca następnego roku – już jako „Mount Hood” - przez US Navy.

„Mount Hood”, zdjęcie wykonane 16 lipca w pobliżu Norfolk. Kamuflaż ma kod „measure 32 design 13F”


Statek miał 7700 DWT, długość 140 m i mógł rozwijać szybkość 16 węzłów. Dowodzona przez komandora porucznika Harolda A. Turnera załoga liczyła aż 267 ludzi. Na zwykły frachtowiec o wiele za dużo, ale nie na okręt amunicyjny, zaopatrujący jednostki bojowe. Ktoś w końcu musiał go załadowywać i rozładowywać, czasami robiąc to jednocześnie na kilku ładowniach.

Pierwszy ładunek amunicji statek przyjął w Norfolk, na wschodnim wybrzeżu Stanów.

Zdjęcie wykonane 6 sierpnia, dzień po wypłynięciu z Norfolk


Dwudziestego pierwszego sierpnia 1944 statek przeszedł przez Kanał Panamski, kierując się ku wyspie Manus, jednej z Wysp Admiralicji. Dotarł tam 22 września i stanął w Seeadler Harbor, będącym doskonale osłoniętym kotwicowiskiem.

Położenie wyspy Manus, mapka Seeadler Harbor oraz widok na kotwicowisko
, ,

Przywieziona amunicja miała zostać użyta głównie przy walkach o Filipiny. Zmniejszające się zapasy w pięciu ładowniach statku, uzupełniane były systematycznie przez transfer z przybywających regularnie na kotwicowisko licznych transportowców. Był to jednak dla nich na ogół ładunek jednorazowy, podczas gdy „Mount Hood” służył przez cały czas jako pływający magazyn.

Dziesiątego listopada 1944 roku na statku znajdowało sie około 3800 ton materiałów wybuchowych w postaci bomb, pocisków, amunicji scalonej, rakiet, bezdymnego prochu, lotniczych bomb głębinowych i zapalników uderzeniowych. Od wczesnego rana przyjmowano na statek kolejne bomby głębinowe. Głębokość w miejscu kotwiczenia wynosiła 37 metrów. Praca trwała na wszystkich pięciu ładowniach.

Dokładnie o 8:55 rozległ się niesamowity huk i w ciągu kilku sekund nad statkiem wyrosła potężna, wysoka na ponad dwa kilometry chmura dymu. Dymem okryły się także wszystkie obiekty, znajdujące się w promieniu pięciuset metrów.
,

,

Kiedy po kilku minutach wiatr rozwiał dym, w miejscu gdzie przed chwilą stał „Mount Hood”, na wodzie unosiły się jedynie niewielkie rozmiarem kawałki drewna. Eksplozja wyżłobiła w tym miejscu na dnie wgłębienie długie na 100 metrów, szerokie na 50 i głębokie na 30-40 metrów! Żaden z leżących w tej niecce kawałków statku nie miał większych wymiarów niż trzy na pięć metrów.

Kawałki nieszczęsnego statku rozleciały się wkoło na dwa kilometry, siejąc dodatkowe zniszczenia na lądzie i pozostałych stojących na kotwicowisku jednostkach. Co gorsze, spora część znajdujących się na „Mount Hood” rakiet odpaliła rozlatując sie we wszystkie strony, pogarszając i tak już wystarczająco tragiczną sytuację.

W drobniutkie kawałki zostało wręcz rozpylonych osiem barek desantowych i duży ponton, stojące w chwili wybuchu u burty „Mount Hood”. W promieniu 150 metrów nie ocalała żadna z trzynastu zakotwiczonych tam niewielkich jednostek różnych klas – wszystkie poszły na dno w przeciągu kilku sekund. Dziesięć statków mających pecha znajdować się w promieniu 750 metrów zostało poważnie uszkodzonych, głównie przez latające we wszystkie strony rakiety. Dwadzieścia sześć innych dużych jednostek oraz 33 mniejsze stojące w odległości od 750 do 2000 metrów od „Mount Hood” także zostały uszkodzone przez rakiety. Ludzie w promieniu czterech kilometrów podmuch eksplozji rzucił na ziemię – albo na pokład.

Z 350 ludzi znajdujących się na „Mount Hood” i zatopionych jednostkach nie ocalał nikt – nie znaleziono nawet ich szczątków.

„Mindanao”, pływająca stocznia remontująca silniki także znajdowała się w Seeadler Harbor. Tak wyglądała przed...


... i po. Wielkie dziury w burcie to wynik trafienia rakietami, lub kawałkami „Mount Hood”. Statek miał pecha stać do niego burtą w odległości zaledwie 300 metrów


Uszkodzenia odniosły nawet osłonięte przez „Mindanao” (z prawej) trałowce. Największe odniósł USS YMS-340 (drugi z lewej)


Także na tych jednostkach które ocalały, straty w ludziach były również ogromne. Przykładowo na „Mindanao” zginęło 82 ludzi, a obrażenia odniosło stu kolejnych. W porcie i na pozostałych jednostkach naliczono 371 rannych, w tym wielu bardzo ciężko.
Nie wszyscy jednak z „Mount Hood” ponieśli śmierć. Kapitan Lester H. Wallace – oficer rezerwy US Navy – zajmował na statku stanowisko oficera komunikacyjnego. W związku z pełnioną funkcją popłynął na ląd, aby tam pobrać najnowsze publikacje. Razem z nim popłynęło trzynastu marynarzy: dwunastu do dentysty i lekarza a ostatni po odbiór załogowej poczty. Nieco wcześniej na ląd popłynęło z rozmaitych powodów czterech innych członków załogi.

Grupa Wallace znalazła się na lądzie około 8:30. Szli rozgadani plażą, gdy nagle jeden z marynarzy spojrzał w bok i z ręką skierowaną w stronę morza krzyknął „PATRZCIE!”

Niesamowity błysk, a potem dało się słyszeć dwie eksplozje. Jak zeznali poźniej inni świadkowie, najpierw dał się widzieć wybuch jednej bomby, a dopiero po kilku sekundach rozpętało się piekło.

Impet wybuchu rzucił marynarzy na piasek, ale szybko się pozbierali i pobiegli do łodzi. Popłynęli w kierunku miejsca wybuchu, ale gdy tam - jako pierwsi – dotarli nie zobaczyli nic, poza unoszącymi się na wodzie drobnymi szczątkami ich statku. Zawrócili w kierunku lądu, aby poinformować dowódcę bazy o tym, co widzieli. Tak jakby dowódca niczego nie widział i nie słyszał...

Miejsce eksplozji. Pośrodku stoi „Mindanao”, po prawej u góry poważnie uszkodzony niszczyciel eskortowy „Oberrender”. Po lewej porozbijana rakietami „Alhena”, należąca do klasy „amphibious cargo ships”. Wszędzie widać wielkie plamy paliwa z „Mount Hood”


Rozpoczęło się drobiazgowe śledztwo, które oparto głównie na zeznaniach ocalałej osiemnastki z „Mount Hood” oraz na badaniach i rozmowach przeprowadzonych na innych statkach amunicyjnych.

Po starannej analizie wszystkich zebranych informacji odrzucono możliwość jakiegokolwiek udziału Japończyków. Jako najbardziej prawdopodobną przyczynę eksplozji uznano operowanie amunicją w niestaranny i niewłaściwy sposób. Na podstawie informacji zebranych na innych statkach amunicyjnych – a dotyczących praktycznej strony przechowywania „explosives” – wyrażono także opinię, że przy sztauowaniu materiałów nie stosowano się ściśle do przepisów mówiących o konieczności separowania niektórych rodzajów ładunków tak, aby nie znajdowały się one obok siebie. To tak, jakby lekceważąc przepisy ustawiać obok siebie w jednej i tej samej ładowni beczki z karbidem i wodą...

Jako najbardziej uprawniona tezę przyjęto niestaranne wyładowywanie bardzo wrażliwych bomb głębinowych, co skutkowało ich uderzeniem ich o zrębnicę ładowni – lub wypadnięciem z palety na dno ładowni numer 3 lub 4.

Śledztwo ujawniło także iż:
- manipulacja amunicją nie były wystarczająco delikatna
- detonatory i zapalniki sztauowano razem w jednej ładowni w sposób sprzeczny z obowiązującymi przepisami
- w dwóch ładowniach trzymano uszkodzone rakiety, z których ładunek wybuchowy wysypywał się na dno ładowni lub na skrzynie z amunicją
przepisy bezpieczeństwa dotyczące manipulacji z amunicją nie były umieszczone w miejscach ogólnie dostępnych, a ponadto załoga nie otrzymywała na ten temat wystarczających informacji
- materiały pirotechniczne i żelowe substancje zapalające trzymano w otwartych często drewnianych, pokrytych papą skrzyniach w pobliżu luku ładowni 4
- znaleziono dowody na to, że na statku znajdowały się zdefektowane zapalniki i amunicja, mimo że takie materiały powinny być zniszczone lub zatopione na głębokiej wodzie
- nie rozłożono wężów strażackich, a zebrane dowody mówiły o tym, że ćwiczenia przeciwpożarowe prowadzono bardzo rzadko
nie wymuszano zakazu palenia na jednostkach stojących przy burcie „Mount Hood”.

Wyjście na jaw tych informacji spowodowało małe trzęsienie ziemi na wszystkich amerykańskich statkach amunicyjnych, ale dzięki temu ze poleciało parę głów, praca na tych jednostkach stałą sie o wiele bezpieczniejsza.

Ale to nie koniec przypadku „Mount Hood”.

Pod koniec roku 1997 świat ujrzał pisemne oświadczenie marynarza Carla Hughes’a, który owego dnia znajdował się w Seeadler Harbor. Napisał on, iż krótko przed eksplozją widział wysuwający się z wody peryskop miniaturowego dwuosobowego japońskiego okrętu podwodnego. Potem ujrzał nawet wystający na półtora metra kiosk okrętu!

Hughes znajdował się wtedy na rufie statku typu Liberty, „William McGuffey”. W dalszym ciągu oświadczenia napisał, iż widział kilwater wystrzelonej w kierunku „Mount Hood” torpedy, która spowodowała pierwszy wybuch. I dalej: okręt podwodny zmienił kurs, po czym odpalił drugą torpedę w kierunku „McGuffeya”, która jednakże przeszła o 20-30 metrów od lewej burty, po czym opadła na dno, nie wybuchając. Powyższe zeznanie Carl Hughes złożył oficjalnie u notariusza 23 października 1997 roku.

Przez chwilę pachniało sensacją, ale szybko padło pytanie: jeśli to wszystko prawda, to dlaczego Carl Hughes czekał z jej ujawnieniem aż 53 lata? Aby poprzeć swoje słowa dowodami, Hughes napisał w tej sprawie do japońskich historyków, zajmujących się marynarką wojenną swego kraju. Odpowiedź byłą dla niego miażdżąca: w czasie eksplozji żaden japoński okręt podwodny – także „kieszonkowy” – nie operował w rejonie wyspy Manus. Należy sądzić, że taka informacja pohamowała zapędy Hughes’a do robienia dalszych sensacji w sprawie owego tragicznego ranka.

Na wojskowym cmentarzu w Manus leżą także ciała ofiar eksplozji na „Mount Hood”


--

Post zmieniony (02-05-20 13:32)

 
16-03-15 10:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Sleepwalker 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
 

Niesamowite zdjęcie poszatkowanego "Mindanao". Dzięki za tę opowieść!

--
God created Arrakis to train the faithful.

 
19-03-15 08:07  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 323
część 1

STATKI Z SERII „MINNE”

Opowieść 321 o losach „Arabica” wspomniała także o jego siostrzanych statkach, noszących zabawnie brzmiące dla nas nazwy „Minnehaha”, „Minnetonka” i „Minnewaska”, „Minneapolis” chociaż w długiej serii tych statków można było spotkać także nazwy „zwykłe”, czyli „Mongolia” i „Manchuria”. Pierwsze trzy słowa łatwo jest znaleźć w Internecie (trzy ostatnie są powszechnie znane), toteż nie będziemy tutaj wyjaśniać ich znaczenia.

Losy tych szalenie udanych statków – a już zwłaszcza niektórych z nich – okazały się równie interesujące jak „Arabica”, dlatego warto przyjrzeć się ich morskiej karierze. Na początek zobaczmy pokłady i wnętrza owych bardzo interesujących jednostek.

, , ,

Niezwykle wytworna jadalnia


Kabina


Główny hol


Palarnia


Salon


Czytelnia


MINNEAPOLIS

Był to pierwszy statek z serii, który dziewiczą podróż rozpoczął w marcu 1900 roku.

,

Wypierał 13401 ton i mając długość aż 183 metrów, ustępował w owym czasie wielkością jedynie należącemu do White Star Line „Oceanicowi”. Ale też i dużo kosztował: milion czterysta dziewiętnaście tysięcy sto dwadzieścia dolarów! Podobnie jak wszystkie statki z serii wyposażono go w „wireless telegraphy” czyli bezprzewodowy telegraf. Marconi zacierał ręce, licząc już przyszłe wpływy.



Telegraf pozwolił na rzecz do tej pory prawie niespotykaną, a mianowicie drukowanie dla pasażerów codziennej gazetki z informacjami z kraju. Ba, ostatecznie byliśmy już u progu wieku dwudziestego!



W roku 1901 po raz pierwszy prasa napisała o dzielnej postawie załogi statku. „Minneapolis” pospieszył na wezwanie płynącego w swej dziewiczej podróży barku „Comet”, który w sztormie stracił maszty. Liniowiec podał mu hol i zaciągnął bezpiecznie do Nowego Jorku.

„Comet” miał pecha już w dziewiczej podróży, ale kolejne lata na morzu upływały mu spokojnie i bez specjalnych kłopotów


W czerwcu 1907 roku na „Minneapolis” zaokrętował sam Mark Twain, jadący do Anglii, aby odebrać tam tytuł doktora honoris causa uniwersytetu oxfordzkiego, oraz odbyć szereg wykładów, mające podreperować jego nadszarpnięte finanse .

Mark Twain bardzo często proszony był przez współpasażerów o pozowanie do pamiątkowej fotografii


Dziewiątego października 1913 nadszedł dla statku pamiętny dzień. Tak jak dziesięć innych jednostek, „Minneapolis” odebrał SOS od płonącego na Atlantyku włoskiego liniowca „Volturno”. Szczegóły owej tragedii przedstawiła Opowieść 268.

O północy z „Minneapolis” opuszczono szalupę, ale wielkie fale zmiotły dzielnych marynarzy do wody. Szczęśliwie wszyscy z nich uratowani zostali przez załogę „Carmanii”. Następnego dnia – pomimo wciąż niespokojnego morza - udało się zwodować pozostałe łodzie, które ruszyły ku płonącemu statkowi.

10 października. Opuszczanie szalup na „Minneapolis”


Szalupy wyciągnęły z wody 30 mężczyzn. Ponieważ „Minneapolis” znajdował się w drodze do Anglii, tam też 14 października wysadzono rozbitków.

Rozbitkowie z „Volturno” na pokładzie „Minneapolis”


Kapitan statku, F. O. Harker otrzymał za tę akcję brytyjskiej Izby Handlowej złoty Sea Gallantry Medal, a 21 członków jego załogi Atlantic Transport Line udekorowała medalami srebrnymi oraz nagrodziła brzęczącą monetą.

Gdy wybuchła I wojna światowa, statek stał się wojskowym transportowcem. Jego pierwszym zadaniem było przewiezienie z Southampton do Saint Nazaire – gdzie statek zacumował 9 września 1914 roku - żołnierzy Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych. Kolejny taki rejs odbył się w październiku, tyle że tym razem portem docelowym był Zeebrugge.

Po tej krótkiej wojennej służbie „Minneapolis” wrócił na szlak atlantycki, ale po zaledwie dwóch okrężnych podróżach ponownie upomniało się o niego wojsko. Po służbie na wodach otaczających Wyspy Brytyjskie, statek wysłano na Morze Śródziemne. Była to decyzja fatalna w skutkach. W marcu 1916 roku „Minneapolis” znajdował się w drodze z Marsylii do Alexandrii, szczęśliwie mając jako jedyny ładunek 60 ton paszy dla koni. Dwudziestego trzeciego, o 195 mil od Malty jego kurs skrzyżował się z kursem słynnego U-35, dowodzonego przez jeszcze słynniejszego kapitana Lothara von Arnault de la Periere. O jego najsłynniejszym patrolu można przeczytać w Opowieści 88.

U-35


Von Arnault de la Periere nie zwykł pudłować. Ponieważ liniowcowi w każdej chwili groziło zatonięcie, 176 marynarzy i jedyny pasażer przesiadło się na szalupy, skąd zostali zabrani na pokład niszczyciela „Sheldrake”. Dwunastu członków załogi poszło na dno wraz ze statkiem.

„Sheldrake” wpływa do Valetty na Malcie


Ku zaskoczeniu obserwatorów, „Minneapolis” nie spieszył się z ostatnią podróżą na dno morza. Po kilku godzinach wziął go na hol niszczyciel „Lydiard” i slup „Nasturtium”, od których po dwóch godzinach przejęły statek holowniki „Veteran” i „Milon”. I gdy Malta była już w zasięgu wzroku, statek położył się na burtę i zatonął. Był 25 marca 1916 roku.

Na zakończenie warto chyba napisać coś więcej o U-35, najbardziej szczęśliwym okrętem całej U-bootwaffe. Od 3 listopada 1914 do 11 listopada 1918 jednostką dowodziło czterech kapitanów, ale tylko dwóch z nich zanotowało na swym koncie sukcesy. I to jakie!

Kapitan Waldemar Kophamel zatopił „tylko” 35 statków, ale kapitan Lothar von Arnault de la Periere miał na swym koncie aż 191 zatopionych jednostek! Razem zatopione przez U-35 statki miały tonaż 538.498 ton. Sam okręt przetrzymał wojnę. Poddany Brytyjczykom 26 listopada 1918 roku, został w latach 1919-1920 pocięty na złom.


MINNEHAHA

Drugi z pięknej serii liniowców wyszedł w dziewiczą podróż w lipcu 1900 roku, zaledwie w cztery miesiące po „Minneapolis”.



Prawie od samego początku statek dotknęła seria pechowych wydarzeń. Krótko po wejściu do służby w ostatniej chwili uniknął zderzenia w wąskim kanale z pasażerskim statkiem „Lord Warden”, a kiedy 18 września 1900 roku wpłynął do Nowego Jorku, staranował i zatopił na North River holownik „American”, zabijając dwóch członków jego załogi.

„Minnehaha” w Nowym Jorku


Czarna seria trwała. Dwudziestego siódmego grudnia 1904 roku na stojący na kotwicy w Gravesend (Tamiza) statek wjechał brytyjski parowiec „John Sanderson”, poważnie uszkadzając rufę liniowca. W październiku 1906 podchodząca we mgle do nowojorskiego portu „Minnaheha” staranowała statek Cunarda „Etruria”, szczęśliwie bez poważniejszych konsekwencji.

„Minnehaha” pobiera węgiel w Nowym Jorku


Zwodowany najwyraźniej pod złą gwiazdą statek nie zwalniał tempa... W styczniu 1907 roku „Minnehaha” zgubiła na Atlantyku jedną z dwóch śrub, a w kwietniu 1909 na podejściu do Nowego Jorku weszła na mieliznę kanału Gedney. Wprawdzie tego samego dnia udało się ją ściągnąć nieuszkodzoną na głęboką wodę, ale co bardziej przesądni marynarze mogli mieć już dosyć pracy na wciąż przyciągającym kłopoty statku.

Prawdziwe kłopoty miały dopiero nadejść. Osiemnastego kwietnia 1910 roku „Minnehaha” weszła na skały jednej z wysp Scilly, leżących na zachód od Kornwalii. Tym razem sprawa wyglądała bardzo poważnie.

„Minnehaha” na skałach. Z zalanych dziobowych przedziałów wypompowywana jest woda


Widząc szansę na uwolnienie statku kapitan wolał nie ryzykować zdrowia i życia pasażerów, którzy też szybko i sprawnie zostali przewiezieni na wyspę. Idealna pogoda i brak bezpośredniego zagrożenia spowodował, że dla wielu z nich ewakuacja stała się dodatkową atrakcją.

Dalszym krokiem było zmniejszenie wagi statku poprzez pozbycie się jak największej części ładunku, w tym także przewożonych 254 sztuk bydła. Wszystko to potem bezproblemowo sprzedano na aukcji.

Statek pozbywa się ładunku w asyście holowników


Wysadzane wprost do wody bydło dopływało do wyspy w asyście łodzi


Na statku pozostało tylko około dwudziestu ludzi, głównie mechaników. Przez trzy tygodnie uszczelniali oni wszystkie dostępne nieszczelności, aż wreszcie po trzech tygodniach statek zszedł ze skał.

„Minnehaha” schodzi ze skał. Wzburzona woda przy sterze pokazuje, iż maszyny pracują cała wstecz.


Statek już na głębokiej wodzie. Widoczny trym na dziób


Dwa dni później, trzynastego maja, „Minnehaha” stała już na stoczni w Southampton. Ponieważ uszkodzenia kadłuba nie okazały się tak poważne jak to się początkowo wydawało, już 27 października statek powrócił na atlantycki szlak. Badająca sprawę Izba Handlowa uznała winę kapitana Laylanda zawieszając jego patent na trzy miesiące, w ślad za czym armator zrezygnował z jego usług.

Po wybuchu wojny, w odróżnieniu od „Minneapolis” statek nie został zarekwirowany przez Ministerstwo Wojny, wciąż kursując pomiędzy Londynem a Nowym Jorkiem. Potencjalnych pasażerów w końcu jednak wystraszyły U-booty i od końca roku 1915 liniowiec zaczął wozić jedynie ładunki jak pierwszy lepszy frachtowiec. No, może nie pierwszy lepszy, ponieważ uznano, że ze swoimi 16 węzłami pływający samotnie statek nadaje się doskonale do przewozu amunicji.

Nie dało się zbyt długo ukryć tej specjalizacji i dlatego latem 1915 roku „Minnehaha” stała się w Nowym Jorku celem bombowego zamachu, przeprowadzonego przez pochodzącego z Niemiec Ericha Muentra. Powiadomiony o podłożonej bombie kapitan Claret zarządził pilne przeszukanie statku, które skończyło się wynikiem negatywnym. Negatywnym tylko pozornie, bo w końcu jednak nastąpił wybuch, który zapoczątkował pożar, szybko jednakże ugaszony przez załogę. Szczęśliwym przypadkiem pożar powstał w ładowni ze zwykłą drobnicą, a nie z materiałami wybuchowymi.

Regularnie faszerowana amunicją „Minnehaha” odbyła aż 26 samotnych rejsów z Nowego Jorku do Anglii. Aż w końcu zdecydowano o włączeniu go w skład sześciostatkowego konwoju...

Siódmego września 1917 roku „Minnehaha” została storpedowana przez U-48 o 12 mil od przylądka Fastnet, znajdującym się na południowym wybrzeżu Irlandii. Statek bardzo szybko zaczął nabierać wody kładąc się mocno na prawą burtę i wreszcie tonąc tak szybko, że zdołano zrzucić na wodę jedynie dwie tratwy, na których i wokół których znajdowali się liczni rozbitkowie. Bardzo szybko zresztą pojawiły się przy nich jednostki ratownicze, wciągając na swe pokłady 110 ludzi, w tym kapitana Clareta. Nie doliczono się 47 marynarzy.

U-48 tylko o niewiele tygodni przeżył swoją ofiarę. 24 listopada okręt wszedł na mieliznę Goodwin. Nie mogąc się uwolnić, następnego ranka załoga założyła ładunki wybuchowe. Zanim Niemcy zdążyli opuścić okręt, nadpłynął zaalarmowany przez samolot niszczyciel „Gypsy” oraz dwie mniejsze jednostki które otworzyły ogień, zabijając 19 członków załogi, w tym kapitana Karla Edelinga.



--

Post zmieniony (02-05-20 13:33)

 
19-03-15 10:41  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Panie Akra! A od kiedy wiek XX sie zaczal w 1900 roku, a lipiec jest siedem miesiecy po marcu? Nieladnie tak czytelnikow w blad wprowadzac...
Poza tym Opowiesc jak zwykle baaardzo ciekawa i warta zapamietania.

--
pozdrawiam Kuba

Post zmieniony (19-03-15 12:46)

 
19-03-15 11:11  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 15:23)

 
19-03-15 12:45  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Oj, ale wpadka. Posypuje glowe popiolem i obiecuje poprawe... a czy mi ona wyjdzie, to czas pokaze ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
23-03-15 08:13  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 324
część 2

MINNETONKA

Trzeci statek z serii rozpoczął pracę na Atlantyku w maju 1902 roku. Statek rozpoczął w stylu „Minnehaha” zderzając się w czerwcu 1902 roku przy wybrzeżu Sussex z brytyjskim frachtowcem, ale potem było już znacznie lepiej.

,

„Minnetonka” jako drugi statek Atlantic Transport Line miała zaszczyt gościć na pokładzie Marka Twaina, tym razem wracającego do ojczyzny po serii odczytów w Europie. Jak powiedział prasie potrzebował on tak wielkiego statku, aby móc zmieścić wszystkie swoje bagaże...

Mark Twain zaprzyjaźnił się podczas podróży z wielu dziećmi, uwielbiającymi go za Tomka Sawyera i Hucka Finna. Jedna z dziewczynek, 11-letnia wtedy Dorothy Quick (na zdjęciu) po zostaniu dorosłą już pisarką napisała bardzo popularną książkę „Mark Twain i ja: dziewczynka w przyjaźni z Markiem Twainem”, w której dokładnie opisała całą podróż.



Spokojnie mijały kolejne lata, aż wreszcie nadeszły czasy bardzo niespokojne. Pierwszym ich sygnałem były wydarzenia z końca 1914 roku, kiedy to kapitan E.G. Cannons był święcie przekonany, że we mgle ściga go blisko Nowego Jorku niemiecki krążownik. Jak uparcie później obstawał, cały czas słyszał za rufą odgłos maszyn dużej jednostki. Decydując się na ogromne ryzyko wyłączył światła pozycyjne, zabronił używania rogu sygnałowego i mknął tak szybko jak się tylko da na zachód. Cud prawdziwy, że z nikim się nie zderzył na gęsto uczęszczanym szlaku!



Trzydziestego pierwszego grudnia 1914 roku „Minnetonka” zakończyła swój 137 transatlantycki rejs, stając się po kilku tygodniach wojskowym transportowcem.

Minnetonka” w służbie wojskowej


Statek wchodzi do śluzy w Tilbury


Lata 1915-1916 nie przyniosły statkowi żadnych zagrożeń wojennej natury, aż wreszcie „Minnetonkę” przeniesiono na Morze Sródziemne.

Statek w Marsylii (po prawej). Widać rufowe działa


Drugiego lutego 1917 roku „Minnetonka” była w drodze z Marsylii do Bizerty, eskortowana przez niszczyciele „Nereide” i „Sheldrake” – ten sam, który rok wcześniej ratował rozbitków z „Minneapolis”. U-35 wystrzelił ku statkowi torpedy, ale dystans był zbyt wielki na celny strzał. Podobnego pecha miał U-34, który we wrześniu również bezskutecznie próbował storpedować „Minnetonkę” pomiędzy Sycylią i Tunezją. Ciekawostką jest, że w tej podróży statek eskortowany był przez „Yanagi” i „Kashi”, dwa japońskie niszczyciele klasy Momo z 15 Flotylli Niszczycieli – z krążownikiem „Izumo” jak okręt flagowy - bazującej na Malcie od sierpnia 1917. Formalnie Japończycy działali niezależnie, ale de facto podlegali brytyjskiemu dowództwu. Japońskie niszczyciele kontra U-booty, co to były za czasy...

„Yanagi” i „Kashi” należały do klasy Momo


Szczęście opuściło „Minnetonkę” 30 stycznia 1918 roku, kiedy to szła bez eskorty z Port Saidu na Maltę. Około 40 mil na północny wschód od wyspy statek napotkał na swojej drodze UC-67 i UC-64. Niemcy współpracowali wzorowo. Najpierw U-64 odpalił dwie celne torpedy, a po kwadransie trzecią. Po dalszych 10 minutach na powierzchnię wyszedł UC-67, który z działa trafił dziesięć razy tonący już statek.

Podwodny stawiacz min UC-67. UC-64 był okrętem tej samej klasy


Ponieważ na statku znajdowała się tylko załoga, straty w ludziach nie były duże. Śmierć poniosło czterech marynarzy, a dziewięciu, w tym kapitan, zostało wziętych przez Niemców do niewoli.


MONGOLIA

Stępkę pod kolejny statek położono 7 czerwca 1902 roku. Początkowo Atlantic Transport Line zarezerwował dla nie nazwę „Minnelora”, ale ostatecznie jeszcze przed wodowaniem liniowiec został sprzedany amerykańskiemu milionerowi Edwardowi Harrimanowi, który dorobił się majątku na liniach kolejowych. Harriman przejął statek oficjalnie 5 lutego 1904 roku, siedem miesięcy po jego zwodowaniu. Gdy „Mongolia” była już gotowa do pierwszego rejsu, Harriman wyczarterował go do Pacific Mail Steamship Company, a w dwa lata po jego śmierci w roku 1911, PMS Co. odkupił statek od spadkobierców milionera. Razem z siostrzaną „Manchurią”, „Mongolia” miała nadal pływać pomiędzy San Francisco, Hawajami i Hong Kongiem.

Pierwszy statek z serii „Minne” nie pływający pod brytyjską banderą


Także i „Mongolia” nie powstrzymała się przed wejściem na mieliznę. Zdarzyło to się 16 września 1906 roku, na słynnej w latach II wojny wyspie Midway. Natychmiast z Honolulu wypłynęły jej na pomoc trzy statki w tym pasażerski „Buford”, który przeżył później Wielką Wojnę w charakterze transportowca wojsk.

„Buford”, zdjęcie prawdopodobnie z 1919 roku. Napisy mówią ZNOWU W DOMU oraz Statek Który Przywiózł Nas Do Domu


Szczęśliwie dla kieszeni armatora „Mongolii”, statek zdołał zejść samodzielnie z mielizny jeszcze przed przyjściem pomocy.

Liniowiec jeszcze dwukrotnie znalazł się na mieliźnie, tym razem u wybrzeży Japonii. Najpierw w kwietniu 1907 roku w cieśninie Kanmon pomiędzy Honsiu i Kiusiu, a potem w lipcu 1910 przy półwyspie Izu na Honsiu. Pech czy nieodpowiednie kwalifikacje załogi?



W roku 1915 Pacific Mail Steamship Company zaczęło wyprzedawać swoją flotę z powodu – jak to zacytował New York Times – „niemożliwości konkurowania z japońskimi liniami na Pacyfiku przy kierowaniu się zasadami La Follette Seaman’s Law”. Dokument ten był jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym zbiorem praw i obowiązków marynarzy i dotyczył między innymi gwarantowanych warunków socjalnych i minimalnych płac. Przy Japończykach często opłacających swe załogi gorzej niż źle, amerykańscy armatorzy nie mieli żadnych szans, a to ze względu na dużo wyższe koszty osobowe. O ekspansji japońskich statków pasażerskich na Pacyfiku była już mowa w Opowieści 267.

Pięć największych statków pasażerskich „Manchuria”, „Mongolia”, „Korea”, „Sibiria” i „China” sprzedano do Atlantic Transport Company of West Virginia za 5 milionów 250 tysięcy dolarów. W tym towarzystwie „Mongolię” wyceniono na półtora miliona.

Dwudziestego siódmego października 1915 roku „Mongolia” zacumowała w „San Francisco”, gdzie znaleziono aż 86 ślepych pasażerów, samych Chińczyków. Potem podróż wokół Hornu do Nowego Jorku, gdzie na burtach umieszczono ogromny napis i wymalowano bandery informujące jednoznacznie, że statek jest amerykański, a tym samym nie bierze udziału w wojnie. W razie czego żaden dowódca U-boota nie mógłby się tłumaczyć, że tego po prostu nie dojrzał...



„Mongolia” wykonała dziewięć okrężnych podróży do Londynu, po czym po wejściu Stanów do wojny zamalowano na niej napis i bandery oraz ustawiono kilka dział, zatrudniając statek w charakterze transportowca wojsk.
Dziewiętnastego kwietnia 1917 w drodze do Anglii statek natknął się na wynurzonego U-boota i według zeznań załogi ponoć zatopił go pierwszym strzałem. Trudno o weryfikację tej informacji, ale nawet jeśli spudłowano, to i tak był to pierwszy strzał Amerykanów w tej wojnie.

Działo 152 mm na „Mongolii”


Do końca wojny „Mongolia” trzynastokrotnie przewiozła żołnierzy do Francji.

”Mongolia” w kamuflażu. Zdjęcie z czerwca 1918 roku


Jedenastego września 1919 roku Navy przekazała statek nowemu armatorowi, Intenational Mercantile Marine Company (IMM), który planował ponownie zatrudnić go na linii Nowy Jork – Londyn, wyposażając go w kabiny jedynie pierwszej klasy! Bardzo odważny eksperyment. Z nieznanych obecnie względów, na przebudowę nie wyraziła jednak zgody US Shipping Board. Wobec takiego faktu, statek przepisano do podległej IMM American Line. W styczniu 1920 „Mongolia” zaczęła krążyć na trasie Nowy Jork – Hamburg – Antwerpia – Nowy Jork.

„Mongolia” w Hamburgu. Rok 1920


Od lutego 1925 statek przeszedł na Pacyfik do Panama Pacific Line, nowo utworzonej przez IMM spółki, kursując przez kolejne cztery lata pomiędzy Nowym Jorkiem a Kalifornią, via Kanał Panamski.



W październiku 1929 niemodny już liniowiec zastąpiony został na tym szlaku przez nowoczesną „Pennsylvanię”, po czym sprzedany do Dollar Steamship Lines. Nowi właściciele przebudowali wnętrza dodając 300 kabin pierwszej klasy i przemianowali na „President Fillmore”.



Dollar Steamship Lines eksploatowała statek do 1938 roku, kiedy to odkupiła go rządowa Morska Komisja (Maritime Commission), która następnie oddała statek do eksploatacji armatorowi American President Line. Ponieważ liniowiec przestał jednak przynosić zyski, w lutym 1940 sprzedano go do Wallem & Co. Nowy nabywca przerejestrował go do Panamy, nazwał „Panamanian” i zatrudnił w charakterze zwykłego frachtowca. W styczni 1945 roku podczas załadunku mąki we Freemantle na statku wybuchł pożar, który spowodował bardzo rozległe zniszczenia. „Panamaniana” wprawdzie wyremontowano, ale już w 1947 sprzedano na złom do Hong Kongu. Rozbiórkę statku zakończono w następnym roku.

--

Post zmieniony (09-04-20 14:35)

 
23-03-15 10:04  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

To znowu ja. Z gory przepraszam za moje czepialstwo, ale... w Opowiesci o MINNETONCE znalazlem dwa miejsc, ktore mi sie rzucily w oczy: 'Pierwszym ich sygnałem były wydarzenia z końca 1940 roku' - powinno byc '1914 roku' oraz 'UC-67 u UC-64' powinno byc 'i'. Wiecej literowek nie widzialem , ale za moja slepote szczerze zaluje... na poprawe nie ma co liczyc ;)

--
pozdrawiam Kuba

 
23-03-15 10:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 15:24)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 113 z 121Strony:  <=  <-  111  112  113  114  115  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024