KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 102 z 121Strony:  <=  <-  100  101  102  103  104  ->  => 
16-01-15 15:27  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
yak   

To może Sopwith_Type_807 pasowałby bardziej?
http://flyingmachines.ru/Site2/Crafts/Craft25660.htm
http://en.wikipedia.org/wiki/Sopwith_Type_807

Post zmieniony (16-01-15 15:27)

 
16-01-15 15:42  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Dzięki, yak. Masz rację! To były Sopwith Folder (Admiralty type 807). Ostatnie zdanie angielskiego tekstu mówi:

„Odegrały rolę w ostatecznym zniszczeniu niemieckiego krążownika Konigsberg, 11 lipca 1915”

Designed for reconnaissance duties, the two-seat SOPWITH ADMIRALTY TYPE 807 SEAPLANE emerged in 1914. Powered by a 100hp Gnome Monosoupape, the machine had a top level speed of 80mph at sea level. Serial no 807, seen here, was the first of these aircraft delivered to the RNAS, their serial nos being 807-810 and 919-926. Both 920 and 921 arrived in East Africa on 21 February 1915, where despite being adversely affected by the climate, THEY PLAYED A PART IN THE ULTIMATE DESTRUCTION OF THE GERMAN CRUISER, KONIGSBERG, ON 11 JULY 1915.

A oto ten samolot:


--

 
16-01-15 15:44  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Były to wodnosamoloty typ 920 (typ Admiralicji 720) z Ekspedycyjnego Dywizjonu RNAS.
Wersja pokazanego przez Yaka w załączniku wodnosamolotu typu 807.

PS - czyli nie typ a seria. Dobrze wiedzieć.

Post zmieniony (16-01-15 15:47)

 
16-01-15 21:12  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 14:58)

 
19-01-15 08:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 308

DWANAŚCIE PASÓW RATUNKOWYCH

Firma armatorska Union Steamship Company of New Zealand powstała w 1875 roku, zaczynając od obsługiwania połączeń statkami pasażerskimi pomiędzy ojczystymi portami. Szybko jednak kwitnący interes doprowadził do uruchomienia linii także do Australii, USA, Kanady i wysp Pacyfiku. W 1878 roku flota powiększyła się o kilka kolejnych jednostek, w tym używaną żaglowo-parową „Tararuę”. Statek przypłynął aż ze Szkocji, gdzie zwodowano go czternaście lat wcześniej. Statek miał 828 DWT, 69 metrów długości oraz maszynę o mocy 160 KM. Skierowano go na linię do Australii.

„Tararua”


Dwudziestego ósmego kwietnia 1881 roku o 17:00 statek wyszedł z nowozelandzkiego Port Chalmers do Bluff, kolejnego portu w tym kraju, skąd miał już bezpośrednio udać się do Hobart na Tasmanii i następnie do Melbourne. Kapitan Garrard miał pod swym dowództwem 39-osobową załogę. Na statku znajdowało się także 111 pasażerów; kolejni mieli dołączyć do nich w Bluff.

O 17:40 kapitan przekazał obowiązki drugiemu oficerowi, ale już po dwudziestu minutach na mostku służbę objął starszy oficer Lindsay. Statek płynął z szybkością 10 węzłów.

O 1:30 w nocy wciąż prowadzący statek starszy oficer wykalkulował sobie, że „Tararua” powinna znajdować się na wysokości przylądka Long Point. Powietrze było na tyle przejrzyste że widać było ląd, ale sam przylądek skrywała mgiełka, toteż nie było pewności iż akurat znajduje się na trawersie. O 4 nad ranem drugi oficer Maloney zmienił chiefa. Na pokład wyszedł kapitan. Widoczność nie pozwalała dostrzec kolejnego charakterystycznego przylądka o nazwie Slope Point.

Po pewnym czasie Maloney odezwał się do kapitana:
– Wydaje mi się, że słyszę załamywanie się fali na plaży.
Kapitan nastawił uszu, ale nie odezwał się ani słowem. Poszedł na rufę, aby przyjrzeć się mapie .
Mijały minuty, a Maloney był coraz bardziej zaniepokojony. Podszedł ponownie do kapitana:
- Słyszę odgłosy fal i myślę że są bardzo blisko.

Jego słowa wreszcie wywołały reakcję kapitana który spojrzał na zawietrzną i ruszył biegiem do steru, gdzie marynarz już zaczynał kręcić co sił w prawo. Zdążył trzykrotnie obrócić koło. Statek zaczął skręcać.

Potężny łomot i wstrząs zasygnalizowały wejście na skały. Garrard krzyknął „Cała wstecz!”, ale statek nie zareagował, ponieważ skały oderwały ster oraz złamały śrubę. Zastopowano bezużyteczną teraz maszynę. Statek wszedł na rafę Otara, osiem mil od przylądka Waipapa Point.

Rafa Otara w pogodny dzień wygląda bardzo sympatycznie


Gwałtownie wyrwani ze snu pasażerowie i załoga wybiegli w nocnych strojach na pokład. Część z nich od razu rzuciła się do szalup, ale w panice doprowadzono do przedziurawienia pierwszej z nich przy próbie opuszczenia na wodę. W końcu kapitanowi udało się opanować sytuację i przekonać wszystkich, że z wszelkimi działaniami lepiej wstrzymać się do świtu. Wystrzelono rakiety i oddano strzały z działka sygnalizacyjnego w nadziei zwrócenia czyjejś uwagi.

Z nastaniem dnia zorientowano się, że zwodowane szalupy mają niewielką szansę na przejście przez fale przyboju. O szóstej opuszczono uwiązaną na linie szalupę z kilku wioślarzami oraz ochotnikiem Georgem Lawrencem, pasażerem statku. Początkowo miało z nim popłynąć trzech dodatkowych ochotników – o dziwo zgłosili się sami pasażerowie! - ale kapitan uznał, że nie ma sensu ryzykować śmierci aż czterech ludzi naraz. Łódź podpłynęła do skał, po czym mężczyzna brawurowo wskoczył do wody i ...udało mu się dopłynąć do brzegu, pokonując sto metrów kipieli! Poważnie zagrożona wywrotką szalupa wróciła pod statek.

George Lawrence płynie do brzegu


Dzielny pasażer dobiegł do odległej o pół mili farmy, skąd natychmiast konny jeździec pogalopował do odległego aż o 55 kilometrów miasteczka, aby wysłać telegram do Dunedin. Telegram o treści „S.S. TARARUA NA RAFIE OTARA. POTRZEBNA ASYSTA” wyszedł o 13:00, ale bez oznakowania PILNE... Niedopatrzenie tego rodzaju kosztowało utratę kilku bezcennych godzin, bo dopiero o 17:00 parowiec tego samego armatora „Hawea” wyszedł z portu na ratunek.

Tymczasem wiatr i fale rosły coraz bardziej. Około południa sześciu najlepszych pływaków spośród pasażerów zdecydowało się wskoczyć do wody. Obserwujący ich z plaży Lawrence pomógł wydostać się na brzeg trójce ryzykantów, ale pozostali utonęli na oczach przerażonych świadków.

Statek mocno utknął na skałach


Opuszczono szalupę w nadziei dowiezienia na ląd liny, po której można by ewakuować rozbitków. Łódź wywróciła się wprawdzie na fali przyboju, ale spośród dziewięciu znajdujących się w niej marynarzy, aż ośmiu dotarło szczęśliwie na plażę. Ich wyczynowi przyglądała się spora już grupa okolicznych farmerów. W ciągu kilku następnych godzin siedmiu kolejnych śmiałków dopłynęło szczęśliwie do brzegu. Czas był najwyższy. Około 14:00 odłamana rufa poszła pod wodę, a w nocy zatonęła reszta statku.

W chwili przełamania się statku, jego los był przesądzony


Wśród pasażerów znajdował się doktor Campbell z żoną i czwórką dzieci. Wszyscy zginęli wraz ze statkiem


Ostatnie rozpaczliwe krzyki usłyszano o 2:35 w nocy. Krótko potem farmerzy usłyszeli wezwanie pomocy od kogoś znajdującego się bardzo blisko: był to głos ostatniej, dwudziestej osoby, której udało się dopłynąć do brzegu. Śmierć poniosło aż 131 ludzi, w tym 12 kobiet 14 dzieci i wreszcie sam kapitan Garrard.

Sprawa trafiła oczywiście do sądu, który uznał że katastrofę zapoczątkował kapitan, nie próbując ustalić dokładnego położenia statku 28 kwietnia o 4 rano, przed nakazaniem zmiany kursu na zachodni. Pomimo nocy i bliskości lądu, nie wystawił także dodatkowych obserwatorów. Sąd nakazał także wyposażanie nowozelandzkich statków w pasy ratunkowe dla całej załogi i wszystkich pasażerów: „Tararua” wyposażona była w DWANAŚCIE pasów... Dodatkowym rezultatem rozprawy była decyzja o zbudowaniu latarni morskiej na Waipapa Point. Uruchomiono ją w roku 1884.

Tararua Acre Cemetery znajduje się blisko miejsca rozbicia się statku. Spoczęły tam ciała 55 ofiar, ale tylko trzy zidentyfikowane maja własne nagrobki. Na obelisku znajduje się pamiątkowa inskrypcja
, ,

Latarnia morska na Waipapa Point. Gdybyż postawiono ją tam kilka lat wcześniej...


--

Post zmieniony (02-05-20 13:26)

 
19-01-15 10:21  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 14:59)

 
19-01-15 11:00  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Akra, ma plakietce jest Tararua, podobnie brzmi nazwa podana w opisie rysunku, a Ty o statku cały czas piszesz "Tararura"...

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
19-01-15 11:19  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 14:59)

 
22-01-15 08:00  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 309

DZIWNE LOSY ROSYJSKIEGO KRĄŻOWNIKA

Przy dźwiękach orkiestry, 31 października 1899 roku, filadelfijska stocznia William Cramp and Sons zwodowała piękny, o klasycznych liniach krążownik. Na rufie jednakże zamiast „stars and stripes” czyli „gwiazd i pasów”, powiewała biała flaga z ukośnym niebieskim krzyżem. A już nazwy okrętu nijak nie udawało się przeczytać obecnym przy ceremonii Amerykanom. Wprawdzie pierwsze trzy litery były zrozumiałe: BAP, ale dwie ostatnie to już czyste dziwactwo – odwrócone „R” i na końcu coś w kształcie szubienicy! Kie licho?

Cała nazwa wyglądała tak: ВАРЯГ.

„Wariag” przy nabrzeżu wyposażeniowym stoczni (przy długiej kei po prawej stronie)


I tak to właśnie Amerykanie zwodowali rosyjski krążownik pancernopokładowy „Wariag”. Potem nastąpiły jak zwykle prace wyposażeniowe, aż wreszcie na burcie pojawiło sie kilkuset rosyjskich marynarzy. Drugiego stycznia 1901 roku okręt wszedł oficjalnie w skład rosyjskiej floty, od samego początku przysparzając bólu głowy załodze maszynowej. Właściwie przez całą swoją karierę awaria goniła awarię, czego wina leżała chyba bardziej po stronie budowniczych okrętu, niż jego załogi.

Nadszedł wreszcie luty 1904 roku. Wprawdzie oficjalnie wojna rosyjsko-japońska zaczęła się dopiero 9 lutego japońskim atakiem na Port Artur, ale dowództwo japońskie zdecydowało o wysadzeniu jeszcze przed tą datą desantu w koreańskim porcie Czemulpo, aby móc w pełni kontrolować sytuację w tym rejonie. Wprawdzie Korea był neutralna, ale kto by się tam troszczył o taki drobiazg...

Nie tylko oni chcieli mieć oko na Koreę i otaczające je wody. Na kotwicowisku Czemulpo stał brytyjski krążownik „Talbot”, francuski „Pascal” i włoski „Elba”. Towarzystwo uzupełniały dwa rosyjskie okręty: „Wariag” i kanonierka „Koriejec”. W samym porcie stała amerykańska kanonierka „Vicksburg”.

„Wariag” i jego dowódca, kapitan Wsiewołod Rudniew (na zdjęciach w mundurze kontradmirała)
,

Na kotwicowisku stały brytyjski krążownik „Talbot”, francuski „Pascal” i włoski „Elba”. Oto one w tejże kolejności
, ,

Japoński zespół mający dokonać desantu, pod dowództwem kontradmirała Sotokichi Uryū, składał się z krążownika pancernego „Asama”, pięciu krążowników pancernopokładowych „Chiyoda”, „Akashi”, „Naniwa” (okręt flagowy), „Takachiho” i „Niitaka”, awiza i ośmiu torpedowców. Plus transportowce z wojskiem, oczywiście. „Chiyoda” miał dołączyć do zespołu w ostatniej chwili, jako że przez ostatnie dziesięć miesięcy krążownik albo stał na redzie Czemulpo, albo też patrolował okoliczne wody.

Kontradmirał Sotokichi Uryū


Oto najcięższe okręty zespołu japońskiego:
flagowy „Naniwa” i „Asama”...
,

... „Chiyoda” i „Akashi”...
,

...oraz „Takachiho” i „Niitaka”
,

„Wariagowi” towarzyszyła jedynie kanonierka „Koriejec”


Siódmego lutego na redę Czemulpo przypłynął rosyjski frachtowiec „Sungari”, który poinformował o zauważeniu zbliżającego się silnego japońskiego zespołu. Wsiewołod Rudniew rozkazał kanonierce natychmiast popłynąć do Port Artur z odpowiednim meldunkiem.

„Koriejec” ruszył w drogę, ale bardzo szybko ujrzał zbliżający się okręt. Był to wracający z samotnego patrolu „Chiyoda”, ale Rosjanie błędnie założyli, że musi to być któryś z własnych okrętów. Załadowano działo dla oddania salutu, ale wnet zorientowano się w pomyłce. Z niewiadomych powodów (nerwy? błędny rozkaz?) armata „Koriejca” oddała niecelny strzał w kierunku krążownika, na co ten odpowiedział również niecelną torpedą. Być może zresztą to Japończycy byli pierwsi, pewni zbliżającej się przecież szybkimi krokami wojny – nieistotne. Tak czy owak, padły pierwsze strzały tej wojny, chociaż bez żadnych konsekwencji.

Nie mając w obliczu krążownika żadnych szans na ucieczkę do Port Artur, „Koriejec” zawrócił na redę Czemulpo.

Ósmego rano „Chiyoda” dołączył przed redą do zespołu kontradmirała Uryū, przekazując szczegółowe informacje o znajdujących się w Czemulpo obcych okrętach. Plan Japończyków opierał się na następujących założeniach:

- stojąc wśród okrętów innych państw Rosjanie nie odważą się na zaatakowanie japońskiego zespołu, ponieważ łatwo mogliby uszkodzić lub zatopić którąś z neutralnych jednostek
- gdyby pomimo tego Rosjanie zaatakowali, japońskie okręty miały bezlitośnie wykorzystać swoją przewagę

Uryū był gotowy do boju. Przekazał na „Talbot”, „Pascal” i „Elbę” prośbę o zmianę do godziny 16:00 miejsc kotwiczenia tak, aby nie stały w bezpośrednim sąsiedztwie rosyjskich jednostek. Dał jednocześnie słowo, że do tej godziny powstrzyma się od jakichkolwiek działań wojskowych.

Jeszcze przed upływem wyznaczonego czasu japońskie transportowce wpłynęły do portu w eskorcie „Chiyody”, „Takachiho”, „Asamy”, awiza i pięciu torpedowców, po czym zaczęły wysadzanie na ląd żołnierzy. Pozostałe okręty krążyły po redzie, z załogami postawionymi w gotowości bojowej.

O trzeciej rano 9 lutego wszyscy żołnierze znaleźli się już na lądzie. Poza „Chiyodą”, pozostałe okręty wróciły na redę. Ku zaskoczeniu Japończyków, Rosjanie przyglądali się wszystkiemu spokojnie bez żadnej, najmniejszej nawet reakcji. Najwyraźniej nie mając rozkazów, Rudniew nie chciał przejść do historii jako ten, który nierozważnym postępkiem rozpoczął wojnę. Nie zdało się to na nic.

Przed południem dostarczono na wszystkie nie japońskie jednostki – także na „Wariaga” przygotowane dzień wcześniej przez Japończyków pismo o jednakowej treści:

JAPOŃSKI OKRĘT JEGO CESARSKIEJ WYSOKOŚCI „NANIWA”
Reda Czemulpo, 8 lutego 1904

Sir, Mam honor powiadomić że pomiędzy Cesarstwem Japonii a Cesarstwem Rosji panuje stan wojny. Zaatakuję okręty Rządu Rosyjskiego stacjonujące w Czemulpo przy pomocy sił będących pod moim dowództwem, o ile najstarszy rosyjski oficer obecny w Czemulpo odmówi mojemu żądaniu i nie opuści portu przed południem 9 lutego, 1904.
Z całym szacunkiem proszę o trzymanie się z dala od miejsca akcji, ponieważ może to zagrozić okrętowi pod Pańskim dowództwem. Wymieniony wyżej atak nie nastąpi przed godziną 4 po południu 9 lutego 1904, aby dać czas na zastosowanie się do wyżej wymienionej prośby.

Jeżeli obecnie znajdują się w porcie Czemulpo jakiekolwiek transportowce lub statki handlowe pod waszą banderą, proszę o zapoznanie ich z powyższym powiadomieniem.

Mam honor, Sir, być Pańskim posłusznym sługą
S. URYŪ

Chyba już nigdy więcej nie powstało podobnie sformułowane pismo związane z działaniami wojennymi!

Szybko zwołano naradę wszystkich dowódców – w tym także Rudniewa – na pokładzie „Talbota”. Pomimo rad kolegów sugerujących poddanie się Rosjanin stwierdził, że jego okręty będą się bić. Nie miał wątpliwości, że gdyby nawet posłusznie opuścił redę, pozbawiony „osłony” okrętów neutralnych jego zespół i tak zostałby natychmiast zaatakowany.

Na pokład „Naniwy” wybrał się dowódca „Talbota” komandor Denis Bagly, wioząc list podpisany przez kapitanów wszystkich neutralnych okrętów, poza znajdującą się w samym porcie kanonierką „Vicksburg”. W liście zdecydowanie odmówiono zmiany miejsca postoju a to z tego powodu, że i kotwicowisko i sam port znajdują się na terenie państwa neutralnego. Czas płynął nieubłaganie.

O 11:20 gotowy do bitwy „Wariag” ruszył ku otwartemu morzu, dwieście metrów za nim szedł „Koriejec”. Angielskie i włoskie załogi żegnały ich okrzykami, a na „Elbie” zagrano nawet rosyjski hymn! W pięć minut później Rosjanie ogłosili alarm bojowy. Japońska flota zbliżała się nieubłaganie.

Załogi neutralnych okrętów wiwatują na cześć idących do boju Rosjan


„Wariag” z „Koriejcem” idą do bitwy
,

11:45. „Wariag” jako pierwszy otworzył ogień. W dwie minut później odpowiedziała mu „Asama”, a następnie pozostałe krążowniki. Już jeden z pierwszych japońskich pocisków zniszczył lewe skrzydło mostku, wzniecając pożar w kabinie z mapami.

Nawała japońska nie ustawała, a pocisk za pociskiem wchodził w coraz bardziej poharatany okręt. Wszędzie widać było zabitych i rannych, ranny w głowę został także Rudniew.

Niemiecka pocztówka pokazująca bitwę


„Wariag” (po prawej) w ogniu


12:15. Uszkodzony ster zablokował się z wychyleniem 15-20 stopni na lewą burtę. Japończycy zredukowali dystans do 5,5 kilometra. Z tej odległości trudno było spudłować.

Z powodu zablokowanego steru płonący i porozbijany „Wariag” wrócił w pobliże redy, w sąsiedztwo neutralnych jednostek. To spowodowało, że ostrzeliwujące go krążowniki wstrzymały ogień w obawie przed trafieniem Brytyjczyków i Włochów, po czym odeszły w kierunku reszty swego zespołu.

Zbliża się koniec. W rzeczywistości „Koriejec” nie był mocno uszkodzony, ponieważ Japończycy strzelali głównie do „Wariaga”


Wobec absolutnie beznadziejnej sytuacji, o godzinie 16:00 „Koriejec” został zniszczony przy pomocy silnych ładunków wybuchowych. Latające na wszystkie strony odłamki spadały tak blisko neutralnych krążowników, że ich dowódcy zaczęli prosić Rudniewa, aby nie powtórzył metody kanonierki: eksplozja na dużo większym okręcie niosła przecież ze sobą wielokrotnie większe zagrożenie.

Eksplozja na „Koriejcu” była tak silna, że neutralne krążowniki mogły czuć obawę przed powtórzeniem tego samego scenariusza na znacznie większym „Wariagu”


Wrak „Koriejca”


Prośba została wysłuchana. Załoga „Wariaga” otworzyła jedynie zawory denne i okręt osiadł na płytkim dnie z przechyłem na prawą burtę. Załogi zostały przejęte przez neutralne okręty i w końcu szczęśliwie trafiły do ojczyzny, gdzie powitano ich jak bohaterów. Rannych leczono w szpitalu Czerwonego Krzyża w Czemulpo. Po wyzdrowieniu, Japończycy w uznaniu heroicznej postawy rosyjskich marynarzy odebrali od nich obietnicę nie brania już udziału w wojnie i... pozwolili wrócić do Rosji. Cóż to były za czasy...

Order ustanowiony dla uczestników bitwy pod Czemulpo. Tekst głosi: ZA BÓJ WARIAGA I KORIEJCA 27 STYCZ. 1904 R. - CZEMULPO


Ale Opowieść o „Wariagu” jeszcze się nie skończyła.

Pomimo że okręt był niesamowicie postrzelany, po dokładnych oględzinach Japończycy stwierdzili, iż kadłub i maszyny są warte wyremontowania. A co z postrzelanymi nadbudówkami i działami? Zrobi się nowe!

Japończycy usuwają porozbijane i wypalone nadbudówki „Wariaga”


I tak 9 lipca 1907 roku krążownik „Soya”, dawny „Wariag”, wszedł w skład japońskiej floty, służąc do roku 1913 jako jednostka szkoleniowa.

„Soya”
,

Nadeszła I wojna światowa i nagle okazało się, że Japończycy są aliantami Rosjan! W geście przyjaźni Japończycy oddali Rosji kilkanaście przejętych po wojnie 1904 roku jednostek, w tym także „Soyę”.
Na przejętym we Władywostoku krążowniku ponownie podniesiono rosyjską flagę, przywracając mu jednocześnie oryginalną nazwę.

W roku 1917 okręt wysłany został do stoczni w Liverpoolu, gdzie go wyremontowano i częściowo przebudowano. Po pobycie w Anglii, „Wariag” wszedł w skład Dywizjonu Arktycznego.

Siódmego listopada 1917 roku na stojącym w porcie krążowniku załoga podniosła czerwoną flagę i odmówiła wyjścia w morze. W miesiąc później „Wariag” dostał się w ręce brytyjskich żołnierzy, walczących po stronie „białych”. W lutym następnego roku na okręt wciągnięto brytyjską flagę, po czym zdecydowano o zaholowaniu krążownika – maszyny znowu sprawiały kłopot – na Wyspy. W trakcie holowania okręt osiadł na mieliźnie przy wybrzeżu Irlandii, ale szczęśliwie udało się go z niej ściągnąć. Do roku 1919 Brytyjczycy używali krążownik w charakterze hulku, po czym w roku następnym sprzedali na złom do Niemiec.

Po drodze niepokorny okręt zerwał się jednak z holu, osiadając na skałach zatoki Firth of Clyde (Morze Irlandzkie), w pobliżu wioski Lendalfoot. Pocięto go w tym miejscu na złom w latach 1923-1925. I tak skończyła się życie okrętu, który najpierw nosił banderę rosyjską, potem japońską, znowu rosyjską i wreszcie brytyjską!

Wrak krążownika


W Lendalfoot znajduje się kotwica „Wariaga”
,

Okręt upamiętnia pomnik, oraz znajdująca się obok tablica. Opisane są na niej losy okrętu – z jednej strony po rosyjsku, a z drugiej po angielsku
, ,

I na koniec ciekawostka: w roku 1907 Wsiewołod Rudniew – kontradmirał w stanie spoczynku – otrzymał za bohaterską postawę pod Czemulpo Order Wschodzącego Słońca od ... Japończyków. Rudniew wprawdzie order przyjął, ale nigdy się z nim publicznie nie pokazał.

Order Wschodzącego Słońca


--

Post zmieniony (02-05-20 13:27)

 
22-01-15 10:42  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Swietna opowiesc. Historia Wariaga w istocie jest bardzo interesujaca ze wzgledu na 'dziwne zwroty akcji' ;)

--
pozdrawiam Kuba

Post zmieniony (22-01-15 12:39)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 102 z 121Strony:  <=  <-  100  101  102  103  104  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024