KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 10 z 121Strony:  <=  <-  8  9  10  11  12  ->  => 
14-05-14 08:09  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 27

BEZSENSOWNY BUNT

Kapitan Peter F. Enstrom, pierwszy i drugi oficer, cieśla, dwóch marynarzy oraz kucharz stanowili załogę amerykańskiej brygantyny "Natal". Zaledwie siedmiu ludzi, ale niewielki żaglowiec doprawdy nie potrzebował liczniejszej obsługi. Drugi oficer, siedemnastoletni zaledwie Roger, był synem kapitana, co - jak się później okazało - miało istotne znaczenie dla rozwoju wydarzeń.

Kapitan znany był z dbałości o załogę i spokojnego, umiarkowanego charakteru. Z dumą obserwował rosnące umiejętności zawodowe syna, zapowiadającego się najwyraźniej na znakomitego żeglarza. W tradycyjnie marynarskiej rodzinie Enstromów miało to swoje znaczenie!

W 1889 roku statek odbywał kolejny rejs jakich wiele, tym razem do australijskiego Brisbane. Ani sam statek, ani też jego ładunek nie stanowiły nadzwyczajnej wartości, dlatego też trudno dociec - nie wyjaśniło tego także późniejsze śledztwo - skąd w głowie cieśli Sullivana narodziła się bezsensowna skądinąd idea opanowania brygantyny siłą. Czyżby w swej naiwności spodziewał się, iż pod koniec dziewiętnastego wieku można bezkarnie uprawiać piractwo? Dokąd chcieli się udać buntownicy nie wzbudzając żadnych podejrzeń? A może po prostu kapitan trafił tym razem na wyjątkowo niezrównoważoną załogę?

Czwórka buntowników uzbroiła się starannie, acz nietypowo. Cieśla ściskał mocno w dłoni siekierę, kucharz - jakże by inaczej - wielki nóż, a marynarz Johanssen handszpak (wyjęty z kabestanu długi drąg). Drugi z marynarzy, o nazwisku Toton, uzbroił się jako jedyny w broń palną. Z przejęciem trzymał przed sobą rewolwer.

Zbliżała się północ. Buntownicy skryli się w cieniu. Z bijącymi sercami czekali na drugiego oficera, mającego wkrótce objąć wachtę. Już! Na rufie zaskrzypiały drzwi, a blady blask lampy na chwilę oświetlił deski pokładu.

Roger był wciąż zaspany. Z półprzymkniętymi oczami podszedł do burty. Opuścił na linie wiadro, nabierając do pełna wody. Podniósł je do góry, i prychając z zadowolenia wylał na głowę jego zawartość. Otrząsnął się i w tej samej chwili ostrze siekiery Sullivana rozcięło mu czaszkę na pół. Zalany krwią chłopiec bez słowa zwalił się na pokład. Silne ręce podniosły ciało i po chwili za burtą dał się słyszeć głośny plusk. Teraz należało rozprawić się z kapitanem i pierwszym oficerem. Mordercy skradali się po cichu w kierunku rufowych pomieszczeń. Na palcach weszli do środka.

Obaj oficerowie spali twardo. Cieśla podniósł siekierę nad głową kapitana. Błysnęło ostrze, ale szczęśliwie Sullivanowi drgnęła ręka. Siekiera uderzyła tuż obok głowy momentalnie obudzonego Enstroma! Kapitan wyskoczył z koi uderzając z całych sił zamierzającego się nań nożem kucharza, który zwalił się półprzytomny w kąt kajuty. Tymczasem Toton oddał cztery szybkie strzały do chiefa. W podnieceniu, nie mogąc w tłoku dobrze wycelować, czterokrotnie chybił! Uzbrojony w długi handszpak Johanssen nie mógł go skutecznie użyć w ciasnym pomieszczeniu.

Obaj oficerowie walczyli z determinacją o życie. Ogromnym wysiłkiem udało im się wypchnąć napastników na korytarz, po czym natychmiast zaryglowali mocno drzwi. Broń, gdzie jest broń?!

Nie używano jej na brygantynie nigdy, toteż dopiero po dłuższej chwili kapitan przypomniał sobie miejsce jej ukrycia - szczęśliwie w zasięgu ręki. Po chwili stali uzbrojeni w karabin i trzy rewolwery. Poczuli się teraz znacznie pewniej, aczkolwiek Enstrom nie mógł się pozbyć czarnych myśli co do losów syna. Czy jeszcze żyje? Załadowali broń, po czym ostrożnie uchylili drzwi. Za nimi nie było nikogo. Powoli, powolutku zdesperowana dwójka wysunęła się na pokład. Są! Buntownicy stali na dziobie, ale widząc uzbrojonych po zęby napastników stchórzyli. Uciekając przed nieuniknionym, wskoczyli do wnętrza ładowni. Kapitan doskoczył do niej kilkoma susami, zamykając mocno klapę. Bandyci znaleźli się w potrzasku.

Wezwania do poddania się napotkały jedynie przekleństwa. Ale teraz warunki dyktował kapitan. Enstrom sprawdził dokładnie statek. Ogromna plama krwi przy burcie powiedziała mu wszystko o losie Rogera.

Pogoda była znakomita i dzięki temu dwójka oficerów mogła - choć z wysiłkiem - samodzielnie prowadzić statek. Mijały dni - jeden, drugi, trzeci wreszcie. Przez cały ten czas uwięziona czwórka obywała się bez jedzenia i bez wody. W tropiku! Nic więc dziwnego, że na czwarty dzień bandyci zaproponowali pertraktacje. Ale Enstrom nie zamierzał wchodzić w żadne układy: za nim stało prawo i siła, spotęgowana dodatkowo rozpaczą po utracie syna.

Wreszcie jeden po drugim, z rękami uniesionymi do góry, marynarze wyszli na pokład. Przed nimi stanął uzbrojony w rewolwery kapitan, osłaniany z boku przez pierwszego oficera. Chwila ciszy – i nagle rozległy się dwa strzały z broni Enstroma. Martwe ciała Sullivana i Totona - najgroźniejszych i najbardziej zdesperowanych - zwaliły się na deski. Pozostała dwójka w napięciu czekała na swój los. Ale kapitan opuścił broń.

Ocalali buntownicy wyrokiem sądu skazani zostali na długoletnie ciężkie więzienie. Kapitana uniewinniono z zarzutu podwójnego zabójstwa. Uznano, że na widok morderców syna działał w afekcie.

Kapitan Enstrom i jego syn Roger
,

Post zmieniony (02-07-20 19:54)

 
14-05-14 08:11  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 28

POŻAR W OSACE

Mający raptem 4.870 ton radziecki statek pasażerski „Priamurie” wyszedł z Władywostoku 7 maja 1988 roku. Jednostka odbywała podróż okrężną do kilku portów japońskich, mając na pokładzie 259 radzieckich turystów oraz 129 członków załogi. Następnego dnia - już na morzu - zapoznano pasażerów z przepisami bezpieczeństwa, przedstawiając także drogi ewakuacji na pokład szalupowy.



Po dziewięciu dniach, rankiem 17 maja statek zacumował w Osace. Po trwającej aż do wieczora odprawie pasażerowie tłumnie uczestniczyli w urządzonej na „Priamurie” nocnej dyskotece - ostatecznie nie była to w owym czasie powszechnie dostępna w ZSRR forma rozrywki.



O 1:35 w nocy - już 18 maja - sygnalizacja alarmowa wskazała pożar w okolicach kabin III klasy, a po chwili ostre dzwonki alarmu przerwały trwającą w najlepsze zabawę. Po kilku minutach biegnący z głębi statku jeden z pasażerów zakomunikował, iż pożarem objęta jest kabina nr 346. Przez głośniki informacja ta natychmiast dotarła do załogi: „Alarm pożarowy. Pożar w kabinie numer 346. Sekcje awaryjne przystąpić do gaszenia pożaru”.

Ogień jednakże rozprzestrzeniał się zatrważająco szybko i wkrótce gęsty, czarny dym wypełnił większość pomieszczeń. Po trapie, cumach oraz skacząc wprost z pokładu na nabrzeże oraz do wody ewakuowali się pasażerowie oraz część załogi. Pozostali marynarze walczyli z ogniem. O 1:55 do burty dobiły japońskie jednostki pożarnicze. W pięć minut później na żądanie dowodzącego akcją ewakuowali się ci marynarze, którzy pozbawieni byli aparatów tlenowych. Dalsze pozostawanie na statku groziło im śmiercią, bowiem dym obejmował już całe śródokręcie. Teraz z żywiołem walczyli już doskonale wyposażeni zawodowcy, podczas gdy na lądzie gorączkowo liczono uratowanych. Wyglądało niestety na to, że brakuje aż jedenastu pasażerów! Poszukiwaniami zajęli się natychmiast pozostający na statku marynarze. Ustalono, że wszyscy zaginieni zajmowali kabiny z objętego pożarem rejonu. Dostęp tam był jednakże niemożliwy ze względu na bardzo wysoką temperaturę.



Rano ogień zaczął przygasać, a dwie i pół godziny później akcję przeciwpożarową zakończono. Ratownicy, wciąż z maskami na twarzy, ruszyli w pogorzelisko śródokręcia. Wkrótce potwierdziły się najgorsze przewidywania. Tuż przed południem natrafiono na zwęglone szczątki brakującej jedenastki. Pomimo rozległych zniszczeń strażacy ustalili także przyczynę tragicznego pożaru: oto pasażer z kabiny nr 346 zostawił niewyłączony elektryczny garnek. Woda się wygotowała, a wtedy rosnąca temperatura dokonała swego. Istotne błędy popełnione przez załogę we wczesnej fazie pożaru także miały wpływ na szybkie rozprzestrzenianie się pożaru. I to wszystko razem stało się wyrokiem dla jedenastu osób, których ciała znaleziono na najniższym pasażerskim pokładzie. 26 osób odniosło poparzenia, w tym wielu bardzo poważne.

I na zakończenie informacja bez wątpienia potwierdzająca fakt, iż statek nosił radziecką banderę. Miejscowy rosyjski konsulat zabronił kapitanowi i pozostałym ludziom ze statku rozmawiać z kimkolwiek na temat pożaru. Poinformował o tym prasę rzecznik policji Prefektury w Osace.

Post zmieniony (02-07-20 19:56)

 
14-05-14 09:05  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:21)

 
14-05-14 09:16  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

A ja musze Ci Akra powiedziec, ze jestem rozczarowany, bo mialy byc "Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie", a ja do tej pory spotkalem sie tylko z tymi bardzo ciekawymi. A czytajac Twoich artykuly raczej nie spodziewam sie w przyszlosci spotkac z tymi, ktorych do tej pory brakuje :)

--
pozdrawiam Kuba

 
14-05-14 09:21  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Zapalam rano kompa by sprawdzić pocztę a potem sobie myślę "zobaczymy co nowego w morskich opowieściach". Wchodzę na stronę i ...są ! Powoli wchodzi to w przyzwyczajenie!.
PS - podoba mi się taka nie monotematyczna tematyka. Zdarzenia z różnych epok, rejonów, wojskowe i cywilne.

 
14-05-14 10:33  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:22)

 
14-05-14 18:55  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
GrzechuO   

A propos buntu na Natal - coś mi nie pasuje...

II oficer wychodzi o północy na wachtę.
Kapitan i I oficer mocno śpią.
To kto trzymał wachtę do północy? Ów cieśla? Któryś z marynarzy? Bo chyba nie kucharz?!
Wiadomo coś na ten temat?

Na usprawiedliwienie być może głupiego pytania: słabo znam realia małych XIX wiecznych żaglowców...

Same teksty - chociaż traktują o sprawach obecnie bardziej lub mniej, ale jednak znanych - są bardzo sympatyczne :)
Oby tak dalej!

--
Pozdrówka

GrzechuO

 
14-05-14 19:45  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:22)

 
15-05-14 08:06  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 29

15 GODZIN POD POLSKĄ BANDERĄ

Informację o nadaniu przez francuski statek „Janina" sygnałów SOS odebrano na naszym „Narwiku" 15 stycznia 1957 roku. Od określonej tylko z grubsza pozycji wołającego o pomoc statku dzieliło polski frachtowiec dwie doby drogi, toteż nie było sensu zgłaszać swego udziału w akcji ratowniczej. „Niemen" minął Biskaj i wkrótce szedł już wzdłuż portugalskich wybrzeży, powoli zbliżając się do miejsca dramatu, dramatu o tyle nietypowego, że opuszczoną i dryfującą z przegłębieniem na rufę „Janinę" widziały już dwa inne statki, wysyłając radiowe ostrzeżenia.

Siedemnastego stycznia około jedenastej Polacy dostrzegli w lornetkach duży, dziwnie zachowujący się statek. Zmieniono kurs. Tak, to była „Janina"!

Dziesiątki oczu ciekawie lustrowało francuski statek. Była to baza wielorybnicza, z charakterystyczną otwartą pochylnią na rufie. Przegłębienie powodowało, że częściowo zalewała ją woda. Rufowa część statku nosiła wyraźne ślady ognia; z maszynowni wciąż zresztą unosił się dym. Brakowało dwóch użytych przez załogę szalup.

Wkrótce na bazie wylądowało 11 marynarzy z „Narwika". Obejrzeli dokładnie statek, dogaszając przy okazji resztki płomieni, po czym wciągnęli na maszt polską banderę. Z tą chwilą porzucona „Janina" według prawa morskiego stała się polską własnością!

Statek był stareńki, ale jego elektroniczne wyposażenie wzbudziło ogólny zachwyt - sam najnowszej generacji radar wart był okrągłą sumkę. Nie rozpoczęto jednakże holowania do pobliskiej Lizbony ani też nie skorzystano z fachowej pomocy załóg dwóch przybyłych po kilku godzinach holowników ratowniczych. Biernie czekano na instrukcje z Gdyni. Cena, jaką za tę bierność przyszło zapłacić, okazała się niewspółmiernie wysoka.

Osiemnastego stycznia około 5.00 nad ranem stało się. Niewybrana przez potężne pompy czekających tuż obok na wezwanie holowników woda wewnątrz „Janiny", zaczęła gwałtownie przybierać. Rufa zanurzała się coraz szybciej i wreszcie statek poszedł na dno. „Narwik" i oba holowniki ruszyły na miejsce tragedii. Czy uda się uratować wszystkich ludzi z „Janiny”?

Wielogodzinna akcja ratownicza nie zakończyła się jednakże pełnym sukcesem. Z wody wydobyto zaledwie sześciu żywych rozbitków oraz dwa martwe ciała. Trzech polskich marynarzy poszło na dno razem z „Janiną" - statkiem noszącym polską banderę zaledwie przez 15 godzin.

Nazwa „Janina” nie była zbyt szczęśliwa. 29 września 1976 roku panamska „Janina” zatonęła w pobliżu wybrzeży francuskich z powodu dostania się wody do maszynowni. Statek tonął powoli i dlatego cała dziesięcioosobowa portugalska załoga zdążyła przejść na tratwę. Po wielu godzinach dryfowania całą dziesiątkę uratował francuski prom.

„Narwik”


„Janina” z polską banderą na przednim maszcie


Post zmieniony (02-07-20 19:57)

 
15-05-14 08:07  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 30

PARSZYWA OSIEMNASTKA

Znany amerykański film „Parszywa dwunastka” opowiada o dwunastu skazanych na śmierć lub dożywocie więźniach ex-żołnierzy, którym obiecano ułaskawienie w zamian za udział w niebezpiecznej akcji militarnej na tyłach wroga. W historii II wojny światowej swoją rolę odegrała jednakże prawdziwa „parszywa osiemnastka” składająca się również z więźniów, nie czekających co prawda na egzekucję.

Jesienią 1943 roku zbliżała się aliancka inwazja w Afryce Północnej. Wstępem do niej miało być zdobycie jedynego betonowego pasa startowego w marokańskim Port Lyantery, leżącym 20 mil w górę wpadającej do Atlantyku rzeki Sebou. Po opanowaniu lotniska planowano zaopatrzyć je natychmiast w paliwo, bomby i amunicję. Tak wyposażone służyłoby amerykańskim myśliwcom osłaniającym startujące z Gibraltaru bombowce. Do zdobycia i zaopatrzenia lotniska zaplanowano udział niszczyciela z desantem komandosów, oraz transportowca. Ze znalezieniem niszczyciela nie było problemu: do akcji wyznaczono stary, bo zwodowany w 1919 roku czterokominowy „Dallas”. Długo natomiast rozglądano się za frachtowcem o niezbyt wielkim zanurzeniu - ostatecznie obie jednostki miały pójść 20 mil w górę gęsto pokrytej ruchomymi mieliznami rzeki!

„Dallas”


Wreszcie 23 października znaleziono w Newport pływający pod banderą Hondurasu bananowiec „Contessa”, o wyporności 5.500 ton. Fatalnym jednak zbiegiem okoliczności prawie całą załogę kapitan zwolnił na krótkie urlopy, a porozsyłane telegramy ściągnęły na pokład tylko niewielką jej część. Czas liczył się teraz na godziny, dlatego też upoważnieni oficerowie US Navy złożyli nietypową wizytę w więzieniu miejskim w Norfolk. Osiemnastu skazanym za pomniejsze przestępstwa więźniom zaoferowano wolność w zamian za odbycie jednego niebezpiecznego rejsu „Contessą”. Wszyscy wyrazili zgodę na tę niecodzienną propozycję.

Bananowiec „Contessa”


Na statek załadowano 900 ton bomb i amunicji oraz 400 ton wysokooktanowej benzyny. Ryzyko podróży na pływającej beczce prochu było olbrzymie, ale nikt z „parszywej osiemnastki” nie zmienił decyzji. Pokusa przemiany pogardzanego więźnia w wolnego bohatera przeważyła.

Najważniejszą jednakże osobą całej operacji był bez wątpienia Francuz René Malvergne. Przed wojną pracował jako pilot wprowadzający statki z redy do Port Lyantery, właśnie wzdłuż rzeki Sebou! W czasie wojny pomagał uciekać z Maroka młodym francuskim i angielskim lotnikom, przewożąc ich nocami łodzią na czekające u brzegów statki. Oskarżony przez gestapo, szczęśliwie „udowodnił” iż żadna łódź nie miałaby szansy pokonać silnego atlantyckiego przyboju. A on sam miał już przecież 50 lat, więc tym bardziej...

Na wszelki wypadek jednakże, w kilka miesięcy później władze przeniosły pilota do Casablanki. Tam skontaktowali się z nim oficerowie amerykańskiego wywiadu, proponując ucieczkę do Tangeru, a następnie via Gibraltar do Stanów Zjednoczonych. Malvergne nie wahał się ani chwili, chociaż w Port Lyantery zostawił żonę i dzieci. Chciał jednak walczyć, a poza tym w każdej chwili mogli go przecież ponownie dopaść Niemcy. Ukryty na ciężarówce pomiędzy beczkami z benzyną i przywalony od góry szmatami, Malvergne przekroczył szczęśliwie afrykańską granicę pomiędzy Francją a Hiszpanią. Z Tangeru było już blisko do Gibraltaru, a stamtąd raptem kilkanaście godzin lotu dzieliło go od Waszyngtonu.

W październiku 1943 roku nadeszła jego wielka chwila. Zaokrętował na „Dallas”, jako że to niszczyciel jako pierwszy miał dotrzeć do Port Lyantry. Siódmego listopada „Dallas” i „Contessa” znalazły się obok siebie u wybrzeży Maroka. Wysłano na ląd 17 ludzi, mających za zadanie przeciąć rozciągniętą w poprzek ujścia stalową sieć. Udało im się to dopiero rankiem 10 listopada.

Niszczyciel ruszył bezzwłocznie naprzód, podczas gdy „Contessa” czekała na powrót Malvergne. Francuz nie widział rzeki od dwóch lat, ale dobrze pamiętał charakterystykę przemieszczających się okresowo mielizn. Okręt szedł ostro, zręcznie wymijając płycizny, oraz osiem zatopionych w nurcie rzeki statków. Pomimo znakomitego pilotażu „Dallas” dwukrotnie dotykał dna, ale szczęśliwie nie utknął na nich.

„Dallas” na kotwicy w pobliżu zdobytego lotniska


W pobliżu miejsca przeznaczenia okręt został ostrzelany przez francuskie działa. Artylerzyści niszczyciela byli jednak wysokiej klasy i w rezultacie szybko rozbili wrogie stanowiska. Jeszcze jedno otarcie o dno, i okręt zatrzymał się na wysokości lotniska. Wyokrętowano komandosów. Malvergne nie miał jednakże chwili na relaks. Jeepem pomknął ku ujściu rzeki, gdzie oczekiwała go niecierpliwie załoga „Contessy”. Mający znacznie większe zanurzenie statek, ruszył śladem niszczyciela.

O 18.30 „Contessa” utknęła przy niskim stanie wody. Wszyscy z nadzieją czekali na poranny przypływ. Morale załogi było znakomite, a „parszywa osiemnastka” spisywała się równie dzielnie. Rankiem 11 listopada przypływ szczęśliwie podniósł statek z mielizny. Marynarze z niepokojem nasłuchiwali nieodległych odgłosów strzelaniny. Trudno było doprawdy zapomnieć o rodzaju przewożonego ładunku. Kilkaset metrów od lotniska „Contessa” utkwiła ponownie na mieliźnie, ale tym razem nie miało to znaczenia. Amunicja i benzyna dowiezione zostały zgodnie z planem.

Malvergne nie miał czasu na odbieranie podziękowań. Co sił biegł w kierunku małego domku znajdującego się blisko rozbitych artylerią niszczyciela dział obrońców. Męczył go niepokój. Czy jego bliscy żyją? Czy nie zginęli od amerykańskich pocisków? Dom stał nietknięty, ale pusty. Malvergne rozejrzał się dokoła. Czyżby?!

Nagłe podniosła się klapa od piwnicy. W szczelinie ujrzał głowę syna i usłyszał radosny okrzyk: „C’est papa!”

Żyli wszyscy.

Po udanej akcji Malvergne odbiera gratulacje od generała Truscotta. Środkowy order na piersi Francuza to świeżo otrzymana amerykańska Srebrna Gwiazda (Silver Star)


Post zmieniony (02-07-20 20:02)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 10 z 121Strony:  <=  <-  8  9  10  11  12  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024