Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
PREZES STOCZNI "GRYFIA" W SZCZECINIE PRZEGRAŁ PRAWOMOCNIE PROCES O ZNAJOMOŚĆ ANGIELSKIEGO. MIAŻDŻĄCE UZASADNIENIE SĄDU
Ponad 7,5 tys. zł będzie musiał zapłacić Krzysztof Zaremba, prezes Morskiej Stoczni Remontowej "Gryfia" i działacz PiS, po tym jak prawomocnie przegrał proces dotyczący jego językowych kompetencji niezbędnych do kierowania firmą. Bo po prostu ich nie ma - orzekł sąd.
Krzysztof Zaremba prawomocnie przegrał proces, w którym pozwał Rafała Zahorskiego – pełnomocnika marszałka województwa ds. gospodarki morskiej. Wyrok Sądu Apelacyjnego zapadł 20 października.
Zahorski został pozwany za dwa wpisy na Facebooku w czerwcu 2020 roku. W pierwszym z nich Zahorski napisał m.in.: „Etat (absolutnie nie należy tego mylić z pracą) na stanowisku Prezesa Gryfii jest pierwszą pracą tego Pana na jakimkolwiek stanowisku kierowniczym a jego brak znajomości języka angielskiego także jest dodatkową okolicznością budującą jego szacunek wśród załogi i kontrahentów. Niestety, ale gros klientów stoczni to jednak armatorzy zagranicznych bander, a wiadomo że świat shippingu i gospodarki morskiej to sfera, gdzie język angielski jest podstawowym językiem porozumiewania się i korespondencji".
W drugim wpisie, dotyczącym krytyki działań dyrektora stoczni Artura Trzeciakowskiego, Zahorski zarzut powtórzył: „A gdzie był wtedy jego przełożony czyli Pan Prezes Krzysztof Zaremba? Pewnie w domu jak zwykle – zresztą on też nie zna języka angielskiego, a więc i sam Pan Prezes by nie pomógł".
Zaremba skierował pozew przeciwko Zahorskiemu twierdząc, że język angielski zna.
„Powód Krzysztof Zaremba uczył się języka angielskiego w czasie uczęszczania do szkoły podstawowej (od V klasy), w czasie nauki w liceum oraz na studiach. W języku tym prowadził rozmowy w domu rodzinnym (z dziadkiem i ojcem), z anglojęzycznymi przyjaciółmi w Irlandii, Wielkiej Brytanii oraz w Skandynawii, ze znajomymi i przyjaciółmi podczas rajdów zabytkowych samochodów" – czytamy w uzasadnieniu wyroku sądu pierwszej instancji, który zapadł wiosną tego roku (pozew Zaremby został oddalony).
Sąd ustalił jednak, że: „Powód [Zaremba – red.] nie legitymuje się żadnym certyfikatem, zaświadczeniem lub dyplomem potwierdzającym stopień znajomości języka angielskiego, w tym dokumentem potwierdzającym, że zna i biegle posługuje się branżowym językiem angielskim, w tym technicznym językiem angielskim właściwym dla sektora przemysłu stoczniowego oraz sektora gospodarki morskiej, czy prawniczym językiem angielskim właściwym dla umów i dokumentów sektora przemysłu stoczniowego oraz sektora gospodarki morskiej. Powód, posługuje się językiem angielskim potocznym oraz, jak twierdzi językiem angielskim technicznym właściwym dla branży motoryzacyjnej i modelarskiej, w szczególności motoryzacji zabytkowej, która jest prywatnie jego pasją".
Sąd zwrócił uwagę, że Zaremba – chcąc udowodnić przed sądem, że płynnie i swobodnie włada branżowym językiem angielskim – mógł dokonać np. tłumaczenia stoczniowej dokumentacji czy np. podjąć się rozmowy z Zahorskim na tematy ściśle związane z branżą morską i sektorem stoczniowym.
„Powód tego nie uczynił. Miast tego posiłkował w procesie zeznaniami swoich asystentów Kamila O. i Adriana C. [w wyroku są pełne dane – red.], którzy, jak się okazuje, językiem angielskim władają w stopniu dużo niższym niż sam powód. Ich zeznania nie mogły zatem stanowić miarodajnego dowodu na okoliczność stopnia znajomości języka obcego".
Przypomnijmy. Kiedy mecenas Patryk Zbroja, reprezentujący Rafała Zahorskiego, poprosił Adriana C. o przetłumaczenie na angielski sformułowanie „gospodarka morska", świadek odparł: „Gospodarka morska. Teraz chyba nie przetłumaczę".
Sam Rafał Zahorski mówił przed sądem, że w krytyce Zaremby nie chodziło mu o angielski „żeby kupić kawę", ale o „język branżowy". Wytknął też Zarembie, że nie potrafił poprawnie wymówić słowa „maritime" (morski/morska).
Sąd w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że zamieszczone przez Zahorskiego wpisy odnoszą się, „co należy dobitnie podkreślić, nie do Krzysztofa Zaremby jako osoby prywatnej, lecz do Krzysztofa Zaremby jako polityka i reprezentanta spółki Skarbu Państwa – Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia S.A".
Zwrócił też uwagę, że „w odbiorze społecznym panować może bowiem pogląd, że sam fakt powołania powoda na stanowisko prezesa spółki stoczniowej powoduje, że powód swoim autorytetem oceniany powinien być jako ekspert w obszarze gospodarki morskiej, a w szczególności w branży stoczniowej. A w realiach niniejszej sprawy tak przecież nie jest".
Według sądu „w takim przypadku cechą wielce pożądaną w przypadku strony powodowej byłaby wszak przynajmniej znajomość języka branżowego. I to nie tylko angielskiego, ale również branżowego języka polskiego. A przypomnieć w tym miejscu należy, iż Krzysztof Zaremba nie legitymuje się stosownym wykształceniem, mogącym potwierdzić, iż jest faktycznie fachowcem w tej dziedzinie, ale co więcej, brak jest po jego stronie również jakiegokolwiek doświadczenia zawodowego w branży stoczniowej".
I dalej: „Przeprowadzone dowody osobowe dały jednak sądowi podstawy do twierdzenia, że powód – zgodnie z tezą pozwanego – nie posługuje się językiem angielskim o wysokim stopniu wyspecjalizowania w obszarze branży morskiej".
Pod koniec marca 2021 roku Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił pozew Krzysztofa Zaremby, posługując się wspomnianym uzasadnieniem. Sąd orzekł też wówczas, że Zaremba musi zwrócić Zahorskiemu koszty procesu (czyli wynagrodzenie dla adwokata i inne opłaty) w wysokości 4337 zł. Zaremba odwołał się od wyroku, ale teraz Sąd Apelacyjny orzeczenie utrzymał. Zaremba musi zapłacić Zahorskiemu kolejne 3240 zł. To koszty postępowania przed sądem odwoławczym. Łącznie to 7577 zł.
Zahorski zapowiada, że chociażby musiał wyegzekwować gotówkę przez komornika, to Zarembie nie odpuści. Zapowiada także, że „Możliwe, że w tym jeszcze roku odbędzie się posiedzenie sądu w sprawie, którą to my wytoczyliśmy Zarembie. Ale o tym i o detalach powiem, kiedy Sąd wyznaczy termin".
W tej sprawie będzie chodzić o obraźliwe komentarze Zaremby wobec Rafała Zahorskiego, którego nazywał m.in. szambonurkiem. Nie chodzi o jakiś jednostkowy przypadek. Zaremba – poprzez wysyłane ze swojego telefonu SMS-y – próbował też zastraszyć i obrażać dziennikarza „Wyborczej" publikującego artykuły dotyczące kariery Zaremby, po tym jak nie dostał się do Sejmu z list PiS, ale znalazły się dla niego inne posady.
--
Od Akry: o co chodzi z tym SMS wysłanym do dziennikarza Wyborczej, czyli akurat do mojego syna? Gazeta pisała o tym w GW 19 grudnia 2019. Oto fragment tamtego artykułu:
Krzysztofa Zarembę bardzo zirytował nasz niedzielny tekst [na[pisany przez mojego syna], w którym ujawniliśmy, że został sekretarzem w spółce Żegluga Polska należącej do państwowej Polskiej Żeglugi Morskiej [doskonale płatne stanowisko utworzono specjalnie dla niego!]. Zaremba był do ostatnich wyborów posłem PiS. Od lat „żył” z polityki, zaczynając jeszcze jako parlamentarzysta PO. W październikowych wyborach startował na kolejną kadencję ze szczecińskiej listy PiS, ale do Sejmu się nie dostał. W artykule przedstawiliśmy krótko jego sylwetkę i doświadczenie zawodowe. Napisaliśmy też o zależnościach między PŻM a obozem dobrej zmiany.
Tego samego dnia po południu na służbowy telefon autora tekstu (jest znany wielu politykom w regionie) dotarł z numeru telefonu Krzysztofa Zaremby SMS o takiej treści (pisownia oryginalna):
„Guzik Cię to obchodzi gdzie pracuję mój kuzynie gowniarzu. Ja natomiast poinformuje kogo trzeba o twoich lewych geszeftach o których myślisz ze tylko Ty wiesz. A ja bede pracować i robić to ci chcę. Spadaj”.
Zaremba nazywa autora tekstu, Andrzeja Kraśnickiego, „kuzynem” z uwagi na odległe koligacje w trzecim pokoleniu. Od lat rzeczywistych relacji rodzinnych nie ma.
Także służbowych, bo polityk odmawia rozmów z „Wyborczą”. Pozwala sobie jednak na mało wybredne SMS-y, w których komentuje nasze artykuły (jego zaczepki dotychczas pozostawialiśmy bez odpowiedzi). W jednym z ostatnich nazywa dziennikarza „niedoukiem poniemieckim”.
W podobny sposób Zaremba zwracał się publicznie do swoich politycznych przeciwników. – Dzień dobry, witam pana, a dla członków Platformy: Guten Morgen – stwierdził w Radiu Szczecin.
Co polityk PiS ma na myśli pisząc w SMS-sie o "lewych geszeftach"?
– Krzysztof Zaremba nie wie nic o moim życiu prywatnym i w ogóle o tym, czym zajmuję się poza „Gazetą Wyborczą”. Nie mamy nawet wspólnych znajomych. Strzela na oślep – komentuje zaatakowany dziennikarz Andrzej Kraśnicki. – Być może sądził, że po takiej groźbie wystraszę się i przestanę interesować się działaniami polityków PiS i tym co dzieje się w PŻM. Oświadczam, że się nie wystraszę.
|