KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 49 z 80Strony:  <=  <-  47  48  49  50  51  ->  => 
28-08-19 23:09  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 14:52)

 
29-08-19 08:48  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
bleriot 



Na Forum:
Galerie - 2
 

Staram się jak mogę kolego 🤦😀

--

GG: 366985
--------------------------------
Maszyny latające ...
--------------------------------

 
03-10-19 20:07  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Janisz 

W Rupieciarni:
Do poprawienia - 1
 

Tylko uważaj żeby stary Cię nie dupnął jak czytasz opowieści Akry ;-)

--
Janisz
---------------------
Verbum nobile debet esse stabile. (łac.)

Przysłowie staropolskie: Słowa honoru należy dotrzymywać.

 
04-10-19 08:26  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 14:52)

 
04-10-19 08:30  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Obiecanki cacanki :-)

 
30-10-19 19:39  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
bleriot 



Na Forum:
Galerie - 2
 

Janisz rozumny stary w maszynie pojawia się jak musi bądź z ciekawości - gdy posiada zainteresowania natury politechnicznej :-) . Pojawiasz się tam ? ;-)

--

GG: 366985
--------------------------------
Maszyny latające ...
--------------------------------

 
31-10-19 20:32  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 14:52)

 
01-11-19 10:34  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Mucha 

Na Forum:
Relacje w toku - 3
Relacje z galerią - 2


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 2
 

Czekam z niecierpliwością na nową opowieść. Do tej pory, usypiając córkę doszedłem do opowieści 328. Dzięki temu to ja ją, a nie ona mnie usypia.

--
Co zostało zobaczone, tego się nie odzobaczy

 
02-11-19 15:25  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 14:52)

 
11-11-19 21:48  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 530

„BROTHER JONATHAN”

Któż nie widział Wuja Sama (Uncle Sam) i nie wie, co jego postać personifikuje? Chyba nie ma takiej osoby, ale... na wszelki wypadek... gdyby jednak... różnie bywa... poznajmy się z nim zatem:



i przeczytajmy, co pisze na jego temat Wikipedia:

Wuj Sam (ang. Uncle Sam) – narodowa personifikacja Stanów Zjednoczonych. Wuj Sam przedstawiony jest najczęściej jako srogi, starszy mężczyzna z siwymi włosami i bródką. Zwykle ma na sobie ubranie, które zawiera elementy i barwy znajdujące się na fladze Stanów Zjednoczonych – na przykład cylinder w czerwone i białe paski z białą gwiazdą na niebieskiej obwódce, a także czerwono-białe spodnie. Wizerunek Wuja Sama w obecnej formie utrwalił się po wojnie secesyjnej. Stworzony jako karykatura prezydenta Abrahama Lincolna i zamieszczony w czasopiśmie Punch zyskał popularność, będąc następnie wykorzystywanym w wielu reklamach.

Ale czy Wuj Sam był pierwszą postacią symbolizująca Stany Zjednoczone? Otóż nie! Poznajmy urodzonego w latach wojny o niepodległość Brata Jonathana (Brother Jonathan). Oto on:

,


A tu razem z Mrs. Britannia (Pani Brytania) i Miss Canada (Panna Kanada)


Jonathana przedstawiano w rozmaity sposób, a jedyną jego wspólną cechą na większości z rysunków są spodnie w biało czerwone paski. Do takich spodni pasowałby niebieski kapelusz lub kamizelka, ale chyba nikt na to nie wpadł. Brat Jonathan był i jest nadal personifikacją leżącego na północnym wschodzie USA rejonu Nowa Anglia, składającego się z sześciu stanów: Maine, New Hampshire, Vermont, Massachusetts, Rhode Island i Connecticut. Zanim pojawił się jednakże Wuj Sam, Brat symbolizował swoją postacią również całe Stany Zjednoczone.

Mój „wykład” nie ma wprawdzie żadnego wpływu na opisywane poniżej wydarzenia, ale ponieważ ich bohaterem będzie parowiec o nazwie „Brother Jonathan”, nie oparłem się pokusie, aby tę nieznaną u nas postać nieco przybliżyć. Ale teraz przyszedł już czas na zaznajomienie się ze wspomnianym parowcem.

Kosztujący 190.000 dolarów i mierzący 67,34 metra bocznokołowiec, zwodowano w Nowym Jorku 2 listopada 1850 roku, a ukończono w pierwszej połowie stycznia roku następnego. Ładownie były dwupoziomowe (dolna + międzypokład), a każdy z dwóch długich na 21,3 metra salonów pasażerskich pięknie ozdobiono, w znacznej mierze glazurą, nie unikając jednakże tu i ówdzie złoceń! Pracę dwóch, mających średnicę 10 metrów kół wspierało ożaglowanie barkentyny. Niewielki statek mógł pomieścić „kilkuset” pasażerów (brak dokładnych danych), jasne więc, iż przytłaczająca liczba miejsc była klasy... bez klasy. Z wielu innych Opowieści doskonale znamy już określenie „steerage”, czyli bezkabinowcy. Oczywiście żaden z tych pasażerów nie miał prawa wstępu do eleganckich salonów parowca.

„Brother Jonathan” w roku 1851


Dowodzony przez kapitana Charlesa Stoddarda statek wyszedł w marcu w dziewiczy rejs z Nowego Jorku do Chagres (atlantycki port w Panamie, obecnie Colon, usytuowany u wejścia do Kanału).

Był to okres gorączki złota w Kalifornii, dokąd ze wschodu Stanów można było dostać się na trzy sposoby:
- lądem, czyli konno, wozem lub nawet pieszo
- żaglowcem do San Francisco poprzez zawsze niebezpieczny Przylądek Horn
i wreszcie
- statkiem do Chagres, a stamtąd na południe, ku leżącemu nad Pacyfikiem portowi Panama albo piechotą, albo też – co czynili mający wystarczające fundusze – częściowo na mule, a częściowo na łodzi. Tę trzecią możliwość miał ułatwiać należący do nowojorczyka Edwarda Millsa „Brother Jonatan”.

A skąd pewność, że po przebyciu około 70 kilometrów przez dżunglę byli pasażerowie parowca znajdą jakiś statek, który zawiezie ich do San Francisco? I o tym Mills pomyślał, podpisując umowę z Empire City Line, czyli armatorem chodzącym pomiędzy Panamą a San Francisco, który podjął się przewożenia do Kalifornii pasażerów z „Brother Jonathan”.

Pierwszy okrężny rejs poprzez Hawanę i Kingston (Jamajka), w którym wziął udział sam Mills, skończył się w Nowym Jorku po 31 dniach, co było wówczas rewelacyjnym czasem.

Statek miał zatem wozić chętnych do szukania złota w Kalifornii, nie wracając jednakże do Nowego Jorku w balaście: idący do Panamy przez dżunglę śmiałkowie mijali po drodze kierujących się do Chagres ludzi często obładowanych wydobytym w ciężkim znoju złotem, wracających do domów, aby rozpocząć nowe, dostatnie tym razem życie.

Już przy okazji trzeciego rejsu okazało się, że Empire City Line wbrew umowie nie podstawiła w Panamie statku, co przysporzyło byłym pasażerom „Jonathana” nie lada problemów. Na szczęście Millsowi szybko udało się podpisać nową umowę, tym razem z bardzo poważnym armatorem, Pacific Mail Steamship Company. Od tej chwili biznes przedsiębiorczego nowojorczyka szedł bez żadnych zacięć.

Tyle że do gry wkroczył Cornelius Vanderbilt, zbijający majątek na transporcie morskim i kolejowym (w chwili jego śmierci, fortunę Vanderbiltów oceniano na 100 mln dolarów!). Jedno z jego przedsięwzięć działało podobnie jak u Millsa, tyle że na większą skalę: Vanderbilt miał statki zarówno na Pacyfiku jak i na Atlantyku, i potrzebna była dodatkowa jednostka. Ponieważ nie było czasu na budowę nowego statku, milioner zaczął namawiać Millsa do sprzedaży „Jonathana”. Nowojorczyk opierał się naciskowi przez kilka miesięcy, aż w końcu mający nóż na gardle Vanderbilt zaoferował sumę nie do odrzucenia. Powodem tej niespotykanej zwykle u milionerów hojności był fakt, że jeden z jego dwóch „pacyficznych” statków wszedł na mieliznę tak skutecznie, iż w końcu rozleciał się na kawałki, a pozostałe jednostki nie były w stanie sprostać zadaniom.

„Brother Jonathan” zmienił zatem w marcu 1852 rok właściciela; nowym armatorem była należąca oczywiście do Vanderbilta Independence Line, która najpierw zajęła się znaczącą przebudową statku, skutkującą głównie zwiększeniem miejsc pasażerskich do siedmiuset. Co dziwne, wbrew ogólnie przyjętym zwyczajom nowy armator nie nadał parowcowi swojej nazwy, pozostając przy dotychczasowej.

„Brother Jonathan” po przebudowie


Kilka pierwszych rejsów po przebudowie i odbyciu morskich prób statek wykonał na dotychczasowej trasie, czego potwierdzeniem jest poniższy afisz.




Oto tłumaczenie tekstu:
INDEPENDENT LINE
NA
KALIFORNIĘ
Konkurencja wobec Old Monopoly [!]
z obniżonymi cenami biletów
- tu rysunek statku -
Nowy i Wspaniały Parowiec
Brother Jonathan
1800 ton wyporności
Z miejscami dla 700 pasażerów i niezrównanej
prędkości, całkowicie przebudowany,
powiększony, wzmocniony i ulepszony,
Wypłynie do Charges i San Juan [Portoryko]
W Czwartek, 26 Lutego o 3 po południu
Z KEI 4, N.R. [N.R. – North River, część nowojorskiego portu]
Za Fracht lub Przejazd, ze ZREDUKOWANYMI cenami, wystąp do:
E Mills, Agent
51, Cortland street

Nadszedł czas na zrobienie najdłuższego do tej pory rejsu. „Brother Jonathan” popłynął z Nowego Jorku do San Francisco via Przylądek Horn. Na trwającą aż 144 dni podróż zgłosiło się 288 pasażerów, co było nadspodziewanie dobrym wynikiem.

Później przyszedł czteroletni okres czarterowania statku przez rząd Nikaragui, która też chciała zarabiać na wożeniu poszukiwaczy złota, bo przecież ich część przechodziła ze strony atlantyckiej na pacyficzna poprzez terytorium tego kraju. Kiedy czarter się skończył, odsprzedano parowiec jednoosobowej firmie kapitana Johna T. Wrighta. Odmalowany i przemianowany na „Commodore” statek znowu zaczął wozić kandydatów na milionerów, ale tym razem chodził pomiędzy San Francisco i Seattle, zawijając po drodze do Portland i Vancouver. Miało to oczywiście związek ze złotem w Klondike.

W 1861 roku okazało sie, że stan kadłuba „Commodore” jest koszmarny, i tylko pilnie dostarczone na pokład pompy umożliwiły mu w miarę bezpieczne dopłynięcie do doku. Zakrojony na dużą skalę remont został zlecony przez nowego armatora, California Steam Navigation.

Połączony z przebudową remont zajął aż siedem miesięcy. Zainstalowano nowe maszyny a także nowe deski pokładów, wykonane z dębu oregońskiego. Wszystkie pasażerskie kabiny wyłożono drewnem sekwoi, a ponadto dobudowano 35-metrową elegancką jadalnię. Powiększone ładownie mogły pomieścić 850 ton ładunku. Za wszystko zapłacono 90.000 dolarów, po czym wymalowano na kadłubie oryginalną nazwę, czyli „Brother Jonathan”! Na początku grudnia 1861 roku, wyglądający jako nowy, statek wszedł do służby.



W latach 1862-1865 nadal chodzący wzdłuż zachodniego wybrzeża parowiec był uważany za jeden z najlepszych, co oczywiście miało wpływ na liczbę sprzedawanych biletów i tonaż przewożonych ładunków. Rekordem było przewiezienie aż tysiąca (!) pasażerów z San Francisco do Portland, a to w związku z gorączką złota na rzece Salmon w stanie Idaho, niecałe 600 kilometrów w prostej linii na wschód od Portland.

I to już był koniec szczęśliwych czasów bocznokołowca.

W czerwcu 1865 roku dowództwo na nim objął kapitan Samuel J. De Wolf po tym, jak jego poprzednik został zastrzelony dlatego, że pod koniec wojny secesyjnej zbyt otwarcie sympatyzował z południowcami. Krótko potem, na rzece Columbia „Jonathan” zderzył się z barkentyną „Jane Falkenberg” doznając uszkodzeń kadłuba, co wymusiło dokowanie zaraz po powrocie do San Francisco.

Naprawy trwały króciutko i były robione „po łebkach”, bo zbyt wiele ładunków i pasażerów czekało na przewiezienie na północ. Z powodu niewystarczającej ilości statków, na kejach piętrzyły się stosy ładunków, za zabranie których na pokład załadowcy płacili coraz więcej. 27 lipca 1865 roku De Wolf zakomunikował agentowi statku, że musi przerwać załadunek, ponieważ kadłub siedzi już zbyt głęboko w wodzie, a poza tym nawet jeszcze nie zaczął okrętować pasażerów. Po skontaktowaniu się z armatorem agent powiedział że jeśli De Wolf uważa że wypłynięcie w takim stanie załadowania jest niebezpieczne, znajdzie innego kapitana, mającego odmienne zdanie. Po czym zarządził załadunek na sam dół ładowni – dokładnie nad niedawno załatanymi tam blachami poszycia – ważącej wiele ton kruszarki rudy.

Kapitan Samuel J. De Wolf


Specjalnym ładunkiem było 200.000 dolarów w złotych monetach, przeznaczonych dla oddziałów stacjonujących w Fort Vancouver oraz ich kolegów na północnym zachodzie. Inne źródło mówi o 250.000 dolarach, ale w banknotach, i to wydaje się być bliższe prawdy. Kolejne złote monety przywiózł ze sobą William Logan, rządowy agent do spraw Indian w rejonie północno-zachodnim. Pieniądze miały trafić do żyjących tam szczepów. Statek przyjął także liczne skrzynie ze złotymi dwudziestodolarówkami dla dwóch firm, w tym do słynnej Wells Fargo and Company (dyliżanse). Było tego podobno 140.000 dolarów.

Załadunek skończono rankiem 28 czerwca, kiedy to dziób znajdował się niebezpiecznie blisko wody. Czyżby liczono na ładną letnią pogodę? Jak wspominała później żona kapitana, wielu członków załogi odwiedziło ostatniej nocy swoje domy, aby pożegnać się z żonami i dziećmi w poczuciu, że nigdy z rejsu nie wrócą! Załoga liczyła 54 osoby, do tego dochodziło 190 pasażerów.

W południe podniesiono parę i wkrótce potem rzucono cumy. Koła zaczęły się obracać, i... nic. Statek siedział tak głęboko w wodzie, że osiadł w mulistym dnie! Dopiero przybyły po kilku godzinach holownik z trudem wyciągnął „Jonathana” na głębszą wodę.

Parowiec minął cieśninę Golden Gate, po czym obrał północny kurs, wprost pod silnie dmący w dziób wiatr, i wciąż rosnące fale. Statek tak ciężko pracował na wodzie, że tylko garstka pasażerów odważyła się na próbę zjedzenia posiłku.

Sztormujący „Brother Jonathan”


Ponieważ wszystko to wyglądało gorzej niż źle, ryzykując gniew armatora, kapitan De Wolf zawinął o drugiej nocy do portu Crescent City, gdzie siłami załogi wyładowano – niewielką niestety - ilość ładunku. O 9:30 statek ponownie wyszedł w morze. Ponieważ sztorm się nasilał, De Wolf zmienił kurs na bardziej zachodni niż północny, aby w bezpiecznej odległości okrążyć Skały Świętego Jerzego (George’s Reef).

St. George’s Reef wychodziły daleko w morze. Pośrodku na horyzoncie widoczna postawiona tam w 1892 roku latarnia morska


Po dwóch godzinach od wyjścia z portu, „Brother Jonathan” oddalił się od niego o tylko o 14 mil na północny-zachód. Wobec wciąż pogarszającej się pogody, kapitan zdecydował zawrócić do Crescent City, i tam przeczekać sztorm.

Usytuowanie Crescent City


W południe przez chwilę pokazało się słońce, dzięki czemu De Wolf mógł ustalić pozycję „cztery mile na północ od szerokości, na której znajduje się Przylądek St. George”. Parowiec zmienił kurs na bardziej wschodni, podchodząc bliżej do lądu. W bezpiecznej odległości minięto skałę Seal Rock, po czym kapitan zmienił kurs na południowy wschód na południowy (southeast by south), prowadzący ku wejściu do portu. Posiadana na statku mapa nie pokazywała na tym krótkim odcinku żadnych przeszkód, ale na wszelki wypadek pierwszy oficer Allen dostał rozkaz być gotowym do rzucenia w każdej chwili kotwicy.

W chwili gdy oficer zameldował się na dziobie, dostrzegł coś pod wodą. Natychmiast krzyknął co sił aby zmienić kurs, ale było już za późno. Fale uniosły statek i rzuciły na skałę, wystającą z głębokiego w tym miejscu na 80 metrów oceanu. Impet uderzenia spowodował rozprucie kadłuba od dziobu do przedniego masztu, a gdy kolejna wielka fala pchnęła „Jonathana” jeszcze mocniej, rozdarcie dna przedłużyło się aż do wysokości sterówki. Ciężka kruszarka wypadła przez powstałą dziurę, jeszcze ją przy okazji powiększając.

Połączone siły wiatru i fal obróciły statek, który tkwił teraz z dziobem skierowanym na odległy o 4 mile ląd. Po kilku minutach poinformowany o rozmiarach uszkodzeń kapitan uznał, że nie ma dla parowca nadziei, i rozkazał załodze i pasażerom ratować się.

Parowiec posiadał 4 metalowe i dwie drewniane szalupy, mogące pomieścić 250 osób.

Pierwsza z opuszczonych łodzi natychmiast wywróciła się do góry dnem, po czym zdryfowała w kierunku rufy. Druga, pełną kobiet, zwodowana zaraz za lewoburtowym kołem łopatkowym trafiła na ogromna falę która uniosła szalupę, i uderzyła o burtę „Jonathana”. Zanim łódź rozleciała się ostatecznie w kawałki, dowodzący nią dzielny pierwszy oficer zdążył ewakuować wszystkich pasażerów na pokład statku.

Piętnaście minut od wejścia na skałę, parowiec zaczął się przełamywać. Trzeci oficer James Patterson stanął przy jednej z drewnianych łodzi, każąc do niej wejść znajdującym się w pobliżu pięciu kobietom, trojgu dzieci i dziesiątce marynarzy. Po zejściu na wodę fala rzuciła szalupę o burtę, ale pomimo powstałych w wyniku tego uszkodzeń, dzielnemu oficerowi udało się odpłynąć na bezpieczny dystans, skąd z przerażeniem patrzył, jak jego statek idzie dziobem pod wodę.

Szalupa trzeciego oficera odpływa od skazanego na zagładę statku


Jedną z pasażerek na tej łodzi była niejaka Mina Bernhard, podróżująca z kilkuletnim dzieckiem. Oto jej słowa opublikowane w gazecie Alta California:

„Sądzę że musiało być około dwunastej trzydzieści, ponieważ stoły nie były jeszcze nakryte do lunchu o trzynastej. Leżałam w łóżku chora i smutna, gdy zaskoczył mnie przerażający wstrząs, a po nim silne kołysanie, skrzypienie drewna i odległy ryk wody. Wyskoczyłam z koi i wyjrzałam przez okno. Ujrzałam kawał unoszącego się na wodzie drewna, a potem mężczyznę w kamizelce ratunkowej, biegnącego na górny pokład”.

Kobieta chwyciła dziecko jedną ręka, drugą zgarnęła kamizelkę i wybiegła na pokład. Zobaczyła pełna ludzi szalupę. Podbiegła do niej i zawołała „Ratujcie moje dziecko!”

„Podałam dziecko w czyjeś wyciągnięte ręce. Któryś z mężczyzn zapytał: nie chcesz także wejść?”

Bernhard skwapliwie skorzystała z tej propozycji. Łódź opadła na wodę pod jakimś niewiarygodnym kątem. Kobieta była pewna, że wir wytworzony przez tonący statek wciągnie ich za sobą.

James Patterson – bo Mina Bernhard trafiła właśnie do jego szalupy - uspakajał łkającą kobietę. „To jest łódź ratunkowa, i jeśli coś ma przetrwać na morzu to właśnie ona, więc proszę się nie bać”.

I dalej relacja kobiety: „Gdy zbliżaliśmy się do lądu, toczyły się na nas przerażające fale, nad nami wisiał wysoki klif, budząc przerażenie w naszych sercach”.

Pierwszymi ludźmi których zobaczyli rozbitkowie, byli Indianie „Przystrojeni w barwne pióra. Moja pierwsza myśl była taka, że wylądowaliśmy wśród dzikusów. Ale wkrótce pojawienie się Niemca o szerokiej twarzy uspokoiło mnie. Ten dobry człowiek był bardzo miły”.

Wśród pasażerów parowca znajdował się także James Nisbeth, udziałowiec gazety San Francisco Bulletin, który widząc zbliżający się koniec, ołówkiem napisał testament. Podzielił w nim posiadaną nieruchomość pomiędzy brata i siostrę, czyniąc jednakże specjalny zapis dotyczący przekazania aż 55.000 dolarów w złocie (wówczas to był prawdziwy majątek!) na korzyść córki Almiry Hopkins, żony agenta ubezpieczeniowego z San Francisco, Caspara Hopkinsa. Testament – wraz z listem do Almiry – umieścił w kieszeni, po czym włożył na siebie dwie kamizelki ratunkowe. Jego ciało fale wyrzuciły po dwóch dniach, a rozsądnie napisany ołówkiem a nie atramentem, testament ocalał. Oprócz testamentu, znaleziono także list do pani Hopkins:

„Moja droga Almiro,
Tysiąc pełnych miłości pożegnań. Gdy wypływałem w piątek – Dzień Wisielca [tak mówiono o piątku trzynastego] – mówiłaś, że Jonathan nie okaże się szczęśliwy. No cóż, oto jestem w obliczu śmierci. Ściskam was wszystkich – Caspara, Ditę, Belle, Mellie i małą Myrę - ucałuj ich ode mnie. Niech nigdy nie zapomną dziadka.”

Po trzech godzinach niezwykłych zmagań ze sztormem, wyczerpani rozbitkowie z szalupy trzeciego oficera wpłynęli pod osłonę falochronu portu w Crescent City. Przyniesione przez nich straszne wieści spowodowały pospieszne obsadzenie czterech łodzi ratowniczych, ale jedna po drugiej zmuszona była przez ogromne fale zawrócić natychmiast po wyjściu poza falochron.

Sztorm był tak silny i długotrwały, że dopiero po dwóch dniach na miejscu zatonięcia „Jonathana” pojawiły się pierwsze łodzie, nie mające oczywiście szans na znalezienie kogokolwiek żywego. Przez szereg tygodni fale wyrzucały na plaże liczne ciała, większości z nich zresztą nigdy nie znaleziono.

Owego feralnego dnia zginęło aż 225 osób, ocalała jedynie dziewiętnastka z szalupy trzeciego oficera. A co stało się ze złotym skarbem?

*

Po kilkuletnich poszukiwaniach, 1 października 1993 wrak został znaleziony przez specjalistyczną firmę Deep Sea Research (DSR). Dokonano tego przy użyciu niewielkiej łodzi podwodnej. Szczątki „Jonathana” leżały na 80 metrach, dziesięć mil na północny zachód od Crescent City, na wysokości granicy stanów California i Oregon. Przy tej okazji wydobyto porcelanowy talerz, butelkę wina i buteleczkę z lekarstwami. Z tymi dowodami DSR zgłosiło swoje prawa do statku.

Wydawałoby się, że teraz już będzie z górki, ale poszukiwanie złota na wraku trwało aż trzy lata, a każdy dzień kosztował DSR sporo dolarów. Łatwo sobie wyobrazić ekscytację poszukiwaczy, gdy 30 sieprnia 1996 roku usłyszano od operatora podwodnej łodzi „Myślę że widziałem na dnie trochę złotych monet”.

Kiedy łódź ponownie poszła pod wodę, dołączyli do niej płetwonurkowie. Z powodu dekompresji ich droga powrotna miała trwać aż półtora godziny i gdy jeszcze znajdowali się pod wodą, na powierzchni unosiła się łódź, z ułożonymi na niej niewielkimi, dostarczonymi na dno przez płetwonurków skórzanymi workami. Pełnymi! Pospiesznie wniesiono jeden z nich na pokład statku ratowniczego, i jeszcze szybciej otwarto. Złote monety, mnóstwo złotych monet!

Oto, co kazało się zdumionym oczom poszukiwaczy


...i kolejna porcja złota, położona na znanym już nam plakacie



Tego dnia wydobyto aż 875 złotych monet wybitych głównie w roku zatonięcia statku, i oczywiście były one w idealnym, tzw. menniczym stanie.

Dwie z wielu monet wydobytych z „Jonathana”, a pochodzących z 1865 roku


Po zakończeniu bardzo długo trwającej akcji wydobywczej tak mówił człowiek z DSR: „Wciąż liczymy. Mnóstwo tego. Dwudziestodolarówki z podwójnym orłem wybite w San Francisco. Większość nowiutka. Złote monety z dwugłowym orłem z 1865 roku można [teraz] sprzedać po około 30.000 dolarów. Większość jest w stanie menniczym. Całość przewieziono do San Francisco, oczyszczono, i obecnie jest w banku pod kontrolą sędziego federalnego Louisa Betchle. Wszystko co zrobiono, wykonano zgodnie z jego życzeniem”.

Tyle że teraz, gdy ciężka praca została wykonana, a liczba wydobytych złotych monet doszła do 1206 sztuk, usłyszano od stanowego rządu, że wszystkie wraki na przyległych do Kalifornii wodach są własnością stanu i że ratownicy mogą dostać jedynie skromne znaleźne...

Uzasadniono to ustawą Kongresu z 1987 roku. Mówiła ona, że państwo przyznaje stanom roszczenia do wszystkich wraków, które znajdują się:
1. na wodach stanowych
2. są porzucone
3. są wpisane do Krajowego Rejestru Miejsc Historycznych

Prawnicze przepychanki są nieźle udokumentowane, stąd opis trwającej do 1999 batalii o złote monety pewnie podwoiłby objętość tej Opowieści, i dlatego przedstawiam jedynie ostateczny wyrok sądu. Kalifornia zgodziła się łaskawie na pozostawienie poszukiwaczom aż 80 procent wartości monet, kładąc łapę na reszcie. Dodajmy jeszcze, że w tym samym roku DSR, aby spłacić długi i jednocześnie wynagrodzić inwestorów, sprzedała swoje monety (1006 lub 1007 sztuk) za 5,3 miliona dolarów.

No cóż, ponoć wydobyto zaledwie 20 procent przewożonego na ”Jonathanie” złota – nie znaleziono na przykład dużego sejfu z dużą ilością biżuterii, sztab złota i złotych monet. Przepadło także wiele skrzyń z monetami, niewykluczone zatem, że kiedyś znowu usłyszymy o skarbie z morskiego dna.

Cmentarz w Crescent City z grobami części ofiar


Wydobyte z dna koło sterowe parowca…


…stanowi obecnie ozdobę baru ostrygowego w Portland


Dwie z kilku książek o statku ze skarbami

,

--

Post zmieniony (03-05-20 12:25)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 49 z 80Strony:  <=  <-  47  48  49  50  51  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024