TikTak
Na Forum: Relacje w toku - 1
|
Dzięki, że mi kibicujecie. Spróbuję pomalować poręcz, o ile dojdzie kiedyś do jej montażu.
Dzień 10, cd.
===============
"Seria niefortunnych zdarzeń" - taki filmowy tytuł powinna mieć ta kartka w pamiętniku.
Znowu wszystkiemu winien był deszcz.
Padało.
Żona, którą słota przegoniła z ogródka postanowiła coś upiec, natomiast ja, skoro
praca przy domu odpadła - z czystym sumieniem mogłem oddać się ostatnio ulubionemu
zajęciu.
Przeniosłem cały majdan modelarski do kuchni.
Zdecydowałem, że poszycie będę robił klejem od Waldka, bo nie czuć go wcale a małżonce
akurat alergia dawała się trochę we znaki.
Części pasowały jak złoto, klej kleił, z piekarnika pachniało szarlotką i wszystko było
wspaniale do momentu, gdy zielony nadruk w okolicach łączeń nie zmienił się a to w żółty
a to pomarańczowy a jeszcze gdzie indziej w niebieski kolor.
Nie było tragicznie ale postanowiłem poprawić i zabezpieczyć dno lakierem bezbarwnym.
Kapon uwypuklił plamy, zrobiło się szkaradnie.
Znalazłem trochę zielonej farby w domu i zabrałem się na pomalowanie spodu.
Plamy zniknęły, kolor był jednolity, za ciemny, jeżeli to co było w MM przyjąć za wzór,
natomiast wszystkie dziury i schody, jakie zrobiłem łącząc segmenty poszycia, zrobiły
się bardzo widoczne i jakby większe.
Na pewno pomagała w tym ta błyszcząca farba, było jeszcze szkaradniej.
Po południu Waldek dostarczył matowy lakier w sprayu, przyzwyczaił się już i nawet nie
narzekał.
Zrobiłem próbę na kawałku papieru, wyglądało na to, że lakier i zielona farba mogą żyć
w zgodzie i zabrałem się za pokrywanie nim dna i burt, które też się trochę nierównomiernie
błyszczały.
Talk z lakieru wytrącił się na czarnych burtach nie od razu tylko dopiero po przeschnięciu,
natomiast prawie od razu zielona farba zaczęła się marszczyć i zwijać.
W zasadzie nie było już czego ratować ale nie poddałem się i zabrałem się za zmywanie
acetonem tej lepkiej mieszaniny.
Pod jego wpływem całe dno pokrył gruby, pomarszczony, ciągnący glut, trzymał się wszystkimi swoimi
mackami mojego modelu i za nic nie chciał się poddać.
Na dodatek rozpuszczalnik spowodował, że puściły niektóre połączenia.
Miało się już ku wieczorowi, poszedłem rozpalić ognisko.
Już, już miałem zakończyć dzieło, żal jednak osieroconych szalup mi się zrobiło.
Na drugi dzień glut trochę mniej się lepił, powoli udało się go zetrzeć.
Jego resztki powchodziły nieodwracalnie w dziury na łączeniach i nawet trochę je wyrównały.
Waldek dostarczył nową zieloną i matową farbę, o dziwo - kolor był identyczny jak w MM.
No i jest kadłub gotowy, wprawdzie malowany, ale lepszy taki niż żaden.
--
Wcale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.
|