stachooo
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 23 Galerie - 22
W Rupieciarni: Do poprawienia - 16
- 4
|
Melduję się ponownie, tym razem Me-262 ma już skrzydła. Zgodnie z przewidywaniami, ich budowa kosztowała sporo pracy, ale z drugiej strony była to prawdziwa modelarska uczta. Po prostu dobrze się to kleiło.
Szkielet skrzydeł to najbardziej złożone puzzle 3D z jakimi miałem do czynienia. Sam szkielet składa się z 80 elementów (+11 stelaż, który później należy oddzielić od całości). Złożenie wszystkiego w całość zajęło około 6 godzin. Cieszę się, że korzystam z laserowo wyciętych części, bo bez nich zajęłoby to znacznie więcej czasu. Efekt końcowy jest naprawdę fajny, ale podczas budowy zadawałem sobie następujące pytanie - czy szkielet rzeczywiście musiał być taki skomplikowany? Odpowiedź przyszła sama, ale o tym dalej.
Rozbawił mnie jeden z fragmentów instrukcji, mianowicie: "Jeżeli chcemy wykonać klapy w pozycji "wysunięte" (...) należy pomalować na kolor wnętrza fragmenty dźwigara W21a bezpośrednio za popychaczami klap (6 miejsc po około 1mm szerokości)." ... Spędziłem właśnie 6 godzin na składaniu szkieletu skrzydeł i nie miałem już ochoty malować zebry na dźwigarze. Farby u mnie dostatek, pomalowałem całość. Dobrze wyczułem, że nie ma sensu bawienie się w odmierzanie, gdzie powinien być ów milimetrowy pasek, bo ostatecznie po doklejeniu poszycia wewnętrznego i tak prawie nic nie widać. Następnym krokiem było przygotowanie dalszych elementów, tj. poszycia skrzydeł, wnęk podwozia oraz sporej ilości drobnicy. Najwięcej czasu poświęciłem na wycięcie i wyretuszowanie zawiasów klap oraz popychaczy slotów. W dolnym poszyciu skrzydeł oraz centropłata wykonałem rowki ułatwiające zagięcie i uformowanie tych elementów na krawędzi natarcia. Jest ona bardzo ostra i myślę, że bez rowków ciężko by było uzyskać odpowiednie zagięcie. We wspomnianych elementach, przed montażem na szkielecie należało umieścić "kieszenie" popychaczy slotów oraz komory podwozia głównego. Po kilku przymiarkach i szlifowaniu postanowiłem usunąć stelaż z centralnej części szkieletu i przymierzyć wszystko razem z kadłubem. Tutaj omal nie doszło do katastrofy, ponieważ konstrukcja szkieletu po usunięciu wzmocnienia stała się bardzo wiotka (mimo usztywnienia cyjanoakrylem). Po drugiej bądź trzeciej przymiarce szkieletu z kadłubem i poszyciem centropłata tylna środkowa część dźwigara po prostu pękła (zaznaczyłem strzałką na zdjęciu) jeszcze bardziej osłabiając konstrukcję. Natychmiast wkleiłem szkielet w kadłub z nadzieją, że mimo pęknięcia będzie równo. W pewnej chwili myślałem, że już jest po modelu. Dodatkowo wklejenie szkieletu na tym etapie utrudniło naklejanie poszycia, musiałem manewrować całym modelem. Na szczęście wszystko się udało. Końcówki skrzydeł oraz popychacze slotów zostawiam na później.
Wrócę jeszcze do mojej myśli o tym, czy szkielet musiał być taki skomplikowany. Po tym jak genialnie oklejało się go poszyciem stwierdzam, że tak. Konstrukcja jest zaprojektowana z ogromną dokładnością i dobrze przemyślana; każdy element gra tutaj swoją rolę. Doskonale było to widoczne na krawędzi natarcia, tam gdzie górne poszycie musiało być naklejone na nakładkę do dolnego. Dzięki różnej wysokości żeberek (różnica o grubość kartonu) wszystko się pięknie zazębiło. Jedyną wadą szkieletu jest to, że po usunięciu stelażu w części centralnej szkielet traci sztywność i robi się wiotki.
Błąd opracowania (przesunięcie otworu w poszyciu wewnętrznym i zewnętrznym względem siebie) nie będzie widoczny po zamontowaniu oklejek pomiędzy skrzydłami, a kadłubem.
Na koniec chciałem podzielić się jeszcze jednym spostrzeżeniem. Kilka dni po opublikowaniu poprzedniej części relacji zaobserwowałem, że łączenie przedniej części kadłuba z sekcją kabinową nie wygląda zbyt dobrze. Klej (BCG) zasychając ściągnął karton i miejsce gdzie pod spodem jest pasek łączący delikatnie się zapadło, sam pasek łączący odbił się na poszyciu, a na samym łączeniu zrobiła się delikatna szparka. Spotkałem się już parę razy z tym zjawiskiem i muszę przyznać, że nie wiem jak nad tym zapanować (zaznaczyłem strzałką na zdjęciu). Skaza nie jest widoczna ze wszystkich stron, ale przy odpowiednim świetle i kącie spojrzenia, rzuca się w oczy i psuje mi nieco ten model. Niestety taki jest karton, popełnione błędy potrafią wyjść z opóźnieniem i są bardzo trudne, bądź niemożliwe do poprawienia. Nie będę z tym nic robił, bo zdaję sobie sprawę, że mogę tylko pogorszyć. Czas na silniki :)
--
Pozdrawiam, Stachu
Samoloty z kartonu - mój blog modelarski
Samoloty z kartonu - Facebook
Caponowanie to jest dodawanie elementu baśniowego do modelarstwa.
|