QN
Na Forum: Relacje w toku - 3 Relacje z galerią - 23 Galerie - 8
W Rupieciarni: Do poprawienia - 1
- 3
|
Długo bym nie wytrzymał bez dłubania jakiejś pływającej łupinki, więc już pod koniec budowy Leutze zacząłem się rozglądać za nowym okrętem. Jak zwykle ostatnio, znów padło na niszczyciel US NAVY, tym razem DD491 USS FARENHOLT. Okręt typu Benson, najbardziej odznaczony okręt tej klasy w czasie II WŚ (13 Battlestars) a przy tym z nietuzinkowym kamuflażem z 1942 roku. Czasowo klasa ta plasowała sie pomiędzy Simsem a Fletcherem, które właśnie mam zrobione.
Więcej o klasie Benson jest tu: http://www.destroyerhistory.org/benson-gleavesclass/bensonclass.html
Więcej o tym okręcie mozna poczytać tu: http://www.destroyerhistory.org/benson-gleavesclass/ussfarenholt/index.html
To cudo wygląda tak:
Ponieważ nikt nas nie rozpieścił niszczycielem tej klasy, więc postanowiłem zrobić go sobie sam. Dysponowałem tylko planami z modelarza, że stanem na 1944 rok. Jak się potem okazało, z tych planów nie za wiele skorzystam. Są delikatnie mówiąc nieadekwatne do tego, co chciałem zrobić. Ale życie w tej kwesti uratowały mi 2 rzeczy. Po pierwsze na stronie http://hnsa.org/doc/plans/index.htm znalazłem plany bliźniaka DD616 USS Nields właśnie ze tanem na 1942 rok, po drugie nieoceniony MacGregor poratował Qnia (nie po raz pierwszy zresztą) liniami teoretycznymi kadłubów Bensonów własnej kreski. To plus zdjęcia z archiwów i chyba uda mi się coś popełnić.
Na początek na podstawie lini teoretycznych wykreśliłem sobie szkielet, uwzględniając grubość spodziewanego poszycia (czyli 2xkalendarz, kreda, 0,25 mm ;-))
Oklejanie tradycyjnie, od burt. Różnica taka, że wszystko robione na oko, a resztę poszycia pasowałem tak, jak wyszło :)) Zabawa przednia. 2 ujęcia rufy. Widać symetrię kadłuba, wypukłość pokładu i to, że szystkie grubości zostały uwzględnione. Poszycie jak widać dwuwarstwowe. Najpierw kształtowałem obie warstwy, potem kleiłem je ze sobą, a na końcu przyklejałem do szkieletu. Na 3 zdjęciu widać jaką metodą "kreśliłem" siatki dna i burt. Szkielet, kalka, ołówek i ręczne przycinanie. Chyba jakoś poszło;-)
Kilka ujęć oklejonego kadłuba, z wpuszczonymi osiami wałów śrub:
Po oklejeniu tradycyjnie. Szlif, SG, szlif. Potem farba podkładowa (2-3 warstwy) szlif. I znowu podkład, szlif. I tak do bólu albo zadowalającego efektu końcowego.
Po wykończeniu powierzchni kadłuba przyszedł czas na jego wyposażanie. Pasy poszycia, ster, śruby, stępki przeciwprzechyłowe. Ciekawostką są bulaje. Po przyklejeniu pasów poszycia były one rozwiercane od nowa, nieco większej średnicy. Następnie w otwory wklejałem papierowe rurki, które obinałem przy samym kadłubie, wzmacniałem krawędzie SG i szlifowałem. W ten sposób udało mi się uzyskac idealnie ostre krawędzie i okrągłe bulaje. Potem tylko przyklejenie wystających obwódek z drutu 0,1 mm (bedą w całości malowane - to nie imitacja miedzi/mosiądzu w wewnętrznych częściach krawędzi buljów a wystających krawędzi) + okapy nad nimi.
Potem juz tylko obrobienie kluzy kotwicznej, przyklejenie pokładu właściwego z wystającymi obręczami i otworami odpływowymi. I ostatni wykonany do tej pory element, czyli nadburcie na śródokręciu.
I w ten oto sposób kadłub gotowy jest do malowania. Ale muszę przyznać, że sam się go boję :)))
--
Post zmieniony (26-12-13 13:00)
|